Byliście tu:)

Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pojemniki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą pojemniki. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 18 maja 2014

Kolorowo, smacznie i słonecznie

Witajcie, w końcu słonko nas zaszczyciło swoją obecnością , co zachęca do robienia fotek i wyjścia z robótką na taras:)
Tymczasem pokażę coś, co powstało z potrzeby posiadania pojemnika na kordonek, zwłaszcza niesforną Lizbeth, która ucieka, skręca się i rozwija z kłębuszka.
Bazą jest słoik po kremie czekoladowym typu nutella. Nitka przechodzi przez koralik umieszczony w środku nakrętki (mogłaby się porwać przechodząc przez ostre brzegi metalowej zakrętki). Sprawdza się znakomicie i specjalnie został ozdobiony kolorami bzów majowych na wyzwanie w Klubie Twórczych Mam - banerek  boku:)
Kolejne praktyczne zastosowanie frywolitki to wykończenie dekoltu. Musiałam rozciąć, bo odstawał (w ogóle kieckę przerabiałam, bo dostałam od szwagierki - na nią za mała, na mnie tu i ówdzie też, ale z tyłu zmniejszyłam zaszewki i skróciłam). I teraz jest spoko, zdjęcie tylko beznadziejne, ale ciemno było.
 
Ostatnio moda na neonowe kolory i jakoś tak uległam czarowi tej jaskrawej zieleni... To moje kolczyki i pazurki do kompletu (trochę byle jakie, bo jak zwykle malowane na szybko). Te z kokardkami nie mają jeszcze właścicielki - zdjęcia wyszły jakże różne, choć to ten sam kordonek:) Na pierwszej fotce rzeczywisty kolor, taka soczysta limonka.

Kolejna, średnio udana próba z Lizbeth, czyli bransoletka z plastikowymi pastylkami.
 Za to teraz świeżutki komplecik zgodnie z zamówieniem. Koraliki mienią się w słońcu, raz nawet udało mi się to uchwycić:) Komplecik zgłaszam do Szufladowego wyzwania  Gościnnej Projektantki  - Dziurki (banerka nie wrzucam, bo nie ma).


I kolejny quillingowy grzebyk - dziś rano czesałam koleżankę na komunijną uroczystość. Wyobraźcie sobie po bokach zaplecione luźno warkocze, kaskady romantycznych loków spadających na ramiona, a po środku taki właśnie grzebyk... Jak dla mnie było super:) Tak naturalnie, a jednocześnie elegancko.


Żeby nie robić zaległości - dzisiejsze pazurki w kropeczki - też się mienią w słońcu:)
I w nagrodę za Waszą wytrwałość poczęstuję Was czymś nieziemsko pysznym.

 Nie jest to takie zwykłe tiramisu. Od pewnego czasu sama robię serek ricotta. Po pierwsze: jest przepyszny (tak zupełnie bez niczego), po drugie: można go wykorzystać na wiele sposobów, po trzecie: mam go zupełnie za darmo, po czwarte: prosto się go robi i szybko. Same zalety. Jedyny mankament jest taki, że nie zawsze mam dostęp do serwatki. Moja teściowa często robi twaróg z wiejskiego mleka (bo ma krowę, o czym pewnie już kiedyś pisałam), zostaje więc serwatka, którą z przyjemnością wykorzystuję. Podgrzewam, trochę soku z cytryny, do woreczka i jest:) Wracając jednak do deseru, to nie korzystałam z przepisu. 
Zmiksowałam 4 żółtka z cukrem zwykłym i waniliowym, dodając ok 40 dag mojego serka (rozbitego tylko blenderem, bo sam w sobie jest bardzo kremowy), zmieszanego z rozpuszczoną i wystudzoną żelatyną. Dlaczego użyłam żelatyny? Bałam się, że masa nie zgęstnieje, bo jednak mascarpone jest tłusty i gęsty, ricotta zaś nie. Potem już standardowo: biszkopty macane w kawie z odrobinką sherry, kakao... Na wierzch odrobina zwykłej śnieżki i mięta truskawkowa. Niebo w gębie!

Przepis na tiramisu z ricotty sprawdziłam dopiero później. Inni robią masę z ricotty i jogurtu greckiego, bez żółtek i żelatyny. Muszę spróbować, choć moja wersja jest super:)

 I jeszcze coś godnego polecenia: u Arabeski zobaczyłam przepis na super ciastka. Zachęcam do wypróbowania. Bez groszków czekoladowych, a i tak pychotka:)

 Musze się jeszcze koniecznie pochwalić swoimi zakupami. Po pierwsze kupiłam lawendę, która niesamowicie pachnie, nie mając jeszcze kwiatów. Mam też oregano i miętę truskawkową - niezwykła, faktycznie ma aromat nieco truskawkowy. Po drugie w biedronie mają ekstra doniczki na zioła. I cena w porównaniu z innymi sklepami bardzo przystępna. Ja na razie powstawiałam swoje ziółka w doniczkach, ale muszę je rozsadzić.
 Bardzo dziękuje za odwiedziny i komentarze. Miłego tygodnia!





poniedziałek, 28 listopada 2011

Poniedziałkowo

Jest tak wietrznie, że aż przerażająco... Mam tylko chwilkę, ale postanowiłam coś skrobnąć, bo naprawdę dawno nie pokazywałam nic nowego. Zbyt wiele nie powstało niestety, ale doba ciągle ma tylko 24 szybko uciekające godziny. Pudełeczko - powstało już dość dawno, dziś poleci w świat.


 
Nie sposób się nie pochwalić, że tamten tydzień, mimo zmęczenia i różnych niezbyt przyjemnych rzeczy, zakończył się bardzo sympatycznie. Przede wszystkim dziękuję Wam za życzenia imieninowe. To jest naprawdę niesamowite dostawać życzenia od osób, które znam wyłącznie z tego blogowego świata.  Zaś w realu moje biżutki powędrowały na małą wystawę wraz z pracami artystów i rękodzielniczek do sąsiedniej gminy. To miłe, choć prace nienajlepsze, nie miałam niestety takich fajnych, które są już w posiadaniu różnych osób. Nie chciało mi się straszliwie jechać w piątek na otwarcie wystawy.W domu byłam zaledwie pół godziny, a marzył mi się kubek kawy i wieczór z jakąś robótką. Zebrałam się jednak i pojechałam. Niby niedaleko, ale pokonanie 35 km po ciemku, droga fatalna i mnóstwo tirów, było karkołomne. Dotarłam i absolutnie nie żałuję. Spotkałam ludzi, których lubię, pogadaliśmy... I dostałam prezencik imieninowy. Prześliczny koszyczek z kwiatkami z bibuły. Oczywiście rękodzieło. Takie maleństwo, a tyle radości. W domu byłam ok. 21.30 (jeszcze po męża jechałam, dlatego tak późno), więc na robótkę za późno, zasnęłam w towarzystwie igły i koralików. Skasowało mi się zdjęcie, gdzie był widoczny koszyczek, ale nie będę robić kolejnego. Jest potwornie ciemno i w ogóle wszystkie fotki są jakie są. Koszyczek mieści się na dłoni, dość małej dłoni:)

W sobotę powstało dosłownie w biegu i na stojąco coś dla mnie, czyli biżutka na imprezkę. Wybraliśmy się na bal andrzejkowy wraz z gronem znajomych z mojej pracy. Miałam koronkową tunikę (oczywiście z butiku) w kolorze ostatnio zwanym nude, dla mnie po prosty cielisty beż. w połączeniu z czernią wyglądało nieźle i chciałam mieć jakąś biżu trochę śmieszną i oryginalną. Z obciętego dołu od koronkowej elastycznej spódnicy powstał łańcuszek (dodalam zieloną nitkę), z tej samej koronki i organdyny kwiat. Drugi kwiat wpięłam we włosy, ale w przyszłości można go dopiąć do naszyjnika. Jestem z niego zadowolona. Kolczyki zielone miałam (otrzymane w jednej z wymianek), więc nic nie kombinowałam. Już od jakiegoś czasu marzył mi się taki tekstylny naszyjnik, aż w końcu nadarzyła się okazja. I to nie byle jaka. Znów spotkało mnie wiele miłego, pełen relaks i zabawa. Impreza od czasu do czasu wskazana:) Nogi trochę bolą od tańca, niedziela upłynęła nam na wspominkach i odsypianiu:)




Dziś, jak patrzę przez okno, jestem przerażona. Znów poniedziałek. Wieje, że omal głowy nie urwie, do tego ten deszcz... Za chwilkę muszę budzić dzieciaki. Nie chce mi się w ogóle wychodzić z domu.
Na koniec drobiazg - kwiatuch do torebki koleżanki. Tylko gdzie ja podziałam agrafki?

Ach, jeszcze coś zrobione dawno, ale chyba spruję, bo mi coś w tym nie pasuje. miał być naszynik, ale wyszło takie coś i nie wiem co z tym zrobić...

Wiele z Was pisze na swoich blogach apel w sprawie Kuby. Czasem do Niego zaglądałam, podziwiałam małe, zdolne łapki, często czytałam Jego komentarze, pozostawione tu i ówdzie, widziałam Jego zaangażowanie w różne wymianki... Brak mi słów, nie będę powielać tego, co piszecie, po prostu dołączam się do Was i mam nadzieję, że blog wróci na swoje miejsce. Bo swoje miejsce ma, na stałe zagościł w naszych sercach, bez względu na podłych i zazdrosnych ludzi. Mam też nadzieję, że Kuba mimo wszystko nie zrazi się do ludzi i będzie dalej realizował swoje wspaniałe zainteresowania.

wtorek, 28 czerwca 2011

Trochę o polowaniach i dziecięcym marzeniu

Nawet nie wiem, od czego się zaczęło: czy od tego, że dla odmiany chciałam coś uszyć, czy też od ogłoszenia polowania na mój licznik:) Nie pamiętam, bo ja często spontanicznie podejmuję różne decyzje. Ale chyba od licznika:) Mimo, że nie zakończyłam swoich zobowiązań z podawajki i poncho, to postanowiłam podarować drobiazgi z okazji czwórek. Mam wyrzuty sumienia, że uczestniczę w różnych zabawach, a sama nie ogłaszałam jeszcze candy, a przecież nie mniejszą radość niż otrzymywanie, sprawia mi przygotowywanie prezentów. Strasznie fajne było to, że licznik złapały dwie osoby: Janeczka i Daria.  W związku z tym, że Janeczka szydełkuje przepięknie z prędkością rakiety absolutnie wszystko, uznałam za pozbawione sensu wysyłanie szydełkowego podarunku. Postanowiłam zatem coś uszyć. Zapolowałam na materiał, wiadomo gdzie. Jakoś tak wymarzyłam niebieskości, bo wiem, że Janeczka lubi i udało się. Zakupiłam fantastyczne zasłony i znów pojawił się pomysł, bo pewnie większość z Was wie, jakie cuda Guga czaruje z takich zasłonek. Tak się fantastycznie złożyło, że to właśnie Guga dodała ten dwusetny komentarz. Dostała więc jedną zasłonkę i już kombinuje, co by tu uszyć:) Ja ze swojej trochę koślawo (bo jak zawsze szybko) uszyłam dla Janeczki etui na szydełka, nożyczki i co tam jeszcze wejdzie, a także ozdobiłam pudełeczko na przydasie. Paczuszka dotarła, pokazuję. 
 
 
Zasłona spora, dla Maluchów Darii powstało coś na kształt zwierzaków (pierwsze w moim życiu szyte). Uśmiejecie się, bo żyrafa miała być konikiem:)... No cóż, następnym razem:) Iza dołożyła potem swoje pięć groszy i zawiązała żyrafce fioletową kokardę. Ryba na szczęście jest rybą. A dla Mamusi, bo to w końcu ona polowała na licznik, powędrowała brocha - kwiatek, bo Daria zawsze obdarza te kwiaty miłym słowem. Drobiazgi, ale mam nadzieję, że się podobają. 

















A na koniec o tym marzeniu. W dzieciństwie marzyłam o domku dla lalek. Takim dużym, z prawdziwego zdarzenia. Domki rożne robiłam z pudełek, budowałam, ale to nie było to. Wczoraj, przez przypadek, spełniło się to moje marzenie. Iza dostała od pewnej sympatycznej osoby wyszperany na strychu domek. Co ja mówię - willę!! Tatuś zrobił tylko dach. Żałuję, że nie słyszałam pisku radości, gdy mała zobaczyła domek. Zamieszkały w nim zwierzaki. Napatrzeć się nie mogę. Znowu ciut przydługo, ale ja już jestem taka gaduła.

wtorek, 24 maja 2011

Radośnie mimo wszystko

Od rana wszystko nie tak, ale co tam...  Pochwalę Wam się kilkoma rzeczami (niestety nic nowego nie powstało, jeden zając się tworzy już ze 4 dni, ale w końcu kiedyś się stworzy). W wymiance kwiatowej u Boniusi wylosowałam Madzię i wiem, że już otrzymała prezencik, więc pokazuję. Głównym podarkiem było pudełeczko z kwiatami (drugie życie sporego pudełka po lodach), którego część już przemyciłam na bloga. Teraz całość:


 Podobnych pudełeczek powstanie więcej, bo to miła robota. Moja córcia dzielnie mi pomagała, bo karteczka z kwiatami jest wyłącznie jej pomysłu i autorstwa. Druga już nie, ale bardzo nam się podobała, dlatego powędrowała do Madzi. Dorzuciłam trochę kolorowych kartek i kartonów w ramach przydasi oraz coś słodkiego, co pięknie zmieściło się w pudełeczku.
Pewnie niedługo będę chwalić się tym, co ja dostałam. Oczekiwanie jest szalenie miłe. 
I najważniejsze: wygrałam nagrodę pocieszenia u Modrak w Wyzwaniu nr 2 - róże!!! Wczoraj naprawdę byłam zaskoczona. Już wiem, że dostanę przepiękny prezencik i na pewno się nim pochwalę. Już dziś dziękuję Modrak za zorganizowanie zabawy, w której wzięłam udział z prawdziwą przyjemnością i oglądałam wszystkie zgłoszone prace. Było co podziwiać. Zajrzyjcie koniecznie. Zwyciężczyni gratuluję. Jej praca znajduje się tutaj i naprawdę robi wrażenie. Decoupage zawsze bardzo mi się podobał, ale nie biorę się za to, bo jednak wymaga nakładu czasu i materiałów.... Wolę wzdychać i podziwiać. 
Chciałabym podziękować Darii za pracowite łapanie licznika u mnie. Wiedziałam że to będziesz Ty i z przyjemnością wyślę Ci małą niespodziankę. Dzięki za cierpliwość, bo ciągle pracuję nad prezentem z "Podaj dalej". Wiem, wiem, z tym się nie trzeba spieszyć, ale już bym chciała. Na razie taki czas, że mało czasu, ale w międzyczasie trochę czasu się wykroi :)))
 Tymczasem kończę, poczęstujcie się babeczkami (te są z pastylkami typu lentilki), były jeszcze z jabłkami i ciasto z wiśniami (przepis z babeczek, tylko pieczone w dużej blaszce i też dobre). W weekend jak widzicie były inne robótki niż szydełkowe. Nie zabrakło też pazurków.

środa, 16 marca 2011

Doniczka z kwiatami, czyli historia pudełka po twarożku...

Oj, dawno nie przerabiałam żadnych "śmieci", aż tu nagle okazja sama się znalazła. Urodziny koleżanki, której zrobiłam tę bransoletkę z wcześniejszego postu. Teraz będzie miała ją gdzie schować.  Nie jest to podobne do szkatułki, bardziej kojarzy mi się z doniczką z kwiatkami. Nie mogę się doczekać jutra, bo właśnie jutro są te urodziny. Fajna liczba: 22, tak do pary.

Moje dziecko, oczarowane kwiatkami, chce coś podobnego, i pewnie nie będę miała wyjścia, tylko coś poprodukować :) Lubię mieć wytyczony cel, wtedy robi się z większą chęcią i szybciej.

Już wcześniej zrobiłam małej torebeczkę, której chętnie używa. Kwiaty i zwierzęta - coś, co bardzo kocha, dlatego często w domu przebywają nasze koty (oczywiście co rusz fotografowane przez Izabellę):


Nasze koty są niesamowite i śpią w przedziwnych pozach. Czarny najchętniej wskakuje do łóżka swojej ulubionej pani (która niekoniecznie jest zawsze wobec niego delikatna, jednak bardzo go kocha). Nieraz dzieciaki się biją o to,  kto w danej chwili ma prawo bawić się z kotem. O dziwo kot nie protestuje i lubi dzikie harce. Natomiast Dexter (ten szaro-bury) to indywidualista i woli się lenić (psoci tylko, jak ktoś zostawi jedzenie na stole).

Na koniec coś z innej beczki. Odwiedziłam dziś pasmanterię. Poszukiwałam szydełka tunezyjskiego, ale oczywiście nie było (choć szacunek dla ekspedientki: ta wiedziała chociaż o co mi chodzi). Bez szans na zakup tego szydełka, grrr..... zostaje internet i koszty przesyłki. No a żeby mi nie było smutno kupiłam sobie małe "conieco": turkusowy kordonek, trochę koralików i bawełniane grubsze nici na kolejne pudełeczka. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. Nie powinnam w ogóle chodzić do pasmanterii, bo wychodzę chora, że nie mogę kupić wszystkiego, co bym chciała... Nie chodzi o to, że tego nie ma, tylko o to, że jest tyle fajnych rzeczy, ale zasoby ograniczone. Dobrze, że mam w domu trochę zapasów od cioci mojego męża i z ciucholandu (też mają nieraz fajne włóczki). Ja mam szczególny sentyment do grubszej bawełny - lubię z niej szydełkować.

Chciałabym podziękować Janeczce za przesyłkę, wszystko jest piękne i mała miała wielką niespodziankę. Była zachwycona, choć ma już swój gust i nie zawsze wszystko jej się podoba. Oczywiście wczoraj odbyła się próba komunijnej fryzury (choć mam nadzieję, że jednak będzie inna, jeśli uda mi się przeforsować mój pomysł, bo na razie Iza ma inne zdanie). Zobaczymy, mamy czas aż do 19. czerwca.