Że lubię różne wyzwania i różności. Wczoraj odwiedziła mnie Ruda Wydra:), która obdarowała mnie różnymi skarbami, niestety na razie fotek brak, ale jak coś z nich powstanie, to pokażę. Miło mi było i dostałam specjalne zamówienie, które od razu mnie wciągnęło. Babcine "perełki" miały zyskać nowe wcielenie. Był to potrójny sznur nieco sfatygowanych koralików z zepsutym zapięciem. Miała powstać frywolitkowa broszka-wachlarz. Jest takie coś:
Mnie się podoba i jestem bardzo zadowolona z efektu. Zapięcie tez wykorzystałam, skoro pamiątkowe:) Jest spora i elegancka. Aniu, taka miała być?
Był jeszcze pierścionek dla koleżanki, która obdarowała mnie suwakami w różnych kolorach. Wypadło jej oczko ze srebrnego pierścionka, teraz jest sutasz. Miał być niewielki, więc jest.
Jest też praca na wyzwanie w Klubie Twórczych Mam - Zrobione z Mamą - Magnesik na lodówkę. Pomagałam Adasiowi i powstał magnesik na sekretne wiadomości do mamy. Fajny pomysł, prawda? Adaś lubi coś razem tworzyć.Wykorzystaliśmy opakowanie po węglu leczniczym i stary magnesik. Adaś dzielnie pracował, chciał, żeby było jesiennie, miała być kokardka i koraliki. Kleił w wielkim skupieniu:)
Iza też lubi tworzyć z mamą, choć częściej tworzy sama. Pewnie niedługo napisze posta u siebie, bo natworzyła znakomitości. Tymczasem, już tak "pozawyzwaniowo" i recyklingowo powstał rysunek przy użyciu kupionego w sh spirografu (Iza miała z nim trudności, więc kwiatki rysowałam ja, co omal nie spowodowało przypalenia ryżu - woda się wygotowała:) bo byłam zajęta rysowaniem) oraz dmuchanych flamastrów - listki i cała "otoczka" kwiatków to Izy zasługa. Ramka to nic innego jak obudowa zegara, który się zepsuł - szkoda było wyrzucić. Teraz zamiast zegara babcia ma obrazek:)
Na koniec coś słodkiego - bajaderka. Miało być inne ciasto (kruche, budyń, kruche, maliny+galaretka) ale nastąpiła mała katastrofa. Mleko skwaśniało (to od wiejskiej krowy tak ma) i budyń się nie ugotował, co zauważyłam już jak się gotował... A tu dwa placki upieczone, galaretka rozpuszczona... Cóż było robić? Jeden placek pokruszyłam, dodałam mleka z kartonu i kakao, posmarowałam dżemem, zalałam maliny galaretką i wszyscy się zachwycali. Tyle ciast w jednym tygodniu to mogło powstać tylko podczas urlopu:) A że maliny dojrzewają, trzeba je wykorzystywać.
Niestety urlop sie kończy, jutro do pracy... A szkoda, bo tak dobrze mi było.. Miłego tygodnia, napiszę na pewno, bo dokończyłam pewne zamówionko.