Laura Whitcomb z zawodu jest nauczycielką języka
angielskiego. „Światła pochylenie”, to jej pierwsza powieść i mam nadzieję, że
nie ostatnia, bo bardzo miło spędziłam przy niej czas. Już sam początek jest
intrygujący: „Ktoś na mnie patrzył. To dość niezwykłe uczucie, gdy jest się
martwym.”.
Główna bohaterka, Helen, jest Światłem. Umarła, ale z
jakiegoś powodu nie może iść do nieba, więc błąka się po ziemi za swoimi
gospodarzami, których wybiera sobie dość przypadkowo. Pewnego dnia, przebywając
ze swoim ówczesnym gospodarzem Brownem, na lekcji angielskiego, którego ów
oczy, zauważa, że ktoś się jej przygląda. Okazuje się, że tą przypatrującą się
jej osobą jest James, który zajął ciało jednego z uczniów – Billego, gdy ten przedawkował
narkotyki. Od tej pory Helen i jej nowy przyjaciel szukają drugiego ciała, tym
razem dla dziewczyny, by nic nie stało im na przeszkodzie do bycia razem.
Zacznijmy od fabuły – pierwszy raz spotkałam się z takim
pomysłem, za co duży plus. Wątek romansowy jest na przyzwoitym poziomie, nie ma
słodzenia, jest za to wiele przeszkód na drodze kochanków.
Książka przykuwa do fotela, nie da się od niej oderwać, bo
chce się koniecznie wiedzieć, co będzie dalej. Zakończenie iście dramatyczne,
takie, jakie najbardziej zapadają człowiekowi w pamięć.
Ciekawe jest przedstawienie bohaterów. Jako Światło, są
ludźmi dorosłymi, w prawdziwym życiu, wchodzą zaś w ciała nastolatków i muszą
zachowywać się tak, aby nikt nie zorientował się, że coś jest nie tak. Jest to
trudne o tyle, iż pragnąc być ze sobą, napotykają masę przeszkód – ich rodzice
nie rozumieją relacji pomiędzy nimi, a nie mogą dowiedzieć się prawdy.
Podsumowując, książka o dobrym przesłaniu, który każdy
odczyta we własnym zakresie i po swojemu, bardzo dobra i oryginalna fabuła oraz
element dramatyczny, przyszpilą was do fotela na kilka godzin, ale nie
będziecie żałować.