Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Batiste. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Batiste. Pokaż wszystkie posty

1 marca 2014

Denko 1/2014 - czyli masa pustych opakowań


Pierwsze denko w nowym roku - muszę przyznać, że od długiego czasu jestem zadowolona z tempa i ilości zużywanych kosmetyków :) W łazience w końcu robi się miejsce na "oddech".

L'Occitane - lawendowe mydło w płynie - klik - zużyliśmy je z żalem, bo nie tylko ja je polubiłam, ale także mój Narzeczony. Delikatny, kojąco-orzeźwiający zapach lawendy, gęsta konsystencja, która nie wysuszała rąk... marzenie! Gdyby nie zaporowa cena, na pewno kupiłabym ponownie.

Cece of Sweden - Argan Conditioner - rzadko w denku zamieszczam próbki, bo zwykle spływają po mnie jak woda po kaczce... czyli nie zachwycam się nimi. Tą próbkę dostałam podczas zakupów w Super-Pharm i przepadłam! Użyłam tej odżywki dwa razy, a efekty odczuwałam na moich włosach przez kilka dni po użyciu, mimo ponownego mycia włosów! Pierwszy raz spotkałam się z takim działaniem, odżywka idealnie nawilża i wygładza włosy, ma ciekawy, ładny zapach... Pierwszy raz zdarzyło mi się po użyciu próbki lecieć do drogerii i kupować pełnowymiarowe opakowanie produktu. Jestem pod wrażeniem!

Balea - kokosowa odżywka do włosów - bardzo fajna odżywka, duet wraz z szamponem bardzo przypadł mi do gustu. Zużyłam z przyjemnością, polubiłam ją, ale jednak do grona "naj" się nie zakwalifikowała (to miejsce okupuje powyższa odżywka z Cece oraz Nivea).

2 lutego 2014

Kosmetyczni ulubieńcy i odkrycia 2013 roku

Z "małym" poślizgiem czasowym, ale są - moje ulubione kosmetyki roku 2013. Wybrałam po 1-2 ulubieńców z każdej kategorii, choć z niektórymi miałam problem. Zastanawiałam się nad umieszczeniem tutaj też ulubionych pędzli, ale stwierdziłam, że lepiej będzie mi po prostu napisać cały osobny post na ich temat :). Co ciekawe, o ile dobrze pamiętam, każdego z tych produktów użyłam po raz pierwszy właśnie w roku 2013.

8 września 2013

Suche szampony Batiste, czyli mój totalny must-have włosowy

Szczerze, byłam przekonana, że ta recenzja na blogu już się pojawiła :D A tu zonk. Tak więc dzisiaj o produkcie, który swego czasu stał się w pewien sposób kultowy w blogosferze, a ja sama już nie wyobrażam sobie funkcjonowania bez niego - mowa o suchych szamponach Batiste.

Batiste kupiłam jakoś na wiosnę, przy okazji otwarcia jednej z drogerii internetowych. Jako, że cena była bardzo korzystna, a szampon nie był wtedy nigdzie dostępny stacjonarnie, postanowiłam od razu wziąć dwa opakowania - wybrałam wersję Tropical i Lace. Szampony mają piękne, kolorowe, kobiece opakowania i różnią się od siebie zapachem. Żółto-zielony Tropical ma zapach kokosa i tropikalnych owoców, bardzo mi się podoba, ale jest naprawdę słodki. Lace to również słodkawy, pudrowy, kobiecy zapach.


Moje włosy są w fazie zapuszczania, ale raczej bez tego "muszęmuszęmuszęmiećdługiewłosy"... Sięgają mniej-więcej do łopatek i tak sobie rosną, bo w zasadzie nie mam na nie specjalnego pomysłu, a z takimi mi po prostu najwygodniej. Nie wykluczam wybrania się w tym miesiącu do fryzjera na lekkie podcięcie, ale nie o tym miało być ;). Taka natura moich prawie-długich włosów, że o ile na długości mogłabym ich nie myć i 5 dni, o tyle u nasady dość szybko nawet nie tyle się  przetłuszczają, co są oklapnięte. Suchy szampon okazał się wybawcą dla tej "dolegliwości"!


Zwykle sprawy mają się tak, że w pierwszy dzień włosy wyglądają super, a następnego już niestety widać przyklap przy nasadzie. Wtedy biorę Batiste i psikam niewielką ilość przy przedziałku i trochę "pod" przedziałkiem. Głowa w dół, małe czochranie i po 30 sekundach po przyklapnięciu nie ma śladu, a włosy wyglądają nawet lepiej niż dnia poprzedniego! Magia! Batiste nie dość, że usuwa "tłustość" włosów, to jeszcze delikatnie je usztywnia i dodaje objętości. Użyty w nadmiarze lub z bliskiej odległości szampon potrafi nieco bielić, ale wystarczy używać go z umiarem i potem porządnie "wmasować" we włosy, przeczesać, i efekt znika.


Oczywiście nie używam Batiste co 2 dni, ale też przy codziennych treningach po prostu i tak myję włosy codziennie, więc nie mam kiedy ich "odświeżać". Jednak na dni leniwca, lub "miałam dziś nie wychodzić z domu, więc olałam fryzurę, ale muszę nagle gdzieś iść" - suchy szampon to rozwiązanie zbawienne! Dzięki niemu, w awaryjnych sytuacjach, mogę myć włosy co 2-3 dni, zamiast co 1-2,  jak bywa zazwyczaj.


Spotkałam się z opinią, że suche szampony są niewydajne. Ja stosuję je 1-2 razy w tygodniu, niewielka ilość jest wystarczająca i moje dwie butelki 200ml (bo stosuję je wedle nastroju na dany zapach :D) mają się jeszcze zupełnie dobrze i jak dobrze pójdzie, to wystarczą mi na niemal rok użytkowania. Uwielbiam!

13 marca 2013

Kolejne nowości, czyli paczki i zakupy z zeszłego tygodnia

W ostatnim tygodniu wydałam stanowczo za dużo pieniędzy w stosunku do tego, ile miałam na koncie :P. Na szczęście Narzeczony i Mama jak zawsze służyli "pomocą", co pozwoliło mi nieco zaszaleć zakupowo ;). Odkryłam, że w mojej okolicy otworzyli Pepco (hip hip hurra!), poza tym urządziłyśmy z Mamą dwa zakupowe wypady, a takie sytuacje zwykle kończą się nadprogramowymi zakupami... ;).

Na zdjęciach pokażę Wam jedynie moje kosmetyczne łupy, bo tych też oczywiście nie brakowało.



W zeszłym tygodniu również i do mnie dotarł koszyczek od L'Occitane. Nic więcej na jego pisać na razie nie będę, bo chyba wszystko zostało już powiedziane. Biorę się do testów i pewnie za jakiś czas opublikuję posta z mini-recenzjami mini-produktów.


Z okazji Dnia Kobiet i otwarcia sklepu Perelki.eu, skusiłam się z Siostrą na promocję na suche szampony Batiste - -20% na szampony. Od dawna mnie te szampony kusiły, ale było mi żal dopłacać za przesyłkę, a ta promocja sprawiła, że zakup stał się bardziej opłacalny. Dla siebie wzięłam wersję Lace i Tropical, moja Siostra wybrała Fresh, a do tego dostałam gratis mniejszą wersję Cherry. Dziś szampon poszedł pierwszy raz w ruch i utwierdziło mnie to w przekonaniu, że to był dobry zakup ;).


Dokonałam też małej wymianki z Sajjidaą. Wybrałam dla siebie 20ml zapach Yves Rocher ananasowo-kokosowy - będzie świetny na lato oraz... kolejny żel Balei, Peachy Rose - bo żele nigdy się nie zmarnują :).


Tydzień temu zajrzałam też do Rossmanna, gdzie na promocji po 7,99zł były płyny do kąpieli Luksja, które ostatnio zdominowały blogi ;). Uwielbiam słodkie zapachy "do zjedzenia" i moim łupem padły dwa: karmelowy wafelek i ciasto cytrynowe. Ten drugi kupiłam bardziej z myślą o Narzeczonym, bo on słodkości nie lubi, za to cytrynowe słodycze są wyjątkiem ;). Obydwa zapachy są obłędne, choć do mnie bardziej trafia karmelowy. Szkoda tylko, że przy dodaniu do wody, zapachy nieco tracą na intensywności  :(.


Przy okazji zakupów w Pepco, skusiłam się na lakier Sally Hansen z serii Salon Manicure - były po 10zł, a ten kolor wpadł mi w oko - w sklepie wyglądał na ciekawy, metaliczny fiolet. To nr 330 - Pedal to the Metal - i niestety na paznokciach już nie wygląda tak ładnie i traci swoją fioletową nutę.

Poza kosmetykami, w zeszłym tygodniu w moje ręce trafiło jeszcze mnóstwo skarbów z ww. Pepco - toż to raj, szczególnie w fazie urządzania mieszkania! Kupiłam firanko-zasłonki, jak zaprojektowane do naszego salonu - turkusowo-brązowo-beżowe, może pokażę je Wam jak już zawisną - na razie muszą iść do skrócenia, urocze limonkowe miseczki (pod kolor kuchni z zielonymi akcentami ;)), doniczkę za całe 1,99zł na prymulki, które dostałam od Taty na Dzień Kobiet, turkusową podkładkę na stolik w salonie, kilka przyborów i akcesoriów kuchennych, troszkę bielizny, 2 pary kolczyków po 1,49zł, spodnie dresowe do biegania (które to bieganie mam zamiar rozpocząć w przyszłym tygodniu), podkoszulkę i uroczą bluzkę z kotkami za 10zł ;).  Poszalałam w Pepco zostawiając mini-fortunę, ale każda z tych rzeczy osobno była naprawdę tania i mniej lub bardziej, z naciskiem na bardziej, potrzebna.

Poza tym odwiedziłam też Lidla, ponieważ w sobotę wchodziła gazetka sportowa. Niestety, okazało się, że zakupy o 11 to już za późno i to, na co czekałam najbardziej - bluzy sportowe, z myślą o bieganiu - były już strasznie mocno przebrane... Chciałam niebieską S, a zostały same czarne w rozmiarach M i L... Cóż, trudno, wzięłam czarną M - najwyżej pójdzie do zwężenia, mam nadzieję też, że nie będzie za bardzo przyciągała promieni słonecznych. Poza tym kupiłam też opaskę na ramię na komórkę, która także przyda się przy bieganiu oraz 3 słoiki masła orzechowego crunchy - z "tygodnia amerykańskiego" - kupiłam w środę jeden słoik, a w sobotę kolejne 2 - to masło jest po prostu p r z e p y s z n e, zajadamy się z Narzeczonym jak głupki i nakupiliśmy na zapas :D.

Na przechadzce po galerii handlowej z Narzeczonym kupiłam sobie jeszcze opaskę do biegania - wielofunkcyjną, zarówno na szyję, jak i na głowę, z bardzo fajnego materiału - w outlecie Tchibo.

Na zakupach z Mamą kupiłam natomiast na wyprzedaży torebkę z C&A - beżowo-szarą, średniego rozmiaru, za całe 34,90zł ;). Oprócz tego mierzyłam też kurtkę skórzaną z kolekcji Cindy Crawford (chyba...) i się w niej absolutnie zakochałam, jest jak dla mnie kurtką idealną, ale w chwili obecnej niestety nie mogę sobie pozwolić na zakup kurtki za 399zł... :(.

I to by było na tyle... Wiem, poszalałam strasznie i co gorsza, nawet nie wiem kiedy to wszystko trafiło do mojego domu! :P Po prostu jakoś "samo się kupowało", a mnie pozostaje czekać na kolejne stypendium i mieć nadzieję, że już się opanuję ;).

PS: Wiem, trochę poszalałam z zakupami "biegowymi", ale cóż, to troszkę zwiększa motywację, a ja naprawdę mam w planach zacząć biegać od przyszłego poniedziałku. Fakt, nieco zawaliłam, mimo postanowień przed- i noworocznych - od września nie ćwiczyłam prawie wcale. W zeszłym tygodniu byłam przeziębiona, od niedzieli na razie ćwiczę intensywnie w domu, bo pogoda jest bardzo zdradliwa, a ja ledwo się wykurowałam z przeziębienia. Ale plan treningowy jest gotowy i od przyszłego poniedziałku rozpoczynam swoją przygodę z bieganiem :). Jak wytrwam według mojej rozpiski (treningi po 30min 4 razy w tygodniu), sprawię sobie buty biegowe - już mam nawet jedne upatrzone ;).

PS2: Po ponad dwóch latach męczarni z Netią, w końcu mam nowy internet! 4mb zamiast poprzednich 0,5-1,5mb (Netia miała nam dać 2mb, ale w praktyce to było najczęściej pół w porywach do jednego...). Boże, co za ulga! :D