W końcu! W końcu zima i las! ;D
Aż muszę się z Wami moim szczęściem podzielić!
Zaczęło się niewinnie, Bromba (czyli ja) usiadła na sanki i...
Trza było dwóch siłaczy, żeby sanki ruszyły! ;D
No co? Było ślisko i pod górkę, później sanki jechały właściwie same! Phi! ;D
Motyw przewodni tego zdjęcia to "Wio, koniku, nosem po chodniku!" ;D
Ściana zimowego lasu. Po prostu żywa fototapeta.
Aż się traci poczucie rzeczywistości w takich okolicznościach przyrody. Jest las i śnieg i las i śnieg i las i śnieg... ;)
Nie wiedziałam, że zimą też robi się wycinkę! A zaręczam, że jesienią tych stosów drewna nie było.
To jest droga, z której odbija się głębiej w las i dochodzi do restauracji dla dzików.
Czyli różnych warzyw zostawianych przez leśniczego dla zwierzyny.
Po drodze widzieliśmy ślady zająca, sarny i dzika :)
Nie tylko ludzie noszą czapki.
Rachityczne krzaczki również :)
W okolicy paśnika rozegrała się wiekopomna bitwa na kule śnieżne oraz śnieżne czapy strącane z drzew. Wiem, jesteśmy okropni, że nie poszliśmy z tym dalej, ale ktoś zaczął i się potoczyło...
Mnie główny ostrzał śniegowy ominął, bo dzierżyłam, niczym tarczę, aparat foto, ha!
No i każdy chce mieć jednak na pamiątkę te zdjęcia, więc mnie oszczędzono.
Wracałabym całkiem sucha właściwie, gdybym się sama nie załatwiła nieudolnie złażąc z sanek. Z pozycji leżącej ;)
M. po prawej stronie zdjęcia kojarzy mi się z fragmentem pewnego wierszyka:
"jak wrzucał, to kucał" ;D
Jeno nie On wrzucał, a w Niego rzucano ;D
Urocza i zdradliwa leśna górka.
Jedzie M.!
Przysięgam, że wyglądał, jakby co najmniej bizona ujeżdżał! ;D
Tu Julka jedzie ze swoją mamą. Tym razem mamie udało się z gracją zatrzymać bez dzikiego okrzyku po zetknięciu z pniem ;D
A tu na najmniejsze sanki załadowało się dwóch największych ;D
W połowie górki już zjeżdżali na szanownych 4 literach. Znaczy razem na ośmiu ;D
Wybawiłam się i uśmiałam jak dzika. Nałykałam się tlenu, nakarmiłam się szczęściem i przepięknymi widokami.
Obiektyw mi na koniec totalnie zaparował, więc zdjęć nie ma aż tak wielu.
Ale nie to jest najważniejsze.
Teraz się uśmiecham na widok naszych suszących się kurtek, czapek i rękawic oraz na wspomnienie domowego barszczu, który na nas czekał po powrocie ;)
Nawet czasem lubię zimę :)
Pucio!
Wasza fu ;D
*I*
V