hello, is anybody here?
czwartek, 27 października 2016życie zafundowało mi ostatnio wiele, wiele niespodzianek, niestety mniej wzlotów, a więcej upadków.
nagle i ciężko zachorował mój ukochany Mąż i od tego się wszystko zaczęło...
M. wciąż przebywa w ośrodku rehabilitacji, a ja żyję pomiędzy pracą, a odwiedzinami u Niego czy załatwianiem dziesiątek drobnych spraw, które wiążą się z wracaniem do zdrowia i do jako takiej normalności.
dom właściwie utracił swoje normalne znaczenie, a stał się rupieciarnio-sypialnią (kiedy do niego wracam nie mam zazwyczaj siły na nic innego, niż bezmyślną wegetację w porywach do połykania dość nieskomplikowanej literatury typu kryminał).
praca stała się moją odskocznią, zaiwaniam w niej jak mróweczka i mam super wyniki.
to mnie trzyma w ryzach i nie pozwala za bardzo się rozczulać nad sobą.
no ale coś za coś: jestem ciągle zmęczona i czasem sama się muszę opieprzyć za odstawienie na zupełnie boczny tor swoich potrzeb.
sprawy powoli zaczynają wracać na swoje miejsce i najpóźniej w ciągu miesiąca znowu nasze stado będzie razem, w pełnym składzie.
taką mam nadzieję, choć już dziś wiemy, że nasze życie nigdy nie będzie już takie, jakie było.
i wcale mi tego nie żal, bo nie jest powiedziane, że było najlepiej, jak mogło być.
teraz odkryjemy dla nas nowe obszary!
za każdym razem, kiedy zaczynają mnie nękać wyrzuty sumienia z powodu totalnego wyciszenia własnego ja i jego potrzeb, jak wielki neon zaczyna mi w głowie świecić słowo BLOG.
przecież jest czymś bardzo moim...
a też go zaniedbałam.
niedobra!
chyba czas zrobić coś dla siebie i odkurzyć nieco to miejsce.
myślę o zmianach. ostatnio ani trochę się ich nie boję :-)
a zatem, zaglądajcie czasem do mnie.
obiecuję, że pożywka dla oczu (co najmniej) znajdzie się tu w miarę regularnie.
dziękuję ♥♥♥
xoxo
Wasza fu