Marianne Westman, czaszka i tęcza ze szkła
niedziela, 27 października 2013Dwa słowa: Marianne Westman. Można zastąpić jednym słowem: geniusz :)
Pomimo tego, że mam absolutny i uzasadniony zakaz szastania mamoną ;), gdy tylko zobaczyłam na Allegro te dwie salaterki/naczynia do zapiekania Rörstrand, wiedziałam, że jeśli utrzyma się ich cena (czyt. nikt nie będzie licytował), to muszą być moje.
Wyjaśniłam M., co to znaczy autentyczny i już nieprodukowany wzór Delikat (pochodzący z ok. 1954 r.) autorstwa Marianne Westman i co w ogóle znaczy dla mnie to nazwisko, pokazałam, jak kształtują się ceny za podobne naczynia w tym wzorze na eBay, etsy itp. (od ok. dwudziestu dolarów za JEDNO naczynie wzwyż...) i dostałam zielone światło. Ba, nawet trzymał za mnie kciuki ;D
I mam je. OBA DWA! Nie wiem, jak to się stało, że nikt więcej ich nie chciał. Przy tej całej modzie na lata 50-60? HELOOOOOŁ! ;D
Kupiłam je, uwaga uwaga, za 24 złote! Plus koszty przesyłki, ale nawet z nimi wychodzi na to, że za jedno dałam... niecałe 7 dolarów. Oh, happy me! ;D
Na razie sesja saute, jeszcze nie miałam okazji ich wykorzystać w kuchni, bo odebrałam je z poczty wczoraj.
No dobra, to się pochwaliłam, pocieszyłam, a teraz, o co cho z tą tęczą ze szkła? ;)
Uwielbiam szklane cuda z odzysku z hiszpańskiej manufaktury La Mediterránea. A zwłaszcza serię Aster.
Oto dowód:
To żyje!
Zbierałam, zbierałam, aż sklep z tymi pięknościami mi zamknęli. A Hiszpanie uporczywie nie chcą wysyłać do Polski. Zresztą to by dramatycznie podrożyło sprawę :(
Czasem można trafić gdzieś na pojedyncze egzemplarze, na Westwing sprzedawali całe komplety (ale na co mi komplet 6 identycznych talerzy, jak ja chcę każdy inny?! ;). Och, ciężkie moje życie ;)))
Sfociłam posiadane przeze mnie egzemplarze z serii Aster. Ot tak, żeby w ten deszczowy smętny dzionek zrobiło się nieco słoneczniej.
Niedzielna tęcza ze szkła dla Was :) I, też dla Was, nauczyłam się robić gify z kilku zdjęć (jeeeeeny, jakie to proste w photoscape!) ;D
I jeszcze jedno chwalipięctwo. No muszę, bo się uduszę. A Wy, wiem to!, wybaczycie mi to nieskromne pokrzykiwanie "a ja mam to! a ja mam tamto!" ;D
Moja najukochańsza łyżeczka, którą z innymi pięknościami dostałam onegdaj od Ewelinki czyli Dzikiego Lokatora. Wymianę indiańską zrobiłyśmy: paciorki za błyskotki :)
Wczoraj mi się zbiesiła i wysypała cukier (naprawdę sama, ekhem!), tom ją za karę sfotografowała i zaraz do kronik policyjnych wysyłam ;)))
Słusznie ma czaszkę matową na połysku, słusznie, bo trzeba na nią uważać! ;D
Ewelino, dziękuję Ci przebardzo, a Ty się odezwij, pliz... :*
Koniec na dziś tego lansu ;)
Czas na drugą kawę, bo ciemność widzę, widzę ciemność. Co za aura dziś! :(
Pomimo tego, że mam absolutny i uzasadniony zakaz szastania mamoną ;), gdy tylko zobaczyłam na Allegro te dwie salaterki/naczynia do zapiekania Rörstrand, wiedziałam, że jeśli utrzyma się ich cena (czyt. nikt nie będzie licytował), to muszą być moje.
Wyjaśniłam M., co to znaczy autentyczny i już nieprodukowany wzór Delikat (pochodzący z ok. 1954 r.) autorstwa Marianne Westman i co w ogóle znaczy dla mnie to nazwisko, pokazałam, jak kształtują się ceny za podobne naczynia w tym wzorze na eBay, etsy itp. (od ok. dwudziestu dolarów za JEDNO naczynie wzwyż...) i dostałam zielone światło. Ba, nawet trzymał za mnie kciuki ;D
I mam je. OBA DWA! Nie wiem, jak to się stało, że nikt więcej ich nie chciał. Przy tej całej modzie na lata 50-60? HELOOOOOŁ! ;D
Kupiłam je, uwaga uwaga, za 24 złote! Plus koszty przesyłki, ale nawet z nimi wychodzi na to, że za jedno dałam... niecałe 7 dolarów. Oh, happy me! ;D
Na razie sesja saute, jeszcze nie miałam okazji ich wykorzystać w kuchni, bo odebrałam je z poczty wczoraj.
No dobra, to się pochwaliłam, pocieszyłam, a teraz, o co cho z tą tęczą ze szkła? ;)
Uwielbiam szklane cuda z odzysku z hiszpańskiej manufaktury La Mediterránea. A zwłaszcza serię Aster.
Oto dowód:
To żyje!
Zbierałam, zbierałam, aż sklep z tymi pięknościami mi zamknęli. A Hiszpanie uporczywie nie chcą wysyłać do Polski. Zresztą to by dramatycznie podrożyło sprawę :(
Czasem można trafić gdzieś na pojedyncze egzemplarze, na Westwing sprzedawali całe komplety (ale na co mi komplet 6 identycznych talerzy, jak ja chcę każdy inny?! ;). Och, ciężkie moje życie ;)))
Sfociłam posiadane przeze mnie egzemplarze z serii Aster. Ot tak, żeby w ten deszczowy smętny dzionek zrobiło się nieco słoneczniej.
Niedzielna tęcza ze szkła dla Was :) I, też dla Was, nauczyłam się robić gify z kilku zdjęć (jeeeeeny, jakie to proste w photoscape!) ;D
I jeszcze jedno chwalipięctwo. No muszę, bo się uduszę. A Wy, wiem to!, wybaczycie mi to nieskromne pokrzykiwanie "a ja mam to! a ja mam tamto!" ;D
Moja najukochańsza łyżeczka, którą z innymi pięknościami dostałam onegdaj od Ewelinki czyli Dzikiego Lokatora. Wymianę indiańską zrobiłyśmy: paciorki za błyskotki :)
Wczoraj mi się zbiesiła i wysypała cukier (naprawdę sama, ekhem!), tom ją za karę sfotografowała i zaraz do kronik policyjnych wysyłam ;)))
Słusznie ma czaszkę matową na połysku, słusznie, bo trzeba na nią uważać! ;D
Ewelino, dziękuję Ci przebardzo, a Ty się odezwij, pliz... :*
Koniec na dziś tego lansu ;)
Czas na drugą kawę, bo ciemność widzę, widzę ciemność. Co za aura dziś! :(