Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szwecja. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szwecja. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 22 maja 2012

"Smuga krwi" - Johan Theorin


Zabłysnąć na rynku skandynawskich kryminałów nie jest łatwo. Odchodzą powoli w przeszłość czasy, kiedy sprzedawało się wszystko, byle było ze Szwecji. Kolejnych autorów trudno od siebie odróżnić, do tego jeszcze przestaje działać powtarzane po raz kolejny hasło reklamowe: "nowy Larsson". Zresztą czytelnicza łaska na pstrym koniu jedzie i człowiek chciałby czasem przeczytać coś innego a nie tylko kolejne opowieści o maltretowanych dzieciach z opieka społeczną w tle, narzekania na amerykański imperializm lub nadmierny napływ emigrantów.
Nic z tej sztampy nie będzie nas straszyło u Johana Theorina. Zamiast powielać schematy autor wraca (i ciągnie za sobą czytelników) tam, dokąd prowadzi go serce - do swojej małej ojczyzny, czyli na Olandię.
Pewnie każdy z nas ma takie miejsce które jest dla niego punktem odniesienia i które go ukształtowało, dlatego łatwo będzie nam odnaleźć się na tej pozornie niegościnnej wyspie.
Szczególnie dlatego, że Theorin nie zajmuje się wymyślaniem pokręconych zbrodni. Zło, z którym stykają się bohaterowie wydaje się zwyczajne. Takie historie przydarzają się naszym sąsiadom. O takich sprawach szeptali sobie czasem nasi rodzice, gdy myśleli, że nie słyszymy. Takie zło sięga czasem korzeniami do poprzednich pokoleń, bywa obudowane metaforycznymi opowieściami, jesteśmy do niego przyzwyczajani od dzieciństwa. I mamy szczęście, jeśli nie dotyczy osobiście nas ani naszych rodzin.
Tego szczęścia nie mają raczej bohaterowie Theorina. Czterdziestoparoletnia Vendela spędziła na wyspie dzieciństwo. Czy to z jego powodu musiała potem przez wiele lat poddawać się psychoterapii? I czy to dlatego wciąż balansuje na granicy anoreksji i hurtowo pożera dopalacze? Skąd wzięła się jej obsesja na punkcie elfów - czy to kolejna forma ucieczki od rzeczywistości?
Osiemdziesięcioletni Gerlof opuszcza dom starców i zamieszkuje w swoim dawnym domostwie na Olandii - chyba po to, aby dokonać żywota w bardziej swojskim otoczeniu. Z nudów zaczyna czytać pamiętnik swojej zmarłej żony, gdzie dla odmiany znajduje sporo wzmianek o wizytach pewnego trolla. Dziwnym trafem pamiętnik obejmuje czas, gdy Vendela była dzieckiem i mieszkała na wyspie. Czy Gerlof wie coś o jej przeszłości? Czy te dwa pozornie bajkowe wątki jakoś się połączą?
Trzecim bohaterem jest Per. Ojciec dwojga nastolatków, z których jedno jest zbuntowane, a drugie poważnie chore, przyjeżdża na Olandię, aby spędzić Wielkanoc w odziedziczonym po wuju domu. Ponieważ kłopoty lubią chodzić stadami, Per musi się zająć swoim ojcem: starszym i mało komunikatywnym panem po wylewie, z którym z powodu rozwodu rodziców miał przez całe życie raczej marny kontakt. Teraz ojciec, uwikłany przed laty w nielegalne interesy, zaczyna się wyraźnie bać o swoje życie. Per musi znaleźć sposób, aby czegoś dowiedzieć się o przeszłości ojca, zanim będzie za późno...
Rodzinne tajemnice: te pozornie bajkowe i te całkiem przyziemne, opisy surowej przyrody, które niejednego zachęcą do turystycznego wypadu, a do tego umiar i elegancja w snuciu opowieści.
Wcale się nie dziwię, że olandzkie opowieści Johana Theorina jak magnes przyciągają także tych, którzy na co dzień nie czytają kryminałów.
Sprawdźcie, czy wciągną także Was:).

Książkę przeczytałam dzięki serwisowi "Zbrodnia w bibliotece". Bardzo dziękuję:).



środa, 12 października 2011

Hurtownia książek - kolejna dostawa:).

Kryzys czytelniczy w pełni (tak, ja też zapadłam na ten syndrom), recenzencki jest jego następstwem, postanowiłam więc zebrać kilka tytułów, o których w ogóle nie zamierzałam pisać.


"Pasta do zębów" Zygmunta Zeydlera-Zborowskiego to przyzwoicie skonstruowany kryminał z kobietą detektyw (porucznik Anka Kowalska) i licznymi wątkami obyczajowymi - Ance bowiem przyjdzie prowadzić śledztwo w pracy jej męża Pawła (chirurga i bawidamka w jednym), a główną podejrzaną będzie mężowska eks-pielęgniarka Dorota. Podobno klasyka powieści milicyjnej. Moją ocenę obniżyły mocno umowne realia Polski lat 70-tych.


Podążając kryminalną ścieżką trafiłam na "Zamknięty pokój" duetu Sjöwall/Wahlöö... Poprzednie części cyklu bywają określane mianem kryminału ideologicznego. Tu jednak szwedzki tandem przeszedł sam siebie. Wszystkiemu winne jest złe społeczeństwo (które tak krzywdzi biedną jednostkę, ze ta po prostu MUSI wkroczyć na drogę przestępstwa) i jeszcze gorsze państwo, z którego najbardziej zgniłą i zdegenerowaną częścią jest policja. Rozumiem, ze autorzy maja poglądy, ale można je "sprzedać" w sposób nieco bardziej inteligentny (jak to zrobił Stieg Larsson, założę się, ze mało kto załapał, że gra w tej samej drożynie co państwo Sjöwall/Wahlöö). Można też popaść w uprawianie taniej propagandy. Plusy? Nawiązania do Agathy Christie (kolejny wariant zagadki literackiej: tajemnica zamkniętego pokoju) i lekkie pióro.


Dom tysiąca nocy Mai Wolny to pięknie napisana historia dwóch kobiet. Tyle, że niestety na krótko zostaje w pamięci. Po miesiącu od lektury pamiętam tylko dość kontrowersyjną apologię Czerwonych Brygad.







"Czarna polewka" Musierowicz dla odmiany okazała się pozytywnym zaskoczeniem. Poprzednim tomem Jeżycjady, który czytałam, był cukierkowy i nudnawy "Język Trolli". Tutaj sytuację ratuje Ignacy Borejko jako domowy tyran terroryzujący wnuczki i jak oszalały rozdzielający czarne polewki ich absztyfikantom. Do tego jeszcze zamienia jednego ze swoich wnuków - Ignacego Grzegorza w rasowego szpiega i donosiciela. Wiem, że to dość wredne i niepedagogiczne, ale mnie rozbawiło:). Zwłaszcza, że szaleństwo trwa tylko pół tomu, po czym domowe pandemonium opanowuje niezawodna Mila Borejko.




"China men" Maxine Hong Kingston to historia czterech pokoleń mężczyzn z rodziny autorki, chińskich emigrantów w USA. Jednocześnie to pean na cześć kantończyków - ludzi odważnych, pracowitych i ciekawych świata. W anglojęzycznym serwisie znalazłam określenie, pod którym się podpisuję: "History of America rewritten". Autorka eksploatuje schemat znany już z "Kobiety wojownika" (mieszanka chińskich baśni, historii ze starego kraju, i opis trudnej adaptacji w "Złotej górze"). Rzecz ciekawa, ale dużo bardziej podobała mi się żeńska wersja tej historii :).

środa, 20 lipca 2011

Mad mix czyli Grochola, piłka nożna i powrót skandynawskich klimatów

Mimo, że Katarzyna Grochola króluje na rynku polskiej literatury popularnej, jakoś dotychczas udawało mi się omijać jej książki. Jakoś trzymałam się stereotypu, że to byle co, tymczasem na tle swojego segmentu (literatura dla pań polskich autorek) "Kryształowy Anioł" prezentuje się całkiem nieźle: trochę humoru, sprawne operowanie językiem...
Naszła mnie jednak taka refleksja. Kiedyś punktem kulminacyjnym każdej romantycznej opowieści był ślub. Potem (powiedzmy) erotyczne spełnienie. Obecnie takim punktem, w którym zbiegają się wszystkie nitki jest rozwód. Bez porządnego rozwodu na koncie nic w zasadzie nie wiemy o sobie, nie ma też co marzyć bez niego o szczęściu. Poza tym rozwód to wydarzenia atrakcyjne społecznie. Może balów debiutantek rozwódek jeszcze w PL nie ma, ale wieczorki rozwodowe to już norma. W dodatku to wydarzenie do którego warto przygotować się jak najwcześniej, najlepiej jeszcze przed poznaniem kandydata na (eks) męża. Artykuły w stylu "nowe życie po rozwodzie" można spotkać już nawet w czasopismach dla nastolatek. Ja chwilowo już zaspokoiłam swoje zapotrzebowanie na te tematykę:).

Jakiś czas temu bardzo spodobała mi się książka Ismaila Kadare. Potem z pewną przykrością obserwowałam, jak kolejnym blogowym czytelniczkom podobała się nieco mniej, albo wcale. Teraz będzie kolejny dowód na to, że jestem książkowy mutantem i mam dziwny gust. Przeczytałam powszechnie chwalone "Oczyszczenie" Sofi Oksanen i owszem, obiektywnie przyznaję, że książka jest niezła. Subiektywnie jednak - spłynęła po mnie jak woda po kaczce.
Zastanawiałam się dlaczego- otóż książka składa się z 3 wartstw:
- rodzinnej tragedii, połączonej z wątkiem winy i kary
- motywowi "kobieta w ekstremalnych czasach", a konkretnie temu, ze kobiety w trudnych czasach maja przerąbane, ostatecznie to właśnie one są zazwyczaj ofiarami gwałtów
- parszywa rzeczywistość w wojennej i sowieckiej Estonii.
Otóż mam wrażenie, że dwie wartstwy ogólne deprecjonują winę bohaterki (czy bohaterek, ale najbardziej chodzi tu o jedną), o której mowa w wątku osobistym, a przez to jakby unieważniają cały ten wątek. Cenię historie z moralnymi dylematami, ale tu jest ona roztopiona w ogólnohistorycznym bagienku, przez co odpowiedzialność bohaterki się rozmywa... i robi się z tego po prostu historia o strasznych czasach albo przekleństwie bycia kobietą.
"Jak futbol wyjaśnia świat, czyli nieprawdopodobna teoria globalizacji" Franklina Foera dosłownie wepchnęła mi się w ręce w bibliotece. Uznałam, że muszę ją przeczytać, a nuż trafię na jakiś ciekawy szczegół, który będzie pasował do polskich "wojen futbolowych"*.
Książka jest połączeniem reportażu z socjologiczną analizą i esejem. Autor bierze na warsztat różne ciekawe zjawiska z pogranicza futbolu (np. ruchy niepodległościowe rozwijające się na bazie ruchów kibicowskich, wolność słowa na stadionie, handel zawodnikami, kwestie nienawiści etnicznej, korupcję...). Każdej analizie towarzyszy wizja lokalna, autor przy okazji pisania książki zwiedził kawał świata - od Brazylii do Lwowa. Główna teza książki jest taka, że w piłce nożnej odbijają się wszelkie lokalne problemy i tematy, słowem... wyjaśnia ona świat. Jest też wentylem bezpieczeństwa i antidotum na globalizację (a to dzięki odbudowie więzi lokalnych).
Ja przeczytałam jednym tchem, chociaż jeśli chodzi o futbol jestem typową kobietą (ale robię w tej dziedzinie stałe postępy). Książka jednak zbiera niezłe noty także wśród znawców tematu, czyli kibiców (jeden z licznych dowodów tutaj).

"Nocna zamieć" załapała się do notki w ostatniej chwili. W zasadzie mam już szczerze dość skandynawskich kryminałów, ale temu dałam szansę, choćby dlatego, że żeby ją przeczytać musiałam odczekać pół roku w kolejce. Zecydowanie było warto.
To bardziej powieść psychologiczna, o radzeniu sobie ze stratą i żałobie. Opowiada o małżeństwie (Katrine i Johanie), które hobbystycznie zajmuje się odnawianiem starych domów, następnie sprzedaje je za dużo wyższą cenę...i szuka kolejnego architektonicznego rarytasu. Tym sposobem trafiają na XIX-wieczne gospodarstwo na Olandii (drugiej co do wielkości szwedzkiej wyspy), położone nad samym morzem w towarzystwie dwóch latarni morskich. Już na początku pobytu rodzinę dotyka tragedia. Czy jest to wina domu, który wydaje się być nawiedzony, czy też może korzenie rodzinnego dramatu kryją się w przeszłości? Warto sprawdzić:). Zresztą - ja sprawdzałam przez pół nocy i w tej chwili muszę niezwłocznie udać się na kawę:).






* w końcu trafiłam na historię FC Barcelona, tyle że.. opisuje ona sytuację zupełnie odwrotną od polskiej

wtorek, 17 maja 2011

Hurtownia książek - nowa dostawa!

Tym razem znów hurtowa dostawa:). Wprawdzie o jednej książce miałam napisać dłuższą notkę, ale tak długo się do niej zbierałam, że mi wena zdążyła wyparować. Będzie zatem krótko:). Za to wyłącznie o książkach przeczytanych.

"Niemiecki bękart" autorstwa Barbie skandynawskiego kryminału, czyli Camilli Läckberg. To piąta część cyklu "Saga kryminalna", dla mnie będzie ona częścią ostatnią.
Jak zwykle mamy tu liczne wątki obyczajowe (rozwlekłością dorównujące polskiej telenoweli, z tą różnicą, że w polskiej telenoweli nie odgrywają aż takiej roli mniejszości seksualne), gapowatych policjantów (tym razem myślą jeszcze ciężej - tak, to jest możliwe). Jedyne co ratuje książkę, to wątek kryminalny, tym razem wyłamujący się ze schematu- zły psychopata mordujący blondynki podobne do jego macochy. Tyle, że wystarczyłby on na 150 stron, a książka ma 650:).

"Marika" Krzysztofa Kotowskiego- kompletnie niczym nie wyróżniająca się sensacja polskiego autora. Da się jednak czytać bez specjalnych zgrzytów. Plusem był brak "uatrakcyjniaczy fabuły", częstych u polskich autorów tego gatunku, nie było na przykład obowiązkowej postaci nimfomanki.








"Fototerapia" Katarzyny Sowuli, to taki antykapitalistyczny pamflet. Mamy tu absolwentów kierunków humanistycznych i artystycznych, którzy są zmuszeni przez życie i wolny rynek do wykonywania różnych upokarzających zajęć (łącznie z prostytucją). Plan był taki, że przeczytam kilka stron, i książka szybciutko powędruje do pudła- podaj dalej. Okazało się, że autorka przygotowała jednak tajną broń - humor. Dzięki jego sporym dawkom udało mi się przeczytać "Fototerapię" do końca.
Po co w ogóle czytać takie książki? Wbrew pozorom są niezastąpione w sytuacjach ekstremalnych (do torebki, w deszczu na przystanku, do wanny), gdy innych po prostu szkoda:).

Na ich tle zresztą można docenić książki naprawdę niezłe, a taką w tej dostawie okazały się "Królewskie węże" Jozsefa Holdosiego. Rozgrywająca się od lat 30-tych do 50-tych saga rodziny Kanyów- osiadłych węgierskich Cyganów przypomina czasami bajkę. Niemal wszyscy młodzi ludzie w tej społeczności, sprawiają wrażenie wybitnie untalentowanych, jeśli nie artystycznie, to często maja po prostu talent do cieszenia się życiem. Jednak ich najlepsze lata trwają bardzo krótko. Artyści osuwają się w szaleństwo, wielu zabija złamane serce. Inni popadają w zgorzknienie. Za to Ci, którym udało się przeżyć wiele lat i mimo fizycznej degradacji ocalić swoją duszę, stają się autorytetami i przywódcami swojej społeczności. Gdyż ta, mimo że zachwyca się młodością, ceni doświadczenie starców.
I o dziwo - często takimi przywódcami-autorytetami stają się kobiety.
Ponieważ życie Cyganów, oglądane z zewnątrz, nie należy do przyjemności, próbują je oswajać przez wprowadzanie do niego elementów baśniowych. A Holdosi tak umiejętnie je włącza do książki, że czaruje przy okazji także czytelnika.
Gorąco polecam, zwłaszcza miłośnikom egzotycznych klimatów w literaturze. jest okazja, żeby poszukać tej egzotyki nieco bliżej domu.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Hurtownia książek- od Lindgren do Akunina:)

I znowu lenistwo wzięło górę- kilka książek, o których nie będę (z różnych powodów) pisać szerzej. Zatem znowu hurtem:).

"Samuel August z Sevedstorp i Hanna z Hult"- Astrid Lindgren- dwa opowiadania, tym razem dla dorosłego czytelnika, pierwsze, tytułowe to historia miłości jej rodziców, drugie zatytułowane "Pamiętam" poświęcone jest ludziom, którzy towarzyszyli jej dzieciństwu- parobkom, pokojówkom, itd. Ogólnie to książka o czasach (początek XX wieku), gdy wszystko było prostsze, łatwiej było wychowywać dzieci i ... fajniej było być dzieckiem. Polecam.



"Wyspa sprzątaczek" Mileny Moser traktuje o sprzątaczce z piekła rodem- grzebiącej w papierach, czytającej pamiętniki, wyjadającej zapasy, po godzinach zaś uwodzącej potomstwo chlebodawców. a w dodatku tylko symulującej sprzątanie. Można by się nabawić prawdziwej sprzątaczkofobii, gdyby nie fakt, że całość skręca w kocu w stronę mocno groteskowej bajki, a sprzątaczka okazuje się istotą o złotym sercu. Całkiem nieźle się czyta, rzecz to co najmniej ze średniej półki.



Z "Diabelską przypadłością" Jacka Dąbały schodzimy o pół półki niżej, ale ciągle nie jest źle. Fabuła mocno zakręcona- oświęcimski lekarz dokonuje pionierskiego zabiegu klonowania (swojej zmarłej ukochanej). Dziewięć miesiący później polska matka zastępcza rodzi małą Marysię i porzuca ją w sierocińcu. Świat jeszcze nie wie, ale oto narodziła się polska Lisbet Salander (skrzyżowana z Larą Croft), piękna, inteligentna i amoralna kobieta, którą jednak w życiu kręcą komunistyczne hasła i przyjaźń z Markiem- nieco fajtłapowatym kumplem z domu dziecka. Tylko dla niego skłonna jest zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Czyta się całkiem nieźle, a że to wszystko wyssane z palca? Cóż.. A Lisbet Salander to niby była prawdziwa?

"Kochance śmierci" Borisa Akunina kiedyś poświęciłabym pewnie oddzielną notkę. Jednak ta część cyklu o Eraście Fandorinie (moskiewskim śledczym z przełomu XIX i XX wieku), jest albo słabsza, albo Akunin już mi się przejadł. Tym razem śledztwo dotyczy klubu samobójców, jednak zanim Fandorin rozgryzie sprawę, niemal wszyscy zdążą się pozabijać - cóż, najwyraźniej obniżka formy. Plusem była dla mnie tylko postać Kolombiny- osiemnastoletniej nihilistki, która w głębi duszy wciąż pozostała rezolutną Maszą z Syberii i zupełnie nie daje się skłonić do popełnienia samobójstwa.
Nie podobało mi się również to, że nadmiernie wyszły na wierzch polityczne sympatie autora, niektóre złote myśli świetnie by pasowały do materiałów propagandowych partii "Jedna Rosja". Ogólnie- książka raczej dla zdecydowanych fanów Akunina.

czwartek, 3 marca 2011

"Ofiara losu" - Camilla Läckberg



Nic na to nie poradzę - zaczynam odczuwać znużenie tym cyklem (a mowa o cyklu Saga Kryminalna Camilli Läckberg). Możliwe zresztą, że sama autorka zaczyna trochę obniżać loty - "Ofiara Losu" wydawała mi się bowiem znacznie słabsza niż poprzednie części.
Znany z poprzednich części policjant Patrick Hedström (nie jestem w stanie zapamiętać jego stopnia służbowego) oraz jego nowa koleżanka, Hanna Kruse, prowadzą śledztwo w sprawie wypadku właścicielki lokalnego spożywczaka. Szybko okazuje się, że rzekomy wypadek został sfingowany i mamy do czynienia z morderstwem. Poszukiwania sprawcy idą jednak opornie, nie da się obciążyć winą byłego męża ofiary, choć nie akceptował on jej nowego związku (z kobietą). Do tego policja ma mniej czasu i środków, gdyż w sąsiednim miasteczku Tannum, zainstalowała się ekipa telewizyjna kręcąca reality show.
Śledztwo nie ruszy z miejsca nawet wtedy, gdy zostanie zamordowana kolejna osoba. Czyżby ktoś je celowo utrudniał?
Jeśli chodzi o wątek kryminalny - gdzieś do 1/3 objętości książki nic się nie dzieje, dalej akcja posuwa się niewiele szybciej. Akcja współczesna przeplatana jest historią dwójki dzieci, uwięzionych przez obcą kobietę, przypominającą bajkę o Jasiu i Małgosi. Ponieważ te wstawki są bardzo krótkie, całość jest dużo mniej klimatyczna niż "Kaznodzieja" czy "Kamieniarz".
Jeśli chodzi o warstwę obyczajową, która w tym cyklu odgrywa ważną rolę - autorka tym razem poszła na całość i zafundowała czytelnikom prawdziwego Harlekina w wykonaniu dwojga drugoplanowych bohaterów. W kolejnych częściach, żeby nie zwalniać tempa powinna zacząć serię rozwodów, bo już nie ma pola manewru jeśli chodzi o kolejne nowe związki:). Ale z tego co wiem, w kolejnej części- "Niemieckim bękarcie" przewidziana jest raczej wycieczka w przeszłość.
Polecam wyłącznie miłośnikom tego cyklu, którzy już tak się wciągnęli, że są w stanie przymknąć oko na wiele niedociągnięć:).

Poprzednie części cyklu:
Księżniczka z lodu
Kaznodzieja
Kamieniarz

Zdjęcie ze strony wydawcy.

czwartek, 17 lutego 2011

Człowiek z Säffle- Maj Sjöwall/ Per Wahlöö

Seria kryminałów z Martinem Beckiem, autorstwa szwedzko-duńskiego duetu dziennikarzy (powstała w latach 60/70-tych) na pierwszy rzut oka wydaje się mieć niewiele wspólnego ze współczesnymi kryminałami skandynawskimi. Brak tu szeroko nakreślonego tła społecznego, wątków obyczajowych, zagrywek w stylu product - placement (pamiętacie opisy zakupów z Millenium?).
Te książki to zazwyczaj opisy żmudnego śledztwa policyjnego, zbieranie informacji, przekładania papierów.
Wyjątkiem jest właśnie "Człowiek z Säffle".
Zostaje zamordowany poważnie chory człowiek, jak się wkrótce okazuje- policjant.
Dość szybko udaje się ustalić sprawcę- osobę, która ma żal do policji o śmierć bliskiej osoby. Tyle, że ta niechęć odnosi się do więcej niż jednej osoby.
Rozpoczyna się wyścig w czasie, którego stawką jest życie kolejnych policjantów.
W przeciwieństwie do poprzednich tomów tu akcja jest sensacyjna i kończy się w zawieszeniu. Czyta się w związku z tym błyskawicznie.
Od poprzednich tomów ten odróżnia również wyjątkowa dawka lewicowej propagandy (takiej o zabarwieniu PRL-owskim- o kapitalistycznej cenzurze i cudownych krajach demokracji ludowej).
Te wstawki ideologiczne były tak jaskrawe, że zastanawiam się czy:
a) ktoś ich nie dokleił (wydanie z lat 70-tych)
b) czy nie zostały ocenzurowane te części, które wydano w Amberze ostatnio.
Można jednak przymknąć na to oko i potraktować to ... jako element folkloru. A samemu dać się ponieść fabule.

Źródło zdjęcia: lekturki.com.

piątek, 10 grudnia 2010

"Księżniczka z lodu"- Camilla Läckberg

Pierwsza część cyklu Camilli Läckberg, to nie jest po prostu połączenie kryminału z powieścią obyczajową, jak kolejne części ("Kaznodzieja" i "Kamieniarz"), tylko hybryda kryminału z chick litem (czyli książkami w stylu "Bridget Jones"). Bohaterką jest 35-letnia pisarka, Erika Falck, która po tragicznej śmierci rodziców wraca do rodzinnego miasteczka, żeby uporządkować zaległe sprawy i uporać się z żałobą.
Zamiast tego czekają ją kolejne niełatwe przejścia- jest świadkiem odnalezienia ciała swojej zmarłej przyjaciółki z dziecinnych lat- Alexandry. Jako znajoma rodziny zostaje najpierw zaangażowana w napisanie artykułu o zmarłej, gdy okazuje się, że śmierć Alex nie była naturalna, pośredniczy w kontaktach z policją, i tak, krok po kroku, coraz bardziej angażuje się w życie rodziny Alex i stopniowo poznaje jej skomplikowaną historię.
Powoli rodzi się w niej pomysł na nową książkę. Początkowo ma być to analiza psychologiczna dawnej przyjaciółki, jednak okazuje się, że być może za jej specyficznym charakterem i wyborami życiowymi, kryła się kryminalna tajemnica z przeszłości...
Na drugim planie rozgrywa się policyjne śledztwo, prowadzone przez mało doświadczonego, ale bystrego policjanta Patricka Hedstroema. W trakcie jednego z przesłuchań dwójka detektywów- profesjonalista i amatorka spotykają się i... wybucha wielka miłość, która będzie wlokła się przez kolejne tomy cyklu.

Jest to bardziej historia obyczajowa niż kryminał. Wątek życia prywatnego detektywów jest rozbudowany jak nigdzie (dużo bardziej niż w kolejnych tomach, gdzie autorka tylko kontynuuje rozpoczęte wątki) i wykazuje lekkie, ale nie przesadne, odchylenie "Bridgetowe"- mamy nawet scenę wyboru odpowiedniej bielizny przed randką.
Wątek kryminalny bardziej nastawiony jest na odgadnięcie tajemnicy z przeszłości, niż na faktyczne odkrycie , kto zabił (to okazuje się kwestią wtórną). Zagadka, chociaż ja akurat rozgryzłam ją za wcześnie, jest dobrze poprowadzona- metodą odkrywania kolejnych puzzli (trochę jak w 1. części Millenium), a nie systemem zastosowanym w kolejnych częściach- narrator mówi prawie wszystko, a czytelnik tylko czeka, kiedy wreszcie zorientuje się detektyw;).
Do tego mamy obraz małego miasteczka, rządzonego przez 2 czynniki- lokalnych potentatów finansowych i złotą maksymę małych miasteczek- "Co ludzie powiedzą".
Ciekawy jest wątek przemocy domowej (w rodzinie siostry Eriki), który będzie zresztą kontynuowany w kolejnych tomach.
Tradycyjnie polecam miłośnikom kryminałów w wersji soft. Zwolennikom seryjnych morderców i hektolitrów krwi,proponuję udać się pod inny adres:).

P.S. Czytam w trochę bezsensownej kolejności, ale w mojej bibliotece Camilla Läckberg to w tej chwili towar deficytowy i wydzielany spod lady wyłącznie wybrańcom, więc nie mam co wybrzydzać;)

czwartek, 25 listopada 2010

"Cena wody w Finistere"- Bodil Malmsten

Od dawna szukałam tej książki. Jakiś czas temu czytałam "Moje pierwsze życie" tej autorki, które bardzo mi się spodobało, "Cena wody..." znalazła się więc na mojej liście priorytetów. Udało mi się ją w końcu pożyczyć od Engi (której przy okazji bardzo dziękuję), cisnęłam więc w kąt wszystkie napoczęte lektury. I ruszyłam do ataku.
Czytałam więc sobie te przemyślenia o poszukiwaniu swojego miejsca na ziemi (Szwedka odnajduje swój raj utracony w Bretanii), ogrodnictwie, filozofii stojącej za dłubaniem w glebie. Tutaj trochę rozważań o niemożności napisania książki, tam wspomnienia z dzieciństwa i nieco krytyki innych książek z serii "nowe życie w obcym kraju". Surfowałam między bon motami i mniej lub bardziej błyskotliwymi porównaniami. Powoli zaczynałam przysypiać... gdy nagle - dotarłam do clou programu- dlaczego właściwie Bodil postanowiła porzucić Szwecję na rzecz Francji.
Szwecja jest zatem państwem opresyjnym, stosującym przemoc wobec obywatela, wyrażającą się we wszechobecnością call center, operatorów telefonicznych czy bezdusznością urzędników (ok, jestem w stanie uwierzyć, że na francuskiej wsi zabitej dechami jest mniej bezdusznie, jak również rozumiem przewagę wsi francuskiej nad szwedzką- jest tam po prostu cieplej). Nie "o take Szwecje " walczył dziadek Bodil- ideowy socjaldemokrata (nie wiem skąd to zdziwienie rozbieżnością rzeczywistości z ideałami, zwłaszcza z ideałami sprzed pół wieku;)). Wredna Szwecja nie jest już państwem opiekuńczym, nie interesuje jej los mniejszosci i wykluczonych, Bodil zatem w solidarnym proteście postanowiła wykorzystać system (wykupić mieszkanie komunalne, a następnie sprzedać je po cenie rynkowej) i z kasą szwedzkiego podatnika w garści udać się do Bretanii.
A żeby jeszcze dobitniej podkreślić swój protest, zaczęła tytułować Szwecję- "byłą ojczyzną".
Po tym tekście, powtarzanym zresztą uparcie i wielokrotnie, uznałam, że tak jak mężczyźni sa z Marsa, a kobiety z Wenus, tak ja i szwedzka Autorka również krążymy po innych orbitach i nieprędko znajdę z nią jakieś punkty wspólne. Trudno mi bylo zaangażowac sie w te afabularne rozważania, jeśli sama ich podstawa wydała mi się wątpliwa. Książkę skończyłam, ale już raczej z obowiązku.
Tak jak "Moje pierwsze życie" przeczytałam z przyjemnością, tak nie bardzo mogę się odnaleźć w roszczeniowym świecie "Finistere".

środa, 10 listopada 2010

"Kamieniarz"- Camilla Läckberg


"Kamieniarza"- trzeci tom cyklu kryminalnego Camilli Läckberg, czytałam niemal tuż po jej "Kaznodziei" i w zasadzie dla recenzji mogłabym zastosować metodę kopiuj-wklej. Tym razem podtytuł saga kryminalna, sugerujący duży udział wątków obyczajowych, ma jeszcze większe uzasadnienie. Życie policjantów opisane jest w takich detalach, że czytając można sobie przyswoić zupełnie nowe umiejętności - choćby usypianie niemowląt metodą szwedzkiej superniani czy sporo dowiedzieć się o zespole Aspergera, ADHD czy DAMP.
Jeśli chodzi o wątek kryminalny- pierwsza scena, odnalezienie ciała, jest IDENTYCZNIE skonstruowana jak w Kaznodziei. Na szczęście sam wątek jest inny- koncentruje się na śmierci dziecka, śledztwo koncentruje się na najbliższych osobach z jej otoczenia- sympatycznej matce, skrywającemu wiele tajemnic ojcu, babci (dla której najlepszym określeniem byłoby- kawał cholery) i ciężko choremu dziadkowi. Dodatkowo pod lupą znajdą się też skonfliktowani z rodziną sąsiedzi.
Równolegle rozwija się wątek historyczny, rozpoczynająca się 80 lat wcześniej historia pięknej i zdemoralizowanej Agnes i człowieka, który miał pecha zostać jej mężem- kamieniarza Andersa. Możemy już podejrzewać, że będzie to opowieść o międzypokoleniowym przekazywaniu wirusa nienawiści, nie wiemy tylko, kto z młodszego pokolenia został nim zainfekowany (i kto, najprawdopodobniej skrzywdził dziewczynkę).
Przyznam, że czytało mi się znacznie lepiej niż poprzedni tom, pewnie dlatego, że to w zasadzie taka zakamuflowana historia obyczajowa:).
Polecam znudzonym już nieco potokami krwi i raportami z sekcji zwłok:).

środa, 27 października 2010

"Kaznodzieja" Camilla Läckberg


Ze skandynawskich kryminałów mogłabym się spokojnie doktoryzować, dzięki dobrze zaopatrzonej lokalnej bibliotece mogłam poznawać kolejnych autorów- a następnie szybko się nimi nudzić. W końcu porzuciłam, a może tylko zaniedbałam, sekcję autorów skandynawskich. Nie przejadł mi się jak dotąd tylko Jo Nesbø. Nie mogłam jednak przejść koło najnowszego nabytku biblioteki- "Kaznodziei" Camilli Läckberg.
Książka reklamowane jest jako "saga kryminalna"- faktycznie, sporo tam o życiu rodzinnym policjantów, ze szczególnym uwzględnieniem prowadzącego śledztwo Patricka i jego partnerki Eriki, a nawet ich dalszej rodziny. Wkomponowane jest to w tekst tak, że łatwo będzie o kontynuację tych wątków w kolejnych częściach ("Kaznodzieja" to druga część cyklu- po "Księżniczce lodu", kolejne to "Kamieniarz" i "Ofiara losu"). Główny detektyw nie jest, jak to zwykle bywa w kryminałach, 45-latkiem z początkami marskości wątroby, tylko przyszłym ojcem pławiącym się w szczęściu rodzinnym. Czy to plus czy minus, zależy od czytelniczego zapotrzebowania.
Stosunkowo mało te z w tej książce przemocy i drastycznych opisów. Nie ma tam na szczęście opisów brutalnych gwałtów albo ich skutków, czy innych "pomysłowych" tortur świadczących o tym, że autor musiał bardzo długo myśleć, aż w końcu wpadł w przesadę.
Historia zaczyna się w momencie, gdy w wąwozie, będącym turystyczną atrakcją nadmorskiego szwedzkiego miasteczka, mały chłopiec odnajduje trupa młodej kobiety.. Okazuje się, że pod nią pogrzebane są 2 starsze szkielety. Wkrótce też znika kolejna dziewczyna i zaczyna się wyścig z czasem...
Historia krąży od początku wokół rodziny legendarnego i nieżyjącego już Kaznodziei- uzdrowiciela i przywódcy małej wspólnoty religijnej. Rodziny skłóconej, a jednocześnie połączonej nader skomplikowanymi relacjami.Czy w rodzinnym labiryncie uda się znaleźć wskazówkę dotyczącą sprawcy, zanim zniknie kolejna dziewczyna?
Książka całkiem niezła, aczkolwiek mnie nie porwała (proszę jednak wziąć poprawkę na mój przesyt tematem:). Dużo bardziej podszedł mi pokrewny tematycznie "Wybawiciel" Nesbø. Niewątpliwym plusem jest wyjątkowa łatwość czytania- ponad 400 stron zajęło mi pewnie mniej czasu, niż napisanie tej notki.
Polecam, ale raczej tym, którzy zaczynają przygodę ze skandynawskim kryminałem.

piątek, 1 października 2010

Lód i woda, woda i lód- Majgull Axelsson

Najnowsza książka specjalistki od stosunków między siostrami, matkami, córkami oraz od błędów i wypaczeń rodzicielskich infekujących kolejne pokolenia, czyli Majgull Axelsson. Dużo słabsza od poprzedniczek, niestety. A przynajmniej od tych, które przeczytałam, czyli "Domu Augusty" i "Kwietniowej czarownicy".
O czym- o dwóch pięknych i popularnych bliźniaczkach, szkolnych gwiazdach i obiektach westchnień, których życie nieodwracalnie zmienia się, gdy jedna z nich- Elsie, w niewyjaśnionych (oczywiście do czasu) okolicznościach zachodzi w ciążę. Po urodzeniu synka, Bjoerna, nie jest w stanie zajmować się dzieckiem. Niespodziewanie dla wszystkich opiekę nad chłopcem przejmuje jej bliźniaczka, która aby stworzyc mu dom, decyduje się wyjść za Birgera. Po kilku latach rodzi im się córka Susanne. Elsie zostaje radiotelegrafistką spędza życie na kolejnych rejsach dalekomorskich, szczególnie preferując lodołamacze.
Po latach niespodziewanie licealista Bjoern zostaje gwiazdą boysbandu. Sława trwa jednak krótko, i gdy zaczyna się załamywać, okazuje się, że chłopak nie radzi sobie z sytuacją...

Autorka postanowiła jednak wrzucić na ten tort kolejną warstwę, i była to chyba jedna warstwa za dużo- po kolejnych 30 latach Suzanne, która w tym czasie została pisarką, idzie śladami ciotki i sama okrętuje się na lodołamacz. Szwecja okazuje się jednak małym krajem, gdyż razem z nią okrętuje się ktoś, kto zna jej przeszłość i zaczyna ją prześladować. Zagadką tego poziomu gry jest- czy Suzanne poradzi sobie z sytuacją i upora się z demonami przeszłości.

Żeby nie zdradzać clou całej historii- jej trzecia warstwa, i niestety najobszerniejsza, jest nie do końca potrzebna. Cała historia zamyka się na poziomie drugim, także psychologiczne konsekwencje wcześniejszych wydarzeń. Suzanne świetnie panuje nad sytuacją i nie widac zupełnie gdzie ta jej wielka wcześniejsza trauma. No chyba, że chodziło o historię detektywistyczną- kto jest stalkerem Suzanne i dlaczego nie darzy jej sympatią.

Odłożyłam książkę lekko skonsternowana, muszę jednak podkreślić, że wypada ona blado tylko na tle innych książek Axelsson. Nieźle broni się jako zwykłe czytadło (przy którym nie chodzi o dzielenie włosa na czworo i logikę fabuły a o miłę spędzenie czasu). To , że za rok raczej nie będę o niej pamiętać tak jak o domu Augusty, to inna para kaloszy:).