Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szwajcaria. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Szwajcaria. Pokaż wszystkie posty

środa, 2 listopada 2011

"Tu będę w słońcu i w cieniu" - Christian Kracht

W dawnych czasach, jeszcze chyba nawet przedinternetowych, często sięgałam po wszelkiej maści fantastykę (wiem, że trudno w to uwierzyć patrząc na zawartość mojego bloga). Moim ulubionym podgatunkiem były wówczas historie alternatywne, zwłaszcza w wykonaniu Polaków. Rodzimi autorzy mieli bowiem tendencję do wyszukiwania węzłowych punktów w historii, po przejściu których nasze dzieje mogły potoczyć się lepiej. Można powiedzieć, że uprawiali współczesną wersję krzepienia serc. Zresztą ten trend nadal ma się dobrze, wystarczy wspomnieć serię "Zwrotnice czasu".
Nieco inaczej wyglądało to w przypadku autorów zachodnich. Zamiast masować ego swoich czytelników, woleli raczej ich straszyć i ostrzegać. Nie inaczej jest z Christianem Krachtem. Współczesna Szwajcaria ze swoimi bankami, mocną walutą i czekoladą Milka, wydaje nam się krajem mlekiem i miodem płynącym. Kracht postanowił jednak wytrącić swoich rodaków z błogiego zadowolenia i pokazać im alternatywną ścieżkę, której uniknęli tylko dlatego, że... w 1917 Lenin zdecydował się wrócić do Rosji.
Ścieżka ta wygląda absolutnie makabrycznie. Szwajcaria nie jest Szwajcarią a Szwajcarską Republiką Radziecką, znajduje się od prawie stu lat w stanie wojny ze wszystkimi (geopolityczna mapa świata też zresztą wygląda nieco inaczej - czołowym mocarstwem azjatyckim jest np. Korea Pólnocna, Rosja zaś jest niezamieszkana i skażona). Większość ludności obecnie jednego z bogatszych krajów świata to analfabeci, żyjący może nie w epoce kamienia łupanego, ale szybko w jej kierunku zmierzający, gdyż cywilizacja, zamiast się rozwijać, ulega systematycznej degradacji. Pamięć zbiorowości opiera się wyłącznie na przekazach ustnych, często mało wiarygodnych, gdyż rodzinne więzi uległy rozbiciu. Mamy do czynienia także z katastrofą demograficzną (trudno, żeby było inaczej po tylu latach wojny), która prowadzi do masowego sprowadzania ludzi z afrykańskich kolonii.
Początkowo wydawało mi się niemożliwe, żeby jeden Lenin, który ostatecznie plątał się po Europie Zachodniej przez ponad 20 lat i mało kogo interesował, mógł doprowadzić do takich zniszczeń tylko dlatego, że pokręcił się po świecie jeszcze kilka lat dłużej.
Tak naprawdę nie wiemy dokładnie, co doprowadziło do tego, że alternatywna rzeczywistość wygląda tak a nie inaczej. Ostatecznie skoro historia opiera się na przekazach ustnych i podlega manipulacji, to siłą rzeczy nie znamy wszystkich faktów. Skąd na przykład wzięło się skażenie w Rosji? Czy było skutkiem wojny, czy może jej początkiem? Czy na pewno akcja książki dzieje się współcześnie, czy też może z rachuby czasu zniknęło kilkadziesiąt lat i rzecz ma miejsce np. w 2050, a "zwrotnica czasu", po której wszystkie kolejne wydarzenia prowadzą do upadku ma miejsce właśnie... dzisiaj?

Christian Kracht swoją oniryczną prozą próbuje wybudzić sytych Europejczyków ze stanu sennego zadowolenia. Historia niekoniecznie musiała się dla nas potoczyć korzystnie i nie ma żadnej gwarancji, że będzie w ten sposób toczyć się dalej.

Polecam miłośnikom eksperymentów literackich i katastroficznych wizji:).

poniedziałek, 1 sierpnia 2011

Monografia grzechów i...książkowe "Filety"!


"Monografia grzechów. Z dziennika 1978-1989", Krystyny Kofty. Publikacja tej książki była wynikiem nieudanej próby napisania powieści o czasach późnego PRL. Autorka zauważyła, że pamięć zarówno jej, jak i innych świadków tamtych lat zaczyna sie rozmywać, że naginają tamtą rzeczywistość do współczesnych schematów. Stąd recykling wydawniczy autentycznych okruchów pamięci - dzienników autorki. To książka dla podglądaczy, można w detalach poznać jej życie, także to baaaardzo prywatne. Ci, którzy nie czytają tabloidów, ale mimo to nie stronią od ploteczek, znajdą tu sporo ciekawego materiału. Do tego sporo rozważań na temat właśnie książek powstających (już wiem, że nie sięgnę po żadną, może poza "Wiórami") i przeczytanych a także polityki (siłą rzeczy to rozważania mocno zwietrzałe). W tle warszawka. Znani pisarze (z reguły zupełnie innymi żonami niż w tej chwili), wykładowcy akademiccy, dzieci prominentów... taka sobie kronika towarzyska sprzed 20-30 lat.
To także portret kobiety, kóra stara się żyć jak najmniej PRL-owo - czytać dobre książki, rozmawiać z ciekawymi ludźmi. To także portret związku z drugim człowiekiem. Małżeństwo Koftów to układ sią rzeczy dynamiczny, będący wypadkową wielu zmiennych. Jednak błędem byłoby ocenianie go po pozorach (to na marginesie dyskusji z poprzedniego posta o Magdalenie Samozwaniec i jej mężu).

"Filety a la Zander czyli Eksponaty z lamusa historii" to książka ustrzelona w Dedalusie za kilka groszy. Uznałam, że ze względu na tytuł mojego bloga, muszę ją chociaż przejrzeć. I słusznie mi się wydawało. Ten zbiór zabawnych historycznych ciekawostek i smakowitości (autor szczególnie koncentruje się na historii Francji i ... żywotach świętych), uprzyjemniały mi czas min. w komunikacji miejskiej. Książka ma jedną wadę - jest za krótka.

poniedziałek, 4 kwietnia 2011

Hurtownia książek- od Lindgren do Akunina:)

I znowu lenistwo wzięło górę- kilka książek, o których nie będę (z różnych powodów) pisać szerzej. Zatem znowu hurtem:).

"Samuel August z Sevedstorp i Hanna z Hult"- Astrid Lindgren- dwa opowiadania, tym razem dla dorosłego czytelnika, pierwsze, tytułowe to historia miłości jej rodziców, drugie zatytułowane "Pamiętam" poświęcone jest ludziom, którzy towarzyszyli jej dzieciństwu- parobkom, pokojówkom, itd. Ogólnie to książka o czasach (początek XX wieku), gdy wszystko było prostsze, łatwiej było wychowywać dzieci i ... fajniej było być dzieckiem. Polecam.



"Wyspa sprzątaczek" Mileny Moser traktuje o sprzątaczce z piekła rodem- grzebiącej w papierach, czytającej pamiętniki, wyjadającej zapasy, po godzinach zaś uwodzącej potomstwo chlebodawców. a w dodatku tylko symulującej sprzątanie. Można by się nabawić prawdziwej sprzątaczkofobii, gdyby nie fakt, że całość skręca w kocu w stronę mocno groteskowej bajki, a sprzątaczka okazuje się istotą o złotym sercu. Całkiem nieźle się czyta, rzecz to co najmniej ze średniej półki.



Z "Diabelską przypadłością" Jacka Dąbały schodzimy o pół półki niżej, ale ciągle nie jest źle. Fabuła mocno zakręcona- oświęcimski lekarz dokonuje pionierskiego zabiegu klonowania (swojej zmarłej ukochanej). Dziewięć miesiący później polska matka zastępcza rodzi małą Marysię i porzuca ją w sierocińcu. Świat jeszcze nie wie, ale oto narodziła się polska Lisbet Salander (skrzyżowana z Larą Croft), piękna, inteligentna i amoralna kobieta, którą jednak w życiu kręcą komunistyczne hasła i przyjaźń z Markiem- nieco fajtłapowatym kumplem z domu dziecka. Tylko dla niego skłonna jest zrobić wszystko. Dosłownie wszystko. Czyta się całkiem nieźle, a że to wszystko wyssane z palca? Cóż.. A Lisbet Salander to niby była prawdziwa?

"Kochance śmierci" Borisa Akunina kiedyś poświęciłabym pewnie oddzielną notkę. Jednak ta część cyklu o Eraście Fandorinie (moskiewskim śledczym z przełomu XIX i XX wieku), jest albo słabsza, albo Akunin już mi się przejadł. Tym razem śledztwo dotyczy klubu samobójców, jednak zanim Fandorin rozgryzie sprawę, niemal wszyscy zdążą się pozabijać - cóż, najwyraźniej obniżka formy. Plusem była dla mnie tylko postać Kolombiny- osiemnastoletniej nihilistki, która w głębi duszy wciąż pozostała rezolutną Maszą z Syberii i zupełnie nie daje się skłonić do popełnienia samobójstwa.
Nie podobało mi się również to, że nadmiernie wyszły na wierzch polityczne sympatie autora, niektóre złote myśli świetnie by pasowały do materiałów propagandowych partii "Jedna Rosja". Ogólnie- książka raczej dla zdecydowanych fanów Akunina.