Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Louise Bourgeois. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Louise Bourgeois. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 14 maja 2015

Od Rodina do Moneta, a po drodze ... splecione ręce, pocałunek, nenufary i ...


    Jest to kontynuacja poprzedniego posta
   Auguste Rodin na  Niedzielę Wielkanocną



    Z Musée Rodin pojechaliśmy metrem na Concorde, a ponieważ była to Niedziela Wielkanocna postanowiliśmy wpaść do Kościoła Notre-Dame de l'Assomption (Najświętszej Marii Panny Wniebowziętej), którym od tysiąc osiemset osiemdziesiątego czwartego roku administruje polska wspólnota religijna. O świątyni tej wspominałam już na blogu, co nie znaczy, że nie wrócę do niej jeszcze przy jakiejś okazji. Dzisiaj dla przypomnienia trzy zdjęcia.




    Z polskiego kościoła usytuowanego na placu Maurice-Barres przy ulicy Saint-Honoré było już tylko kilka kroków do Musée de l'Orangerie.
    Ulicą Saint-Florentin wróciliśmy do placu Concorde i tam od strony rue de Rivoli weszliśmy po schodach na Terrasse Jeu de Paume, gdzie przez chwilę przyglądaliśmy się splecionym dłoniom z patynowanego brązu, wmontowanym w granitowe kamienie, autorstwa amerykańskiej rzeźbiarki Louise Bourgeois urodzonej w Paryżu.
 








     Później zaś kolistą alejką w kształcie podkowy  Fer à Cheval przeszliśmy tuż przy bramie Ogrodów Tuileries na drugą stronę tarasu na Terrasse de l'Orangerie. 
    A tam niespodzianka! Wzdłuż budynku długa kolejka oczekujących na wejście do muzeum. Zajęliśmy miejsce na końcu i natychmiast za nami ustawiła się para, dwoje starszych ludzi, on wyglądał na Francuza, ona na Meksykankę...
 




    Świeciło słońce i chociaż było dość wietrznie postanowiliśmy cierpliwie czekać.
    Ażeby uniknąć tłoku i pozwolić na pełen komfort zwiedzania eksponatów, do muzeum wpuszczano po kilkanaście osób, ale nie pamiętam w jakich odstępach czasu, bowiem zainteresowały mnie rzeźby Augusta Rodina ustawione na trawniku obok oranżerii. Zabrałam się więc do roboty, hym... do robienia zdjęć. Ryszard śledził mnie wzrokiem, podczas gdy ja okrążałam posąg Ewy, do wykonania którego pozowała pewna Włoszka o zaokrąglonych kształtach, bardzo podobająca się Rodinowi.
    Ewa próbuje ukryć twarz w ramionach, czy dlatego, że nosi w sobie grzech pierworodny? Ciekawe, bo kiedy Rodin pracował nad rzeźbą zauważył, że modelka powoli zaokrągla się. Przez pewien czas poprawiał jej kształty, aż wreszcie dowiedział się, że Włoszka musi przerwać pozowanie z powodu bliskiego macierzyństwa. Zwolnił ją więc natychmiast i wykańczał rzeźbę z pamięci. I tak oto stworzył arcydzieło, ulepił pramatkę z ciężkim brzuchem i szeroką miednicą.
    Z kolei zaś model pozujący do wygnanego z raju Adama (l'Ombre), był olbrzymem występującym w cyrku. Postacie prarodziców rodzaju ludzkiego miały być umieszczone z obu stron Wrót Piekieł.
    Ech..., Rodin mnożył fałdy i fałdki  cielesnej powłoki. Oddalając się w ten sposób od idealizmu rzeźby greckiej nadawał postaciom Ewy i Adama charakter żywy i ekspresyjny w przeciwieństwie do innych jego dzieł gdzie nie zważał na rysy anatomiczne bowiem chodziło mu jedynie o akcję, tak jak w przykładzie Trzech małych tancerek...
 





    Kolejka posuwała się bardzo wolno, więc miałam sporo czasu, żeby sfotografować Pocałunek w brązie, rzeźbę którą już prezentowałam w poprzednim poście, ale wykonaną w marmurze. Bohaterowie tego słynnego uścisku to Francesca i Paolo, powiedzmy na potajemnej schadzce.
    - Dlaczego na potajemnej?
    - Z parą tą nie po raz pierwszy się spotykamy. To Dante Alighieri w Boskiej Komedii w wirze drugiego piekła po raz pierwszy przedstawił potępionych kochanków. Temat ten podjęli później inni pisarze, malarze i oczywiście Auguste Rodin.
    - A zatem kim byli ci nadzy, zmysłowi kochankowie zatraceni bez pamięci w ekstatycznym pocałunku?
    Ona, to Francesca da Polenta, córka władcy Rawenny, którą wydano  za mąż za nieurodziwego Giovanniego Malatesta, syna lorda z Rimini (1275 rok).
    On
, to Paolo Malatesta, starszy brat Giovanniego.
    Francesca i Paolo spotykali się potajemnie. Któregoś dnia czytając historię namiętnej miłości i opis pocałunku dwojga innych kochanków Lancelota i Ginewry, sami spletli się w uścisku pożądania...
    On, z którym nigdy już się nie rozstanę, drżący do ust mych przywarł bez pamięci (...), w ten dzień jużeśmy nie czytali więcej (Boska Komedia)
    Kiedy Giovanni Malatesta dowiedział się o romansie żony i brata, zabił oboje... I tak oto nadmierna zmysłowość zakochanych w sobie kobiety i mężczyzny została potępiona. Dusze obojga znalazły się w drugim kręgu piekła, natomiast o ironio... morderca uniknął kary, bowiem nie spotykamy go wśród wyklętych grzeszników.
     Ech! Czy po tamtej stronie jest sprawiedliwość?
Rozmyślając nad losem kochanków spacerowałam jeszcze jakiś czas wokoło oranżerii, a Ryszard powoli przybliżał się do wejścia.
 




    Terrasse de l'Orangerie załamuję się pod kątem prostym i przechodzi w Terrasse du Bord de l'Eau, który biegnie wzdłuż Sekwany równolegle do Quai des Tuileries. W załamaniu sfotografowałam lwa w marmurze, rzeźbę inspirowaną antykiem oraz Merkurego na Pegazie nad bramą wiodąca poprzez ogrody do Luwru.
 








    Jak podaje tablica informacyjna oranżeria zbudowana  została w tysiąc osiemset pięćdziesiątym drugim roku na podstawie planów architekta Firmina Bourgeois. Inny architekt Camille Lefèvre przekształcił ją w muzeum, które pomieścić miało Nenufary (Nymphéas) Clauda Moneta. Inauguracja odbyła się w tysiąc dziewięćset dwudziestym siódmym roku.
 




















    Dla artysty życie jest nieustanną rozkoszą, wiecznym zachwytem, nieprzytomnym upojeniem, ponieważ odbywa się zawsze w świetle duchowej prawdy.
   
To była niezwykła epoka, skłonna jestem twierdzić, moja ulubiona, obfitująca w genialnych artystów, obdarzonych talentami literackimi, malarskimi, rzeźbiarskimi, wizjonerskimi... jednym słowem epoka bardzo twórcza...
   
Co ciekawe, w drugiej połowie dziewiętnastego wieku nie rzeźba lecz malarstwo dominowało w plastyce. Malarstwem interesowała się publiczność salonów wystawczych, amatorzy i krytycy. Mniej pracochłonne malarstwo, bardziej odpowiadało spontanicznemu gustowi epoki. Wymogi materialne rzeźby tłumaczą jej powolniejszą ewolucję i różnią się od rozwoju malarstwa. Środki malarza były skromniejsze, rzeźba zaś kosztowała i wobec tego najwięksi artyści rezygnowali z rzeźby na korzyść malarstwa, zostawiając najczęściej swoje dzieła na etapie gliny lub gipsu, surowców kruchych i łamliwych - nie byli w stanie  pokryć kosztów robocizny i nie byli pewni, czy dzieła się sprzedadzą.

   
Od tysiąc osiemset dziewięćdziesiątego piątego roku aż do śmierci (1926) Claude Monet malował nenufary i swój słynny staw w ogrodzie w Giverny w Normandii. Ogółem stworzył około trzystu obrazów, z których ponad czterdzieści to ogromne formaty. Nie będę zanudzać Czytelnika swoimi sugestiami i komentować dzieła Moneta, pozostawię je własnej ocenie, bowiem niektórzy nie widzą w nich niczego nadzwyczajnego zaś inni nie mogą wyjść z podziwu i wciąż zachwycają się twórczością weterana impresjonizmu wyczekując na wejście do muzeum w długich kolejkach.

    Ogólnie ujmując l'Orangerie zwiedza się przyjemnie, ponieważ nie nagromadzono tam wielu płócien, co skutecznie chroni widza przed zawrotami głowy, powodowanymi często nadmiarem wrażeń estetycznych.
     Z ciekawością amatora oglądałam razem z mężem dzieła innych przedstawicieli impresjonizmu i postimpresjonizmu, a także kilka obrazów Picassa, które prezentuję poniżej. Warto chociaż na chwilę odciąć się od rzeczywistości i przenieść się w świat znakomitych i uznanych artystów...


                                          Pierre-Auguste Renoir 
















                                                  Claude Monet 


                                                  Paul Gauguin


                                               Paul Cézanne 







                                                Henri Matisse 


                                               Pablo Picasso










                                             Marie Laurencin 





                                                 André Derain 














                                               Maurice Utrillo 








                                                Chaïm Soutine 






                                        Paryż, 5 kwietnia 2015 roku