Pokazywanie postów oznaczonych etykietą codzienność. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą codzienność. Pokaż wszystkie posty

piątek, 12 lutego 2016

Chwile dla siebie



Popoludniowe zmiany i jakbym nie miala czasu a wlasciwie to znajduje go mnostwo, i to tylko dla siebie. Co trzy tygodnie budze sie bez nacisku "trzeba wstac", a wylacznie "bo wypada wyjsc z lozka".

Na popoludniowkach klade sie pozno spac. Teoretycznie 3-4 godziny od momentu, kiedy skonczylo sie dzien pracy nie wydaje sie pozna godzina, jednak koncze o 22:00, takze 1-2:00 nad ranem to juz pozno. Noca ogladam filmy, wracam do ekranizacji trylogii Sienkiewicza, ponownie ogladam piekne ekranizacji polskich nowel i powiesci, rozumiejac je lepiej niz 10 lat temu (teraz wrecz sie nimi zachwycam, np. Konopielka).

Mam czas na ksiazki. Ostatnio kupilam ich trzy, jeszcze ciagle zagladam do swojego Kindle, jednak musze zaktualizowac biblioteke w tym urzadzeniu, bo juz sie troche przedawnila, albo pewne pozycje nie przypadly mi do gustu. Na urzadzeniu mam sporo ksiazek typu poradnik psychologiczny, rozwoj osobisty, az glowa peka od samego wymawiania tych slow. Ksiazki tego typu potrafia niezle namieszac w glowie! Sporo sie ich naczytalam i jestem przekonana, ze nie potrzebuje, poki co, wiecej informacji o tym, jak byc lepsza wersja siebie, w koncu cos z tych tresci musialo zostac wbite do mojej glowy i na pewno sie przyda. Historie ludzi, zmyslone czy nie, takze ucza zycia i pewnych reakcji, dodatkowo przynoszac rozrywke i relaks, a z poradnikow to stawiam na praktyczne porady, ktore suma sumarum znajduje w Internecie, ale ksiazkoholik zawsze musi miec jakis namacalny egzemplarz.
Wiec co takiego kupilam?



oraz



Szczegolnie polecam ksiazki Dominique Loreau, francuzki, ktora od lat mieszka w Japonii i wdrozyla w swoje zycie wiekszosc zwyczajow zwiazanych z japonskim stylem zycia, w wiekszosci odnoszacym sie do zycia w prostocie, a ogolniej mowiac odnoszacym sie do filozofii zen. Pierwsza ksiazka Loreau, ktora przeczytalam nosi tytul Sztuka prostoty i moze nie zgadzam sie z wszystkimi zasadami i radami autorki wobec calkowitego minimalizmu naszego zycia, jednak sposob w jaki opisuje jest bardzo wciagajacy i zachecajacy. Dlatego tez widzac tytul Sztuka porzadkowania, nie wahalam sie ani chwili i nabylam lekture, szczegolnie, iz moja mala przestrzen jest totalnie zagracona, pomimo regularnego sprzatania i wyrzucania niepotrzebnych rzeczy.

Natomiast Maje Popielarska zawsze uwielbialam. W Polsce namietnie ogladalam jej programy, czerpiac radosc juz z samego sluchania jej glosu i sposobu wypowiadania sie, a teraz, kiedy mam mozliwosc pracy w ogrodzie, tym bardziej jestem rada aby zaczerpnac wiedzy z jej ksiazek. Kalendarium prac... jest ogolnikowym opisem prac w ogrodzie, propozycja dla uporzadkowania calego ogrodniczego roku i robienia notatek odnosnie co sadzimy, co obserwujemy, aby notatki te pomogly nam w kolejnych miesiacach, a nawet latach. Dodatkowo sliczne zdjecia i styl jezykowy tekstu definitywnie nalezacy do Maji ;)

Przyznam sie jeszcze, ze kupilam Malego ksiecia, gdyz nie posiadalam tej ksiazki w swoim zbiorze, a cena zachecala do nabycia i ponownego przeczytania (bodajze po 15 latach, jak nie wiecej)!


-----------------------------------------------------
* Przepraszam, ze nie ma polskich znakow, ale nawet pomimo, ze wlaczylam polska klawiature to jakims magicznym sposobem konfiguracja dla polskich znakow nie dziala. Juz nawet szukalam rozwiazania, jednak nic nie wskoralam. Na pewno naprawi sie samo ;)

czwartek, 1 października 2015

Zły kierowca

Ahh, jestem kierowcą.
Pierwsze wpadki za kierownicą nie przerażały mnie aż tak, jak obecne, choć można powiedzieć, że to też nadal te pierwsze. Z początku tłumaczyłam samą siebie byciem nieopierzonym kierowcą. Teraz przeraża mnie moja nieuwaga i złe rozeznanie sytuacyje na drodze. Roztrzepana ja.
Czy to oznacza, że jestem złym kierowcą? :(

czwartek, 9 lipca 2015

Zaszyta

Czasami chciałabym się zaszyć i odciąć od głośnej codzienności.
Zapłakałabym zaszyta w bujnej roślinności przy akompaniamencie melodii uszytej z mych uczuć, których nie potrafię nazwać.

poniedziałek, 30 marca 2015

marzec

Koniec marca, przydałoby się jakieś podsumowanie. Choć w sumie to nie robię podsumowań czegokolwiek, no chyba, że wspominam dopiero co miniony tydzień i próbuję dostrzec coś wartościowego w swojej codzienności. Nie narzekam. Moja codzienność jest całkiem w porządku, zależy co z niej wyróżnię, wytłuszczę grubą czcionką.
Spokój ogarnia mnie z dnia na dzień coraz mocniej. Może to lata, które lecą i dodają otuchy, że tyle już się przeżyło i można udawać, iż pozjadało się wszystkie rozumy, a z drugiej strony statystycznie czeka mnie ponad drugie tyle, a w głębi serca żywię nadzieję, że to dopiero 1/3 ...
Spokój ogarnia mnie z dnia na dzień coraz mocniej, także już nawet to, że Ten Ktoś perfidnie mnie olewa, a wcześniej bajdurzył i rozbudzał uczucia i wyobraźnię szalonej Mnie, jakoś nie mąci mego nastroju. Robię się ostatnio bardzo busy i nie mam czasu na użalanie się nad sobą, a tym bardziej nie w głowie mi rozmyślanie dlaczego tak kiepsko trafiam z uczuciami i czemu to wszystko musi wyglądać jak żałosny serial typu tasiemiecowego. Zaczynam szkołę! Póki co cieszę się z progresu i pozytywnie patrzę w przyszłość, ale zapewne po pierwszych zajęciach wrócę do domu z płaczem i wyrzutami do siebie samej, że mi się nie chce, że znowu wpakowałam się w zakuwanie i sytuacje stresowe, a założyłam, iż to i tak dopiero początek, bo po jednym kursie zaplanowałam sobie już kolejne kursidła (tak, sama wpakowałam się w te kursowe sidła). Lekko marudzę, bowiem wierzę, że pozytywnie zaskoczę samą siebie. W końcu jako osoba dorosła powinnam podchodzić do wszystkiego dojrzale.
I tu muszę odejść od tematu (jakby to miało kogokolwiek zdziwić), gdyż uświadomiłam sobie, że kiedyś, bardzo dawno temu w innej bajce, a w sumie kiedy żyło się bajkami, byłam przekonana, że dorośli nie boją się, że umieją trzymać emocje na wodzy, są zabawni a nie szaleni, że nie popełniają błędów emocjonalnych, a kiedy podejmują naukę to są prymusami i nauka przychodzi im lekko. Ogółem kiedy spoglądałam na 28-latków (+/-) to byli to dorośli z krwi i kośći, a do tego sercem i rozumem. A teraz!? Sama jestem 28-latką i poważnie nadszarpuję tą opinię, którą sama kiedyś sobie wykreowałam. Jasny gwint ...
Uczucia i szkołę oraz zdanie sobie sprawy, że dojrzałość wiekowa mądrym i opanowanym człowieka nie czyni, już uwzględniłam w swoim marcowym podsumowaniu. Teraz czas na książki. Trochę się ich uzbierało w tym miesiącu. Połknęłam dwie części Pokolenia Ikea, trochę zniesmaczona obrazem trzydziestolatków, opisanych jakby każdy jeden był tak egoistycznie nastawiony do związków, seksu, pieniędzy, a wszystko z przekonaniem, że tak po prostu jest i kropka. Jednak połknęłam obie książki. Coś tam w nich urzeka, choć nie autor i jego alter-ego w postaci głównego bohatera, który ma się za speca od kobiet. Mam wrażenie, że czytałam polskiego Charlesa Bukowskiego, a już założę się, iż autor jest jego fanem, na bank. Pokonuję jeszcze Najgorszego człowieka na świecie Małgorzaty Halber, wiekowo również zbliżona do autora wspomnianego wcześniej, wydaje się, że z podobnymi problemami, ale jednak nie. Autorka opisuje problem uzależnień, trafnie wskazuje dlaczego popadamy w uzależnienia i dlaczego odwyki nie pomagają, a raczej dlaczego program i styl prowadzenia odwyków nie są adekwatne wobec uzależnionego, bo w sumie każdy z nas jest inny i potrzebuje innego lekarstwa. Czy jesteśmy pokoleniem przegranych? Nie jest to łatwa książka, choć wszyscy dookoła zachwycają się nią, a ja o dziwo męczę będąc dopiero w 1/3 zawartości, ale na pewno przemęczę i jeszcze pozytywnie mnie zaskoczy ;) Jakby co, zawsze mam tom Muminków przy łóżku, na poprawę samopoczucia, a co!
Towarzysko też nie narzekam jeśli chodzi o miesiąc marzec. O dziwo mało przebywałam w swoim mieszkaniu, nie miałam za dużo okazji aby się ponudzić. To chyba dobrze. Jakiejkolwiek zmiany w pracy bym nie miała to zawsze coś się działo, a to kino, a to obiad na mieście, pogaduchy w kawiarni, siłownia, sauna, mini wycieczka czy potańcówka do białęgo rana. No i te książki, filmy na laptopie i nie ma kiedy się nudzić. Coś tam nawet machnęłam pędzlem po papierze, zrobiłam małe przemeblowanie w pokoju i zakupiłam ramę do łóżka. Nawet samochód ustrzeliłam, a fakt, że za miesiąc lecę na zasłużone wakacje (gdzie będę się byczyła ile wlezie), porfela mi nie wypełnia - za to wzbogaca o pozytywne wibracje. Mam wspaniałych przyjaciół w Polsce i w Anglii, jestem na serio bogatym przedstawicielem gatunku ludzkiego i nie zamierzam być sknerą.
Marzec zbił mi się trochę z lutym, ale jakkolwiek mamy już wiosnę, dzięki Bogu.

wtorek, 24 marca 2015

poradnia poradnikowa

   Jeśli nigdy nie mieliście koszmarnego bólu głowy to polecam poczytać poradniki. Jakiekolwiek poradniki. Przyznajcie się komukolwiek, że je czytacie, od razu ta osoba pomyśli, iż najwidoczniej coś musi być z tobą nie tak, skoro sięgasz po tego typu lektury, a co dopiero jeśli zaczynasz jeszcze przytaczać fragmenty tych książek ...
No więc tak, przyznaję się bez bicia, trochę tych poradników przeczytałam. Nie wszystkie dałam radę skończyć, zazwyczaj stwierdzając, że to jakieś bajdurzenie i chyba autor ma poważne problemy z samym sobą. W końcu najlepiej doradzają Ci, którzy sami mają problem w danej materii i chcieliby postępować tak, jak wiedzą, że powinno się postępować, ale jakoś im nie wychodzi. Za to doradzanie wychodzi im znakomicie. Sama jestem tego znakomitym przykładem.
Ogółem przyznanie się do czytania poradników wskazuje, że mamy jakiś problem i nie umiemy sobie z nim poradzić. Tak dobitnie.
   Kiedyś szerokim łukiem omijałam te rejony księgarń z oznaczeniem PORADNIKI, PSYCHOLOGIA, a teraz? Obecnie za często księgarń nie odwiedzam, tylko podczas wizyt w Polsce, ale ostatnią swoją wizytę przypieczętowałam pielgrzymką po księgarniach i wertowaniu regałów oznaczonych nagłówkiem PORADNIKI, PSYCHOLOGIA. Czego możemy się tam spodziewać? Niezliczonej ilości książek o miłości, biznesie i ... odchudzaniu. Problem XXI wieku, voila!
   Dobra, to teraz pewnie zastanawiacie się jaki mam problem, skoro czytam poradniki. Najwięcej danych lektur przeczytałam pod znakiem "Odnajdź szczęście w sobie samym". Najgorzej, gdy sięgasz po jedną książkę za drugą, połykasz je i niby wszystkie traktują o tym samym, ale w pewnych kwestiach wykluczają się nawzajem - ból głowy, mętlik gwarantowane. Trzeba było wybrać jedną pozycję i jej się trzymać, albo chociaż jednego autora i ślepo zawierzać mu w każdej kwestii niż dokładać sobie inne punkty widzenia.
Coś tam z tych wszystkich porad pomogło mi w życiu. Bardziej pomogło niż zaszkodziło, wiele uświadomiło.
Poradniki zastępują nam obecnie mędrców i staruchy, którzy cieszyli się poważaniem i wiedzą uniwersalną przekazywaną z pokolenia na pokolenie. A co może być bardziej uniwersalne niż wiara w swoje siły i możliwości? niż akceptacja siebie i szacunek, a także miłość do siebie samego? No właśnie. Tego wszystkiego nie oblepimy ubraniami, perfumami, książkami, sloganami, studiami, a nawet czasami w jakich przyszło nam żyć. To są po prostu wartości i prawdy uniwersalne, bardziej oczywiste niż 2+2=4, bo matematyka to teoria i abstrakcja sprowadzona do jakichś form, a my sami, nasza samoświadomość jest najprawdziwsza. No i w końcu literatura poprzednich stuleci mówi jasno, że ciągle trapią nas te same problemy egzystencjalne i psychologiczne. Wszystko kołem się toczy.
   Jakkolwiek wracam do sedna. Czytam poradniki, bo dają kopniaka w tyłek i nawet jeśli motywują na chwilkę, to najważniejsze, że motywują w ogóle. Zawsze można wrócić do lektury, do pewnych fragmentów, albo nawet zapisywać sobie sentencje, które wydawało się nam, że pokazują nam czerwony punkt na tarczy i najwyższą pulę wygranej. Poradniki są jak podręczniki naukowe - zawierają regułkę i jej szerszy opis, abyśmy lepiej mogli zrozumieć o co w tym wszystkim chodzi, dlaczego jedno zjawisko oddziałuje na drugie i potem zachodzi dany proces, z którego otrzymujemy konkretny wynik, zawsze inny w zależności od zjawisk jakie zaszły podczas procesu. I rzeczywiście czasem pomagają nam przemówić do swojego JA i je zrozumieć. Tyle, że nie raz tę poradnikową wiedzę trzeba mocno przefiltrować.

poniedziałek, 16 marca 2015

żółto-niebiesko prawo-lewo

Moje kolorowe, pstrokate paznokcie często robią furorę i to zarówno wśród kobiet jak i mężczyzn. Dzisiejsze żółte, gładkie lakierowe mazie podsunęły nawet genialną myśl jednemu z Process Guy w pracy. Szanowny Pan Process wymyślił, abym jeszcze tylko przemalowała paznokcie u lewej dłoni na niebiesko i już będzie jak z mattec labelami, które naklejamy na produkowane części, czyli żółte to prawa strona, a niebieskie to lewa strona. I jak tu miałoby mi się to pomylić z takimi odpowiednikami na paznokciach!? G E N I A L N E.
P.S: Podobno kobiety mają problem z rozróżnianiem kierunków: prawo-lewo...

piątek, 6 marca 2015

Ucieczki

   Za dużo tych wszystkich oczekiwań. Mam ochotę uciec, ciągle uciekam, a tymczasem wypadałoby zarzucić kotwicę i gdzieś osiąść. Wszystko wydaje mi się złudne, nawet to uczucie, gdy wracam po pracy do wynajmowanego mieszkania i myślę, że jestem u siebie, a z drugiej strony chcę już to zmienić, już mam tego dość. Moja stabilizacja kuleje. Potrzebuję kogoś, a zarazem myśl o tej drugiej pokrewnej duszy przy moim boku napawa mnie lękiem utraty przestrzeni, własnego świata. Chyba po prostu źle do tej pory trafiłam. Kwiczę sama do siebie.

środa, 4 marca 2015

4 kąty Bycia Sobą

   Kiedy czujecie się tak naprawdę sobą? Mnie niejednokrotnie nachodzi to uczucie, iż 100% mnie jest naładowane dopiero w momencie, kiedy jestem sama, zupełnie sama. Nie może być nikogo w moim pokoju, czasem w pokoju obok czy gdziekolwiek w całym pomieszczeniu. Nikogo kto mógłby zakłócić moje Bycie Mną. Dlatego nie wyobrażam sobie życia z kimś w jednym pomieszczeniu, non stop zdani na swoje towarzystwo, brak intymności, uwolnienia myśli. Kiedyś, chwilowo tak żyłam i czułam się jak w klatce, bo każdy z nas potrzebuje swojej własnej, prywatnej przestrzeni, swojego w 100% własnego kawałka, gdzie może zaszyć się i odetchnąć od codzienności, świata zewnętrznego, gdzie nie wystarczy założyć słuchawki na uszy i zamknąć oczy, aby się odciąć i wyluzować. Musimy mieć gdzie tańczyć dla samych siebie.

niedziela, 1 marca 2015

Każdy się wstydzi

"KAŻDY SIĘ WSTYDZI.
KAŻDY SIĘ WSTYDZI TRZECH RZECZY.
ŻE NIE JEST ŁADNY.
ŻE ZA MAŁO WIE.
I ŻE NIEWYSTARCZAJĄCO DOBRZE RADZI SOBIE W ŻYCIU.
KAŻDY.
Dlaczego więc nikt się do tego nie przyznaje? Dlaczego nikt o tym nie mówi? O ile łatwiej by się nam rozmawiało na przyjęciach, gdyby można to było powiedzieć głośno"

Małgorzata Halber
"Najgorszy człowiek na świecie"

czwartek, 23 października 2014

Nieporządek

   Czasem nachodzą mnie myśli, aby pozbyć się praktycznie wszystkich rzeczy jakie posiadam. Jest to jeden wielki kontener nieposortowanych odpadów, a jest ich coraz więcej i więcej, wgniatają mnie głęboko w tę śmierdzącą nicość stworzoną z różnorodności tychże śmieci. Brzmi paskudnie i jest paskudnie. Japończycy, Skandynawowie już dawno prezentują nam, iż ład przestrzeni, w której śpimy, jemy, spędzamy znaczną część naszego dnia, a w sumie to i życia, pozwala osiągnąć też ład emocjonalny. Tak łatwo nie ulegamy dekoncentracji przez co mózg działa szybciej, sprawniej, więc można powiedzieć, że wzrasta nasze IQ... Dobra, kończę te speudo-intelektualne wywody. Po prostu próbuję ogarnąć swoją przestrzeń życiową, która jest chaosem. Nie umiem zacząć działać, bo i myśl o sprzątaniu mnie hamuje, a jak prowizorycznie posprzątam to na drugi dzień historia z bałaganem rozpoczyna się na nowo. Koszmar. Proszę wyrzucić do śmietnika 3/4 moich rzeczy, myślę, że wtedy będę szczęśliwsza, bo jakże można mieć poukładane życie żyjąc w zabałaganionym mieszkaniu. W tym wypadku nie muszę wspominać o zawartości mojej głowy, od razu można się domyśleć, że panuje tam wielki nieporządek. Materializm przytłacza, ogranicza, wprowadza stany lękowe (kiedy szczególnie czegoś potrzebujesz, a nie możesz znaleźć, czy to w głowie czy na podłodze). W takim stanie nie można się zrelaksować i nie można funkcjonować.
Potrzebuję pomocy, ale tylko ja mogę sobie ją udzielić.

piątek, 18 lipca 2014

dopiąć guzik

Czasem mam wrażenie, że nie potrafię doprowadzić do końca tego, co zaczęłam. Jednak nie jest to prawda, bowiem przypominam sobie te wszystkie momenty zwątpienia, płaczu i przeświadczenia, iż znalazłam się na skraju przepaści i za parę sekund zlecę w dół. Czasem zlatuję - jak kot na cztery łapy, czasami Dobry Los chwyta mnie i odciąga od przepaści. Tyle razy dopinałam wszystko na ostatni guzik, czyli jednak nie jestem kiepska w realizacji.
Może to jest tak, że jeśli dokończenie czegoś, co się zaczęło idzie nam mozolnie, łatwo odwrócić naszą uwagę od tej czynności i zarzucić ją, to oznacza to, iż tak na prawdę wcale nam na tym nie zależy. Może to był po prostu jakiś nieistotny kaprys?.. Zazwyczaj nie. Potrzeba choćby małej motywacji i odrobiny organizacji. Ciężko o organizację pośród chaosu, a pomimo, że znajomi komentują moje życie jako poukładane, ja nieustannie nadaję mu miano chaosu... ale jakoś dopinam, nawet nie trzeba trzymać za mnie kciuków.

Mam milion pomysłów co mogę robić, ale jakoś nic do mnie nie przemawia na tyle mocno, by się na tym skupić. Siedzę na obczyźnie już prawie rok i chyba bardziej ze względu na własny wiek czasem frustruję się nad własnymi poczynaniami i ogólnym położeniem w jakim się znajduję. Czasem zastanawiam się jak mogę dojść do jakichkolwiek konkretnych wniosków skoro nawet miejsce, z założenia przeznaczone do pracy, wygląda u mnie tak:

Natomiast po dwóch tygodniach zwlekania kupiłam bilet powrotny z PL do UK (bo z UK do PL kupiłam właśnie jakieś 2tyg temu, trzy dni ślęcząc nad wykombinowaniem dogodnego połączenia), nadpłacając jakieś 30£ i to nie żebym zastanawiała się czy w ogóle wracać do UK, ale po prostu dzień w dzień mając to w głowie, siedząc przy lapie i w gruncie rzeczy mając wszystko co potrzebne pod ręką, ciężko mi było spiąć poślady i kliknąć parę razy tam gdzie trzeba. Łatwiej ugotować obiad. Także gdzie tu uczyć się angielskiego, choć książki leżą tuż przy łóżku, jak tu się uczyć hiszpańskiego, w jaki sposób dokończyć malowanie obrazu, który czeka od 2 czy 3 miesięcy (już sama nie pamiętam, ale na szczęście skończyłam go tydzień temu), łatwiej zacząć malować nowy. Od 3 miesięcy kupuję rower, z laptopem zwlekałam 3 tygodnie, aż w końcu kliknęłam KUP TERAZ i dostałam paczkę po 2 dniach. Od wtorku próbuję przejechać się do Range'a po komplet płócien, ale ciężko jest obudzić się o 14:00 czy 14:30 po nocnej zmianie w pracy, łatwiej okręcić się w kołdrę. Wiem natomiast, że jednak wszytko to zrobię, w końcu zasiądę ponownie do książek i wykonam parę ćwiczeń, kupię rower i będę przeszczęśliwa, zaopatrzę się w płótna i odfrunę do innej rzeczywistości na kilka nocy ... bo w końcu jakoś zawsze mi się udaje.

środa, 4 czerwca 2014

wszystkie gatunki literackie

Moje życie pędzi, jest książką łączącą wszystkie gatunki literackie.
Ile dni, tyle historii, ilu ludzi, tyle wątków i dialogów.

sobota, 25 stycznia 2014

bez ograniczeń

"Ludzie utwierdzają się w przekonaniu, że środowisko ich ogranicza i znajdują dowody na poparcie tego przeświadczenia. Czują się coraz bardziej pozbawieni kontroli, nie odpowiadające za własne życie i przeznaczenie ofiary. Winą za własną sytuację obarczają siły zewnętrzne - innych ludzi, okoliczności, nawet gwiazdy"...

... W moim własnym odczuciu jest to pozbawianie siebie wolności, odbieranie sobie kontroli nad życiem i dniem dzisiejszym. Tak samo z formułowaniem zdań. Nie mam czasu, Nie mam pieniędzy, Nie mam możliwości, itp., jednak przecież posiadamy to wszystko, w mniejszej lub większej ilości na chwilę obecną, a w niedługim czasie możemy mieć to w jeszcze większej mierze. Mówię zatem Zrobię to, Zmieniam to, nie określam czasu ale czynność.

sobota, 11 stycznia 2014

Droga Polegania Na Sobie

   "Nie powinniśmy poddawać się okolicznościom życua i manipulacjom ze strony tych, którzy dostrzegają ignorowane przez nas słabości i nawyki. Przeciwnie - możemy wykorzystać te cechy naszego charakteru i panować nad naszym własnym życiem. Droga Polegania Na Sobie rozpoczyna się od akceptacji samego siebie i tego, na co nas stać i co jest dla nas najlepsze".
                                                                                                B. Hoff "Tao Kubusia Puchatka"


I nie chodzi tu o folgowanie swoim słabościom "bo cóż na to poradzę, że taka jestem", ale o uświadomienie sobie własnych wad i dostrzeżenie otoczenia w jakim się nasze wady ujawniają. Jeśli jest nam z nimi źle, a skoro nazywamy je "naszą wadą", to zapewne tak jest, możemy zmienić się. Tak na prawdę jesteśmy sobą, jeśli żadna z naszych cech nam nie wadzi. Także w tym momencie można zacząć się kontrolować, unikać ulegania słabościom i z biegiem czasu, gdy wejdzie nam to w nawyk, po prostu dane minusy naszej osobowości przestaną istnieć, gdyż zostaną wyeliminowane z naszego życia.
Rozpoczęłam świadome życie.

sobota, 12 października 2013

retrospekcja

Zmienia się dużo, z dnia na dzień, ale mam też poczucie stabilizacji i mówiąc przewrotnie - niezmienności, jakby zawsze było tak, jak w tej właśnie chwili. Niezmienność, da się ją odczuć słuchając ulubionej muzyki, która jest obecna w naszym życiu od lat, to przyjaciele, którzy blisko czy daleko, ale SĄ. Ponadto przyzwyczajenia, lepsze czy gorsze, które zazwyczaj nam towarzyszą (albowiem czasem zdarzają się wyjątki), jak na przykład poranne rytuały, w moim przypadku to mycie zębów zaraz po przebudzeniu, przyrządzanie porannej kawy i czegoś do przegryzienia oraz zanurzenie się we własnych myślach ... banał, ale dobrze się z tym czuję.
W tej właśnie chwili siedzę wyciągnięta na kanapie z laptopem na podbrzuszu, słuchawkami na uszach, poranną kawą pod ręką i jesienną szarugą za oknem. W słuchawkach pobrzmiewa koncertowy Clannad, dogrzewając ten zimny dzień, a ja siedzę nad swoim blogiem, który istnieje już ponad pięć lat, choć moja przygoda z blogami trwa nieprzerwanie od lat ośmiu. I czasem czuję się jak ta osiemnasto-, czy dzięwiętnastolatka zakładająca pierwszego bloga, pisząca poezję, malująca swoje pierwsze obrazy. Nastolatka przed którą wszystkie drzwi stoją otworem, która mimo młodego wieku i wielu głupiutkich postępowań wie, co ją tak na prawdę w życiu kręci, lubi się rozmarzyć, zatracić w pięknie otoczenia, pięknie chwili, czytać poezję, zachwycać się sztuką i prerafaelickimi przedstawieniami średniowiecznych, romantycznych poematów i legend. Wszystko to nieustannie mi towarzyszy, w większym czy mniejszym stopniu, przez te kolejne osiem lat. Czeka mnie jeszcze długa droga, nowe doświadczenia, odrzucone przyzwyczajenia i praca nad sobą ... ale jestem szczęśliwa będąc tym, kim jestem tu i teraz.

niedziela, 12 maja 2013

dzień niezobowiązujący

Ostatnio nie miałam zbyt wielu wolnych dni. Blogi, strony, zdjęcia, obrazy i kolczyki - wszystko co robię z zamiłowania zawsze czeka cierpliwie na 2-3 dzień mojego wolnego od pracy.
Dziś nastał ten dzień, niezobowiązujący, dwudziestostopniowy bez rażącego słońca, z rześkim powietrzem wypełniającym nozdrza.
Trzecią godzinę siedzę  przy oknie otwartym na oścież z notebookiem postawionym na parapecie - prowizorycznym biurkiem. Odgłosy ulicy umilają czas: szum silników samochodów przemieszany z bulgotaniem motocyklów, ćwierkanie ptaków, szczekanie psów, śmiechy dzieci i rozmowy przechodniów. Nie wiedzieć czemu trochę czuję jakbym była w zoo. Piję kawę, trzecią od kiedy się obudziłam, mogłabym wypijać dzbanek kawy dziennie, po amerykańsku prosząc o dolewkę.

Zamarzyło mi się Bistro z kawą z ekspresu zamawianą jednorazowo na dolewki, wodą mineralną za darmo, sandwichami, jajkami na bekonie na śniadanie, donughtami i najzwyklejszym menu obiadowym z obowiązkowymi naleśnikami w pozycji śniadanie/obiad/kolacja. Bardzo po amerykańsku, ale dlaczego by nie? Chciałam herbaciarnię, ale bistro z colą w butelce zamiast piwa i sąsiedzką atmosferą to coś dla mnie.

Taki trochę leniwy dzień gdzie czytam artykuły w internecie, dokańczam czytanie książki dzieląc uwagę z pokątnymi rozmowami na czacie, podjadam ciasto-murzynka i czuję, że dzień nie jest zmarnowany, mimo że w planach wybierałam się na plażę. Bez plaży teraz też odpoczywam.




niedziela, 7 kwietnia 2013

idzie nowe ...

... do prywatnego słownika.

Wiem, że ten blog jest o wszystkim i niczym zarazem. Utrwalam myśli, nawet te nieposkładane, ponoć my - kobiety, szczególnie mamy potrzebę wyrażania emocji przez słowa, wysyłania ich nawet w eter. Pewnie z 80% blogów należy do kobiet [; A jeśli chodzi o słowa to człowiek całe życie się ich uczy, poszerza zasób, odświeża zapomniane. Czasem zlepiamy słowa w nowe twory, choćby te nieszczęsne szpadyzory, które są wytworem wyobraźni i zwykłego ludzkiego słowotwórstwa rapera Gurala. Obecnie słowo szpadyzor funkcjonuje w miejskim slangu hip hopowego świata, oznaczając wszystko i nic, byleby pozytyw. Hmmm, czyli wracając do pierwszego zdania, ten oto blog mogłabym określić mianem szpadyzora ~[;

Jakkolwiek chciałam w tej notce podzielić się nowymi wyrażeniami, które wchodzą do mojego słownika:
SZPADYZORa już mamy...
PAKUJ MANDŻUR! Przeurocze, nieprawdaż? W zależności od tonu naszej wypowiedzi wyrażenie to może przekazać natrętowi, ex, itp., że mają się wynosić. Z drugiej strony możemy ochoczo zachęcić tym zdaniem drugą osobę do wyjścia z nami na imprezę, do wyjazdu na Majorkę, etc. Już za kilka dni sama będę pakowała mandżur.

czwartek, 15 listopada 2012

karteluszek

śliczności mam w rękach ... takie niewielkie, karteluszek wymiarów 8,5cm na 5,4 cm, różowiutki, błyszczący i będący kolejną namiastką niezależności ... prawo jazdy w moich dłoniach!

czwartek, 12 lipca 2012

reinkarnacyjna tradycja


   Kilka lat temu, na przełomie liceum i studiów (czyli jakoś w klasie maturalnej), mocno interesowałam się magią. Myślę, że magia i zainteresowanie nią jest mocno zakorzenione w kobiecej naturze. Dokładnie nie wiem na jakiej podstawie magia zazwyczaj dotyka kobiet, ale ze studiów wyniosłam przekonanie, iż to właśnie kobiety są najważniejszym i najtrwalszym nośnikiem tradycji. Może właśnie na tym to polega, na podświadomym nawiązywaniu do wierzeń i przekonań naszych pra-pra-prababek? Kiedy spoglądam na księżyc w pełni i słyszę jak wyją do niego psy, czuję jakbym trwała w czasowym bezkresie przeszłości i przyszłości.
   Wierzę w reinkarnację. W moim mniemaniu reinkarnacja odzwierciedla cechy i umiejętności naszych przodków, które nosimy w sobie. Pewnie niejedna i niejeden z Was słyszał od starych ciotek, że jest do kogoś "zupełnie podobna/y", czy to z wyglądu, cech charakteru, a nawet z działań jakie podejmujemy. Geny to cząsteczki reinkarnacji, które dziedziczymy i przekazujemy dalej, dlatego też czasem w rodzinie rodzi się ktoś zupełnie niepodobny do rodziców i najbliższej rodziny, a przeglądając album ze starymi fotografiami pokazuje się, że ta niepodobna osoba jest kropka w kropkę jak prababka lub pra-praciotka (lub odpowiednio w linii męskiej)! Przerażające czy fascynujące?
Mnie na przykład czasami śnią się historie, które dzieją się w przeszłości. Wyglądam całkiem inaczej, ale to jestem ja i przeżywam wydarzenia tak, jakby działy się na prawdę tu i teraz, często zgodne z wydarzeniami historycznymi. Czy jest to więc senna fantazja, inna rzeczywistość czy może swoisty "Powrót do przeszłości"? Osobiście jestem przekonana, iż śnię historie swoich poprzednich wcieleń, które współcześnie noszę w sobie jako geny. Sami dobrze wiecie jaką komplikację genów nosimy w sobie, z różnych rodzin, klas społecznych i narodowości.
Istna magia!

A teraz schodząc trochę bardziej na ziemię, napiszę nawiązując do jednego z powyższych zdań, czyli odnośnie stwierdzenia, że kobieta jest najtrwalszym nośnikiem tradycji. Dotyczy to przesądów, jak również zastosowania naturalnych produktów i sporządzaniu z nich receptur, czyli właśnie maseczek, odżywek, naparów. Kobiety od tysięcy lat dbają o swój wygląd. Jednak nie będę rozpisywała się na ten temat, ale zdam jednozdaniową relację z poprzedniego postu, gdzie pisałam o kosmetyce naturalnej.
Po pierwsze olejek rycynowy działa bardzo szybko na suche i rozdwojone końcówki. Zaledwie użyłam go kilkakrotnie i już jest poprawa, szczególnie jeśli chodzi o rozdwojenie.
Zamiast toniku do twarzy - wacik nasączony naparem z rumianku, czyli herbatki, która odpręża naszą skórę, a na przebarwienia wacik nasączony sokiem z cytryny (ale po jakichś 20 minutach radziłabym przemyć twarz wodą)! Zamiast miętusa - herbatka miętowa. Zamiast tabletki na sen - napar z melisy, również na ból głowy. Na suche łokcie i kolana - połowa cytryny wcierana w suche miejsca. Dla błyszczących włosów - maseczka z żółtka i soku cytryny. I po co tyle pieniędzy na kosmetyczną chemię?

czwartek, 24 maja 2012

chcieć i nie mieć

Boziu, ile bym chciała a nie mam pieniążków!!! Cudowne wydanie Alicji w Krainie Czarów z pięknymi ilustracjami za jakieś 20 zł, całkowicie nowiusieńka! Za tydzień w Biedronce książkowa Martyna Wojciechowska, Beata Pawlikowska i Bajki z różnych stron świata!!! Tyle mi się teraz marzy!