Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przeróbki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą przeróbki. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 22 listopada 2015

kraciasta bombka...

   To nie moje szyciowe dzieło. Sukienkę dostałam od dawno nie widzianej cioci. Niestety była sporo za duża - sukienka ocywiście, nie ciocia. Solidnie odstawała w gorsie, do tego była bez ramiączek ani rękawków, które mogłyby utrzymać ją w odpowiednim miejscu, no i co istotne - była zdecydowanie za krótka – w oryginale dolna część bombki miała liczne poziome zaszewki tworzące fale. Do gustu jednak przypadł mi kolor (trzy odcienie szarości - od jasnego po grafit) i szeroki dół sukienki. Postanowiłam więc zmierzyć się z przeróbką. Rozprułam wszystkie zaszycia na dole dzięki czemu sukienka zrobiła się dłuższa. Zwiększyłam też zaszewki na przedzie i tyle. Teraz już nie opada smętnie tylko trzyma się na właściwym miejscu.

sukienka bombka w kratkę

sukienka bombka


Nie wiem jednak czy sukienka długo pozostanie w mojej szafie. Przyznaję, że  trudno jest osobie szyjącej zaakceptować  takie niedopasowanie wzoru. Krata, szczególnie tak duża ja ta, to bardzo wymagający motyw. A tu - jak widać na zdjęciu krata niemal w żadnym miejscu nie jest właściwie spasowana. Wszystko poprzesuwane, „rozbiegane” i takie jakieś koślawe. No sama już nie wiem...

sukienka bombka w kratę
sukienka - nn po przeróbce

Na koniec odpowiedź na zaprosznie do zabawy od Tary - http://turkusowykwiat.blogspot.com/
1. Jakiego zdrobnienia swojego imienia najbardziej nie lubisz?;)
Hmm, chyba  nie mam takiego, chociaż jakbym musiała coś wybrać to najbardziej Kachna J, za to od dziecka bardzo nie lubię jak ktoś się do mnie zwraca Katarzyna, z akcentem na przedostatnią sylabę – moja mam, jak była na mnie zła, miała w zwyczaju tak się do mnie zwracać.
2. Czy gdyby partner powiedział, że za 3 miesiące  musicie się przeprowadzić na drugi koniec Polski, to zrobiłabyś to? Weź pod uwagę, że rzucasz pracę, rodzinę i znajomych;) 
Oj to byłoby dla mnie niezwykle trudne, bo przywiązuje się do miejsc, do ludzi, czasem i do przedmiotów, ale miłość ma wielką Moc J
3.  Domek czy mieszkanie i dlaczego taki wybór? :))
Tu też mam problem, najważniejsz aby był to własny kawałek przestrzeni, choć mały domek z kawałkiem zieleni wokół kusi bardzo. Dlaczego? Ot może dlatego, że lubię zwierzaki, a w mieszkaniu w bloku to nie najlepszy pomysł, bo można wypić kawę o poranku w ogrodzie przy śpiewie ptaków,  
4. Malujesz się wyskakując po bułki? ;)
Absolutnie nie, zresztą ja w ogóle niewiele się maluję
5. Gdybyś mogła cofnąć się w czasie, to do jakiej epoki ?
No i znów zagwozdka. Chyba nigdzie bym się nie cofała i pozostała tu i teraz, ale jeśli byłaby możliwość tak tylko na chwilkę odwiedziłabym starożytny Egipt w stroju Kleopatry ;), przywdziała piękne kimono i w scenerii XIX wiecznej Japonii uczyła się rytuału parzenia i picia herbaty, zawitałabym do klasztoru Shaolin by z bliska podziwiać praktyki mnichów, no i pospacerowałabym  uliczkami Paryża by posłuchać śpiewu Edith Piaf…
6. Masz do dyspozycji 10 tysięcy zł na poprawienie urody. Decydujesz się? Jeśli tak, to z jakich dobrodziejstw medycyny estetycznej skorzystasz  teraz lub w przyszłości?;) 
Przyznam, że dość ostrożnie podeszłabym do tematu, bo generalnie boję się białych fartuchów, igieł, skalpeli no i bólu. Ale jakieś zabiegi odświeżające skórę, nawilżające,  no i masaże z chęcią bym wybrała.
7. Religia w szkołach czy po za nimi?
Zdecydowanie poza szkołą. 

środa, 11 listopada 2015

wspomnienie letniego szycia...

     Zieleń za oknem ustąpiła miejsca magii jesiennych kolorów, a te z kolei  wycofały się cichutko i niemal niepostrzeżenie. Drzewa już w większości zgubiły liście, deszcz stuka o szyby, wiatr zrywa czapki z głów. Nie narzekam,  bo tegoroczne upały mocno mnie wyczerpały, poza tym lubię ten nieco senny czas. Jedynie czego mi teraz brakuje to naturalnego światła, błękitu  nieba i promieni słońca. Dziś już o 15 zapanował mrok… Zdecydowanie za krótki to był dzień ! 

Mimo zaistniałych zmian pozostanę jeszcze przez moment w atmosferze końca lata, kiedy to dopuściłam się przerobienia bawełnianej bluzki/tuniki na ostatnie ciepłe dni. Bluzka była mi spora za duża, ale tkanina w drobną czarno-białą kratkę za bardzo mi się podobała, aby pozostawić ją na dłużej w szafie. Naturalna, przewiewna, łatwa w użytkowaniu. Zwęziłam boki. Wyprułam, a następnie zmniejszyłam pask w talii. Musiałam jeszcze nieco zmniejszyć dekolt. Wyprułam więc gumokoronkę i wszyłam nową, tylko nieco krótszą. 

tunika

Do tuniki dobrałam czarne rurki i chabrowe baleriny. Resztę dopełniła soczysta zieleń trawy J



Tunika - przeróbka by ThimbleLady, spodnie - nn, baleriny - Jenny Fairy

poniedziałek, 27 lipca 2015

letni len...


O tym, że lubię len wspominałam tu wielokrotnie. A i tego, że do białych bluzek mam słabość też nie muszę chyba powtarzać. Tym razem połączyłam więc oba te elementy. I tak w efekcie kolejnej przeróbki powstała biała, letnia bluzka/tunika z lnu. Dość prosty fason pozwolił na w miarę szybkie dopasowanie do mojej nieidealnej figury. Zwęziłam w szwach bocznych, podniosłam nieco ramiona by zmniejszyć dekolt, a na tyle na szwie łączącym górę z dołem naszyłam od wewnątrz gumkę, aby nieco podkreślić talię. Wymieniłam też guziczki na ozdobnej listwie z przodu. Zamiest płaskich z masy perłowej naszyłam małe szklane grzybki.


Bluzka choć leciwa nie była wcześniej użytkowana, dlatego na wszelki wypadek przed przeróbką poddałam ją dekatyzacji, aby uniknąć niespodzianek po praniu. To był bardzo dobry pomysł bo okazało się, że całkiem sporo się skurczyła. Oczywiście pozostały zagniecenia, które nawet parze nie chciały się poddać bez walki, ale cóż taki urok naturalnych tkanin. 

bluzka z lnu

I tak oto powstał biały lniany gnieciuszek idealny na upalne dni.

lniana bluzka

lniana bluzka/tunika - przeróbka by ThimbleLady; spodnie - nn, trampki - victory

sobota, 11 lipca 2015

Zamotylona...

Zamyślona, zapatrzona, zmęczona, zamotylona...

W chłodne dni kryję sie pod materią. Ostatnio najchętniej wybieram jeansy, t-shirt, sweter, wygodne buty (czasem trampki - ostatnio trampki nosiłam w szkole średniej ;)) i gotowe. Ale letnie słonko zachęca do sięgniecia po sukienki.
Tradycyjnie więc jak co roku zrobiłam przegląd i konkretną czystkę w szafie. Wydałam to co nadal było dobre, a czego od dawna nie nosiłam. Zostało kilkanaście sztuk. Większość z tych co pozostało w szafie nadaje się do przeróbki. Przeszyć, zwęzić, skrócić, wydłużyć, dopasować... Można rzec robota głupiego - nie lubię za bardzo przeróbek. Czasem łatwiej uszyć coś od nowa niż bawić się w prucie i dopasowywanie. No ale zdarza się, że nie ma innego wyjścia jak siąść do maszyny i zmierzyć sie z tranformacją.

Zamotyloną sukienkę zakupiłam - tak zakupiałma, a nie uszyłam jakiś czas temu pod wpływem impulsu. Potrzebowałam coś na "wczoraj". I jak często w takich sytuacjach bywa - w sklepowej przymierzalni sukienka prezentowała się przyzwoicie, w domowym lustrze jednak już nie wyglądało to tak różowo. Musiałam ją nieco przerobć - tu i ówdzie zwęzić, skrócić, przesunąć - a miało być przez przeróbek! No ale mam za swoje. Ostatecznie motyle nie odleciały, tkanina sprawdziła się w upalne dni, a ja mam w szafie letnią, lekką sukienkę J.



sukienka w motyle



sukienka w motyle

Zamotylona sukienka - nn -  po przeróbce

środa, 20 sierpnia 2014

w cieniu wierzby płaczącej...

   
     Nadal nie szyję nic nowego. Mój kontakt z maszyną ograniczam do przeróbek - skracam, przedłużam, zwężam i wszystko to w ramach zasobów własnych szaf. Okazuje się, że mieszczą wciąż sporo rzeczy, o których istnieniu dawno zapomniałam, a co w ramach wiosennego wietrzenia szaf odkryłam na nowo. Stety - niestety mam nawyk chomikowania. Z wieloma szkoda mi się rozstać, szczególnie gdy przypomnę sobie ile czasu i  energii włożyłam w wyszukanie materiału, znalezienie pasującego fasonu i uszycie. O prasowaniu nawet nie wspomnę! Te nieliczne rzeczy, które z kolei  kupiłam też zdarza mi się odłożyć - w końcu decydując się na nie musiało mi się coś w nich bardzo spodobać.

     Batystowa sukienka na cienkich ramiączkach jest jedną z tych, które od dłuższego czasu zalegały w szafie. Kupiła mi ją kiedyś koleżanka na jakiejś gigantycznej wyprzedaży. Cena była na tyle atrakcyjna, że postanowiłam ją zatrzymać mimo, że była mi za duża.


     Skróciłam naramki i zwęziłam boki. Pozostała nijaka długość. Ani to mini, ani maxi ani nawet midi.  Dół sukienki składa się z trzech marszczonych falban co skutecznie odstrasza mnie od skracania - odpruć, skrócić, przymarszyć na nowo... Z drugiej jednak strony obecna długość nie bardzo mi odpowiada. Co robić? Jak żyć z tą sukienką J?!


     Troszkę szkoda mi się jej pozbyć, bo lubię ten nieco orientalny print i intensywne kolory. Odpowiada mi też lekkość i przewiewność batystu, ale... wolałabym aby była maxi!


     Na razie jest jak jest. Upały się pomaleńku wycofują. A więc mam czas do następnego lata na decyzję. Bawić się w kolejne przeróbki i skracanie czy wydać ją komuś wyższemu i sprawa się sama rozwiąże...



letnia sukienka


sukienka - E-vie po przeróbce, sandałki - Graceland

wtorek, 5 sierpnia 2014

o zachodzie słońca...

     Gdy upał nieco zelżał wybrałyśmy się z chrześniaczką na krótki wieczorny spacer. Nadal było jak w tropiku, na szczęście jednak słońce, które powoli chowało się za horyzontem nie paliło już tak bardzo. Dałam więc radę podreptać nieco, nacieszyć oczy widokami, chłonąć otaczającą przyrodę. Wokół brzęczały leniwie owady. Powietrze drżało i pachniało latem.


     Zwiewna, batystowa maxi sukienka sprawdziła się tu idealnie. Niemal nie czułam, że mam ją na sobie. Czasem tylko falbanka u dołu zahaczająca o pokładające się  kłosy zboża i leżące na ścieżce gałązki przypominała o jej istnieniu.


     Troszkę dużo tu różu... Sukienkę nabyłam w czasach, gdy byłam brunetką i gdy kolory na tkaninie jakoś bardziej do mnie przemawiały/pasowały. Teraz za to pasują do koloru nieba o zachodzie słońca J.




  foto. Kasia I. (moja osobista chrześniaczka :))


Miłego wakacyjnego tygodnia...

maxi sukienka - nn, baleriny - nn

wtorek, 29 lipca 2014

w słońcu skąpana...

     Miniony weekend spędziłam u koleżanki. Mieszkamy niby w jednym mieście, a ja mam przed oknem bloki z wielkiej płyty i dziesiątki samochodów parkujących na każdym wolnym kawałeczku osiedlowej przestrzeni, ona – ogromne pole, a za nim las gęsty i dumny.



     W przerwie między ploteczkami, nauką szycia (tak, tak dawałam lekcje szycia J) i decoupagowaniem  chłonęłam ten widok za kuchennym oknem. Żar lał się z nieba, kłosy lśniły w promieniach lipcowego słońca i poczułam się jak za dziecięcych lat, gdy wakacje spędzałam u dziadków w maleńkiej wioseczce. Wokół były złote pola, zielone łąki, na których pasły się kozy, las który sadził mój dziadek wraz  z moją mamą i jej rodzeństwem. W ogrodzie była studnia z krystaliczną i lodowatą wodą, ławeczka w cieniu rozłożystej lipy, winorośl oplatająca ścianę maleńkiego domku i najpyszniejszy na świecie chleb. Dziś już nie ma tego miejsca… pozostały tylko zapisane w pamięci obrazy, zapachy, smaki, emocje…  niestety z upływem lat przykrywają się kurzem niepamięci…
     Na ten nieodległy, ale jednak  wyjazd przerwałam sukienkowy trend i wybrałam kombinezon. Przyznam, że mam co do tej części garderoby mieszane uczucia. Fakt, że w razie nagłej potrzeby człowiek musi miotać się z całością odzienia specjalnie mnie nie zachwyca. Ale, ale…  kto wie może się przekonam. Odnalazłam go podczas wiosennego wietrzenia szaf. Pochodzi  z czasu gdy było mnie więcej i gdy lubowałam się tylko w wielgachnych i workowatych rzeczach. Przyglądałam mu się uważnie. Kusiła mnie ta wzorzysta, bawełniana  tkanina, a zniechęcał fakt, że to kombinezon. Przymierzyłam. Był  przynajmniej 2 rozmiary za duży, na dodatek na zbyt luźnych gumkach na górze. Obawiałam się, że lekkie naciągnięcie przy pochyleniu i góra wyląduje na wysokości talii w najlepszym przypadku. No ale od czego jest maszyna?! Zmniejszyłam więc go nieco, wyprułam pasek, z którego uszyłam szersze ramiączka i wyszła zdecydowanie wygodniejsza i bezpieczniejsza jak dla mnie wersja letniego ciucha.







     Nadal jest nieco za duży, ale za to wygodny, dzięki rodzajowi tkaniny  – przewiewny co przy obecnej, upalnej pogodzie to zdecydowany atut, dodatkowo wzór maskuje ewentualne zagniecenia. Czas pokaże czy to moja „jednorazowa” fanaberia czy może pozostaniemy razem na dłużej J.


 foto. Kasia I. (moja osobista chrześniaczka :))

kombinezon - Atmosphere - po przeróbce, baleriny - Parfois


czwartek, 26 września 2013

Paski w natarciu...




    Dziś efekty przeróbki sukienki, a może tuniki? - prawdę powiedziawszy nie wiem do czego „to” zakwalifikować. Przyjmijmy jednak, że to sukienka. Minus – wielkość. Rozmiar sukienki był naprawdę imponujący i mimo, że nie jestem kruszynką wyglądałam w niej – jak to powiadał mój dziadek – jak siódme dziecko stróża J.
Ale do podjęcia wyzwania przeróbki przekonała mnie fantastyczna gatunkowo dzianina. Dość mięsista a jednocześnie bardzo miękka w dotyku. Nie gniecie się, nie odkształca i nie mechaci w użytkowaniu. Kolor też bardzo na tak – beż i czerń to fajne połączenie. Jednocześnie plusem i minusem sukienki są dla mnie paski. Nie powiem abym jakoś specjalnie je preferowała. Poza groszkami najbardziej jednak lubię gładkie tkaniny, bo są ponadczasowe i zdecydowanie łatwiejsze w łączeniu z innymi elementami garderoby. Ale z drugiej strony, dlaczego nie wprowadzić do szafy czegoś nowego?! Co prawda należy na nie uważać, bo niekorzystnie tną sylwetką i mogą tu i ówdzie dodać kilka centymetrów w obwodzie. Trudniej też je dopasować w procesie przeróbki.
Kolejny plus/minus to nieco dziwaczny krój. Bufiaste rękawy przecięte środkiem i układające się w miękkie fale. Asymetryczny dekolt zarówno na przedzie jak i na tyle. Do tego jedno ramię mocno zmarszczone drugie proste i wzmocnione szeroką taśmą. Na tyle w dekolcie poprzeczny pasek trzymający w ryzach obfite marszczenia rękawków.
W miarę możliwości zmniejszyłam to wielkie „coś”. Niestety pasków nie udało mi się idealnie spasować… Efekt zmagań widać na zdjęciach. 

 





sukienka/tunika - New York Laundry po przeróbkach; pierścionek -Rossman; baleriny - Parfois