Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maxi sukienka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą maxi sukienka. Pokaż wszystkie posty

wtorek, 30 sierpnia 2016

kolejna letnia maxi sukienka...

     Po kilku bardzo chłodnych dniach znów pojawiło się słońce i to od razu w pełnym rozkwicie. Tym, którzy w tym czasie wybrali się na wakacje pogoda wynagrodziła długie dni oczekiwania, ale 33 stopnie w mieście to nie w kij dmuchał. Betonowa pustynia. Nawet miejskie oazy zieleni nie dawały ukojenia.

Wiskozowa sukienka bardzo lekka i miła w dotyku całkiem przyzwoice zdała egzamin w jeden z upalnych dni. Kupiłam ją bardzo dawno temu za przysłowiowe gorosze z przeznaczeniem na przeróbkę dla jakiejś małej księżniczki. W końcu róż to róż - nie lubimy się za bardzo. Sukienka swoje odleżała. Wyciągnęłam ją ostatnio, aby wreszcie zmierzyć się z przeróbką i... na chwilę zmieniałam zdanie.  W końcu przerobić zawsze ją jeszcze mogę!

e-fectyinspiracji maxi sukienka na lato sukienka - Atmosphere baleriny - Parfois

e-fectyinspiracji maxi sukienka na lato sukienka - Atmosphere baleriny - Parfois

e-fectyinspiracji maxi sukienka na lato sukienka - Atmosphere baleriny - Parfois

e-fectyinspiracji maxi sukienka na lato sukienka - Atmosphere baleriny - Parfois

Chyba mój aparat kończy swój żywot, bo coraz częściej kolory na zdjęciach znacząco odbiegają od realu. W rzeczywistoście kolor różowy nie jest tak bardzo intensywny jak na powyższych zdjęciach. Najbliższy rzeczywistości jest ten na fotce poniżej.

e-fectyinspiracji maxi sukienka na lato sukienka - Atmosphere baleriny - Parfois
sukienka - Atmosphere, baleriny - Parfois

niedziela, 3 lipca 2016

zygzakowata maxi...

     Uszyłam kolejną maxi. Wróć! Bardziej dokładnie będzie - dokonałam transformacji czegoś przypominającego wielką tubą w maxi sukienkę na lato.
Już kilkakrotnie zdarzyło mi się, że bliżsi i dalsi znajomi wiedząc o moim zamiłowaniu do robótek ręcznych obdarowali mnie tkaninami, włóczkami, krawieckimi dodatkami. Niektóre zalegały w ich domach jako spadek po mamie, babci czy cioci. Dla nich zbędny balast, dla mnie wielka gratka. Część z nich pochodzi sprzed wielu laty. Niektóre to kupony tkanin, inne już skrojone fragmenty. Mimo, że przechowywanie ich to spore wyzwanie, na dodatek czasu i sił na szycie też mi brakuje, to nie potrafiłam przejść obok nich obojętne. Mimo upływu tylu lat nadal są w świetnej kondycji - bardzo dobra jakość, piękne kolory i co najważniejsze niepowtarzalnie i niedostępne już często wzory.  No nie zniosłabym gdyby znalazły się w koszu na śmieci!

     Delikatną wiskozę w ciekawy zygzakowaty wzór to właśnie taki "spadek". Ktoś już coś próbował z niej szyć albo przerabiał. Materia miała kształt tuby zeszytej z dwóch ogromnych prostokątów. Czyżby to w zamierzeniu poprzedniczki miała być sukienka??? W każdym razie wzór i kolor wydały mi się idealne właśnie na letnią, długą suknie. 




Transformacja tuby w sukienkę nie wymagała większego wysiłku. Ze względu na wcześniejsze działania miałam ograniczone możliwości kroju i dlatego nie udało mi się idealnie spasować wzoru na szwach. Odcięłam prostokąt na top, a pozostałą cześć tkaniny/tuby zwęziłam ku górze tworząc coś na kształt trapezu. Na szwie łączącym górę z dołem naszyłam od środka wąski pasek tkaniny tworząc tunel, w który wciągnęłam gumkę. Podobnie zrobiłam na górze topu, do którego poza gumką dodatkowo doszyłam wąskie naramki. No i sukienka gotowa. Przetestowałam ją w bardzo upalny czerwcowy dzień. Dała radę!






 A to Ryszard - niemy obserwator moich wygibasów przed obiektywem :)




transformacja wielkiej tuby w sukienkę - ThimbleLady


niedziela, 11 października 2015

maxi dress i sweterek...

Biel i czerń to dla mnie duet doskonały, ponadczasowy i bezpieczny. Lubię to połączenie kolorów i całkiem dobrze się w nim czuję. Muszę też przyznać, że bardzo często po niego sięgam. Tym razem wybrałam maxi sukienkę i maleńki sweterk. Sukienki nie szyłam, a zakupiłam na posezonewej wyprzedaży. I choć nie jestem fanką zwierzęcych motywów to kiecka z tkaniny przypominającej zebrowy wzór przypadła mi do gustu. Cieniutkie gumki sprawiają, że góra idealnie przylega do figury, a czarna lamówka użyta do wykończenia dekoltu i ramiączek wprowadza względny ład. Jest lekko i zwiewnie.
Oczywiście nie może być idealnie. Małym mankamentem jest tkanina. Połączenie bawełny z poliestrem sprawia, że sukienka jest wygodna w użytkowaniu - za bardzo się nie gniecie - to plus oczywiście. Jednak nie sprawdza się w upalne dni, bo gorzej przepuszcza powietrze... a szkoda...

maxi dress



W ostatnich  promieniach jesiennego słonka.



Do sukienki dobrałam mały sweterk. Uszyłam go z zalegającego w szafie kawałka czarnej dzianiny swetrowej. Skroiłam z niej dopasowaną górę i długie, rozszerzane dołem rękawy. Taki fason całkiem dobrze zgrywa się z szerokim dołem sukienki.

mały sweterek

czarny sewterek

Do tego odrobina błyskotek - sporej wielkości wisior z lśniącymi w promieniach słońca białymi szkiełkami i chabrowe baleriny z kokardą w drobne metaliczne groszki.


maxi sukienka - nn, sweterek - made by ThimbleLady, balerinki -  Jenny Fairy, wisior - nn (prezent)

wtorek, 5 sierpnia 2014

o zachodzie słońca...

     Gdy upał nieco zelżał wybrałyśmy się z chrześniaczką na krótki wieczorny spacer. Nadal było jak w tropiku, na szczęście jednak słońce, które powoli chowało się za horyzontem nie paliło już tak bardzo. Dałam więc radę podreptać nieco, nacieszyć oczy widokami, chłonąć otaczającą przyrodę. Wokół brzęczały leniwie owady. Powietrze drżało i pachniało latem.


     Zwiewna, batystowa maxi sukienka sprawdziła się tu idealnie. Niemal nie czułam, że mam ją na sobie. Czasem tylko falbanka u dołu zahaczająca o pokładające się  kłosy zboża i leżące na ścieżce gałązki przypominała o jej istnieniu.


     Troszkę dużo tu różu... Sukienkę nabyłam w czasach, gdy byłam brunetką i gdy kolory na tkaninie jakoś bardziej do mnie przemawiały/pasowały. Teraz za to pasują do koloru nieba o zachodzie słońca J.




  foto. Kasia I. (moja osobista chrześniaczka :))


Miłego wakacyjnego tygodnia...

maxi sukienka - nn, baleriny - nn

wtorek, 22 lipca 2014

kolejna maxi sukienka.../the next maxi dress

     Upał nie odpuszcza… Czuję się jak naleśnik na rozgrzanej patelni. Chowam się w cieniu, sączę wodę z cytryną i marzę o lekkim wieczornym deszczyku, który da mi wytchnienie, a roślinkom upragnionej wody. Potem znów może być słonecznie i ciepło… Lubię lato, ale tropikalne upały nie są dla mnie, szczególnie gdy moje funkcjonowanie ogranicza się do betonowej pustyni dużego miasta. Asfalt rozgrzany do czerwoności ugina się niczym plastelina pod naciskiem stóp przechodniów, środki komunikacji miejskiej od samego rana wypełnione wonią ”wczorajszego dnia” – miejskie, letnie uroki…
     Między innym z uwagi na te osłabiające mnie upały, nie uszyłam ostatnio nic nowego. Swą współpracę z maszyną ograniczam do przeróbek rzeczy, które zalegają w szafie. Wybieram z niej tylko lekkie, zwiewne okrycia. Dziękuję niebiosom, że w moim miejscu pracy nie obowiązuje dress code! Gdyby teraz ktoś kazał mi przyodziać się w równiutko skrojony i dopasowany kostium, bluzkę z kołnierzykiem ściśle okalającym szyję, pończochy i pełne buty na obcasie – płakałabym rzewnymi łzami! Na szczęście mam spora dowolność. Na co dzień więc najchętniej wybieram wygodne, zwiewne i jak na mnie – całkiem kolorowe sukienki. 


     Ciemnogranatowa sukienka z cienkiej bawełny to wybór na dzisiejszy dzień. Długość maxi to bezapelacyjnie moja ulubiona długość dla letnich sukienek. Czuję się w niej naprawdę komfortowo.


     Do tego cienkie ramiączka, podwyższony stan i niekrępujący ruchów delikatnie trapezowy dół. Turkusowe, lawendowe i jasnożółte malowane kwiaty dają wrażenie lekkości i rozświetlają ciemną płaszczyznę sukienki. 



Chabrowe buty i pazurki dopełniają całość.



     No i można mierzyć się z kolejnym dniem. A kto wie może nie będzie aż tak upalny… czego sobie i wszystkim, nie przepadającym za miejskim skwarem życzę :).


Do następnej sukienki J...

 maxi sukienka -Pussycat London, baleriny - Jenny Fairy, bransoletka - diy

środa, 11 czerwca 2014

maxi sukienka.../maxi dress

     Skąpana w promieniach czerwcowego słońca, ukrywająca się w soczystej zieleni z malowanym kwieciem na sukience…



     Rzecz będzie o sukience właśnie. Miała być kiecka w stylu lat ’50 z dopasowaną górą, rozkloszowanym dołem, na sztywnej halce i z szarfą w pasie. No ale jak wiadomo szewc bez butów chodzi. Buty na upartego miałam, ale sukienki to już nie i czasu na jej uszycie też nie! Pozostało więc coś szybciutko zakupić lub ewentualnie przerobić. Ostatecznie znalazłam coś co mimo, że całkowicie odbiegało od zaplanowanego fasonu, to jednak wpasowało się w okazję i moje gusta. Delikatny batyst usiany kwiatami niczym barwna łąka, na jeszcze delikatniejszej halce z szerokim pasem podkreślającym talię na przedzie i licznymi gumkami na całej szerokości pleców. Musiałam ją nieco zmniejszyć i dopasować, ale urok malowanych kwiatów wart był wszelkich trudności związanych z przeróbką.




     Sukienka w ten upalny dzionek spisała się na medal, zwiewna, lekka i na dodatek nie specjalnie niegniotąca się – no niemal ideał J


sukienka w kwiaty malowana - nn, nabyta w sklepie NooNah 
baleriny - Jenny Fairy

wtorek, 21 sierpnia 2012

kobieta w zieleni.../lady in green

   
      Mimo, że lato powoli wycofuje swoje kroki, ustępując miejsca kolejnej porze roku (z poprawką na ostatnie trzy dni, które ekstremalnie wysokimi temperaturami przyprawiły mnie o zawrót głowy), to ja uszyłam sobie kolejną letnią sukienkę. A co tam! Wolno mi! J  Ciemnozielony len, który zakupiłam kiedyś tam, na bliżej nieokreślone „coś”, wydał mi się idealny na prostą, długą sukienkę. Wiem, len - gniecie się. Skłamałabym, gdybym twierdziła, że mi to nic a nic nie przeszkadza. Przeszkadza i owszem, ale jak już niejednokrotnie wspominałam – wybaczam mu to! Zalety lnu jak dla mnie zdecydowanie górują nad jego wadami. Naturalna tkanina, szczególnie na tak upalne dni, to strzał w dziesiątkę. Poza tym od czego jest żelazko?!
Fakt, za prasowaniem,  mówiąc bardzo delikatnie – nie przepadam, dlatego dla sukienki wybrałam bardzo prosty, niemal prostokątny kształt, bez marszczeń, zakładek i falbanek, co zdecydowanie ułatwia mi potyczki z żelazkiem.


     Sukienka jest odcięta pod biustem z doszytym prostym, złożonym z czterech części dołem. W cięciu, na tyle od góry wszyłam długi zamek, a na dole zrobiłam pęknięcie, aby nie mieć problemów z poruszaniem się. Dodatkowo wszystkie szwy przeszyłam podwójną stebnówką. Na bokach naszyłam kwadratowe kieszenie zapinane na rzep. Dzięki temu sukienka nabrała sportowego fasonu. Jest wygodnie, lekko i przewiewnie – a więc tak jak lubię.



    
      Dla ozdobienia, tej dość ascetycznej kreacji J dobrałam dwie broszki – takie z przymrużeniem oka – czerwony kwiatek i wisienki na gałązce. Zachęcona Waszymi komentarzami dotyczącymi turkusowego konika morskiego, uszyłam kolejne filcowe broszki. Przyznam szczerze bardzo mi się ta robótka spodobała. Mały kawałek filcu, kolorowy kordonek, koraliki, jakiś wypełniacz, wygodne miejsce do siedzenia i można czarować takie zabawne maleństwa.

sukienka, broszki -  made by ThimbleLady; sandałki - ???; pierścionek - Rossmann