Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warrington. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Warrington. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 czerwca 2009

Heh...

Od przyrośnięcia do krzesła uratowała mnie dzisiaj Daniela, wywlokła mnie z domu. Jak się ubiera Wojowniczka na spacer? Wskakuje w buty na obcasie i torebkę (w końcu piękna pogoda, lans się liczy i wygląd zewnętrzny), po czym, zamiast szlifować bruk, udaje się na sześciokilometrowy spacer wyżwirowaną ścieżką wzdłuż Manchester Canal. Potem ulega namowom ('- To co teraz robimy?' '- Dobrze, namówiłaś mnie!') i idzie do pubu, skąd dzwoni po męża wracającego z pracy, że skoro ma po drodze, może zabrać Wojowniczkę do domu... A teraz Wojowniczka kwiczy z otartymi stopami, ale zaraz zaloguje się do Margonem i zapomni o bólu ;-)

To jest mój ulubiony pub, 'The Stag', czyli po naszemu 'Jelonek' (zdjęcie z tyłu budynku, bo z powodu otartych stóp nie miałam chęci biegać wokół):Kiedyś muszę się wybrać z aparatem do środka, tam jest prawdziwy, tutejszy klimat i nie chce się wracać do domu. Jeszcze zdjęcie szyldu:A że nie robiłam zdjęć na spacerze wzdłuż kanału, zatem zdjęcia z poprzedniego spaceru, znad Mersey, peryferia Warrington:Poszliśmy z Kubą sprawdzić, czy da się tam gdzieś popływać. Nie da się :-(

wtorek, 9 czerwca 2009

...a może piękne to jest, ach, miasteczko, ach, i nawet miłe...

Blogowa koleżanka zaraża mnie różnymi dziwnymi rzeczami, ostatnio piosenką 'Do przyjaciół gówniarzy'. Chodzę teraz i nucę, szczególnie wers, który zacytowałam w tytule. Siłą rzeczy zaczęłam go dopasowywać do okoliczności. Zatem dzisiaj - Warrington na zdjęciach i w opisach.

Chyba już dawniej pisałam, że Warrington to dziura. Dwustutysięczna, ale dziura że hej! Składa się z malutkiego centrum, które kiedyś było przemysłowe, dwóch dworców kolejowych i jednego autobusowego, hektarów dzielnic robotniczo-zasiłkowych, a także kilku takich lepszych, dla ludzi z middle class. Podobno mieszkał tu też facet, który ostatnio zamordował polską bizneswoman, ale uchwyciłam tylko kątem ucha w wiadomościach i nie starałam się wnikać dalej. On zdaje się mieszkał w bogatszej dzielnicy...

Samo centrum to kiedyś były fabryki, obok upchnięto jakoś Town Hall. Jest to zwyczajny budynek, sam w sobie niczym się nie wyróżnia, ale za to jakie ma ogrodzenie!(Zdjęcie pochodzi z Wikipedii, jakoś zapomnieliśmy uwiecznić ten szczególny zabytek)

Tu kiedyś były fabryki:Cały kwartał miasta po prostu zburzono i zbudowano od nowa. Widoczne na zdjęciu powyżej kolumny nazywają się 'Guardians'. Czego pilnują, nie mam pojęcia... W tle widoczna brama do 'Golden Square', dużej galerii handlowej, w której jest dokładnie to samo, co wszędzie na Wyspach - Maks&Spencer, Debenhams, Boots, Next, Starbucks i takie tam inne. Zatłoczona jest w łykendy i w porze lanczu, poza tym chodzą po niej staruszkowie, matki z trojgiem dzieci w wózkach, czasami ja. Alicja, Szalony Kapelusznik i Marcowy Zając lancz jedzą często w towarzystwie smakoszy makdonalda. Na tym zdjęciu we własnym gronie, bez Kota z Cheshire:Bo Warrington leży właśnie w hrabstwie Cheshire, ojczyźnie Uśmiechu bez Kota :-)

Powyższe zdjęcia to ścisłe centrum, składające się naprawdę z kilkunastu coraz węższych uliczek. To jest jedna z dwóch głównych:Najbardziej zszokował mnie fakt, że o godzinie siódmej wieczorem środek miasta wygląda jak wymarły, jak po zagładzie nuklearnej... Ludzi można wtedy spotkać w handlowo-rozrywkowym Gemini Park na peryferiach, w pubach lub w parkach. W ścisłym centrum nie ma nikogo!

A tu jeszcze dworzec autobusowy, całkiem nowoczesny:A potem zaczyna się już tak:Następnie przez jakiś czas jest bardzo nieciekawie - najbliższe centrum miejsca to po prostu ulice smętnych szeregówek i nowo postawionych budynków mieszkalnych, i wszystko to z czerwonej cegły. Poza centrum praktycznie nie ma żadnych sklepów i punktów usługowych. My mieszkamy w budynku utrzymanym w podobnym klimacie, co te poniżej:Nasza ulica nie jest szczególnie ciekawa, takie sobie zwykłe miejsce. Kilkaset metrów dalej przejeżdża się przez most nad kanałem:...i już się jest w Stockton Heath, obecnie dzielnicy Warrington:Powyższy mostek i Bridgewater Canal to też Warrington. Im dalej, tym jest lepiej, te kaczuchy pływają również w Warrington, w Appleton Reservoir:W podsumowaniu - Warrington to nie jest najpiękniejsze miasto świata i dzieje się tu niewiele. Gdyby rozwinąć tytuł dzisiejszego posta: '...i niełatwo jest w nim złapać nawet kiłę...' - hmmm, podobno w jednej dzielnicy, w Orford, jest bardzo nieprzyjemnie i lepiej tam nie chodzić po zmroku, a najlepiej nie mieszkać. W Orford, ze względu na niskie ceny, wynajmuje domy wielu Polaków. Jest tam jeden z dwóch sklepów z polskim jedzeniem - właściciel mi mówił, że regularnie wybijają mu szyby i niszczą samochód... Jednakże tu, gdzie na razie żyjemy, jest całkiem nieźle. Do kaczuszek mamy 20 minut piechotą, a do takich miejsc, jak na poniższych zdjęciach, z 10-15 samochodem. Sąsiedzi czasem wrzeszczą po nocach, ale gdzie nie wrzeszczą? Za to jest zielono, w miarę czysto i blisko do naprawdę fajnego pubu z dobrym piwem i muzyką. W mieście i okolicy jest 16 parków i minirezerwatów przyrody. Można godzinami jeździć na rowerze, nie używając szos, tylko tak zwanych footpaths, ścieżek spacerowych. Jeśli chodzi o brak rozrywek kulturalnych - nie przesadzajmy. W Polsce wieczory najczęściej spędzałam w domu lub ze znajomymi. O, znajomi - tych brakuje najbardziej, ale powoli zaczynamy sobie z tym radzić. Gdyby mi kazano wybierać - Bielsko, Wrocław czy Warrington, niewątpliwie rozterkę sprawiłby mi wybór między Bielskiem a Wrocławiem. Tymczasem jednak nie mam tej możliwości, a Warrington jako miejsce do życia oceniam bardzo dobrze.

piątek, 29 maja 2009

Wireless 107.2 FM

Ania Jednoskrzydła zaraziła mnie wielobarwnymi przecierkami. Zrobiła przyspieszony kurs, przeczytałam w czym rzecz i spać nie mogłam w nocy, bo nie miałam na czym ćwiczyć. Rano mnie olśniło - jakiś czas temu kupiłam skrzynkę na alkohol (made in China, ooooszywiście) i upchnęłam w kącie. Nie wiedziałam, jak ją ozdobić, bo na środku wieczka ma wyrżniętą dziurę w kształcie flaszki. Zabrałam się za to przecieranie i upaćkałam wokół wszystko jak leci. Tak wyglądają paznokietki prawdziwej damy:Skrzynkę zaprezentuję, jak wyschnie lakier, tymczasem chciałam o czymś innym...

Zazwyczaj podczas rękodzielnictwa słucham radia - że niby w ten sposób uczę się tutejszego języka. Dzisiaj też słuchałam, chociaż nie skupiałam się na niczym szczególnym, od czasu do czasu wpadała mi w ucho jakaś piosenka. W pewnym momencie rozpoczął się blok reklamowy, przy którym zazwyczaj wyłączam uwagę i tylko na skraju świadomości rejestruję coraz to bardziej irytujące brzmienie reklam. Reklamy leciały te same co zawsze, tym razem wsłuchałam się w głos starszego pana, który rozwlekle coś klarował. Słyszałam go wcześniej, nie miałam jednak pojęcia, o czym mówi. Dzisiaj zrozumiałam. Pan, mianowicie, powiedział, że ma na imię Wes, jest w podeszłym wieku, a obecnie czasy takie ciężkie... Nie chce być ciężarem dla familii i dlatego już teraz troszczy się o swój dalszy los. Wykupił zatem usługę pogrzebową pre-paid i może spokojnie patrzeć w przyszłość.

Tak mi jakoś dziwnie. Ja rozumiem, że wszyscy chcą z czegoś żyć, właściciele zakładów pogrzebowych także. Ale reklamować tego typu usługę jak połączenie telefoniczne z przedpłatą, to jednak brzmi strasznie.

No, ale okazuje się, że słuchanie radia jest całkiem skutecznym sposobem nauki języka :-)

wtorek, 21 kwietnia 2009

Moore Nature Reserve

Jak ja lubię wiosnę! I ładną pogodę, żeby nie było wątpliwości. Wczoraj pogoda akurat była cudowna, dzień już jest długi, po Kuby powrocie z pracy wybraliśmy się na spacer. Niedaleko, z pięć minut jazdy samochodem.

Tutaj należy się parę słów wyjaśnień. Warrington leży nad rzeką Mersey. Powstało jeszcze w czasach rzymskich i saksońskich, ale rozwinęło podczas Rewolucji Przemysłowej. Miała tu znaczenie obecność żeglownej, choć kapryśnej rzeki, bliskość portowego Liverpoolu i przemysłowego Manchesteru. Przez Warrington przeprowadzono dwie znaczące magistrale kolejowe, wykopano kilka żeglownych kanałów i pobudowano fabryki. Przemysł rozwijał się szczególnie w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX w., i był to ten najbardziej uciążliwy i najcięższy z ciężkich: produkcja stali, tekstyliów, ogólnie przemysł chemiczny i jeszcze jakieś tam drobiazgi. Obecnie, jak w całej Wielkiej Brytanii, warringtoński przemysł jest w zaniku, jednakże po czasach jego prosperity w spadku zostały połacie zdewastowanych terenów.

I tu właśnie chciałam zgrabnie nawiązać do Rezerwatu Moore. Mianowicie na tym terenie jeszcze kilkanaście lat temu wydobywano piasek, częściowo stanowił także miejskie wysypisko śmieci. Wysypiska znam z autopsji, nie będę się wdawać w szczegóły i oszczędzę czytelnikom zdjęć...

A wczoraj spacerowaliśmy po byłym wysypisku:W miejscu odkrywek po piaskowni obecnie jest kilka jeziorek. Na nich i na przylegających, podmokłych i zalesionych terenach, żyje obecnie 131 gatunków ptaków! Ornitologiem nie jestem, ale widziałam kilka gatunków kaczek, ptaszydła które znam jako 'kurki wodne', łabędzie i gąski balbinki:Kuba nakręcił filmik, jak gąski nadają na dwa dzioby, dźwięk jest słyszalny:

Chcę również zaznaczyć, że Rezerwat Moore to nie jest lokalny ewenement. Większość uprzednio zdewastowanych miejsc jest obecnie zamienionych w rezerwaty lub w trakcie rekultywacji.

Marzy mi się, aby podobny los spotkał składowisko 'Żelazny Most'. Hmm... Temat jakoś szczególnie mi znany, pracę dyplomową z grubsza o tym pisałam.

piątek, 3 kwietnia 2009

Z oślim uporem wracam do barana

Nie umiem go sobie wśród rzeżuchy wyobrazić. Zresztą, mimo że rzeżucha nieodmiennie kojarzy się z Wielkanocą, tutaj jest to li i jedynie zielenina. O, proszę, pakowana w plastikowe kubeczki, rośnie sobie sympatycznie i prawie codziennie zasila moje śniadanie:Kiedyś byłam dociekliwa i sprawdziłam, to tak naprawdę nie jest 'czysta' rzeżucha, a mieszanina rzeżuchy i rzepaku. Mnie to nie przeszkadza.

No, ale kamienny baran w tym plastikowym kubeczku jakoś mnie nie przekonuje. Postanowiłam być konsekwentna - kamienny baran na kamiennych jajach ma siedzieć w kamiennej roślinności. Zmalowałam sobie 'drzewko szczęścia' z miedzianego drutku i kamyczków z rozerwanego naszyjnika:Niestety, nie umiem teraz tych elementów skomponować w jakąś przyjemną całość. Bo przecież nie w koszyku :-(

Pogoda mnie nieco zaskoczyła. Wczoraj było przepięknie i słonecznie i zrobiłam to, czego Ciotka nigdy nie robi - poszłam na SAMOTNY spacer. O ile nie przeszkadza mi samotne przebywanie w domu, łazić samotnie nienawidzę. No, ale nie dało rady wytrzymać, pogoniłam w tę wiosnę i oczywiście zapomniałam aparatu! Heh. A wokół tyle żonkili, że aż oczy bolały. Dzisiaj za to od rana było beznadziejnie, więc zabrałam się za odgruzowywanie nory i nie rozglądałam po świecie. Nagle zadzwoniła Daniela, że idzie do mnie. Hmmm... Wyjrzałam przez okno i okazało się być nieźle. Poszłyśmy na spacer, ja tym razem z aparatem. Jak można było przewidzieć, zaraz przyleciała chmura i bezlitośnie zawisła nad nami. Kiszka, nie dało rady robić zdjęć, to jedyny, mizerny łup:(Oczywiście nie należy sądzić, że to jedyne żonkile w okolicy, to jedyne, które złapałam we względnym słońcu.)

I jakby ktoś miał wątpliwości, czy Warrington to wioska:Oto są krowy warringtońskie, prawdziwe, dużo ryczą i mało mleka dają. Nie jest to centrum, niemniej jednak do rubieży jeszcze kawał drogi. Warrington ma ok. 200 tys. mieszkańców, mniej więcej tyle co Bielsko-Biała. Centrum 'miasta' składa się z trzech ulic na krzyż, można je obejść w 10 minut. Pozostałą część stanowią hektary szeregówek z czerwonej cegły. Nie skarżę się, okolica jest całkiem ładna, mnóstwo parków i miniaturowych rezerwatów przyrody. Poza tym blisko w góry i nad morze, a jakby tego było mało, to w pobliżu znajdują się całkiem spore miasta - Liverpool i Manchester. Jak dla mnie, prowincjuszki, to aż nadto.

wtorek, 17 lutego 2009

Przeglądałam sobie portal GW...

...i znalazłam notatkę o moim obecnym mieście! Nie rozumiem jedynie, dlaczego tekst jest okraszony pocałunkiem Madonny i Britney Spears 8-]

Aaa, i dlaczego na głównej stronie GazWyba Cheshire jest napisane z błędem?

Nieważne. Jutro lecę na Bank Quay zobaczyć i może obfotografować :-)