„Downton Abbey”, siedmioodcinkowy serial wyprodukowany przez ITV, brytyjski kanał telewizyjny, który najczęściej omijam szerokim łukiem, to jeden z najlepszych seriali kostiumowych, jakie ostatnio oglądałam.
Chociaż zwykle nie piszę na blogu o oglądanych filmach czy serialach, o
tym napisać musiałam. Świetna obsada, fantastyczne dialogi, piękne
ujęcia, kostiumy godne pozazdroszczenia i trzymający w napięciu,
wciągający scenariusz - wszystko to sprawiło, że pokochałam Downton
Abbey i jego mieszkańców, zarówno tych bawiących się w pięknych
salonach, jak i tych pracujących na dole.
Akcja serialu toczy się w
początkach dwudziestego wieku, w latach poprzedzających wybuch
pierwszej wojny światowej, która na zawsze zmieniła życie angielskiej
arystokracji. Portretuje on życie arystokratycznej rodziny Roberta
Crawley, earla Grantham (w tej roli świetny Hugh Bonneville), jego żony,
Cory (Elizabeth McGovern), oraz ich trzech córek, mieszkańców
wiejskiego majątku, Downton Abbey. Rodzina właśnie dowiaduje się, że
kuzyn lorda Crawley i spadkobierca jego majątku i tytułu, oraz jego syn,
zginęli w katastrofie Titanica... Dziedzicem earla ma zatem zostać
daleki, nieznany im krewny, Matthew.
Równorzędnymi bohaterami
serialu są też służący mieszkający i pracujący w Downton –
ochmistrzyni, pani Hughes, kamerdyner Carson, kucharka, lokaje i
pokojówki... Każdy z nich ma własną historię do opowiedzenia. Pozornie
bohaterów dzieli wszystko - pochodzenie, aspiracje, zajęcia, ale jednak
można się także doszukać wielu podobieństw – chociażby takich jak
hierarchia społeczna, która odgrywa ważną rolę tak na górze” jak i na
„dole”. Zarówno państwo jak i służba poszukują w życiu szczęścia,
miłości, spełnienia, przeżywają ludzkie troski i problemy. Ich światy,
chociaż zupełnie osobne, nieustannie się ze sobą zderzają, przeplatają i
łączą.
Nie można też zapomnieć o
postaciach drugoplanowych. Wśród nich na szczególną uwagę i oklaski
zasługuje Maggie Smith, grająca rolę hrabiny wdowy, matki lorda
Crawleya. Jej chyba przypadły w całym serialu najlepsze kwestie, zawsze
wypowiadane ze śmiertelną powagą i przyprawiające widza o ataki śmiechu.
Poza tym wszyscy bohaterowie „Downton Abbey” to postacie z krwi i
kości, z którymi oglądający identyfikuje się niemal natychmiast i
bezustannie przeżywa ich każde wzloty i upadki.
Bohaterem jest też sam majątek, Downton
Abbey, portretowany w filmie przez Highclere Castle w hrabstwie
Berkshire, od siedemnastego wieku znajdujący się w posiadaniu rodziny
Carnarvon. Zwykle nie zachwycam się przesadnie pięknymi planami i
ujęciami, ale tym razem nawet ja (kompletna ignorantka w tej dziedzinie)
potrafiłam je docenić. Cóż, jeśli ma się do dyspozycji tak przepięknie
umeblowane pokoje i plenery, nie sposób nie wykorzystać ich
potencjału... To właśnie one tworzą niezapomnianą atmosferę serialu, na
tle której postacie wydają się jeszcze bardziej wyraziste – szczególnie,
że dbałość o historyczne szczegóły, dekoracje i stroje noszone przez
bohaterów aż zapiera dech w piersiach. (Na co dzień nie interesuję się
modą, ale oglądając serial co rusz wznosiłam okrzyki zachwytu na widok
kreacji noszonych przez bohaterki...)
Twórcą i scenarzystą
„Downton Abbey” jest Julian Fellowes, znany także jako aktor i autor
dwóch książek - „Snobes” i „Past Imperfect”. Jako można się było
domyśleć, kupiłam już jedną z nich, „Snobes”, i zamierzam się przekonać,
czy powieści pisze Fellowes równie dobrze jak scenariusze... Muszę
bowiem przyznać, że scenariusz jest rewelacyjny, nie tylko pełen
nieoczekiwanych zwrotów akcji i interesujących wątków, ale przede
wszystkim obfitujący w fantastyczne dialogi, które na przemian iskrzą
humorem lub doprowadzają widza niemal do łez...
Jak widać serial
spodobał mi się szalenie – nie tylko obsada, scenariusz i plenery, ale
też historyczne tło. Pierwsza połowa dwudziestego wieku to fascynujący
okres - czas zmian społecznych, nowinek technicznych, a równocześnie to
koniec pewnej epoki, okresu świetności angielskiej arystokracji, który
odszedł na zawsze wraz z wybuchem pierwszej wojny światowej. I chociaż
za nic w świecie nie zamieniłabym współczesnych udogodnień na krępujący
ruchy gorset, niską pozycję społeczną kobiet i brak perspektyw innych
niż zamążpójście, to jednak wzdycham z przyjemnością oglądając serial,
który tak pięknie sportretował miniony wiek.