Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bzdurki. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą bzdurki. Pokaż wszystkie posty

sobota, 21 czerwca 2014

A w najbliższym czasie..

Jestem bardzo zadowolona, że jakoś znajduję czas na czytanie... Jedyny problem to ilość pozycji wypożyczonych z biblioteki, które muszę przeczytać w najbliższym czasie. Wymyśliłam więc strategię, która powinna mi pomóc w uporaniu się z zaległymi stosami. Podzieliłam książki na łatwe do ogarnięcia segmenty i czytam je w kawałkach... Tak, zdaję sobie sprawę z tego, że to nieco OCD, ale cóż, jak dla mnie to działa... 

A oto, co w najbliższym czasie zamierzam przeczytać... 
Książka "Motherland" Williama Nicholsona została przetłumaczona na polski i wydana jako "Wojna uczuć". Jest to obyczajowa opowieść o miłosnym trójkącie, wojnie i jej niszczycielskim wpływie na ludzi. Już zaczęta, czyta się na razie bardzo dobrze. 
"Great Deliverance" ("Wielkie wybawienie") amerykańskiej autorki Elizabeth George, pierwsza w serii o inspektorze Lynley'u - moje pierwsze spotkanie z tą popularną autorką. Rzecz dzieje się w Yorkshire, a dotyczy brutalnego morderstwa, które zakłóci spokój angielskiej wsi. Pozycja również zaczęta, inspektor Lynley (prywatnie earl Asherton) i jego partnerka, sierżant Havers to ciekawe postacie... 
Z kolei w powieści Kimberley Freeman "Lighthouse Bay" część współczesna przeplata się z historią - w 1901 roku Isabella Winterbourne podróżuje do Australii w towarzystwie znienawidzonego męża. Jako jedyna ocalała z katastrofy statku usiłuje odciąć się od swojej przeszłości. W czasach współczesnych Libby Slater po śmierci swego wieloletniego kochanka powraca do rodzinnej Australii. Jestem ciekawa, co połączy ze sobą obie części... Na język polski przetłumaczono tylko jedną książkę Kimberley Freeman, "Wzgórze dzikich kwiatów", Jeśli "Lighthouse Bay" mi się spodoba, to sięgnę też i po tę druga książkę.  
 
Dwie pierwsze książki Mary Lawson jeszcze co prawda przede mną, ale  za to zabrałam się za czytanie jej najnowszej powieści, "Road Ends". Lawson, Kanadyjka z urodzenia, na stałe mieszkająca w angielskim Kingston (niedaleko mnie!), jak zwykle osadza akcję swoich powieści w mroźnej Kanadzie (chociaż tym razem obok Kanady pojawia się i Londyn lat sześćdziesiątych). Miejscem akcji jest małe, zasypane śniegiem miasteczko w prowincji Ontario, a autorka przedstawia nam obraz dysfunkcyjnej rodziny, którą dotknęła tragedia. Po "Road Ends" sięgnęłam zachęcona wywiadem z autorką wysłuchanym w BBC Radio 4. Za mną dopiero fragment powieści, ale duszna, opresyjna atmosfera książki zaczęła na mnie silnie działać, więc póki co odłożyłam ją na bok i zabrałam się za coś lżejszego...

Czy Helen Fielding i jej "Bridget Jones: Mad About the Boy" ("Bridget Jones. Szalejąc za facetem") komuś należy przedstawiać? Książka zaczęta bardzo dawno temu, wciąż czekająca na skończenie. Może zmotywuje mnie to, że już dostępne jest polskie tłumaczenie tej książki... 

Na koniec - zabrałam się za "Zbrodnię i karę" Dostojewskiego i mam zamiar przeczytać książkę na spotkanie klubu czytelniczego na początku lipca... Trzymajcie za mnie kciuki.. Jak już wspominałam, rosyjska klasyka jakoś się ze mną nie zgadza... Ale tym razem nie zamierzam się tak łatwo poddać!

I co myślicie o moich książkowych wyborach? Dodam uczciwie, że nie są to wszystkie książki czekające na przeczytanie, a jedynie niektóre zaczęte... Ciekawi mnie jednak, co sądzicie o tych lekturach? Czy może zachęciłam was do przeczytania którejś z nich? 

Życzę wszystkim udanego weekendu i mam nadzieję, że znajdziecie podczas niego czas na czytanie...

środa, 12 lutego 2014

Cicho sza...

...będzie na blogu, dopóki się nie ogarniemy. Ulubiony Anglik odtąd zostaje zdegradowany do drugiej ligi - przedstawiam wam Ulubionego Anglika w wersji Mini...

wtorek, 31 grudnia 2013

Podsumowania nie będzie!

W tym roku żadnych podsumowań i postanowień nie będzie. 

Po pierwsze, moje zeszłoroczne postanowienie przeczytania dwudziestu pozycji z Subiektywnej Listy Książek wzięło w łeb, z przyczyn mniej czy więcej niezależnych, więc po prostu postanawiam je kontynuować w tym roku. 

Po drugie, ciężko wybrać mi najlepsze książki roku - przeczytałam ich mniej niż planowałam, a jednak wybór okazał się trudniejszy niż myślałam. Kto chce sprawdzić, co (między innymi) przeczytałam w 2013 roku, niech się wybierze z wizytą na blog Padmy, która zaprosiła mnie niedawno na gościnne występy. Na jej blogu zamieściłam listę moich tegorocznych typów. Zapraszam do przeglądania i komentowania. Natomiast chętnie się przekonam, jakie książki wam przypadły do gustu w tym roku, więc jeśli macie ochotę, podzielcie się swoimi odkryciami literackimi w komentarzach! Będzie mi bardzo miło. 

Sobie życzę sobie w przyszłym roku częstszych i bardziej regularnych odwiedzin na własnym blogu, góry przeczytanych książek i czasu na ich czytanie. Wszystkim czytelnikom Ex librisa - literackich odkryć, wspaniałych lektur, niepowtarzalnych wrażeń czytelniczych. Niech nadchodzący rok będzie dla was obfity w niezwykłe przeżycia i doznania, nie tylko te, o których można przeczytać w ksiązkach.

piątek, 29 marca 2013

10 powodów, dla których książkochłon to zmora najbliższego otoczenia...

  1. Kiedy nie wie, jaką książkę czytać, zadręcza otoczenie, oczekując podjęcia decyzji i wściekając się, jeśli decyzja nie jest po jego myśli.
  2. Jakakolwiek dostępna kiedyś w domu powierzchnia pozioma jest teraz pokryta książkami, których i tak wciąż przybywa. Nawet na dwuosobowej sofie książkochłon chętniej obok siebie widzi książki, niż Ulubionego Anglika...
  3. Wiecznie wszystkim usiłuje wcisnąć książki, nachalnie dopytując się otoczenie, co chcą pożyczyć. Jedna książka mniej na półce to przecież miejsce na kolejną, prawda?
  4. Ciąga po księgarniach. I bibliotekach. I spędza tam radośnie długie godziny. Otoczenie książkochłona jest nieustannie zmuszane do wizyt w najbliższych i najdalszych przybytkach kultury piśmienniczej, także wystawach na tematy książkowe. Bo przecież wpatrywanie się w pierwsze edycje ukochanych książek fascynuje każdego!
  5. Marudzi, że Ulubiony Anglik nie czyta tyle co książkochłon, albo, że czyta nie to, co trzeba. Bo przecież jak można woleć „Paranormality” (demaskacja popularnych paranormalnych mitów) niż wspomnienia uroczego szkolnego inspektora, co?
  6. Zadaje kłopotliwe pytania o książki, ich autorów, nominacje i kolor okładek i denerwuje się, kiedy nie otrzyma na nie odpowiedzi.
  7. Domaga się, żeby Ulubiony Anglik przyniósł mu książkę, którą teraz czyta. Nie potrafi powiedzieć, gdzie się książka znajduje, zamiast tego beztrosko macha ręką w kierunku sypialni. Po czym domaga się, żeby mu przynieść wszystkie piętnaście książek, które zalegają na szafce przy łóżku.
  8. Zawsze ma przy sobie książkę. Na kindla i często też papierową. Te książki nigdy nie mieszczą się książkochłonowi w torebce, a przecież ktoś musi je nosić. Przy pakowaniu walizki usiłuje wcisnąć kolejne opasłe tomiszcze mimo braku miejsca i beztrosko namawia otoczenie do kupowania kolejnych pozycji. Które przecież się jakoś zmieszczą, prawda?
  9. Nieustannie porównuje Ulubionego Anglika do literackich bohaterów przeczytanych książek.
  10. Dzięki internetowi okazuje się, że książkochłon ma podobnych znajomych... 

    Hmmm. Na razie to wszystko, chyba, że macie coś do dodania..? 

niedziela, 3 marca 2013

Gościnnie u Maga-Mary!

Wpadam na chwilę, żeby się pochwalić. Dziś występuję jako gość u Maga Mary w jej popularnym Tyglu. Maga Mara prowadzi na swoim blogu interesujący cykl o przeprowadzkach i zaprosiła również mnie do podzielenia się swoimi wspomnieniami z mojego wyjazdu do Londynu. Zapraszam serdecznie do lektury, a sama wracam do czytania "The House of Silk"Anthony Horowitza.

Do usłyszenia!

wtorek, 1 stycznia 2013

Subiektywna Lista Książek Do Przeczytania na Rok 2013

Zwykle nie robię postanowień noworocznych, bo i tak ich nie dotrzymuję. Nie dla mnie postanowienia niekupowania książek (chociaż ograniczenie spontanicznych zakupów mogłoby być dobrym pomysłem), czytania książek wartościowych (li i jedynie), czy zakaz spożywania czekolady. Ale tym razem wydaje mi się, że znalazłam odpowiednie wyzwanie, które być może pomoże mi w rozprawieniu się z odwiecznym problemem jakim są stosy nieprzeczytanych książek zalegających wszelakiego rodzaju powierzchnie płaskie i nieco wygięte w naszym domu. Nie wiem jak wy, ale mnie często zdarza się zaopatrzyć w książkę pod wpływem impulsu – kiedy ją zobaczę, po prostu wiem, że muszę ją przeczytać! Są też książki znane, zdobywające nagrody, czy też rekomendowane przez znajomych, które zawsze obiecywałam sobie przeczytać, a nigdy nie miałam ku temu okazji. Oto przyszedł czas na to, by te książki wyciągnąć z lamusa, odkurzyć i wreszcie przeczytać!

Przedstawiam wam dwadzieścia książek, które zawsze obiecywałam sobie poznać, a które już od długiego czasu tkwią na moich półkach zbierając kurz i z niemym wyrzutem szeleszcząc w moim kierunku kartkami... Oto dwadzieścia wybranych tytułów, które mam zamiar wreszcie przeczytać w 2013 roku i (mam nadzieję) zrecenzować na blogu.

Oto moja Subiektywna Lista Książek Do Przeczytania na Rok 2013 (kolejność zupełnie przypadkowa):
  1. A. S. Byatt, „Obsession” („Opętanie”)
  2. Joanna Bator, „Piaskowa góra”
  3. Dodie Smith „I Capture the Castle”
  4. Rabih Alameddine, „Hakawati”
  5. Markus Zusak, „Book Thief” („Złodziejka książek”)
  6. Claire Tomalin, „Jane Austen: A Life” - przeczytane
  7. Claire Tomalin, „Charles Dickens: A Life”
  8. Lew Tołstoj, „Anna Karenina”
  9. Ann-Marie MacDonald, „Fall on Your Knees” („Zapach cedru”)
  10. Susan Fletcher, „Oystercatchers” („Ostrygojady”)
  11. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, „Na plebanii w Haworth”
  12. Ken Follett, „The Pillars of the Earth” („Filary ziemi”)
  13. Sarah Waters, „The Night Watch” („Pod osłoną nocy”)
  14. Peter Hoeg, „Miss Smilla's Feeling for Snow” („Smilla w labiryntach śniegu”)
  15. Lionel Shriver, „We Need to Talk About Kevin” („Musimy porozmawiać o Kevinie”)
Przyznaję od razu, że pomysł zapożyczyłam od Agi z Czytam, bo lubię – uważam, że wart jest dalszego rozpropagowania. Co sądzicie o tej liście? Może coś z niej już czytaliście? A jak to wygląda u was? Podzielcie się tytułami książek, które zawsze chcieliście przeczytać, ale nigdy nie mieliście na to czasu!

Pozdrawiam wszystkich w nowym roku!

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Książka roku 2012

Witam was w ostatni dzień 2012 roku. Roku, który czytelniczo był bardzo ciekawy, dość zróżnicowany, w dodatku nieco lepszy od poprzedniego pod względem ilości przeczytanych książek. Roku, który niespodziewanie okazał się rokiem polskiej książki – przeczytałam bowiem więcej niż kiedykolwiek książek napisanych przez polskich autorów i autorki.

Poniżej prezentuję moją dziesiątkę książek, które w tym roku zasłużyły według mnie na wyróżnienie (kolejność alfabetyczna):
  1. Ben Aaronowitch, „Rivers of London”
  2. Elżbieta Cherezińska, „Korona śniegu i krwi”
  3. Janina Fedorowicz, Joanna Konopińska, „Marianna i róże”
  4. Rosamund Lupton, „Sister”
  5. Kazimierz Orłoś, „Dom pod Lutnią”
  6. Jennifer Worth, „Call The Midwife”
Natomiast książką roku jednogłośnie zostaje ((taaaadaaaaam!):
„Korona śniegu i krwi” Elżbiety Cherezińskiej
Mam nadzieję, że i wasz czytelniczy rok był równie udany i że podzielicie się swoimi książkami roku. Życzę wam wszystkim udanego sylwestrowego wieczoru i do zobaczenia w roku 2013!

O tym już jutro...czas na Noworoczne Wyzwanie!

sobota, 22 grudnia 2012

Koniec Świata, idą święta...

"Krok po kroku, krok po kroczku, najpiękniejsze w całym roczku idą święta...! Idą święta...!"  - pomrukuje pod nosem Ulubiony Anglik, który nasłuchał się ostatnio Trójkowego Karpia. W domu wreszcie zapanował świąteczny nastrój, a do tego pięknie pachnie, bo cały wieczór UA suszył w piekarniku plasterki pomarańczy... Suszone pomarańcze, laska wanilii, cynamon, gałka muszkatołowa, kardamon... Świąteczne przyprawy zamknięte z małych słoiczkach, to własnoręcznie zrobiona mieszanka do przygotowania grzańca. Ślicznie pachnie, a do tego ładnie wygląda. Czasem UA zadziwia nawet mnie.
Ponieważ końca świata jakoś na razie nie widać, wreszcie będę miała więcej czasu, żeby dokończyć kilka zaczętych książek. Rano lecę do Polski, do zimnego Szczecina, żeby zająć się produkcją pierogów, uszek, ciast i tym podobnych potraw wigilijnych. Do tego będę wypoczywać, czytać i zastanawiać się, czy uda mi się upchnąć w bagażu jeszcze jedną książkę. Postaram się oprzeć pokusom lotniczych księgarń, ale zajrzę do księgarni Świata Książki (nie cierpię nazwy Weltbild!), bo podobnie jak wielu z was zasmuciła mnie wiadomość o kłopotach tego wydawnictwa. Powyciągam z półek nasze kolekcje powieści ŚK i zdjęcie wkleję na powstałą wczoraj internetową stronę na Facebooku. Będę kibicować pracownikom i książkom, bo zamknięcie takiego wydawnictwa to jak zamknięcie bramy prowadzącej do skarbca z najcudowniejszymi podarkami dla książkochłona. Niewyobrażalna strata. Ech, trzymam kciuki, żeby ŚK ktoś wykupił - to byłby najlepszy świąteczny prezent...






niedziela, 18 listopada 2012

Dabarai się uzewnętrznia...


Za nominację do nagrody Liebster Blog, o której być może słyszeliście na niektórych blogach, bardzo dziękuję Annie Marii z blogu Zielono mam w głowie... Poniżej moje odpowiedzi na zadane przez nią diabelsko trudne pytania...

1. Które historyczne miejsce w Europie jest dla Ciebie ważne? najbardziej interesujące? najbardziej warte odwiedzenia?
Hm. Mieszkam obecnie w Londynie, który jest bardzo historyczny, bardzo interesujący i ważny, zawsze warty polecenia, ale sama wybrałabym się do Wiednia... W Wiedniu najchętniej posiedziałabym w jakiejś kawiarni zajadając się pysznymi ciastami, popijając kawę, przyglądając się jak za oknem niespiesznie toczy się życie... Zupełnie jak bohater powieści Franka Tallisa z serii Zapiski Liebermana - jego książki, w których bohaterowie wiecznie przesiadują w restauracjach i kawiarniach, zawsze wywołują we mnie wilczy apetyt.
2. Czy istnieje książka, której adaptacja filmowa byłaby lepsza od oryginału?
O. Chyba nie potrafię odpowiedzieć na to pytanie... Zwykle czytam książki, filmy na ich podstawie oglądam rzadko.
3. Z czym kojarzy Ci się określenie "wiktoriańska Anglia"?
Z szelestem sukien pań spacerujących po ulicach, z dumnymi budynkami, które przetrwały do czasów dzisiejszych, z książkami Dickensa i Anne Perry.
4. O czym myślisz, gdy patrzysz w nocne niebo?
Przeważnie o tym, że chciałabym być w miejscu, gdzie widać gwiazdy, a nie mrugające światełka przelatujących samolotów....
5. Dlaczego stworzyłeś/aś bloga?
Bo kocham książki i trochę mi brakowało okazji do rozmawiania o nich - szczególnie po polsku.... Pewnego dnia odkryłam blog Padmy i postanowiłam się przyłączyć do jednego z jej wyzwań. Reszta jest historią.
6. Jaki rodzaj literatury jest tym, o którym myślisz: "kocham te książki"?
Och, to też się zmienia... Zwykle samo patrzenie na półki wypełnione książkami wywołuje we mnie przyjemny dreszczyk. Kocham wszystkie moje książki. I kilka tych, których jeszcze nie mam. Ale ostatnio szczególnie lubię czytać kryminały i grube sagi o historiach rodzinnych.
7. Z czym kojarzy Ci się Paryż?
Obecnie z książką Małgorzaty Gutowskiej-Adamczyk "Podróż do miasta świateł"... Oprócz tego z szerokimi, zadrzewionymi bulwarami, z wygodnymi ławkami, na których można przysiąść i poczytać książki. Ponadto Paryż kojarzy mi się z obrazem długowłosej, uśmiechniętej dziewczyny jadącej na rowerze, z bagietką wystającą z koszyka z przodu...Mniam.
8. Ile książek zabierasz ze sobą, gdy wyjeżdżasz na tygodniowy urlop/wakacje?
Zdecydowanie za dużo. Tyle, ile mogę udźwignąć. Jak już wcześniej wspomniałam, mimo iż posiadam mojego ukochanego kindelka, wciąż zabieram ze sobą niewiarygodnie dużo książek, głównie ze strachu, że gdybym jakimś cudem skończyła wszystkie książki na czytniku, nie znajdę w pobliżu żadnej księgarni. Ale przecież książki to taki słodki ciężar...
9. O jakiej epoce historycznej lubisz czytać przede wszystkim?
Ostatnio to dwudziestolecie międzywojenne. Szczególnie w Polsce, bo ta epoka była szczególnie istotna w naszej historii. Ale lubię też starożytny Rzym, średniowieczną Europę, Anglię Tudorów.
10. Czym dla ludzkości jest kultura - w dwóch, trzech zdaniach?
Nie wiem, czym jest kultura jest dla ludzkości, wiem, czym jest dla mnie – świadomością, że wiem, kim był Szekspir, znam muzykę Beatlesów i wiem, dlaczego ludzie nie znoszą lub uwielbiają Marmite!
11. Czy można żyć nie oglądając programów informacyjnych?
Hm, można. Czasem wydaje mi się, że im mniej wiem o tym, co się dzieje na świecie, tym lepiej się czuję... Z drugiej strony, w jakiś sposób trzeba być świadomym otaczającej nas rzeczywistości, nawet w minimalnym stopniu, chociażby po to, by lepiej rozumieć czytane książki. 

Dziękuję za nominację i ciekawe pytania. Wybaczcie, że sama nikogo nie nominuję, ale chętni mogą odpowiedzieć na powyższe pytania w komentarzach.

niedziela, 23 września 2012

Weekend...

Nie ma co się oszukiwać, proszę państwa, jesień zawitała w nasze progi. Przyniosła ze sobą chłodne noce, deszcz i chroniczne uczucie niedospania. Dlatego między innymi od kilku dni, gdy tylko mogę, zagrzebuję się pod ciepłą kołdrę i odpływam w objęcia Morfeusza.

Jedynie wczoraj udało mi się wykrzesać z siebie wystarczającą ilość energii, by udać się z Ulubionym Anglikiem do The Royal Courts of Justice, czyli neogotyckiego gmachu Sądu Królewskiego, który można zwiedzać było w ten weekend, w ramach inicjatywy Open House Weekend. Trudno w to uwierzyć, ale potężne gmaszysko sądu zostało zbudowane dopiero w XIX wieku. Z wyglądu przypomina bowiem gotycki, strzelisty kościół, a nie instytucję państwową...


W Law Courts odbywały się też specjalnie przygotowane, arcyciekawe warsztaty i prezentacje. My wysłuchaliśmy dwóch – na temat tego, co właściwie dzieje się w małych, wykładanych drewnianą boazerią salkach sądowych (na przykład jak wyglądają obrady sądu, kto gdzie siedzi, o różnych rodzajach rozpraw) oraz o roli strażnika, czy raczej woźnego sądowego (Tipstaff). Tipstaff to bardzo interesująca postać w Law Courts – przede wszystkim ma on corocznie do spełnienia kilka ważnych ról ceremonialnych, na przykład eskortowanie sędziów, czy burmistrza Londynu (Lord Mayor of London) na ceremonię zaprzysiężenia. Tipstaff, który reprezentuje prawo i autorytet sądu, podąża na czele procesji w ceremonialnym stroju, składającym się z czarnej kurtki ze srebrnymi guzikami, białej muszki, białych rękawiczek i czarnej, ozdobnej czapki z daszkiem. Jako odznakę urzędu niesie krótką, około piętnastocentymetrową ceremonialną laskę (staff). Laska ta kiedyś była znacznie dłuższa, bo ponad metrowa, i mogła być użyta przez strażnika do obrony, lub zatrzymania uciekającego przestępcy. Ponadto w pustej, wydrążonej lasce przenoszono nakazy sądowe, które można było wyjąć ze schowka po odkręceniu czubka (tip), zwykle w kształcie korony. Takie właśnie ciekawostki opowiadał nam obecny Tipstaff, pełniący tę funkcję od ponad dwudziestu lat. Okazało się jednak, że ma on także inne obowiązki – przede wszystkim te związane z ze przypadkami uprowadzenia dzieci – to on ma za zadanie odnaleźć dziecko, zatrzymać je w kraju, na przykład poprzez odebranie dorosłej osobie paszportu dziecka, a czasem i odstawić je w bezpieczne miejsce. Jest też odpowiedzialny za doprowadzenie niektórych osób do sądu. Jednym słowem – praca Tipstaffa jest bardzo ciekawa, różnorodna i głęboko zakorzeniona w angielskiej tradycji.

Muszę przyznać, że wycieczka do The Royal Courts of Justice była niezwykle interesująca, znacznie ciekawsza, niż się spodziewaliśmy. Do tego to udane popołudnie zakończyliśmy w angielskim stylu, konsumując słynną afternoon tea, czyli zestaw pysznych, malutkich kanapek, angielskich scones, czyli bułeczek zwykle podawanych z gęstą śmietaną i dżemem i słodkich ciast, a wszystko to popijane herbatą Earl Grey... Mniam. 

Niestety, dziś okazało się, że energii starczyło mi zaledwie na jeden dzień. Teraz siedzę w kuchni, popijam kawę, gapię się na mokry od deszczu ogródek i podczytuję Kolejną Agatkę. Nigdzie się nie wybieram. Nie ma bowiem nic lepszego na deszczowe popołudnie niż powrót do znanych kątów literackich. Książki znane, sprawdzone i wciągające sprawdzają się w takich okolicznościach najlepiej... A jakie są wasze sposoby na niedzielne, deszczowe popołudnia?

wtorek, 24 kwietnia 2012

And the winner is.....

Moje drogie książkochony, dzisiaj będzie krótko i na temat.
Dwa egzemplarze książki Billa Brysona "Notes from a Small Island" otrzymują:
Litera-tour 
Kasia Indianka
Gratulacje i bardzo proszę o maila z adresem. Książki zostaną wysłane w tym tygodniu.
Lunch się kończy. Pa. pa. Do usłyszenia być może wieczorem...

piątek, 20 kwietnia 2012

„Dobry zwyczaj kupowania co dzień jednej książki”

Wypożyczyłam dziś z biblioteki małą, niepozorną książkę zatytułowaną „Buried in Books. A Reader's Anthology”. Już opis na okładce powoduje uśmiech na twarzy – ach, bo przecież to sama prawda!
„Życie bibliofila pełne jest problemów: czy kufer zapchany materiałami czytelniczymi może być uznany za bagaż podręczny; jak przeszmuglować kolejny stosik książek, tak by nasi najbliżsi się nie dowiedzieli; stoliki nocne uginające się pod ciężarem chybotliwych stosów; wybór pomiędzy wanną a prysznicem, bo przecież pod prysznicem czytać nie można.”*
Brzmi znajomo? Ta śliczna książeczka to zbiór cytatów o maniakach książkowych zebranych z różnych źródeł: powieści, dzienników, esejów, listów.... Mnie szczególnie przypadł do gustu fragment z rozdziału zatytułowanego „Dobry zwyczaj kupowania co dzień jednej książki”:
„Problem w tym, że księgarnie są równie złe jak puby. Zaczynasz od jednej, potem znosi cię w kierunku kolejnej, i zanim się spostrzeżesz wpadasz w czytelnicze tango. Moja teczka była pełna i pod pachami dźwigałem pakunki z książkami. Uginałem się pod ich ciężarem.”* (R.T. Campbell, „Bodies in a Bookshop: A Detective Story”)
Cóż. Nic dodać, nic ująć.
Życzę wam wszystkim udanego weekendu i przypominam o losowaniu dwóch egzemplarzy „Notes from a Small Island” Billa Brysona – zgłoszenia przyjmuję do poniedziałku pod tym wpisem.

środa, 7 marca 2012

Krótkie pytanie...

Trwa post, więc z tej okazji chciałam zapytać, co sądzicie o postanowieniu wielkopostnym niekupowania książek? Sama co prawda nie jestem religijna, ale pomyślałam sobie, że to dobry sprawdzian silnej woli... Ciekawi mnie, co na ten temat sądzicie!
PS. O północy ogłoszenie nominacji do Orange Prize 2012! Zgadnijcie, kto będzie czuwał...

poniedziałek, 5 marca 2012

O niebezpieczeństwach czytania książek (część 1)

Nie od dziś wiadomo, że książki to samo zło...
Po pierwsze psują nam zdrowie – zmuszają do gapienia się w małe czarne robaczki, psując nam wzrok, przez nie siedzimy do późnej nocy, zamiast oddawać się zdrowotnemu odpoczynkowi. Do tego dochodzą potencjalne obrażenia cielesne – kto z nas, będąc zaczytanym doszczętnie, nie wszedł kiedyś na słup na ulicy, nie obtłukł sobie biodra, kiedy autobus zahamował, a my akurat przewracaliśmy stronę w książce, przytrzymując się rury jednym palcem? A oparzenia wywołane zagapieniem się? Ile to razy zaczytani doszczętnie, garnek gotującej się zupy usiłowaliśmy chwycić gołą ręką?
Po drugie, książki psują nam relacje międzyludzkie – zamiast spotykać się towarzysko, wolimy przecież poczytać. Pół biedy, jeśli mamy w rodzinie osoby tolerancyjne, lub podobne do nas, wtedy po prostu wszelki kontakt ogranicza się po prostu do przyjaznego pomrukiwania z dwóch foteli, jeśli jednak rodzina nie rozumie i nie popiera naszego nałogu, sytuacja staje się coraz trudniejsza, dochodzi do napięć, kiedy to próbujemy czytać książki w ukryciu i zostajemy posądzeni o brak podstawowych zasad kultury, dochodzi do kłótni i wręcz rękoczynów, kiedy w obronie ukochanego egzemplarza powieści rzucamy się z pazurami na naszych najdroższych... Co więcej, niektórzy zupełnie nie potrafią zrozumieć naszej niechęci do jakichkolwiek prac domowych, które mogą nas oderwać do lektury. Od czasu do czasu tolerujemy tylko odkurzanie, bo odkurzacz można zwykle obsługiwać jedną ręką.
Po trzecie, książki są też szkodliwe dla naszych finansów. Nie tylko szefostwo zwykle nie toleruje naszych wymówek, których używamy, by usprawiedliwić czytanie pod stołem (pół biedy, kiedy to jakaś książka zawodowa, ale czytanie fantastyki naprawdę trudno jest wyjaśnić...), ale zupełnie nie rozumie, jakim cudem mogliśmy przegapić przystanek autobusowy, bo po prostu tak się zaczytaliśmy, że świat zewnętrzny przestał dla nas istnieć, przez co spóźniliśmy się do pracy. Dodatkowo usprawiedliwienie naszej nieobecności w pracy brakiem snu, spowodowanym lekturą wyjątkowo wciągającej pozycji, przyjmują bardzo niechętnie, lub wręcz z obrzydzeniem.
Po czwarte, kiedy już uda nam się wytrwać w pracy wystarczająco długo, by zarobić jakieś pieniądze, natychmiast po wypłacie beztrosko i z błyskiem obłędu w oku wydajemy wszystko na ukochane książki.
I cóż otrzymujemy od książek w zamian?!
Ktoś powie, że czytanie nie tylko nas rozwija i uwrażliwia, ale zapewnia nam też rozrywkę. A jednak! Książki potrafią zapełnić nam głowy stosem nikomu do życia niepotrzebnych wiadomości, nie pozostawiając miejsca na informacje pożyteczne, czy wręcz wymagane! W dodatku książki potrafią szkodliwie oddziaływać na naszą psychikę, sprawiając, że stajemy się nadwrażliwi, wzruszając nas do łez i powodując, że nie tylko od czasu do czasu wybuchamy płaczem, kiedy przypomnimy sobie co bardziej wzruszające fragmenty ostatniej lektury, denerwując innych uporczywym siąkaniem nosem i prośbami o czyste chusteczki do nosa, ale wzbudzamy ogólna sensację, wchodząc do szaf znajomych i wybuchając płaczem, kiedy okazuje się, że nie ma w nich nic więcej, niż ubrania... Jeśli natomiast chodzi o rozrywkę, to wszyscy wiedzą, że czytanie jest zajęciem samolubnym, mało użytecznym społecznie i bez większej wartości poznawczej. W dodatku wcale nas nie relaksuje, ani nie dostarcza nam radości – czytając książki nie tylko niejednokrotnie zalewamy się łzami, ale i co więcej podnosimy sobie ciśnienie, denerwując się przy czytaniu co lepszych thrillerów. A kiedy nieludzko przestraszeni próbujemy zasnąć po przeczytaniu jakiegoś horroru, książki nie tylko nas nie usypiają, ale wręcz nie dają nam zasnąć!
Tak więc, jeśli książki to samo zło, co sprawia, że są tak ważne w naszym życiu? Kiedy czytanie staje się nałogiem? „Nigdy!” - zakrzyknie gromko książkochłon i popędzi do swoich półek, by z czułością gładzić okładki książek, głosem Golluma szepcząc „my preciousssss!”. A książkowe zbieractwo? Kiedy przekracza ono ramy nieszkodliwego hobby i przeradza się w coś, co można właściwie nazwać obsesją? Ale o tym chyba już w następnym odcinku...

wtorek, 10 stycznia 2012

sobota, 31 grudnia 2011

Nie lubię noworocznych postanowień!

Mogłabym postanowić, że będę starała się czytać jak najwięcej własnych książek. Mogłabym obiecać, że będę wypożyczać mniej, kupować zdecydowanie mniej, a jeśli już to książki na kindla, bo przecież mało mam miejsca. Dobrze by też było przejrzeć moje rozległe zbiory i być może (szok horror!) pozbyć się kilku książek, do których na pewno nie wrócę. Mogłabym też sobie przyrzec, że będę się koncentrować na czytaniu wartościowych lektur, a przynajmniej tych powieści, na które już od dawna miałam ochotę. Być może powinnam sobie też obiecać, że spróbuję czytać więcej literatury popularnonaukowej – reportaże, biografie, książki podróżnicze... tyle różnych książek na mnie jeszcze czeka!
Zamiast tego postanawiam, że nie będę robić noworocznych postanowień. I tak wiem, że ich nie dotrzymam. Zamiast tego obiecuję nie martwić się za bardzo tym, że czytam mniej. Będę się rozkoszować każdą chwilą spędzoną w towarzystwie książek.
A jakie są wasze noworoczne postanowienia?

sobota, 24 grudnia 2011

Życzenia świąteczne


Wszystkim odwiedzającym bloga, znajomym wirtualnym i tym poznanym na żywo, życzę wspaniałych świąt. Niech to będzie dla was czas radości i dobrego słowa, czas spędzony w gronie rodziny lub przyjaciół. Życzę wam, żebyście go spędzili tak, jak lubicie. A pod choinką życzę wam wymarzonych książek i jak najwięcej czasu na ich czytanie.
Katarzyna ze Szczecina

środa, 21 grudnia 2011

Mój dzień w książkach

Zaczęłam dzień w Kuchni Franceski.
W drodze do pracy zobaczyłam Poszukiwaczy muszelek
i przeszłam obok Księdza Rafała,
aby uniknąć Babskiego  gadania,
ale oczywiście zatrzymałam się przy Cukierni pod  Amorem.
W biurze szef powiedział: Mariola,moje krople…
i zlecił mi zbadanie Dziewięciu części pożądania.
W czasie obiadu z Dziewczynami z Rijadu
zauważyłam Muchę
pod Aleją Bzów.
Potem wróciłam do swojego biurka – Nikt nie widział, nikt nie słyszał…
Następnie w drodze do domu, kupiłam Zatrute ciasteczko
ponieważ mam 7 babek 1 dziadka.
Przygotowując się do snu wzięłam Wszystkie stworzenia duże i małe
i uczyłam się Miłości i jej następstw,
zanim powiedziałam "Dobranoc" Człowiekowi bez psa.

PS. Za zabawę dziękuję Lirael i Cornflower!

sobota, 3 grudnia 2011

Książki pod choinką

Książki pod choinką – który mól książkowy o nich nie marzy! Pamiętam do dziś jak się cieszyłam się jako dziecko z takich prezentów, dziś też oczy mi się świecą, kiedy prezent ma znajomy książkowy format! Tylko moi bliscy narzekają, że ciężko mi coś wybrać, bo tyle już czytałam i mam. Dlatego już od kilku lat produkuję listy książek, które chcę dostać, zwłaszcza tych polskich autorów, których mi na Wyspach brakuje... I to się sprawdza! Oto niektóre pozycje z mojej listy życzeń Anno Domini 2011:
Monika Szwaja, „Matka wszystkich lalek”- lubię książki tej pani, także dlatego, że jestem Szczecinianką. A ta podobno jest bardzo dobra - tym razem bez Szczecina, ale za to z Karkonoszami i Francją, z dwoma wątkami o trudnych sprawach.
Olga Gromyko, „Wiedźma naczelna” - kolejny tom przygód wiedźmy W. Rednej, o której pisałam już tutaj. Liczę na przednią zabawę w przednim towarzystwie wampirów, trolli i innych mieszkańców Dogewy i okolic.
Agnieszka Krawczyk, „Morderstwo niedoskonałe” - morderstwo w wydawnictwie, podobno w stylu wczesnej Chmielewskiej. Komedia omyłek w lekkim stylu. Ciekawe.
Agnieszka Korol, „Listy z jeziora” - pełna ciepła i szczególnego uroku prowincjonalnego miasteczka powieść obyczajowa osadzona w mazurskich realiach – różne opinie słyszałam, muszę sobie sama swoją wyrobić.
Maja Łozińska, „W ziemiańskim dworze. Codzienność, obyczaje, święta, zabawy” - książka o życiu przedwojennego ziemiaństwa. Od kiedy wygrałam u Bookfy „W przedwojennej Polsce. Życie codzienne i niecodzienne” mam ochotę na więcej podobnych książek!
Maja Łozińska „Smaki dwudziestolecia. Zwyczaje kulinarne, bale i bankiety” - jak wyżej!
Haka Nesser, „Całkiem inna historia” - drugi tom przygód Gunnara Barbarottiego, którego poznałam w „Człowieku bez psa”. Liczę na dobry kryminał.
W tym roku moja lista życzeń zawiera tez kilka filmów DVD, które chcę pokazać Ulubionemu Anglikowi. Są to: „Kingsajz” „Miś” i „Rejs”. Jak myślicie, który mu się bardziej spodoba?
A wy, jakie książki macie nadzieję znaleźć pod choinka w tym roku? A może czekają na was same rózgi? :D

środa, 16 listopada 2011

Nowy sposób na relaks!

Chociaż w pracy w dalszym ciągu mam straszny natłok obowiązków i tak chyba będzie już aż do świąt, niedawno odkryłam nowy sposób na poprawę humoru! Wszystko to za sprawą pewnego małego futrzastego, miauczącego wirtualnego zwierzaka.

A ponieważ pokochałam kota Simona i jego wybryki, bardzo mnie ucieszyła niespodzianka, jaka czekała na mnie w domu - Ulubiony Anglik kupił mi tę oto książkę!

Będę sobie teraz ją pomalutku dawkować...