Pokazywanie postów oznaczonych etykietą o książkach. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą o książkach. Pokaż wszystkie posty

środa, 20 listopada 2013

Rozmowy o książkach - wspólne czytanie

Wilhelm Amberg "Czytanie Wertera"
Nie ma co się oszukiwać, zwyczaj głośnego czytania, niegdyś jeden z popularnych sposobów spędzania czasu w szerszym gronie osób dorosłych, dziś właściwie zanika. O ile jeszcze czytamy książki naszym dzieciom (dziesięć minut dziennie, codziennie – wszak chcemy nasze pociechy wychować na przyszłych książkożerców!), to czytanie w szerszym gronie, czytanie utworów dorosłych, zdarza się chyba w naszych domach coraz rzadziej... Co więcej, niekiedy z niecierpliwością czekamy na to, kiedy nasze pociechy dorosną, żeby wreszcie same zaczęły sobie czytać, zamiast domagać się, by im tę samą książkę czytać w kółko. Wszak czytanie jest czynnością intymną, która nam najlepiej wychodzi w samotności – ileż to razy wzdychamy za chwilą, kiedy to rodzina się wyniesie z domu, a my w spokoju zasiądziemy do czytania. Nie ukrywam, uwielbiam w ten sposób spędzać czas, już teraz martwię się na zapas co zrobię, kiedy mi tych chwili zabraknie, czy uda mi się połączyć obowiązki rodzicielskie z czasem przeznaczonym na czytanie, do tej pory traktowanym jako coś oczywistego... 

Dlaczego o tym piszę? Otóż kilka dni temu wraz z Ulubionym Anglikiem skończyliśmy czytanie „Zabójstwa Rogera Ackroyda” Agathy Christie i tak mi się to spodobało, że postanowiłam się z wami podzielić moim doświadczeniem. Codziennie wieczorem Ulubiony Anglik czytał mi na głos jeden (czasem dwa) rozdziały, czyniąc z tego taki mały, wspólny rytuał – przyznaję, że na te wieczory czekałam z prawdziwą niecierpliwością. I choć czasem zdarzyło mi się przysnąć (UA taktownie odkładał wtedy książkę i szedł spać), to częściej jednak z zainteresowaniem słuchałam lektora i prosiłam go, żeby przeczytał kolejny rozdział. UA również wczuł się w rolę i z zaangażowaniem czytał niemal z podziałem na głosy... Ja co prawda znałam tę książkę już wcześniej, ale on nigdy nie czytał żadnego kryminału Agathy. Po skończonej lekturze stwierdził (nieco zaskoczony), że nie spodziewał się, że mu się ta książka tak spodoba! Trudno chyba o większą satysfakcję, niż przekonanie kogoś do polubienia naszego ulubionego autora.

Skąd wziął się pomysł na to, by wspólnie coś przeczytać? Kiedyś słuchałam książek na kasetach lub płytach, głównie po to, by w tym samym czasie wyszywać. To było miłe doświadczenie, ale zauważyłam, że czasem zamiast koncentrować się na słuchaniu zaczynałam myśleć o niebieskich migdałach i musiałam książki przewijać, żeby trafić na znajomy fragment. Z „żywym” lektorem sprawa ma się zupełnie inaczej, nie tylko można mu w każdej chwili przerwać, zapytać o coś, porozmawiać o tym, co się właśnie dzieje z głównym bohaterem, to jeszcze można się do niego przytulić! Okazuje się, że wspólne czytanie może być czynnością tak samo intymną jak czytanie w samotności...

Na zakończenie, kilka wskazówek dla tych, którzy chcieliby zainicjować wspólne czytanie:
  • wybierzcie cieńszą książkę, żeby czytanie jej nie wydawało się trwać całe wieki, najlepiej taką złożoną z krótką rozdziałów, które będą łatwe do przełknięcia.
  • znajdźcie książkę, która was oboje zainteresuje, albo taką, które jedno z was już czytało i chciałoby by poznała ją też wasza druga połówka. A jeśli książka się wam nie spodoba, to myślę, że można ja spokojnie odłożyć i poszukać innej.
  • nie przejmujcie się, jeśli nie uda wam się znaleźć chwili na czytanie każdego dnia – kilka dni przerwy nie zrobi większej różnicy, a zmuszanie się do czytania, kiedy nie macie na to ochoty jest bez sensu!
  • rozmawiajcie choć trochę o wspólnie czytanej książce – o tym, co wam się w niej podobało, o postaciach, o wydarzeniach... Czasem tak rzadko mamy okazję porozmawiać o tym, co właśnie czytamy, że trzeba wykorzystać każdą ku temu okazję.
  • zadbajcie też o atmosferę – myślę, że wtedy po prostu przyjemniej się czyta. Nie mówię tu koniecznie o świecach, czy też odpowiedniej muzyce w tle, ale myślę, że warto postarać się o to, by nic tej specjalnej atmosfery nie zakłócało. My na przykład czytaliśmy w ciszy, przy minimalnym świetle – cicho, intymnie, nastrojowo. Bo jeśli spodoba się wam takie wspólne czytanie, to być może zechcecie tę przygodę z książką powtórzyć.
Mam nadzieję, że udało mi się przekonać was, że warto spróbować znaleźć czas na wspólne czytanie. A jeśli was zachęciłam, albo jeśli lubicie w ten sposób spędzać czas, to mam nadzieję, że podzielicie się swoimi doświadczeniami!

poniedziałek, 15 kwietnia 2013

The Best of Young British Novelists - lista pisarzy dekady literackiego magazynu Granta

W 1983 roku literacki magazyn Granta ogłosił po raz pierwszy listę najlepszych dwudziestu pisarzy brytyjskich, przewidując ich błyskotliwą karierę literacką. Podobne listy ukazały się co dziesięć lat, a wśród wymienionych na nich pisarzy znaleźli się między innymi Martin Amis, Pat Barker, Julian Barnes, Kazuo Ishiguro, Ian McEwan, Salman Rushdie, Rose Tremain, Alan Hollinghurst, A.L. Kennedy, Jeanette Winterson, David Mitchell i Zadie Smith.

Dziś lista najlepszych młodych brytyjskich pisarzy została ogłoszona przez Grantę po raz czwarty. Znalazło się na niej dwadzieścia nazwisk pisarzy, którzy nie ukończyli jeszcze czterdziestu lat - dwanaście kobiet i ośmiu mężczyzn. Większość nazwisk jest mi znana przynajmniej ze słyszenia, książki niektórych z nich (nieliczne, przyznaję) czytałam, inne czekają na półkach.

Listę otwiera  Zadie Smith, która wraz z Adamem Thirlwellem gościła już na liście Granty z 2003 roku. Mam cichą nadzieję, że jej najnowsza książka, "NW", przejdzie do finału tegorocznej Women's Prize for Fiction (lista finałowa zostanie ogłoszona już jutro!) Natomiast tutaj możecie przeczytać, co napisałam o jej debiutanckiej powieści "White Teeth". Kolejne znane mi nazwisko to Naomi Alderman, autorka "Disobedience", czyli "Nieposłuszeństwa", która w 2006 za tę książkę zdobyła Orange Award for New Writers. Na półce czeka na mnie druga jej powieść, a autorka właśnie wydała swoją trzecią książkę.

Dwa nazwiska z listy Granty już dwa lata temu pojawiły się na liście New Novelists: 12 of the Best from The Culture Show”, liście dwunastu obiecujących debiutów, o której pisałam na moim blogu. Ci pisarze to Ned Beauman, nominowany za swoją drugą powieść The Teleportation Accident” do nagrody Man Brooker i  Evie Wyld, której druga powieść "All the Birds, Singing" właśnie została wydana w Wielkiej Brytanii.

Innych pisarzy znam na razie tylko ze słyszenia, mam na półkach ich książki, ale jeszcze ich nie czytałam. Co ciekawe, jedną z wyróżnionych pisarek jest Taiye Selasi, której debiutancką powieść "Ghana Must Go" wczoraj pokazywałam na poczekalniowym stosie. Znam też książki Tahmimy Anam ("A Golden Age" i 'The Good Muslim"), Joanny Kavenny (kolejna wyróżniona przez Orange Prize debiutantka, autorka "Inglorious"), Kamili Shamsie (mam "Salt and Saffron","Kartography" i chyba też "Burnt Shadows", kolejną finalistkę nagrody Orange), Nadify Mohamed ("Black Mamba Boy" - tak, kolejna nominacja do Orange Prize...) i Helen Oyeyemi ( jej "The Icarus Girl" wydano też w Polsce). Reszta nazwisk pisarzy z listy Granty to Adam Foulds, Jenni Fagan, Xiaolu Guo, Sarah Hall, Steven Hall, Benjamin Markovits, Ross Raisin, Sunjeev Sahota, David Szalay i Adam Thirlwell.

Co sądzicie o tej liście? Czy znacie jakieś nazwiska? I co w ogóle sądzicie o tworzeniu takich list?

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Rozmowy o książkach

Young Girl Reading - Jean-Honoré Fragonard
Jakiś czas temu, wraz z Młodą Pisarką i Padmą przeczytałyśmy w tym samym jedną książkę - „Światło między oceanami” debiutancką powieść M.L. Stedman, nominowaną do Women's Prize for Fiction. Takie równoczesne czytanie tej samej powieści to coś, co zdarzyło mi się chyba po raz pierwszy. Przyznam, że dzielenie się na bieżąco emocjami wywołanymi przez tę lekturę było czymś fascynującym. Ta spontaniczna decyzja sprawiła, że zaczęłam rozmyślać o tym, w jaki sposób dzielimy się swoimi czytelniczymi fascynacjami.

Mówi się, że czytanie to czynność intymna, dokonywana w odosobnieniu. Chociaż często czytamy dzieciom, głośne czytanie zanikło już właściwie wśród dorosłych, jako czynność towarzyska. Czytamy sami dla siebie, nawet jeśli znajdujemy się w tłumie, świadomie odgradzając się od innych ludzi. Zamykamy się w swoich bibliotekach, czekamy na to, gdy domownicy pójdą spać i wtedy, w samotności, oddajemy się czytelniczej rozpuście. Lecz kiedy czynność czytania zostaje zakończona, zanim weźmiemy się za kolejną książkę, często do głosu dochodzi nasza druga natura - odzywa się w nas potrzeba rozmowy o tym, co nas fascynuje. 

Czasem wystarcza nam tylko polecenie dobrej książki naszym znajomym, spisanie naszych wrażeń na blogu, krótka rozmowa z przyjaciółką. Co jednak można zrobić, gdy książka wywołuje w nas takie emocje, że trudno nam się powstrzymać przed opowiadaniem o niej wszystkim wokół? Kiedy blog nie wystarcza do uzewnętrzniania swoich emocji, kiedy komentarze to stanowczo za mało, by o książce dyskutować, kiedy brakuje nam czegoś więcej - ożywionej rozmowy, dzielenia się przemyśleniami,  omawiania książki w szczegółach, dialogu z innymi współuczestnikami czytelniczego doświadczenia?

Dla tych, którzy o książkach lubią po prostu rozmawiać, powstały Dyskusyjne Kluby Książki, kluby czytelnicze, w których zagorzali czytelnicy mają szansę, by raz w miesiącu spotkać się (chociażby wirtualnie) z podobnie myślącymi ludźmi i wspólnie omawiać przeczytane lektury. Kluby te są naszą szansą na poznawanie nowych tytułów, autorów, po których sami nie sięgnęlibyśmy za nic w świecie, szansą na rozszerzanie swoich czytelniczych horyzontów. Dla innych czytelników podobnym (choć być może niepełnym) doświadczeniem będą blogowe wyzwania czytelnicze, które pozwalają nam usystematyzować czytanie, poznawać nowe czytelnicze ścieżki.

Cóż jednak ma zrobić czytelnik, który jak ja odczuwa zdecydowany sprzeciw, gdy lektura zostaje mu narzucona? Jak może się wtedy dzielić z innymi książkożercami swoimi doświadczeniami po przeczytaniu wybitnie fascynującej powieści, w jaki sposób rozmawiać o dobrych książkach? Co zrobić, gdy nikt naszej książki nie czytał? W jaki sposób intymne, samodzielne czytanie może stać się ponownie doświadczeniem wspólnym, czynnością towarzyską? Czy w ogóle jest to możliwe?

Chciałabym was zaprosić do wspólnej rozmowy o książkach. Jakie są wasze sposoby na dzielenie się z innymi swoją pasją? Z kim najchętniej o książkach rozmawiacie? O czym najchętniej byście porozmawiali? Jeśli brakuje wam dyskusji o przeczytanych tytułach, jeśli macie własne przemyślenia na temat czytania i dyskutowania - podzielcie się nimi w komentarzach. Będzie mi bardzo miło, jeśli zechcecie przyłączyć się do tej rozmowy. Być może zaprosicie do niej też swoich znajomych, którzy nie mają blogów, lub ich nie czytają?Serdecznie zapraszam. 

piątek, 29 marca 2013

10 powodów, dla których książkochłon to zmora najbliższego otoczenia...

  1. Kiedy nie wie, jaką książkę czytać, zadręcza otoczenie, oczekując podjęcia decyzji i wściekając się, jeśli decyzja nie jest po jego myśli.
  2. Jakakolwiek dostępna kiedyś w domu powierzchnia pozioma jest teraz pokryta książkami, których i tak wciąż przybywa. Nawet na dwuosobowej sofie książkochłon chętniej obok siebie widzi książki, niż Ulubionego Anglika...
  3. Wiecznie wszystkim usiłuje wcisnąć książki, nachalnie dopytując się otoczenie, co chcą pożyczyć. Jedna książka mniej na półce to przecież miejsce na kolejną, prawda?
  4. Ciąga po księgarniach. I bibliotekach. I spędza tam radośnie długie godziny. Otoczenie książkochłona jest nieustannie zmuszane do wizyt w najbliższych i najdalszych przybytkach kultury piśmienniczej, także wystawach na tematy książkowe. Bo przecież wpatrywanie się w pierwsze edycje ukochanych książek fascynuje każdego!
  5. Marudzi, że Ulubiony Anglik nie czyta tyle co książkochłon, albo, że czyta nie to, co trzeba. Bo przecież jak można woleć „Paranormality” (demaskacja popularnych paranormalnych mitów) niż wspomnienia uroczego szkolnego inspektora, co?
  6. Zadaje kłopotliwe pytania o książki, ich autorów, nominacje i kolor okładek i denerwuje się, kiedy nie otrzyma na nie odpowiedzi.
  7. Domaga się, żeby Ulubiony Anglik przyniósł mu książkę, którą teraz czyta. Nie potrafi powiedzieć, gdzie się książka znajduje, zamiast tego beztrosko macha ręką w kierunku sypialni. Po czym domaga się, żeby mu przynieść wszystkie piętnaście książek, które zalegają na szafce przy łóżku.
  8. Zawsze ma przy sobie książkę. Na kindla i często też papierową. Te książki nigdy nie mieszczą się książkochłonowi w torebce, a przecież ktoś musi je nosić. Przy pakowaniu walizki usiłuje wcisnąć kolejne opasłe tomiszcze mimo braku miejsca i beztrosko namawia otoczenie do kupowania kolejnych pozycji. Które przecież się jakoś zmieszczą, prawda?
  9. Nieustannie porównuje Ulubionego Anglika do literackich bohaterów przeczytanych książek.
  10. Dzięki internetowi okazuje się, że książkochłon ma podobnych znajomych... 

    Hmmm. Na razie to wszystko, chyba, że macie coś do dodania..? 

wtorek, 1 stycznia 2013

Subiektywna Lista Książek Do Przeczytania na Rok 2013

Zwykle nie robię postanowień noworocznych, bo i tak ich nie dotrzymuję. Nie dla mnie postanowienia niekupowania książek (chociaż ograniczenie spontanicznych zakupów mogłoby być dobrym pomysłem), czytania książek wartościowych (li i jedynie), czy zakaz spożywania czekolady. Ale tym razem wydaje mi się, że znalazłam odpowiednie wyzwanie, które być może pomoże mi w rozprawieniu się z odwiecznym problemem jakim są stosy nieprzeczytanych książek zalegających wszelakiego rodzaju powierzchnie płaskie i nieco wygięte w naszym domu. Nie wiem jak wy, ale mnie często zdarza się zaopatrzyć w książkę pod wpływem impulsu – kiedy ją zobaczę, po prostu wiem, że muszę ją przeczytać! Są też książki znane, zdobywające nagrody, czy też rekomendowane przez znajomych, które zawsze obiecywałam sobie przeczytać, a nigdy nie miałam ku temu okazji. Oto przyszedł czas na to, by te książki wyciągnąć z lamusa, odkurzyć i wreszcie przeczytać!

Przedstawiam wam dwadzieścia książek, które zawsze obiecywałam sobie poznać, a które już od długiego czasu tkwią na moich półkach zbierając kurz i z niemym wyrzutem szeleszcząc w moim kierunku kartkami... Oto dwadzieścia wybranych tytułów, które mam zamiar wreszcie przeczytać w 2013 roku i (mam nadzieję) zrecenzować na blogu.

Oto moja Subiektywna Lista Książek Do Przeczytania na Rok 2013 (kolejność zupełnie przypadkowa):
  1. A. S. Byatt, „Obsession” („Opętanie”)
  2. Joanna Bator, „Piaskowa góra”
  3. Dodie Smith „I Capture the Castle”
  4. Rabih Alameddine, „Hakawati”
  5. Markus Zusak, „Book Thief” („Złodziejka książek”)
  6. Claire Tomalin, „Jane Austen: A Life” - przeczytane
  7. Claire Tomalin, „Charles Dickens: A Life”
  8. Lew Tołstoj, „Anna Karenina”
  9. Ann-Marie MacDonald, „Fall on Your Knees” („Zapach cedru”)
  10. Susan Fletcher, „Oystercatchers” („Ostrygojady”)
  11. Anna Przedpełska-Trzeciakowska, „Na plebanii w Haworth”
  12. Ken Follett, „The Pillars of the Earth” („Filary ziemi”)
  13. Sarah Waters, „The Night Watch” („Pod osłoną nocy”)
  14. Peter Hoeg, „Miss Smilla's Feeling for Snow” („Smilla w labiryntach śniegu”)
  15. Lionel Shriver, „We Need to Talk About Kevin” („Musimy porozmawiać o Kevinie”)
Przyznaję od razu, że pomysł zapożyczyłam od Agi z Czytam, bo lubię – uważam, że wart jest dalszego rozpropagowania. Co sądzicie o tej liście? Może coś z niej już czytaliście? A jak to wygląda u was? Podzielcie się tytułami książek, które zawsze chcieliście przeczytać, ale nigdy nie mieliście na to czasu!

Pozdrawiam wszystkich w nowym roku!

poniedziałek, 31 grudnia 2012

Książka roku 2012

Witam was w ostatni dzień 2012 roku. Roku, który czytelniczo był bardzo ciekawy, dość zróżnicowany, w dodatku nieco lepszy od poprzedniego pod względem ilości przeczytanych książek. Roku, który niespodziewanie okazał się rokiem polskiej książki – przeczytałam bowiem więcej niż kiedykolwiek książek napisanych przez polskich autorów i autorki.

Poniżej prezentuję moją dziesiątkę książek, które w tym roku zasłużyły według mnie na wyróżnienie (kolejność alfabetyczna):
  1. Ben Aaronowitch, „Rivers of London”
  2. Elżbieta Cherezińska, „Korona śniegu i krwi”
  3. Janina Fedorowicz, Joanna Konopińska, „Marianna i róże”
  4. Rosamund Lupton, „Sister”
  5. Kazimierz Orłoś, „Dom pod Lutnią”
  6. Jennifer Worth, „Call The Midwife”
Natomiast książką roku jednogłośnie zostaje ((taaaadaaaaam!):
„Korona śniegu i krwi” Elżbiety Cherezińskiej
Mam nadzieję, że i wasz czytelniczy rok był równie udany i że podzielicie się swoimi książkami roku. Życzę wam wszystkim udanego sylwestrowego wieczoru i do zobaczenia w roku 2013!

O tym już jutro...czas na Noworoczne Wyzwanie!

niedziela, 19 sierpnia 2012

aMAZEme, czyli labirynt słów


Upał dziś w Londynie niesamowity, dlatego zdecydowaliśmy się zacząć dzień wcześnie, kiedy jeszcze słońcu nie chciało się grzać porządnie, wiaterek powiewał świeży, a nad Tamizą ludzie siedzieli leniwie na ławkach, lub raczyli się poranną kawą. Pojechaliśmy rano na Southbank, by zobaczyć labirynt książek, czyli niesamowitą instalację aMAZEme, która powstała jako część letniego Festival of the World, świętującego sztukę z różnych zakątków świata. Jej autorami są brazylijscy artyści Marcos Saboya i Gualter Pupo, Labirynt zbudowany został 250 tysięcy książek, z których 100 tysięcy podarowanych artystom przez wydawców, a 150 tysięcy przez organizację charytatywną Oxfam, i które po zamknięciu wystawy zostaną Oxfamowi zwrócone. Labirynt, jak się doczytałam, został zainspirowany twórczością Borgesa i został zbudowany w kształcie jego odcisku palca. Instalację można oglądać do 26 sierpnia, a w internecie znalazłam też film, pokazujący jej powstanie. 
Zjawiliśmy się w Southbank Centre jako pierwsi dzięki czemu mogliśmy (no dobrze mogłam!) zanurzyć się w labiryncie, jakby to była moja osobista wystawa....


A w drodze do domu tradycyjnie odwiedziliśmy klika antykwariatów i księgarni, w których oprócz prezentów dla kilku znajomych osób zakupiłam też cztery książki:
Historia o bibliotekarce i ucieczce w książki, współczesna powieść o uczuciach i małżeństwie w XXI wieku, książka o niesamowitych kobietach ubiegłego stulecia i historia o miłości i wojnie. Do czytania w upalne dni. 

A jak wam upływa weekend?


sobota, 30 czerwca 2012

Czy książki przewodza prąd elektryczny? ("Weird Things Customers Say in Bookshops" - Jen Campbell)

Kupujący: Czy jest „Rok 1986”?
Sprzedawca: „Rok 1986”?
Kupujący: No, Orwell.
Sprzedawca: Ach, „Rok 1984”.
Kupujący: Nie, jestem pewny, że to jest „Rok 1986”; zapamiętałem tytuł, bo to rok mojego urodzenia.
Sprzedawca: ...
Podobne dialogi można poczytać sobie w przezabawnej książce Jen Campbell „Weird Things Customers Say In Bookshops”, mojej nowej ulubionej książce o książkach. To lektura obowiązkowa dla tych, którzy pracują (lub kiedyś pracowali) w księgarni albo w bibliotece. Wszystko zaczęło się, gdy autorka, pracująca na pół etatu w antykwariacie, zamieściła na swoim blogu notatkę pod takim właśnie tytułem, a w niej najzabawniejsze/najdziwniejsze pytania jakie zadają księgarzom kupujący... Odzew był niesamowity, z jednej notatki powstał stały cykl, a po jakimś czasie książka. Autorka planuje ciąg dalszy, więc już ostrzę sobie zęby na kolejną odsłonę niesamowitych pytań i rozmów...
Weird Things...” to urocza książeczka, którą można połknąć w jeden wieczór, albo powoli dawkować sobie przyjemność jej czytania. Autorka podzieliła ją na trzy części – pierwsze dwie to opowieści zebrane w księgarni w Edynburgu i w Ripping Yarns, antykwariacie, w którym Jen Campbell pracuje. Trzeci rozdział powstał przy udziale czytelników bloga, którzy nadesłali swoje dziwne dialogi. Całość przyozdabiają świetne, dowcipne ilustracje autorstwa Grega McLeod. Książeczka jest niewielka objętościowo, ale skrywa w sobie treści
  • pobudzające do śmiechu - „Czy macie może tę książkę dla dzieci, o której tyle słyszałem? Podobno bardzo dobra. Nazywa się Lionel Ritchie and the Wardrobe” (chodzi oczywiście o „Lew, czarownica i stara szafa”, w oryginale „The Lion, the Witch and the Wardrobe”...
  • niepokojące - „Chciałbym kupić najcięższą książkę, jaką macie”
  • filozoficzne - „Gdybym miał tu spotkać miłość mojego życia, to w którym dziale bym ją znalazł?”
  • doprowadzające do rozpaczy - „Czy macie tu kamery? Tak? Och. (Kupujący wyciąga zza pazuchy schowaną tam książkę i kładzie ją na ladzie)”...
A także zwykłe pytania, które może usłyszeć księgarz, na przykład: Czy sprzedajecie mleko? Czy książki przewodzą prąd elektryczny? Czy Anne Frank napisała jeszcze jakieś inne książki?
Weird Things Customers Say In Bookshops” polecam absolutnie wszystkim, a szczególnie tym z was, którzy zastanawiają się, czy tylko im trafiają się TACY klienci...
PS. Zapraszam się do podzielenia się własnymi cytatami i dialogami! Nie tylko z księgarń i bibliotek..
PS2. Blog autorki można poczytać sobie tutaj.

poniedziałek, 5 marca 2012

O niebezpieczeństwach czytania książek (część 1)

Nie od dziś wiadomo, że książki to samo zło...
Po pierwsze psują nam zdrowie – zmuszają do gapienia się w małe czarne robaczki, psując nam wzrok, przez nie siedzimy do późnej nocy, zamiast oddawać się zdrowotnemu odpoczynkowi. Do tego dochodzą potencjalne obrażenia cielesne – kto z nas, będąc zaczytanym doszczętnie, nie wszedł kiedyś na słup na ulicy, nie obtłukł sobie biodra, kiedy autobus zahamował, a my akurat przewracaliśmy stronę w książce, przytrzymując się rury jednym palcem? A oparzenia wywołane zagapieniem się? Ile to razy zaczytani doszczętnie, garnek gotującej się zupy usiłowaliśmy chwycić gołą ręką?
Po drugie, książki psują nam relacje międzyludzkie – zamiast spotykać się towarzysko, wolimy przecież poczytać. Pół biedy, jeśli mamy w rodzinie osoby tolerancyjne, lub podobne do nas, wtedy po prostu wszelki kontakt ogranicza się po prostu do przyjaznego pomrukiwania z dwóch foteli, jeśli jednak rodzina nie rozumie i nie popiera naszego nałogu, sytuacja staje się coraz trudniejsza, dochodzi do napięć, kiedy to próbujemy czytać książki w ukryciu i zostajemy posądzeni o brak podstawowych zasad kultury, dochodzi do kłótni i wręcz rękoczynów, kiedy w obronie ukochanego egzemplarza powieści rzucamy się z pazurami na naszych najdroższych... Co więcej, niektórzy zupełnie nie potrafią zrozumieć naszej niechęci do jakichkolwiek prac domowych, które mogą nas oderwać do lektury. Od czasu do czasu tolerujemy tylko odkurzanie, bo odkurzacz można zwykle obsługiwać jedną ręką.
Po trzecie, książki są też szkodliwe dla naszych finansów. Nie tylko szefostwo zwykle nie toleruje naszych wymówek, których używamy, by usprawiedliwić czytanie pod stołem (pół biedy, kiedy to jakaś książka zawodowa, ale czytanie fantastyki naprawdę trudno jest wyjaśnić...), ale zupełnie nie rozumie, jakim cudem mogliśmy przegapić przystanek autobusowy, bo po prostu tak się zaczytaliśmy, że świat zewnętrzny przestał dla nas istnieć, przez co spóźniliśmy się do pracy. Dodatkowo usprawiedliwienie naszej nieobecności w pracy brakiem snu, spowodowanym lekturą wyjątkowo wciągającej pozycji, przyjmują bardzo niechętnie, lub wręcz z obrzydzeniem.
Po czwarte, kiedy już uda nam się wytrwać w pracy wystarczająco długo, by zarobić jakieś pieniądze, natychmiast po wypłacie beztrosko i z błyskiem obłędu w oku wydajemy wszystko na ukochane książki.
I cóż otrzymujemy od książek w zamian?!
Ktoś powie, że czytanie nie tylko nas rozwija i uwrażliwia, ale zapewnia nam też rozrywkę. A jednak! Książki potrafią zapełnić nam głowy stosem nikomu do życia niepotrzebnych wiadomości, nie pozostawiając miejsca na informacje pożyteczne, czy wręcz wymagane! W dodatku książki potrafią szkodliwie oddziaływać na naszą psychikę, sprawiając, że stajemy się nadwrażliwi, wzruszając nas do łez i powodując, że nie tylko od czasu do czasu wybuchamy płaczem, kiedy przypomnimy sobie co bardziej wzruszające fragmenty ostatniej lektury, denerwując innych uporczywym siąkaniem nosem i prośbami o czyste chusteczki do nosa, ale wzbudzamy ogólna sensację, wchodząc do szaf znajomych i wybuchając płaczem, kiedy okazuje się, że nie ma w nich nic więcej, niż ubrania... Jeśli natomiast chodzi o rozrywkę, to wszyscy wiedzą, że czytanie jest zajęciem samolubnym, mało użytecznym społecznie i bez większej wartości poznawczej. W dodatku wcale nas nie relaksuje, ani nie dostarcza nam radości – czytając książki nie tylko niejednokrotnie zalewamy się łzami, ale i co więcej podnosimy sobie ciśnienie, denerwując się przy czytaniu co lepszych thrillerów. A kiedy nieludzko przestraszeni próbujemy zasnąć po przeczytaniu jakiegoś horroru, książki nie tylko nas nie usypiają, ale wręcz nie dają nam zasnąć!
Tak więc, jeśli książki to samo zło, co sprawia, że są tak ważne w naszym życiu? Kiedy czytanie staje się nałogiem? „Nigdy!” - zakrzyknie gromko książkochłon i popędzi do swoich półek, by z czułością gładzić okładki książek, głosem Golluma szepcząc „my preciousssss!”. A książkowe zbieractwo? Kiedy przekracza ono ramy nieszkodliwego hobby i przeradza się w coś, co można właściwie nazwać obsesją? Ale o tym chyba już w następnym odcinku...

sobota, 25 lutego 2012

Sezam, czyli polskie książki w Londynie

Jednym z największych problemów książkochłona mieszkającego za granicami kraju jest brak łatwego dostępu do książek po polsku. Tak, mogę czytać po angielsku, nawet bardzo lubię, bo książek mam do wyboru straszliwe ilości, mam dostęp do wielu nowości i nie muszę czekać na przekład. Był też czas, kiedy czytałam niemal wyłącznie po angielsku, sporadycznie sięgając po książki polskich autorów, głównie w czasie wakacji spędzanych w kraju. W dodatku polska literatura mnie specjalnie nie ciągnęła, nie znałam też żadnych nowych pisarzy ani pisarek, a ci poznani na studiach wcale mi się nie podobali. I żyłam sobie szczęśliwie w tym błogim stanie nieświadomości, dopóki nie zaczęłam czytać polskich blogów o książkach... I wtedy się zaczęło. Zapragnęłam wtedy poczytać wreszcie po polsku, a własnych książek było mi jakoś za mało... Poszukiwania zaczęłam od własnej biblioteki, która ma mały zbiór książek po polsku, zbiór wciąż się zresztą rozrastający, także dzięki wybieranym przeze mnie tytułom. Zaczęłam też zamawiać książki i przywozić je do Londynu z wakacji. Niestety, zbiory biblioteczne okazały się znikome wobec moich rosnących wciąż potrzeb i książkożerczych zapędów. Do tego doszedł jeszcze jeden problem -otóż zaczęło mnie ciągnąć do STAROCI. Do książek czytanych dawno, do autorów zapomnianych, do ukochanych książek dzieciństwa. Nie wyobrażacie sobie, jaki to ból, kiedy nagle, wieczorem zachce wam się poczytać jakąś książkę... Książkę, którą znajdziecie na własnej bibliotecznej półce... ale w innym kraju. Rozpacz i ogólna histeria. Najlepiej byłoby wrócić do kraju, w ten sposób rozwiązując problem braku dostępu do poszukiwanych lektur, ale tego Ulubionemu Anglikowi nie mogłabym zrobić...
Miarka się przebrała, kiedy na blogach Czytanki Anki i Lirael pojawiły się interesujące książki, wydane w Polsce wiele lat temu, dla mnie właściwie nie do zdobycia. Lirael ogłosiła marzec miesiącem Marii Kuncewiczowej, a Ania z Czytanek Anki na marcową lekturę klubu czytelniczego wybrała „Świniobicie” Magdy Szabo. Wpadłam w szaleńczy i maniacki obłęd, poszukując książek na prawo i lewo w internecie, na aukcjach internetowych, w bibliotekach i u niektórych znajomych. I wreszcie mnie olśniło, gdzie mogę znaleźć książki, do których mnie obecnie ciągnie! 

Oto w środę wybraliśmy się z Ulubionym Anglikiem do Biblioteki Polskiej w Londynie. Tam Ulubiony Anglik z filozoficznym spokojem usiadł w czytelni i zaczął czytać przyniesioną z domu książkę („Just My Type”), a ja z maniackim błyskiem w oku i uśmiechem na twarzy rzuciłam się na biblioteczne półki, które jak się okazało, zawierały wiele ciekawych skarbów...
Biblioteka mieści się w POSK-u, Polskim Ośrodku Społeczno-Kulturalnym, w londyńskiej dzielnicy Hammersmith. Została założona w 1942 roku, a w swoich zbiorach zawiera nie tylko publikacje dotyczące życia emigracyjnego, materiały drugiego obiegu, ale także nowości wydawnicze i – tak jest, właśnie te starocie, zapomniane perełki, poszukiwane przeze mnie książki!!! Znalazłam powieści Szabo, Muszyńskiej-Hoffmanowej, Kraszewskiego (może też dostanę bzika na punkcie JIK-a?), a także innych klasyków... Z prawdziwą przyjemnością buszowałam między półkami, pomrukując z zachwytu. Od razu wypożyczyłam sześć książek i zamierzam wrócić po więcej. Dzięki wizycie w Bibliotece Polskiej w Londynie wezmę udział w Marcu z Marią – wypożyczyłam bowiem dwie książki Marii Kuncewiczowej („Cudzoziemkę” i Tristana 1946”). Dodatkowo przyniosłam do domu „A lasy wiecznie śpiewają” (do powtórki), „Strasznego dziadunia” Rodziewiczówny (jak wyżej), „Oliwera Twista” Dickensa (z nadzieją, że po polsku mi lepiej „wejdzie” - a zamierzam go przeczytać ze względu na dwusetną rocznicę urodzin autora, hucznie tu obchodzoną), a także „Trzy połówki jabłka” Antoniny Kozłowskiej. Jednym słowem – cud, miód i orzeszki.
Dla zainteresowanych – oto link do strony Biblioteki Polskiej w Londynie, gdzie znajdziecie wszystkie potrzebne informacje – adres, godziny otwarcia, informacje o zbiorach etc. Z tej strony pochodzi tez powyższe zdjęcie.
A dla książkożerców, którzy nie mieszkają w Londynie, mam też małą poradę – wybierzcie się w odwiedziny do najbliższej biblioteki. Często odwiedzający biblioteki w Wielkiej Brytanii Polacy nie zdają sobie sprawy z tego, że można tam też znaleźć polskie książki.
A wszystkich zapraszam do udziału w dyskusjach na blogu Ani i do spędzenia Marca z Marią.
Pozdrawiam wszystkich prawie już wiosennie!

poniedziałek, 25 lipca 2011

Hardback, paperback, flipback...

Słyszeliście o najnowszym wynalazku na rynku księgarskim? Od 2009 roku są popularne w Holandii, a w tym roku zawitały i do Wielkiej Brytanii.

Flipback - nowy format książki, o którym pisał kilka miesięcy temu angielski Guardian. Mała książka, która mieści się w dłoni, a strony przerzuca się w niej nie z prawej do lewej, a do góry. Poza tym flipback wygląda jak zwykła książka, wydrukowana na cieniutkim papierze, dość małym drukiem. Dzięki temu można w jednej niewielkiej objętościowo masie pomieścić całkiem sporą powieść. Cóż, nie jest to Kindle, nie mieści na dysku kilku tysięcy bestsellerów, ale jest to ciekawy sposób na odchudzenie wakacyjnych walizek książkochłonów. Póki co wydawnictwo Hodder&Stoughton wydało dwanaście tytułów popularnych książek. Widziałam je dziś w księgarni Waterstones i myślę, że książki są po prostu śliczne. Jedyne co mnie powstrzymało przed zakupieniem jednej na próbę to cena: £9.99. Sporo.... Myślę jednak, że kiedyś się skuszę na zakup flipbacka. Być może jest to rozwiązanie moich odwiecznych problemów związanych z brakiem miejsca na nałogowo skupowane książki... Tu można o nich więcej przeczytać.

A skoro już o nałogowym skupowaniu książek mowa, to zobaczcie, co mi się ostatnio zrobiło:

Na dowody rzeczowe można kliknąć, to się powiększą. Muszę się usprawiedliwić, że za zakup większości tych książek jest odpowiedzialna Padma. To z nią utkwiłam dwa razy w księgarniach, w maniackim szczęściu przeszukując półki, półeczki, stosy i stosiki w kilku księgarniach z używanymi książkami... Ba! Kilka z tych książek sama mi znalazła! (Dowody rzeczowe 1 i 2). To ona przywiozła mi z Polski trzy książki (dowód rzeczowy nr 3)... W drodze na spotkanie z nią zakupiłam kilka innych pozycji (dowód rzeczowy nr 4). A dziś... A dziś, sama się wypuściłam na zakupy, czego dowodem jest ostatni stos, za który winę ponoszę tylko ja sama... Natomiast pocieszam się tym, że książkę Catherine Ryan Hyde „The Hardest Part of Love” (nie pokazaną na stosach) wygrałam w konkursie na Facebooku...
Ech. Pocieszam się czytając książki... Oby do sierpnia! Szykuje mi się cały tydzień wolnego...
Stosy w szczególe składają się z:
Marcel Pagnol, „My Father's Glory” & „My Mother's Castle” („Chwała mojego ojca” i „Zamek mojej matki”) - prowansalskie wspomnienia Pagnola, znanego francuskiego autora, tłumaczone też na polski.
Julian Fellowes, „Snobs” - od kiedy obejrzałam „Downton Abbey”, chcę przeczytać też powieści Fellowesa. „Snobs” to satyra na angielską arystokrację, podobno świetna książka.
Joanna Trollope, „Britannia's Daughters. Women of the British Empire” - polecona przez Padmę książka o roli kobiet w tworzeniu Imperium Brytyjskiego.
Emily Giffin, „Something Borrowed” („Coś pożyczonego”) - typowy chicklit, odkryty w taniej książce, nie do dostania w bibliotekach. Już jedna książka tej pani mi się spodobała.
Herbjorg Wassmo, „Dina's Book” („Księga Diny”) - wynaleziona przez Padmę na półce, wyrwałam ją z okrzykiem radości. Na tę książkę polowałam od dawna, nie mogłam znaleźć ani angielskiego, ani polskiego wydania. A podobno jest to fenomenalna opowieść o losach kobiety w XIX wiecznej Norwegii.
Christina Schwarz, „Drowning Ruth”(„Tonąca Ruth”) - psychologiczny thriller, też z polecenia Padmy. Wisconsin w początku XX wieku, śmierć kobiety i rodzinne tajemnice. Za grosze. Nie oparłam się.
Christina Schwarz, „Drowning Ruth” („Tonąca Ruth”) - psychologiczny thriller, też z polecenia Padmy. Wisconsin w początku XX wieku, śmierć kobiety i rodzinne tajemnice. Za grosze. Nie oparłam się.
Anna Fryczkowska, „Kobieta bez twarzy” - Młoda Pisarka zachwalała ten kryminał tak skutecznie, że musiałam mieć!
Hakan Nesser, „Człowiek bez psa” - Hakan Nesser, szwedzki pisarz, jest autorem dwóch serii kryminałów – tę o komisarzu Van Veeterenie i o inspektorze Gunnarze Barbarottim. Van Veeterena mam, ale Barbarottiego na angielski jeszcze nie przetłumaczono. A tu Jane Doe o nim pisała i narobiła mi smaku...
Wiktor Hagen, „Długi Weekend” - pierwsza część przygód komisarza Nemhausera „Granatowa krew” zrobiła na mnie nadzwyczaj dobre wrażenie. Musiałam mieć i drugą, prawda?
Araminta Hall, „Everything and Nothing” - debiutancki thriller o tym, że czasem niebezpieczeństwo czyha na nas tam, gdzie się go nie spodziewamy i gdzie czujemy się najbezpieczniej – we własnym domu.
Marjolijn Februari, „The Book Club” - książka, która zaintrygowała mnie swoim tytułem daaawno temu. Czy mieszkańcy wioski, w której wychowała się Ruth Ackermann, autorka bestsellerowej książki, ukrywają jakiś sekret? Koleżanka Ruth ze szkolnej ławy usiłuje odkryć prawdę...
Aminatta Forna, „Memory of love” - nominowana do Orange Prize, zwyciężczyni nagrody Commonwealth, zachwalana przez Chihiro. Ech.
Mary Renault, „The Friendly Young Ladies” - wydana w 1943 roku powieść znanej autorki powieści historycznych o związku pomiędzy pisarką a pielęgniarką, być może zainspirowana związkiem samej autorki z panną Mullard. Prowokująca i dowcipna komedia społeczna. 
Jan Struther, „Mrs Miniver” - przed drugą wojną światową w The Times ukazywały się felietony „Mrs Miniver”, opowiadające o codziennym życiu rodziny angielskiej klasy średniej mieszkającej w Chelsea. Felietony te podtrzymywały na duchu naród w trudnych czasach po wybuchu drugiej wojny światowej. W 1939 roku opublikowano je jako książkę. 
Molly Keane, „Good Behaviour” - Molly Keane, „Good Behaviour” - nominowana do nagrody Bookera historia irlandzkiej arystokratycznej rodziny St Charles, w której najważniejsze są pozory i dobre wychowanie. 
Daisy Goodwin, „My Last Duchess” - bogata arystokracja XIX wiecznego Nowego Jorku w zderzeniu ze snobistyczną, arystokratyczną Wielką Brytanią.
Maj Sjowall & Per Wahloo, Roseanna” -  klasyka szwedzkiej powieści kryminalnej. Koniecznie.
G.W.Kent, „Devil-Devil” - kryminał osadzony w ciekawej i oryginalnej scenerii Wysp Salomona (Solomon Islands) – państwa wyspiarskiego w południowo-wschodniej Oceanii, na wschód od Nowej Gwinei, którego bohaterami są policjant Kella and siostra Conchita. Intrygujące, prawda?
Jutro spodziewajcie się wpisu o nominacjach do Bookera!

piątek, 1 kwietnia 2011

Współczesne polskie powieści historyczne...?

Po niedawnej lekturze "Cukierni pod Amorem" i po rozpoczęciu dziś książki Katarzyny Kwiatkowskiej "Zbrodnia w błękicie" naszła mnie myśl, że właściwie nie znam wielu polskich powieści historycznych napisanych współcześnie... Owszem, są przecież klasyki, ale mnie chodzi o coś napisanego bardziej na czasie... Taka polska Philippa Gregory czy polski Druon... Przecież na pewno takie książki istnieją, może to mnie dopadła jakaś postępująca skleroza?! Od razu też wspomnę, że najbardziej mi chodzi o czasy od XVI do XIX wieku...
Pamiętam z młodości cykl Karola Bunscha, którego przeczytałam ze dwa tomy, ale to trochę za bardzo średniowieczne.. Z podobnych względów odpada "Grodzisko nad Bobrem" Janiny Macierzewskiej i "Ofka z Kamiennej Góry" Kornelii Dobkiewiczowej (obie czytałam jako nastolatka i strasznie mi się podobały), to i przy okazji polecam. Z bardziej mnie interesujących epok pamiętam świetne książki Haliny Popławskiej, zwłaszcza moją ukochaną "Hiszpańską romancę". Współcześnie spodobał mi się "Kacper Ryx" Mariusza Wollnego...
Ale co dalej? Przecież są na pewno i inne świetne polskie książki historyczne, o których zapomniałam, których nie znam?
Błagam, poratujcie, przypomnijcie...! Niech się książkochłon ucieszy i niech zacznie szperać... A może i innym się przyda taka lista?
PS. Po tym, jak kilka nazwisk zdołałam sobie przypomnieć,  tak mnie naszła chęć na ponowne przeczytanie tych książek....!

niedziela, 27 marca 2011

Faceci czytający książki

Wiadomo, faceci czytający książki też istnieją. Rzadko jednak występują w przyrodzie. Tym, którym nie jest dane obserwować ich zwyczajów na żywo, pozostaje obserwacja wirtualna:
Więcej czytających panów na blogu Hot Guys Reading Books, właśnie odkrytym w sieci. Enjoy.

niedziela, 13 marca 2011

Wiosną o książkach - część 4 (co czytać powinniśmy)

New Novelists: 12 of the Best from The Culture Show” to ostatni z programów o książkach, które obejrzałam w zeszłą sobotę. Tym razem mieliśmy okazję zapoznać się z debiutującymi autorami, których książki warto przeczytać. Trudu wyboru dwunastu nazwisk z przysłanych 57 zgłoszeń podjął się pięcioosobowy panel pod przewodnictwem Johna Mullana, profesora literatury angielskiej, piszącego regularnie o książkach w Guardianie.
W programie mieliśmy okazję posłuchać co panel miał do powiedzenia o każdej z wybranych pozycji, przeprowadzono też krótkie rozmowy z wybraną dwunastką. Przedstawiono wypowiedzi pisarzy, którzy znaleźli się na poprzednich listach interesujących debiutantów, mówiono o sytuacji literary fiction na Wyspach... Od kiedy bowiem w 1983 ukazała się lista „The Best of Young British Novelists” stworzona przez magazyn literacki Granta, promująca nowe, oryginalne głosy w literaturze angielskiej, literary fiction zaczęła być coraz bardziej widoczna i ceniona wśród czytelników. Kolejne listy zostały stworzone w 1993 i 2003 roku, ale, tak jak i poprzednia, dotyczyły one jedynie młodych talentów. Natomiast na liście przygotowanej przez Culture Show (magazyn kulturalny BBC), znaleźli się pisarze w bardzo szerokim przedziale wiekowym.
Jak wiadomo, debiutujący pisarze nie mają łatwego życia – jeśli uda im się wydać pierwszą książkę, często jej rzeczywisty sukces zależy od pozytywnych recenzji, często również polecania książki przez czytelników metodą poczty pantoflowej. Bez tego „szumu” nowym autorom trudno jest się „przebić”, zainteresować swoją książką odbiorców. Mam nadzieję, że podobne listy będą powstawać częściej, żeby zainteresować czytelników tym, co się dzieje na rynku wydawniczym i pomóc w promocji nowych, wschodzących talentów.
Oto 12 nowych autorów, którzy zostali wybrani jako inspirujące, nowe i oryginalne głosy literatury:
Od lewej, stoją: David Abbott, Deborah Kay Davies, Eleanor Thom, Adam Haslett, Evie Wyld, Rebecca Hunt, Jim Powell. Od lewej, siedzą: Samantha Harvey, Stephen Kelman, Ned Beauman, Jenn Ashworth, Anna Richards.
Chyba jeszcze bardziej niż ich autorzy zainteresowały mnie powieści, które napisali. Kiedy oglądałam program, potakiwałam głową na widok każdej znanej mi (czasem tylko z okładki) książki. Zapisałam kilka tytułów do sprawdzenia, kilka mam zamiar przeczytać. A oto dwanaście tytułów, które zrobiły na oceniających największe wrażenie:
Upright Piano Player", David Abbott -uporządkowany świat emerytowanego biznesmena zaczyna sypać się, gdy pada on ofiarą aktu przemocy.
True Things About Me", Deborah Kay Davies -opowieść o kobiecie, która na przekór własnemu instynktowi związuje się z niewłaściwym mężczyzną.
The Tin-kin", Eleanor Thom -  opowiedziana wieloma głosami, oparta na rodzinnych wspomnieniach autorki historia tocząca się w środowisku szkockich Cyganów.
„Union Atlantic", Adam Haslett - powieść autorstwa mieszkającego w Stanach posiadacza brytyjskiego i amerykańskiego paszportu, będąca portretem społeczeństwa pierwszej połowy XXI wieku.
„After The Fire, A Still Small Voice", Evie Wyld - rozgrywająca się w Australii historia o konflikcie między ojcem i synem i o niszczycielskim doświadczeniu wojny.
„Mr Chartwell", Rebecca Hunt - bohaterami tej ciepłej i pełnej humoru historii są borykający się z depresją Winston Churchill, Esther i jej sublokator, Mr Chartwell - olbrzymi czarny labrador, będący fizyczną reprezentacją tej depresji...
„The Breaking Of Eggs" Jim Powell - powieść o zmianach i niespodziewanych wydarzeniach jakie w upadek komunizmu przynosi w życiu głównego bohatera, Polaka mieszkającego od lat w Paryżu.
„The Wilderness", Samantha Harvey - podróż w głąb umysłu głównego bohatera, Jacka, cierpiącego na chorobę Altzheimera, który stara się ocalić swoje wspomnienia i swoją tożsamość.
„Pigeon English", Stephen Kelman - historia opowiedziana oczami jedenastoletniego Harrisona, przybysza z Ghany, który próbuje rozwikłać zagadkę morderstwa na jego osiedlu.
Boxer, Beetle", Ned Beauman – powieść, która porusza się między współczesnością a Anglią w przededniu drugiej wojny światowej i opowiada historię pewnego morderstwa, w którą zamieszany jest chrząszcz, bokser i faszyści.
A Kind of Intimacy”, Jenn Ashworth – historia otyłej Annie, mającej obsesję na punkcie swojego sąsiada i poradników kobiety, która szuka miłości za wszelką cenę.
„Little Gods”, Anna Richards - bajka dla dorosłych, czarna komedia i historia miłosna w jednym. Opowieść o Jean, której niezwykły wzrost przysparza wiele kłopotów i niewielu przyjaciół.
Można się nie zgodzić z wyborem jury, bo przecież to co się nam podoba jest bardzo indywidualną sprawą, tak że na dobrą sprawę inne osoby mogłyby stworzyć zupełnie inną listę. Jednak jest to dwunastka ciekawa, różnorodna i ciekawa jestem powieści, jakie w przyszłości stworzą ci pisarze.

piątek, 4 marca 2011

Moja biblioteczka, czyli Chwalipięctwo...

Kiedy sześć lat temu przeprowadziłam się do Londynu, przyjechałam z jednym plecakiem i jedną duuużą torbą, w której znalazło się trochę książek. Rok temu kiedy przeprowadzaliśmy się z Ulubionym Anglikiem do obecnego lokum, pakowanie książek zajęło mi dwa dni. Około czterdzieści pudeł. W takim tempie za kilka lat nigdzie się nie będę mogła wyprowadzić.... Moim problemem od sześciu lat jest nie fakt posiadania wielu książek, ale to, że co najmniej drugie tyle czeka jeszcze w Polsce i od dawna się głowię, czy kiedykolwiek uda mi się chociaż część przywieźć tutaj. Strasznie brakuje mi czasem klasyki, która została w domu, wszystkich tych Sienkiewiczów, Mickiewiczów, Gałczyńskich, zbieranych latami książek Agathy Christie, książek dla dzieci, do których chętnie bym wróciła od czasu do czasu... Problem jak zwykle stanowi brak miejsca, bo na razie za nic w świecie mi się te wszystkie książki w domu nie zmieszczą, a także transport z Polski. Póki co, sprowadzam moje ulubione książki w małych dawkach. Zostawiam też trochę na wizyty w domu, bo przecież miło czasem poczytać starocie.

W naszym domu książki zajmują każdaąwolną powierzchnię. Nie ma ich tylko w łazience, głównie z uwagi na brak miejsca. Są za to w kuchni. Główne zbiory znajdują się w tak zwanej drugiej sypialni, zwanej czasem przeze mnie Moim Pokojem oraz w salonie na dole.
Powyżej - Mój Pokój! Poniżej - Salon, obok książek po lewej ładnie wkomponowane płyty CD.
W sypialni wylądował mały zbiorek pod telewizorkiem.
Tu także, na moim stoliku przy łóżku piętrzą się tak zwane Stosy Tymczasowe, złożone z książek pościąganych z półek, będących w trakcie czytania, lub znajdujących się na tak zwanych Listach Awaryjnych ("W razie gdyby mnie obecna książka znudziła," lub "Co będą czytać potem", albo "Dopiero co kupiłam, muszę nacieszyć oko").
Poniżęj przykładowy przyłóżkowy stosik mój i Ulubionego Anglika:
Podobne stosy zalegają na dole, w salonie.
Od jakiegoś czasu, w różnych częściach domu tworzą się też Spontaniczne Przestrzenie Książkowe. Tak było i z komodą, i ze stołem na komputer...
Poza tym znana jestem ze spontanicznego tworzenia miejsca na dalsze zbiory, który polega głównie na natrętnym dopytywaniu znajomych, czy nie chcieliby czegoś pożyczyć. Obecnie oczekuję na zwrot około dwudziestu książek...

Bolączką mojego życia jest fakt, że na zdecydowanej większości półek stoją po dwa rzędy książek, w związku z czym mogę miłośnie przypatrywać się tylko połowie mojego księgozbioru. Równie dlatego w moich książkach nie ma właściwie żadnego porządku (kiedyś miałam!) - dominuje reguła pakowności regału - to znaczy, tak powkładaj książki, żeby się jak najwięcej zmieściło. Jak można zgadnąć, moim marzeniem jest posiadanie duuużej biblioteki, w której wszystkie książki stałyby w pojedynczych rzędach... Ech...
Oto koniec wycieczki. A sama chciałabym zobaczyć biblioteczki Padmy, Pabla i Mary...

czwartek, 13 stycznia 2011

"Z najwyższej półki"

Już w najbliższą niedzielę, 16 stycznia, w Trójce pojawi się nowa audycja Michała Nogasia zatytułowana Z najwyższej półki, która będzie całkowicie poświęcona książkom. Godziny program nadawany raz w miesiącu po godzinie 19 będzie koncentrował się na rozmowach z autorami i krytykami literackimi, będzie też przeglądem nowości i zapowiedzi wydawniczych. Już teraz zacieram ręce i czekam na pierwszy odcinek.

Więcej informacji na stronie radiowej Trójki, gdzie można przeczytać też krótki wywiad z autorem programu, Michałem Nogasiem.

Co myślicie na ten temat?

piątek, 6 sierpnia 2010

A prosiłam, żeby za mnie trzymać kciuki?!

No cóż, starałam się bardzo, ale musiałam wejść do jeszcze jednej księgarni. I to właśnie tam wypatrzyłam na półce Talki w wielkim mieście Moniki Piątkowskiej i Leszka Talko – wybór felietonów z Gazety Wyborczej. Wydanie stare, z 2006 roku, jak ono się tam uchowało – nie wiem, ale sie cieszę, bo strasznie musiałam ją mieć. Nie ukrywam, że kupiłam tę książkę ze względu na pipsę i dropcik. Ten felieton wywołał we mnie dzikie wybuchy śmiechu, kiedy po raz pierwszy się na niego natknęłam w Wyborczej i strasznie go chciałam przeczytać jeszcze raz… Do tego książeczka jest mała, więc się łatwo zmieści… Na szczęście wyjeżdżam już jutro straszliwie wcześnie rano, więc na pewno niczego więcej nie kupię.
A Pipsę w ziołach polecam wszystkim!