Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzina. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą rodzina. Pokaż wszystkie posty

środa, 10 sierpnia 2016

Kartkowe wyzwania na sierpień.

Witajcie kochani.

Jeszcze chwila i dostanę "szmergla". Komp mi wariuje, system się zawiesza, a post do napisania przecież mam, żeby nie przedłużać zacznę od Uli i jej wyzwania na sierpień, czyli: banerek :

Ma być karteczka z guzikiem, to i jest skromniutka bez zbędnych dodatków, a jak wygląda zobaczcie


Choinka z zielonej kanwy, na niej przyszyte haftowane dzwoneczki z guziczkiem, a napis taki uniwersalny, bo czy zawsze musi być Wesołych Świąt?, chyba nie, więc ja tak zrobiłam.
Za ten minimalizm, to mi się od Ulci dostanie, ale co mi tam, jak taką miałam wizję.

Teraz Anulka co na urlop się już spakowała i czeka aż pokażę te moje karteluszki.
Aniu kochana, wszystkie moje kartki są haftowane, bo papierki mi nie służą, to wiesz. 
Najpierw banerek, bo później zapomnę:


Zaczynamy od świec, jako pierwsze miały być, więc "haftnęłam sobie kilka , a karteczki powstały dwie, każda z motywem wymaganym, oto one:


Trzeci hafcik został " na zaś", kiedyś w kartkę go wkomponuję, więc nie pokazuję.
Na Wielkanoc miał być żonkil, to zakwitł w skorupce od jajka, z którego wykluło się takie pisklątko, już nie haftowane.

Zamiennie z tą kartką miały być obrączki, ale ja nic nie zamieniam, po prostu jest temat, to go robię. Nadto miałam potrzebę wykonania kartki dla chrześniaka mojego męża, to i zrobiłam.

Tak by wyglądała mniej-więcej kartka, ale ja posunęłam się dalej i wmontowałam ją w rameczkę tak, że powstał obrazek; oto on:

Czyż nie lepiej wygląda w rameczce? Zdawałam sobie sprawę, że karteczka może wylądować w jakimś pudełku z innymi, a tu tyle haftowania, że szkoda by nie stało na widoku.
Aniu, wzorek do tej kartki wybrałyśmy taki sam, tylko ja swój zmodyfikowałam, dodając serduszka i zmieniłam kwiatki na niezapominajki,  własnego pomysłu, bo mi bardziej pasowały do całości i ciemnoniebieskiego obramowania haftu. Dlaczego akurat ten kolor, ano dlatego, że dostaliśmy zaproszenie na ślub w takim akurat kolorze, więc wybór był oczywisty. Ponieważ na ślub i wesele nie pojechaliśmy, prezent został dostarczony pocztą w takim wydaniu: a co pokażę Wam tak przy okazji już teraz, bo młodzi stwierdzili, że obrazki świetne, oto one:

Przy okazji robienia kartek ślubny prezent do sesji się załapał.
Ostatnim tematem u Anulki był listek. Tu najprościej byłoby wziąć papierki, ale już wspominałam, ja w hafcie się specjalizuję, więc z znanego Wam już wzoru z różami wyszyłam listki róży i kombinowane nierozwinięte kwiaty, czyli pąki / chyba dobrze je piszę/, i tadam jest karteczka z listkami.:

Napisu nie dodawałam, bo jeszcze nie wiadomo z jakiej okazji będzie wysłana.
Wszystkie hafciki były wykonane na mojej ulubionej kanwie 20ct, w jedną nitkę muliny Ariadna, w niektórych kolory dobierałam sama.
 Jeszcze kolaż i linkowanie do dziewczyn.

Mam nadzieję, że moje nieporadne karteczki, nie są takie najgorsze i nikt się nie obrazi, jak którąś z nich dostanie na święta, bo tym razem mam już ich spory zapas.

Aaaaaaaaaa, witam serdecznie nowe obserwatorki, na razie nie wymieniam z imienia, czy nicku, bo już się pogubiłam, ale przy okazji dopełnię tych formalności. Czujcie się u mnie, jak u siebie i rozgośćcie się na dłużej.

Na dzisiaj kończę, do następnego poczytania, oglądania, baj, baj.)

Ps. Po edycji: Żabki u dziewczyn uciekły do stawu, nie mogę dodać linka z postem.






sobota, 23 sierpnia 2014

Ciąg dalszy do poprzedniego posta.

Zapisałam się na Candy u Ewy.



  W przypływie nieuwagi opublikował mi się dziwny post, taki nijaki, ale już go poprawiam i tłumaczę, co się stało. Otóż mój laptop wymagał tzw. formatowania, jak już wrócił od speca, nie mogłam się połapać w niczym. Gdy już go trochę rozgryzłam, stwierdziłam że informatyka, jest nie dla takich laików, jak ja.
    Muszę przestawić się na nową wyszukiwarkę, a nie jest łatwo, przejść z Explorera, czy Chrome na Mozillę. Wszystko tu jest inne i bardziej skomplikowane, przynajmniej dla mnie. Zanim to opanuję, miną chyba lata świetne, ale mam nadzieję, że posty będą ukazywały się w miarę systematycznie i u Was w informacjach.
    Czytając posta u Ewy Jurewicz, pomyślałam, a co mi tam, spróbuję z tym Candy, zobaczę jak to z tym banerkiem mi pójdzie. I owszem, po kilku próbach, udało się, ale nie tak jak chciałam, stąd taki niewydarzony ten poprzedni post, teraz będę próbowała to jakoś poprawić, jeszcze nie wiem jak, ale metodą prób i błędów, może się uda.

      Teraz z nieco innej beczki. Sierpień u mnie obfituje w rocznice: 17.08; - pierwsza rocznica ślubu syna, wczoraj 22.08. szósta rocznica ślubu córki, a już 27.08  trzecie urodziny wnuka Natana.

     Przez te kilka dni mojej nieaktywności na blogu, " coś mnie nosiło ", nie mogłam się skupić na niczym, nawet na hafcie, który jak wiecie, jest dla mnie wszystkim. Kilka krzyżyków na moim widoczku, jednak przybyło i chociaż zarzekałam się nie pokazywać go póki nie skończę, to jednak pokażę, bo zostało naprawdę niewiele do końca, a aparat i tak miałam w rękach, bo mężulek zaliczył dzisiaj las.

  Oto widoczek :





A to grzybki :





  Jak widać wielkość grzyba, zdrowego z porównywalnym pudełkiem zapałek, jest imponująca.
Wiem, że co niektóre z Was są zawiedzione, iż same nie możecie doświadczyć takiego zbieractwa, bo po prostu u Was jest lub było, za sucho, ale jesień się zbliża, to i dla Was grzybki się pokażą. Tego Wam z całego serca życzę. Nie będę przedłużała tego mojego  "ble -ble " bo znowu coś wymodzę i stracę z Wami kontakt.
 Tak więc, bardzo proszę o wyrozumiałość, dla niedoświadczonej w informatyce babci.
   Do następnego spotkania, baj, baj.....









poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rocznicowo, hafciarsko, grzybowo.


      Zwykle zaczynam od pisania o grzybach. Dzisiaj jednak zostawię je na koniec.

      Wczoraj mój młodszy syn świętował bawełnianą / pierwszą / rocznicę ślubu, z dala od rodziny bo w Londynie , gdzie oboje z żoną pracują. Jak to u nich wyglądało, na razie nie wiem, ale przypomniało mi się, że jeszcze nie pokazywałam Wam prezentu, jaki młodzi dostali w dniu ślubu. Jak tylko w 2012 r. wzór ukazał się w Haftach Polskich, wiedziałam, że to będzie odpowiedni obraz dla nowożeńców. Dwa miesiące wytężonej pracy na mojej ulubionej kanwie 20 ct / 80 krzyżyków na 10 cm / i obrazek był gotowy. Czekał na oprawę prawie rok . Zdążyłam jednak z oprawą na ślub  i został poświęcony podczas mszy, z czego wszyscy byli bardzo zadowoleni. Nowożeńcy zabrali go ze sobą do Anglii i powiesili na honorowym miejscu w ich mieszkaniu. Na zdjęciu widoczny jest również poświęcony różaniec mojej synowej.
   
           

Oto oprawiony obraz
Matka Boska Częstochowska


Nadal ślęczę nad moim Ufo - kiem, ale już jest bliżej, niż dalej końca, jednak nie robię narazie zdjęć.
Będą po skończeniu obrazka, tak sobie obiecałam, więc i Wy musicie uzbroić się w cierpliwość.


Teraz obiecane grzyby, chociaż wiem jaka będzie reakcja z Waszej strony.
Wiadomo, mężulek skorzystał z urlopu by chociaż raz, na spokojnie zaliczyć leśne ostępy, mimo nie sprzyjającej pogody, nazbierał  trochę gołąbek i " szmaciaka ", które przeznaczył na mrożenie / oczywiście najpierw je podgotował /.



to po lewej stronie to  "szmaciak ".




                                                              a to druga część zbioru.




                                                tu już niemal w całości, trochę aparat uciął lewą stronę.

      Wiem, że nie wszędzie grzybki obrodziły, ale Bieszczady w tym roku, były bardzo hojne i nasza spiżarnia pęka w szwach od tych leśnych skarbów. 

        Sezon urlopowy nadal trwa, jedni już wrócili wypoczęci, inni dopiero się wybrali na odpoczynek. Ładowanie akumulatorów weny , trwa lub, już jest pełne, więc i ja muszę się bardziej zmobilizować, by posty zaczęły ukazywać się częściej. Tego Wam i sobie życzę na najbliższy czas. Do pisemnego usłyszenia już wkrótce.

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Brak weny do wszystkiego.

     

     Kilka dni jakże męczących, nie sprzyjało pisaniu.
   
   Mojemu Mężowi, mimo zmęczenia w pracy, nie przeszkadzało urządzić sobie,  w piątkowe popołudnie wyścigów z deszczem w  zbieraniu grzybów. Oto jego zbiór :




 i jeszcze inne ujęcie tego co nazbierał :



                                                      prawdziwki.


                                        
                                                a to nie pamiętam jak się nazywają, ale są jadalne.

       W niedzielę za to przygotował super obiadek i na deser jeszcze takie oto ciasto :


                  biszkopt własnoręcznie wykonany i upieczony z kremową masą, jeżynami i galaretką.



                                                       a to moja porcyjka. była bardzo smaczna.

           Tak jak pisałam weny do pisania brak, za to nadganiam mojego UFO - ka / widoczek z falami /

         A żeby nie było co tylko o mężu i jego poczynaniach leśno -  kuchennych, zamieszczam jeden  z pierwszych moich większych haftów. Oczywiście nie oprawiony  i na dodatek z widocznymi liniami po ołówku, który za Chiny Ludowe nie chce zejść. Próbowałam już chyba wszystkiego, łącznie z gotowaniem w wodzie z proszkiem i odplamiaczem, i niestety pewnie już nie zejdą te linie, więc....
     A może któraś z Was podpowie mi co z tym  " fantem " zrobić.



 W tym zdobycznym wzorze, po raz pierwszy zamieniałam kolorystykę muliny DMC na Ariadnę.

  Zanosiło się na dużą burzę, a popadało chwileczkę, duchota jest nie do wytrzymania, ale jutro też jest nowy dzień, i mam nadzieję, że będzie lepszy od tych, które minęły.
       
Tym z Was, które dopiero wybierają się na urlop, życzę miłego wypoczynku, bez burz, z dużą ilością słoneczka. Ładujcie swoje twórcze akumulatory, by mieć czym się pochwalić na blogu.
    
Do miłego poczytania. 

czwartek, 31 lipca 2014

Trzynasty post, dalej bezradna, ale cierpliwa......


Trzynasty, mam nadzieję , że nie pechowy.

   Wczoraj minął miesiąc, jak zawitałam wśród blogujących ludzi z pasją. Moją jest haft krzyżykowy, ale robię przymiarki do innych technik. Taką odskocznią mogła by stać się papierowa wiklina. Bardzo dużo reklam nam zostawiają w skrzynkach na listy, i aż grzech je wyrzucać. Pomyślałam sobie, że spróbuję. Jak na razie skręcam ruloniki, by mieć gotowe do ewentualnego wykorzystania. Jeszcze nie mam się czym pochwalić, więc tylko o tym wspominam.
 
    Dzisiaj dotarła przesyłka do  Ani J. za podanie mojego wieku w zgaduj - zgaduli , z okazji moich urodzin.Ponieważ , przed wysłaniem , nie zrobiłam zdjęć, a Anulka u siebie na blogu już wstawiła, myślę że nie pogniewa się na mnie, za to że udostępniam jej fotki, z jej podpisem. Aniu, proszę wybacz mi.



      Jak widać, na zielonej kanwie znalazły się : uniwersalne muliny - biała i czarna, troszkę piórek, gwiazdeczek, sznureczek i tępe igły do haftu, gotowy obrazeczek z chłopczykiem, który jakoś sobie zagospodaruje, oraz suszone grzybki - prawdziwki. Akcesoria hafciarskie były zapakowane w pudełeczko, które mam nadzieję, Ania też jakoś zagospodaruje, na zdjęciu go nie ma, ale widocznie się nie zmieściło w obiektywie aparatu.
    
 Podobnej zawartości paczuszkę wysłałam do Agnieszki Ka za jej pierwszy komentarz, jaki zamieściła na moim blogu, jednak nie mam jeszcze potwierdzenia o tym, czy przesyłka dotarła. Myślę, że pochwali się prezencikiem.

    Cóż byłby to za post, bez wzmianki o grzybach. Mój mężulo w godzinach popołudniowych, wczoraj nazbierał znowu cały kosz prawdziwków. Oto one :



    Jak widać, kosz jest sporych rozmiarów, i chwilę mu zeszło, zanim je oczyścił i przygotował do suszenia.
Pogoda mu się wczoraj udała, bo nie padało, więc zbierało się dobrze, chociaż kilka kilometrów po lesie, musiał zrobić. Tylko dla niego, to sama przyjemność.
   Dzisiaj z kolei, zajął się robieniem marmolad z jabłek, i śliwek, oraz następną porcją ogórków kiszonych. Zapasy na zimę, coraz większe.

    Nadal borykam się z ustawieniami  w moim blogu, stąd ta bezradność w tytule posta, ale cierpliwość, kiedyś zaowocuje sukcesem, i będę mogła powiedzieć :dałam radę.

    Ale, ale rozpisałam się o wszystkim, tylko nie o hafcie. Jednak będzie krótko, bo nie zdążyłam przygotować wielu zdjęć. 

    Pierwszy obrazek, to ten w moim awatarze na profilu. Z trzech symboli pojedynczych stworzyłam całość, chińskie znaki super zobrazowały treść , ale to każdy umie po polsku przeczytać. Jednak na dole dodałam jeszcze swoje motto, którym się kieruję na co dzień.



 Całość oprawiona w czarną ramkę ze złotą obwódką wewnątrz. Jako passe -partout , zastosowałam czarną szeroką wstążkę, by podkreślić głębię obrazka. Wisi sobie " to to " na ścianie, tak że, choćbym  nie chciała, czytam zawarte w nim przesłanie.   
   
  I tego się trzymajmy, w ten urlopowy, gorący, letni czas.

niedziela, 27 lipca 2014

Co może jeden klik i jak to się skończyło.........


       Tytuł napisałam rano, ale nie dane mi było napisać posta, z tej prostej przyczyny, że laptop jest jeden, a użytkowników dwóch. Mężuś wparował do pokoju ze słowami : Długo jeszcze babka będzie się p...bawić przy komputerze? i najzwyczajniej w świecie mi go zabrał. Zdążyłam tylko zamknąć posta, z zamiarem napisania go później , i tak zeszło do wieczora. Teraz nadrobię to, co nie udało się przez cały dzień.
    Skoro jednak mąż został wywołany do tablicy, to zacznę od niego i jego sławnych już grzybobrań.
    W piątek po pracy, mimo padającego deszczu, pojechał pozbierać, to co zostało, po innych, przedpołudniowych zbieraczach. Przywiózł mały kosz prawdziwków (niestety, nie zdążyłam zrobić zdjęć ). Stwierdził ponadto, że czas pomyśleć o kupieniu ogórków do kiszenia, więc sobota będzie bez lasu i jego skarbów. Idąc spać zakomunikował, że przecież w Dukli, jest targ, tam kupi ogórki, a wcześniej zaliczy pobliski las. Jak powiedział, tak też zrobił.Przywiózł tyle w kartonie :




   troszkę ich było, ale przecież ogórki 15 kg też kupił, tylko słoików ,okazało się , ma za mało. Znowu jazda do sklepu, po słoiki i zakrętki. Z obrobieniem grzybów do suszenia i na sałatkę / rydze / , oraz ogórków, zeszło mu do 17 tej. Kąpiel i wypad do znajomych ,by się zrelaksować po całym tygodniu, w nowym miejscu pracy.
 Tu jeszcze jedno zdjęcie : 3/4 tego kartonu to już ususzone grzybki, stoi na marynowanych  grzybkach w słoikach / na ich dwóch warstwach /




To by było na tyle o poczynaniach mężusia.

Teraz przechodzimy do wyjaśnienia tytułu posta, jeśli jesteście przygotowani na dłuższe czytanie.

Pisząc w czwartek posta, stwierdziłam, że mogę zrobić małą zgaduj -zgadulę, z okazji swoich urodzin.
Czasu było niewiele, ale zaryzykowałam i ogłosiłam zabawę. Chętnych nie było zbyt wielu, troszkę mnie to zasmuciło, co wyraziłam w odpowiedziach na komentarze, moim najwierniejszym obserwatorkom.
Aż tu, nagle pewna przemiła osóbka, niczym generał poleciła swoim Artystkom -kolorystkom ,nie rozkaz, a raczej prośbę, by zawitały na moim blogu. W międzyczasie jedna z moich stałych bywalczyń, widząc mój smutny ton postów, odważyła się napisać prawidłową odpowiedź, te magiczne dwie piąteczki. Tak więc, musiałam to potwierdzić i niespodzianka powędruje do niej . Jest to Ania Jacewicz z bloga "Moje życie pasją usłane ". Adresik już mam. Przesyłka dotrze w tym tygodniu. Gratuluję Aniu.

Ale, ale Kochani, to jeszcze nie koniec. Dopiero się zaczęło.
Przykładni "żołnierze" Pani Generał  Danusi Witkowskiej z bloga "Moje cuda, cudeńka", po przeczytaniu u niej nieplanowanego posta z jej apelem, tłumnie odwiedzali przez cały dzień, nawet jeszcze dzisiaj odbierałam życzenia, mój skromniutki, ubogi jeszcze i niedopracowany blog. Życzenia były super, każdy starał się jak mógł, tylko zabawy już nie było, bo się skończyła. Nie przeszkadzało to nikomu.
Wiem, była bardzo krótka, ale obiecuję , następna, jaką zorganizuję,  będzie bardziej wydłużona w czasie, tak ,by każdy kto zechce, miał szansę na uczestnictwo w niej. A co, to będzie , to już niedługo ogłoszę. 
Danutko 38, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję na swoim poletku blogowym, za tak miłą niespodziankę, która ten , dla mnie szczególny dzień , uczyniłaś dniem najszczęśliwszym w moim życiu. Chociaż, nie znając mnie, bo i skąd, tyle co po komentarzach , zostawionych u Ciebie / sama , to przyznałaś /, sprawiłaś, że na mojej twarzy zagościł uśmiech i łzy w oczach..
Tymże sposobem , moich obserwatorów na blogu zaczęło przybywać, "jak grzybów po deszczu",- pora akurat na nie stosowna.  Mam cichą nadzieję, że wszyscy rozgościcie się u mnie i zostaniecie na dłużej.
Nigdy , przenigdy, nie przyszłoby mi do głowy, że blogowanie, może tak człowieka uszczęśliwić, a co za tym idzie, nawet zmienić. Odzyskałam swoją dawną wiarę w siebie, nawet córka, pisząc mi na Skypie, stwierdziła, że odżyłam pisząc bloga. I tego się trzymajmy!!!!!!!!!!!!!!

Wytrzymałyście z czytaniem do końca, czy już Was zdążyła ta moja pisanina uśpić.

 Miał to być blog o haftowaniu, a nie jakieś psychologiczne wynurzenia sfrustrowanej, siedzeniem w domu, baby. Czyli , jeśli nie macie jeszcze dość, będzie o hafcie.
   
Jakiś czas temu , zaczęłam wyszywać "Gęślareczkę" zwaną przez niektóre osóbki Lawendową Panią. Otóż, wyobraźcie sobie, udało mi się ją skończyć na swoje urodziny. Wkleję teraz, kilka fotek :




skończona, przed praniem.



zbliżenie na prawy górny róg.



zbliżenie na prawy dół.

  

zbliżenie na postać góra.



                     jeszcze raz - skończone - lepsze ujęcie - przed praniem.


             po wypraniu - nie prasowane - tak wygląda. 
  

          Kochani moi, jeśli mieliście na tyle cierpliwości, by dotrwać do końca, to bardzo dziękuję za czas, jaki mi poświęciliście, i proszę o wybaczenie za moje nieudolne fotki. Z biegiem czasu , może uda , mi się coś nadrobić w tym temacie. A teraz już zmykam , bo i tak długo, musieliście czekać na tego posta. 

    Dobrej nocki wszystkim życzę.

czwartek, 24 lipca 2014

Niespodziankowo, przyjemnie i niestety deszcz......

   Nie zamierzałam dzisiaj pisać posta, ale.....

   Wspomniałam wczoraj o planach mojego grzybiarza.  Tak się złożyło, że pokrzyżował je, padający cały dzień deszcz. Jednak, nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Kierownik z pracy męża, zakończył ich dniówkę wcześniej, bo około 13 -tej, / nie da się pracować w strugach deszczu /. Tym sposobem, mężuś wrócił wcześniej, robiąc po drodze zakupy. Kupił zamówione przez wnusia Doriana, czarne jagody / u nas mówi się na nie: borówki / , i zaraz je przetworzył, czyli :do małych słoiczków, nieco cukru i  do pasteryzacji. Będą  miały wnuczęta używanie, jak dostaną paczkę. To zamiast zbierania grzybów.

   Mnie natomiast, znowu odwiedził pan listonosz z przesyłką - niespodzianką , tym razem od Wiesi z bloga Marzycielka.  Jakiś czas temu, Wiesia zadeklarowała uczczenie mnie czymś za to, że stałam się obserwatorką jej bloga. Słowa dotrzymała i dzisiaj był właśnie ten dzień. Żeby nie trzymać Was w "ciekawości"  najpierw wkleję fotkę, to pokażę co mi się dostało....



     Wiesiu, jesteś Wielka. Wspaniałe ptaszysko, cudowna bransoletka, słodkości. To ostatnie, oczywiście zaraz poszło w posiadanie "domowego łasucha" czyli  męża, z racji iż dzieci w tym domku nie ma. Ja zadowolona z reszty  prezentu jaki mi pozostał. Wielkie dzięki Wiesiu. Jest jeszcze jeden powód tej mojej radości.
    W dniu, w którym wszystkie Anny będą świętowały swoje Imieniny, ja będę obchodziła urodziny, a które, to zgadnijcie. Powiem tylko, że "ani pełne,ani okrągłe,takie pośrodku". Kto pierwszy zgadnie, ma u mnie nagrodę -niespodziankę. Mam nadzieję, że nie będzie dla Was trudna. Więc do dzieła : zgaduj -zgadula.


       Mały hafcik z lamusa domowego wydobyty.

Bardzo Wam dziękuję za wszystkie odwiedziny. Zapraszam do zgadywania.


     

sobota, 19 lipca 2014

Sezon w pełni, grzybków cd. i nieco o Lavender.

     Jest już dość późno, ale to mój czas na pisanie. Mąż już śpi, w TV  coś tam nadają, a ja próbuję ogarnąć to moje blogowanie.
    Zacznę od tego, że w środę zamieściłam post z następnego wypadu mężulka do lasu. Wszystko, ładnie opisałam, zamieściłam fotkę grzybków i tak modziłam po opublikowaniu, że wreszcie bezpowrotnie skasowałam.Dlatego, dzisiaj grzybków zdjęcia będą z trzech dni, środy, piątku i oczywiście z dzisiaj.
 
 środa, zbiór  wyłożony na stół kuchenny



piątek, w koszykach robione z góry przez męża stojącego na stole:



   jak widać na załączonym obrazku, uchwycił też moje opuchnięte nogi, a koszyków już mu zabrakło, więc wrócił z tym co uzbierał. Dobrą chwilę, kilka godzin zeszło, zanim je oczyścił, posortował, pokroił i część przeznaczył do suszenia, część do marynaty, inne na sałatki. Wieczorem zastanawiał się czy następnego dnia jechać, czy nie. 
     Jednak nie dało  mu zrezygnować z jazdy i dzisiaj skoro świt, godzina 4.30 już wybył do lasu.Jazda w jedną stronę to 30 km, tyle samo z powrotem. O 8 zadzwonił, że już wraca, bo ma już sporo, a i grzybów w lesie też jeszcze wiele zostało, tylko ma już dość, bo kiedy On to wszystko przerobi. 



Jak widać, tym razem koszy nie zabrakło, ale Małżonek poszedł po rozum do głowy i zrezygnował z dalszego zbierania. Wracając wstąpił do znajomych /rodzina, taka "piąta woda po kisielu"/ i kilka dorodnych prawdziwków dał Babci na sos grzybowy, za co dostał jajka od zielononóżek. Oczywiście znowu sita do suszenia, garnki na sałatki po cygańsku  i słoiki w ruch. Tak więc o grzybkach, na razie  będzie tyle, bo od poniedziałku, po tygodniowym urlopie wraca do pracy.

       W tym skasowanym poście była też moja Lawendowa gęślareczka, moje postępy w pracy nad nią.
Teraz ją zamieszczam, już w pionie, dla lepszej widoczności, bo wreszcie doszłam jak odwracać zdjęcia.


   Już coś niecoś wyraźniejsza, niż poprzednio, ale jeszcze sporo jej brakuje, zwłaszcza że część kolorów mimo przelicznika zamiany DMC na Ariadnę, dobieram sama. Zobaczymy co z tego wyjdzie.
     

 Dla pocieszenia oczu zamieszczam też  "szufladowca", Ostatnią wieczerzę  z Haftów Polskich, jej wymiary to: 30 cm na 58 cm oczywiście na kanwie 18, Ariadna 1 nitka.

   I jak Wam się podoba?

   Miłej niedzieli ze słońcem w rodzinnym gronie, lub na urlopie Wam życzę.
   
   Do następnego z Wami spotkania zapraszam.