Tytuł napisałam rano, ale nie dane mi było napisać posta, z tej prostej przyczyny, że laptop jest jeden, a użytkowników dwóch. Mężuś wparował do pokoju ze słowami : Długo jeszcze babka będzie się p...bawić przy komputerze? i najzwyczajniej w świecie mi go zabrał. Zdążyłam tylko zamknąć posta, z zamiarem napisania go później , i tak zeszło do wieczora. Teraz nadrobię to, co nie udało się przez cały dzień.
Skoro jednak mąż został wywołany do tablicy, to zacznę od niego i jego sławnych już grzybobrań.
W piątek po pracy, mimo padającego deszczu, pojechał pozbierać, to co zostało, po innych, przedpołudniowych zbieraczach. Przywiózł mały kosz prawdziwków (niestety, nie zdążyłam zrobić zdjęć ). Stwierdził ponadto, że czas pomyśleć o kupieniu ogórków do kiszenia, więc sobota będzie bez lasu i jego skarbów. Idąc spać zakomunikował, że przecież w Dukli, jest targ, tam kupi ogórki, a wcześniej zaliczy pobliski las. Jak powiedział, tak też zrobił.Przywiózł tyle w kartonie :
troszkę ich było, ale przecież ogórki 15 kg też kupił, tylko słoików ,okazało się , ma za mało. Znowu jazda do sklepu, po słoiki i zakrętki. Z obrobieniem grzybów do suszenia i na sałatkę / rydze / , oraz ogórków, zeszło mu do 17 tej. Kąpiel i wypad do znajomych ,by się zrelaksować po całym tygodniu, w nowym miejscu pracy.
Tu jeszcze jedno zdjęcie : 3/4 tego kartonu to już ususzone grzybki, stoi na marynowanych grzybkach w słoikach / na ich dwóch warstwach /
To by było na tyle o poczynaniach mężusia.
Teraz przechodzimy do wyjaśnienia tytułu posta, jeśli jesteście przygotowani na dłuższe czytanie.
Pisząc w czwartek posta, stwierdziłam, że mogę zrobić małą zgaduj -zgadulę, z okazji swoich urodzin.
Czasu było niewiele, ale zaryzykowałam i ogłosiłam zabawę. Chętnych nie było zbyt wielu, troszkę mnie to zasmuciło, co wyraziłam w odpowiedziach na komentarze, moim najwierniejszym obserwatorkom.
Aż tu, nagle pewna przemiła osóbka, niczym generał poleciła swoim Artystkom -kolorystkom ,nie rozkaz, a raczej prośbę, by zawitały na moim blogu. W międzyczasie jedna z moich stałych bywalczyń, widząc mój smutny ton postów, odważyła się napisać prawidłową odpowiedź, te magiczne dwie piąteczki. Tak więc, musiałam to potwierdzić i niespodzianka powędruje do niej . Jest to Ania Jacewicz z bloga "Moje życie pasją usłane ". Adresik już mam. Przesyłka dotrze w tym tygodniu. Gratuluję Aniu.
Ale, ale Kochani, to jeszcze nie koniec. Dopiero się zaczęło.
Przykładni "żołnierze" Pani Generał Danusi Witkowskiej z bloga "Moje cuda, cudeńka", po przeczytaniu u niej nieplanowanego posta z jej apelem, tłumnie odwiedzali przez cały dzień, nawet jeszcze dzisiaj odbierałam życzenia, mój skromniutki, ubogi jeszcze i niedopracowany blog. Życzenia były super, każdy starał się jak mógł, tylko zabawy już nie było, bo się skończyła. Nie przeszkadzało to nikomu.
Wiem, była bardzo krótka, ale obiecuję , następna, jaką zorganizuję, będzie bardziej wydłużona w czasie, tak ,by każdy kto zechce, miał szansę na uczestnictwo w niej. A co, to będzie , to już niedługo ogłoszę.
Danutko 38, jeszcze raz bardzo Ci dziękuję na swoim poletku blogowym, za tak miłą niespodziankę, która ten , dla mnie szczególny dzień , uczyniłaś dniem najszczęśliwszym w moim życiu. Chociaż, nie znając mnie, bo i skąd, tyle co po komentarzach , zostawionych u Ciebie / sama , to przyznałaś /, sprawiłaś, że na mojej twarzy zagościł uśmiech i łzy w oczach..
Tymże sposobem , moich obserwatorów na blogu zaczęło przybywać, "jak grzybów po deszczu",- pora akurat na nie stosowna. Mam cichą nadzieję, że wszyscy rozgościcie się u mnie i zostaniecie na dłużej.
Nigdy , przenigdy, nie przyszłoby mi do głowy, że blogowanie, może tak człowieka uszczęśliwić, a co za tym idzie, nawet zmienić. Odzyskałam swoją dawną wiarę w siebie, nawet córka, pisząc mi na Skypie, stwierdziła, że odżyłam pisząc bloga. I tego się trzymajmy!!!!!!!!!!!!!!
Wytrzymałyście z czytaniem do końca, czy już Was zdążyła ta moja pisanina uśpić.
Miał to być blog o haftowaniu, a nie jakieś psychologiczne wynurzenia sfrustrowanej, siedzeniem w domu, baby. Czyli , jeśli nie macie jeszcze dość, będzie o hafcie.
Jakiś czas temu , zaczęłam wyszywać "Gęślareczkę" zwaną przez niektóre osóbki Lawendową Panią. Otóż, wyobraźcie sobie, udało mi się ją skończyć na swoje urodziny. Wkleję teraz, kilka fotek :
skończona, przed praniem.
zbliżenie na prawy górny róg.
zbliżenie na prawy dół.
zbliżenie na postać góra.
jeszcze raz - skończone - lepsze ujęcie - przed praniem.
po wypraniu - nie prasowane - tak wygląda.
Kochani moi, jeśli mieliście na tyle cierpliwości, by dotrwać do końca, to bardzo dziękuję za czas, jaki mi poświęciliście, i proszę o wybaczenie za moje nieudolne fotki. Z biegiem czasu , może uda , mi się coś nadrobić w tym temacie. A teraz już zmykam , bo i tak długo, musieliście czekać na tego posta.
Dobrej nocki wszystkim życzę.