Jednak od początku:
Wiele lat temu, kolor brązowy był moim ulubionym. Miałam sporo ciuchów w tym kolorze, sama zresztą je sobie szyłam, bo czasy były ciężkie, pustki w sklepach, nie ten rozmiar, nie ten fason, a ja przecież muszę coś na siebie włożyć. Udało mi się kupić brązowy materiał na kurtkę, watolinę i coś na podszewkę, też w kolorze jasnego brązu. Moja wersja kurtki doczekała się fazy pozszywania poszczególnych jej elementów i została odłożona do lamusa, w oczekiwaniu na to że kiedyś ją skończę. Tak się jednak nie stało. Teraz przyszedł czas na kolor brązowy, więc sięgnęłam do mojej "chomiczarni" i z rękawów niedoszłej kurtki powstało coś nowego, aczkolwiek potrzebnego, ale zanim to pokażę dodam jeszcze, że nadal lubię ten kolor, chociaż w mniejszym stopniu niż kiedyś. Lubię czekoladę gorzką, kawę też gorzką, mam brązowe oczy i brązowe włosy naturalnej barwy, nie farbowane, jest to też kolor ziemi i wszystkiego co z nią związane; kora drzew, grzybki, które niejednokrotnie pokazywałam w swoich postach. To by było na tyle o kolorku, dla niektórych bardzo niewdzięcznym.
By już nie trzymać w niepewności wszystkich ciekawskich wrzucam fotkę tego "czegoś", a poniżej dodam jeszcze kilka słów na temat mojej zabawowej pracy.
Jak widać jest to najzwyklejszy pokrowiec na maszynę do szycia, bo oryginalny z jakiejś tam folii już się zużył. Specjalnie w lewym rogu uniosłam go nieco, by nie było, że to poduszka, widać kawałek spodu maszyny, a na pokrowcu doczepiony mini igielniko-szpilecznik, żeby nie było za dużo tego brązu. Całość jest uszyta z wspomnianą wcześniej watoliną, dlatego mojej maszynie nie grozi żadne przeziębienie, a tym bardziej wysychanie oliwienia mechanizmów szyjących.
Mam nadzieję, że takie zestawienie kolorystyczne, bez beżów i tym podobnych barw nie będzie mnie wykluczało z zabawy. Brązowego jest nawet więcej niż 50 procent więc decydujcie. Może żaba pod ozorek jakoś to przełknie, a czy ja sobie z tym dam radę to zaraz się okaże.
Taki mój wytwór zgłaszam na zabawę u Danusi:
Dla wytrwałych jeszcze dorzucam sobotni zbiór rydzy, oczywiście w koszu.
Już zostały przerobione, zasłoikowane, gotowe do przeniesienia w stosowne miejsce jakim jest piwniczka.
Teraz już naprawdę kończę, idę nakarmić żabkę.
Baj, baj.