Piątkowe popołudnie. Do przejechania prawie sto kilometrów. Cel - Sandomierz. Upał, korki, wypadki... Wiem, że nie zdążę. Będę półtorej godziny po czasie! Co stracę? Zaglądam do zaproszenia.
Na okoliczność osiemdziesięciolecia
Wiesława Myśliwskiego Muzeum Okręgowe w Sandomierzu przygotowuje swoistą "wystawę" ukazującą uniwersalny wymiar twórczości tego niezwykłego Pisarza. Otwarciu będzie towarzyszyć prelekcja prof. Bogumiły Kaniewskiej z Uniwersytetu im.A.Mickiewicza w Poznaniu -
Opowiedzieć zwyczajne życie.
Za kierownicą prawie rajdowiec. Desperacko wciśnięty pedał gazu. Włączamy CB... Liczę kilometry i rozciągające się w nieskończoność minuty. Nad rozlaną Wisłą jaśnieje magiczna skarpa.
Biegnę po zamkowych schodach z perłami mojej biblioteczki pod pachą. Rzut oka i westchnienie: już po wszystkim! Korytarz pełen eleganckich, uśmiechniętych panów. Gwar rozmów i moje rozpaczliwe rozglądanie się. Nie widzę Mistrza. Ale jest kustosz - wspaniały Jerzy Krzemiński. W ręku trzyma ... latarkę i zaprasza:
- Są jeszcze dwa wolne miejsca!
- Na nas czekały! - ucieszyłam się i znikam za drzwiami.
Podążam za nikłym światełkiem. Po omacku szukam krzesła.
- Oj, chyba usiądę komuś na kolanach - szepczę.
- Byłoby bardzo przyjemnie - słyszę męski głos. Nie wie, że ma obok babcię.
Siadam. Kompletna cisza, która każe wstrzymać oddech. Gęsty, wszechogarniający mrok. Tak głęboki, że otula i wyłącza zmysł równowagi. Gdzie jestem? Tak trzeba, żeby zostawić wszystko za sobą, zapomnieć o realnych bytach, by być tu i teraz. Płyną słowa:
Nie mogłem się doczekać tej chwili, kiedy matka zapali lampę. Ledwo zmierzch zaczynał się snuć za oknami, prosiłem: - Zapal, mama, zapal. - Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. [...] Bo, według mnie, są światła żyjące i światła umarłe. Takie, co tylko świecą, i takie, co pamiętają. Co odpychają i zapraszają. Co patrzą i nie poznają. Co wszystko im jedno, komu świecą, i takie, które wiedzą komu. Co niechby świeciły najjaśniej, a ślepe są. I takie, co ledwo się tlą, a widzą aż po koniec życia. Przebiją się przez każdy mrok. Najciemniejsza ciemność nie podda im się. Nie ma dla nich granic, czasu, przestrzeni. Są w stanie przywołać najdawniejszą pamięć, choćby roztrwonioną czy nawet gdy człowiek został z niej wydziedziczony. (Traktat o łuskaniu fasoli)
Pojawia się smużka światła i przywoływanie pamięci. I tak już będzie jak w kalejdoskopie: słowa, muzyka, obraz, światło - wyłaniające się z mroku. Słowa wielkie:
Śmierć. Miłość. Groby. Dom. Różaniec. Ból. Ojciec. Przemijanie. Milczenie. Cisza. Mowa. Przeznaczenie...
Niski, przejmujący głos aktora łuska niespiesznie ziarenka życia. Słowa wybrane z prozy Mistrza przenoszą w Absolut.
Utkaną ciszę trzeba przerwać oklaskami. Robimy miejsce następnej grupie. Oglądam wystawę. Tęsknie spoglądam na opuszczoną sofę, bukiety, krąg plotkujących pań. Zaglądam do zamkowej kawiarni, gdzie siedzą członkowie zespołu folklorystycznego. Pewnie zaśpiewali Pisarzowi
Kamień na kamieniu. Pewnie słuchali wspomnień o Dwikozach, o tej małej ojczyźyźnie, co to zakorzeniła się w utworach:
Mój skrawek nieba i ziemi, ale także mój wielki świat, z którego płyną ożywcze soki w moją pamięć, w moją wyobraźnię, w moją krew. Stąd się wziąłem i tu zawsze jestem. (cyt.ze strony Gimnazjum w Dwikozach).
Opuszczam zamkowe mury z mocnym postanowieniem powrotu do powieści i wyłuskania cytatów, które tak zawładnęły moją wyobraźnią. Rzut oka na sandomierską panoramę, a tu przed wejściem na ławeczce... MISTRZ! Czekał na mnie! Siadam wzruszona, rozdygotana. Prośba o autograf i kilka zdań.
Na pytanie, czy nie żal było opuszczać królewskie miasto, słyszę stanowcze "nie".
- Dlaczego? Przecież w książkach pełno miłości do tych miejsc - dopytuję zdziwiona.
- Właśnie dlatego - odpowiedział.
Na koniec Mistrz wstał (!) i pocałował mnie(!) w rękę. Boże, pozwól mi nie zapomnieć.
Zanurzę się w powieściach znowu. W tym roku czeka kolejna. Niecierpliwie będę wyglądać.
Uwielbiam Autora, dużo przeczytałam, mam obszerne notki i z chęcią wrócę do tematu. Jestem wdzięczna losowi, że dane mi było przeżyć te chwile.
I niech nikt nie mówi, że Mistrz się nigdy nie uśmiecha!