DOM Z PAPIERU



Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W.Myśliwski. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą W.Myśliwski. Pokaż wszystkie posty

sobota, 1 czerwca 2019

STWARZA ŚWIAT ZE SŁÓW


NIEZWYKŁE SPOTKANIE W NIEZWYKŁYM MIEJSCU
Przybywa klasyk polskiej literatury, sam Maestro – WIESŁAW MYŚLIWSKI :)
Każda jego książka staje się wydarzeniem. Czy dlatego, że pisze prostą, rzeczową polszczyzną, bez ekstrawagancji i wzniosłych czy obcych słów? Czy dlatego, że zauroczony słowem mówionym potrafi przenieść narrację na strony swoich powieści? A może dlatego, że czytelnik wyczuwa, iż Autor daje się ponieść słowom i to one są najważniejsze?  Efekt zachwyca.

Lubię, kiedy WM opowiada o tym, co robi. Jak zamyka się w swojej wieży z kości słoniowej, temperuje ołówek, siada nad pustą kartką, pisze, gumkuje, pisze, poprawia… Zawsze lubił nasłuchiwanie i chaotyczne opowieści przypadkowych osób. Bo to mowa jest podstawą literatury. Nie dosłowność, ale duch mowy. Inspiracją powieści jest życie. Pisarz jest lojalny wobec realiów i nigdy nie pisze o tym, czego nie dotknął w życiu. Rzeczy, zjawiska, wydarzenia zaistniały kiedyś i były impulsem do tworzenia, ale autor broni się przed autobiografizmem! Zatem na nic sandomierskie tropienie szczegółów z „Widnokręgu” czy „Ucha Igielnego”. Może to i lepiej. Niech zwycięży uniwersalny charakter przekazu i kreacja autorska…

Był mi dany dar szczególny – dar spotkania. Nie tylko ze znakomitym pisarzem, ale i dobrym człowiekiem.

piątek, 4 lipca 2014

Z tęsknoty za dziełem totalnym

Czerwiec był trudny, ale ubogaciły go spotkania autorskie. Rzucam wszystko w kąt, gdy usłyszę magiczne słowo - MYŚLIWSKI. I tym razem ukochany Sandomierz gościł znakomitego pisarza. Spotkaliśmy się wcześniej na osiemdziesiątych urodzinach, ale wtedy nie było mi dane wysłuchać rozmów. Teraz zasiadłam w sali ratuszowej jako pierwsza i wyszłam ostatnia.
- Gdybym nie pisał, nie wiedziałbym, kim jestem... - po takich słowach zostaje tylko zamienić się w słuch.
Dziwi ciągłe przypisywanie Myśliwskiego do nurtu pisarzy chłopskich. Po głośnej powieści Kamień na kamieniu był przecież dramatyczny esej Kres kultury chłopskiej ("Twórczość"), a po nim zamknięty krąg człowiek- ziemia-przyroda został przerwany. Ostatnie powieści głoszą prawdy uniwersalne.
I snuje swoją opowieść...
O pisarstwie, które jest wyprawą w przeszłość.  Nie interesuje go powieść linearna. Wybiera monolog. Mówi o sobie, bo nie mamy narzędzi badawczych do poznania innego człowieka. To poprzez postacie narrator opowiada siebie. Kim jest? - nie znamy imienia i nazwiska. W kulturze szybkiej obsługi każdy traci cechy wyróżniające go. Zatem wypowiedź literacka jest niezgodą na unifikację dzisiejszego człowieka. Bohater znajduje się w momencie bilansowania swojego życia. Jest on też bohaterem świadomie niedokończonym... Semantyczne polifonie zawarte w tytułach (Widnokrąg, Traktat o łuskaniu fasoli, Ostatnie rozdanie) uruchamiają różność języków, wielość wątków. To dzieła totalne. I książki mądrościowe, bo pytają o to, co ważne, na jakie wartości trzeba stawiać...
Tak jest z Ostatnim rozdaniem. Wyjściowy koncept to notes wypełniony adresami. Ten zwornik narracyjny powtarza się wiele razy. Dotyczy gry w karty, jednak ma też znaczenie metaforyczne. Pyta o drugi brzeg, mamy więc do czynienia z dziełem eschatologicznym. I z pułapką. Porządkowanie notesu winno być czynnością rutynową - zostawić nazwiska, zaktualizować, wyrzucić...?  Dręczące zapomniane postacie. Wykreślić umarłych? W notesie wciąż żyją! Rzecz pospolita, banalna kryje przepastne tajemnice, a chęć porządkowania staje się udręką. Złudna to rzecz! Notes staje się kluczem do świata i syntetycznym rozrachunkiem. To książka o porządku, ale i pamięci. Właśnie pamięć pełni rolę kreacyjną i pocieszycielską. Dzięki niej mamy literaturę. Nie ma ona końca, dopóki człowiek będzie chciał opowiadać swoje życie. Opowiadać i być słuchanym to pragnienie immanentne. To opowieść nadaje sens życiu.
- Co pan ma zamiar teraz pisać?
Tego pytania autor bardzo nie lubi. Mógłby napisać np. Alfabet Myśliwskiego. Po wydaniu każdej książki czuje się zmęczony i wyjałowiony. Boi się powtórzeń. Nie wyciąga artystycznych profitów z książek już napisanych. Odcina się i za każdym razem czuje się debiutantem.  Stara się, by każda książka była inna. By zmuszała do wysiłku myślowego i językowego. Bo książka jest taka, jaką ją każdy odczyta i sam wypełni dookreślenia. Życie wymaga więcej czasu niż pisanie powieści. Nie spieszy się i czeka, aż jakaś myśl go wybierze, jakieś zdarzenie i tak wykluwa się potencja...
I mój egzemplarz doczekał się personalizacji. Jest już tylko mój! I wiem, co zapakuję do podróżnej torby. Będę szukać syntezy doświadczania człowieka i świata... Każdy moment jest dobry, by dumać  nad sensem otaczającego chaosu...


czwartek, 2 maja 2013

Książki najdroższe

To pozostałość komuny, że maj kojarzy mi się książkowo. Jak jednak nie nawiązać, skoro teraz właśnie jest szansa na zdobycie książek sercu najdroższych. Że będą to książki roku,  już wiem.
W 13-14 numerze "Tygodnika Lisickiego - Do Rzeczy" zamieszczono fragment najnowszej powieści Jana Polkowskiego Ślady krwi. Przytaczam wyimek i oceńcie, jak tu nie czekać?
[...]Rzecz szła o pułkownika Adama Szymańskiego z przedwojennej dwójki, katowanego przez Humera bez sensu i rezultatu. Idiota by się zorientował, że ten sanacyjny fanatyk woli umrzeć w mękach, niż mówić. Zdradzić. Jakby miał jeszcze kogo lub co zdradzać. Harsynowicz kazał go sobie przyprowadzić. Pułkownik był już muzułmanem. Twarz nie przypominała twarzy, dłonie zwisały zmasakrowane jak u stracha na wróble, strażnicy, trzymając pod pachy, ciągnęli na przesłuchania, bo więzień nie mógł już stanąć na obitych stopach.
Kapitan kazał wyjść strażnikom i protokolantowi. Ostrożnie pomógł więźniowi napić się herbaty, którą uprzednio obficie posłodził. Pułkownik pił cicho, jęcząc.
Całą świadomością był poza więzieniem. Wszystko, co go tworzyło, opuściło już Rakowiecką i, sądząc z życiorysu, przebywało w podtarnowskiej wiosce, w parterowym drewnianym domu ze skrzypiącymi podłogami i spiżarnią wypełnioną wędzonką, serami i przetworami, szczególnie powidłami i ciemnymi konfiturami z wiśni. Za domem i pasem starych jabłoni siedział nad stawem drobny chłopiec i łowił karasie. Ten kretyn Humer tego nie zauważył? A jego szefowie, Fejgin i reszta ferajny? W celi siedział skatowany organizm, a duch hulał po Lisiej Górze, gdzie znał każdy kąt i wypróchniałą wierzbę. [...]

 Kolejna długo oczekiwana pozycja. Tym razem lubelski "Akcent" zamieścił fragment najnowszej powieści - Pensjonat Wiesława Myśliwskiego. Z niecierpliwością zaglądam na stronę Wydawnictwa Znak, delektując się lekturą rozdziału. Oto łyk, który pokazuje, jak autor mierzy się z materią słowa i uniezwykla zwyczajność.
Niepotrzebnie wziąłem ten notes. Pomyślałem jednak, że zamiast nudzić się, może uda mi się z jakąś literą zrobić porządek, a kto wie, czy nie natchnęłoby mnie to, aby tak samo zrobić z następną, a może i z następną, co przemogłoby wreszcie bezradność, która doprowadzała mnie do tego, że po kilkunastu nazwiskach rezygnowałem.
Na wszelki wypadek wziąłem też kilka książek, płyt, odtwarzacz, ponieważ gdzieś tam w głębi siebie nie byłem tak całkiem pewny swojego postanowienia. Może gdyby deszcz padał. Była późna jesień, więc można było się spodziewać, że będzie często padał, a czasu miałem dosyć, przyjechałem na cały miesiąc. Na myśl, że mógłbym spędzić ten czas na niczym, przerażenie mnie ogarniało. Niestety, nie umiem odpoczywać. O, to wielka umiejętność umieć odpoczywać. Gdy postanawiam odpocząć, choćby te pół godziny, godzinę, jakiś niepokój mnie nawiedza, zaczynam niemal fizycznie odczuwać, jak przepływający przeze mnie czas przyspiesza, zagarniając mnie z sobą, a nie widzę niczego, o co mógłbym się zaprzeć lub czego przytrzymać. [...]
To zdjęcie z ubiegłego roku, gdy w Sandomierzu Mistrz świętował osiemdziesiąte urodziny i wtedy też dowiedziałam się o narodzinach kolejnej powieści.
 
 Ta książka już u mnie jest. Jak długo na nią czekałam! Wielomiesięczne codzienne klikanie i zawsze komunikat, że niedostępna. A ja zamarzyłam, by dzieciom i wnukom zostawić porządną biblioteczkę, która odsłoni prawdę i pozwoli czuć dumę z bycia Polakiem!  Ten warunek spełnia tom z serii "Relacje i wspomnienia" , gdzie dziesięcioletni pobyt w ubeckich więzieniach wspomina Ruta Czaplińska. Powojenną gehennę wielu tysięcy patriotów utrwaliła w książce Z archiwum pamięci. 3653 więzienne dni. Książka tak dla mnie ważna, że zasługuje na odrębny post.

Słońce przedziera się przez chmurzyska, bo nie wie jeszcze, że szczęście tkwi w książkach. Ostatnio "demotywatory" podsunęły żart: Jedni mają długi weekend, a inni tylko długi:) Jeśli tej mojej książkowej miłości nie okiełznam, to spełnię obydwa warunki.
PS
Wampir z allegro wyśpiewał cenę na wysokim C!!!


niedziela, 13 maja 2012

MYŚLI-WSKI

Piątkowe popołudnie. Do przejechania prawie sto kilometrów. Cel - Sandomierz. Upał, korki, wypadki... Wiem, że nie zdążę. Będę półtorej godziny po czasie! Co stracę? Zaglądam do zaproszenia.

Na okoliczność osiemdziesięciolecia Wiesława Myśliwskiego Muzeum Okręgowe w Sandomierzu przygotowuje swoistą "wystawę" ukazującą uniwersalny wymiar twórczości tego niezwykłego Pisarza. Otwarciu będzie towarzyszyć prelekcja prof. Bogumiły Kaniewskiej z Uniwersytetu im.A.Mickiewicza w Poznaniu - Opowiedzieć zwyczajne życie.

Za kierownicą prawie rajdowiec. Desperacko wciśnięty pedał gazu. Włączamy CB... Liczę kilometry i rozciągające się w nieskończoność minuty. Nad rozlaną Wisłą jaśnieje magiczna skarpa.
Biegnę po zamkowych schodach z perłami mojej biblioteczki pod pachą. Rzut oka i westchnienie: już po wszystkim! Korytarz pełen eleganckich, uśmiechniętych panów. Gwar rozmów i moje rozpaczliwe rozglądanie się. Nie widzę Mistrza. Ale jest kustosz - wspaniały Jerzy Krzemiński. W ręku trzyma ... latarkę i zaprasza:
- Są jeszcze dwa wolne miejsca!
- Na nas czekały! - ucieszyłam się i znikam za drzwiami.
Podążam za nikłym światełkiem. Po omacku szukam krzesła.
- Oj, chyba usiądę komuś na kolanach - szepczę.
- Byłoby bardzo przyjemnie - słyszę męski głos. Nie wie, że ma obok babcię.
Siadam. Kompletna cisza, która każe wstrzymać oddech. Gęsty, wszechogarniający mrok. Tak głęboki, że otula i wyłącza zmysł równowagi. Gdzie jestem? Tak trzeba, żeby zostawić wszystko za sobą, zapomnieć o realnych bytach, by być tu i teraz. Płyną słowa:

Nie mogłem się doczekać tej chwili, kiedy matka zapali lampę. Ledwo zmierzch zaczynał się snuć za oknami, prosiłem: - Zapal, mama, zapal. - Nie umiem sobie tego wytłumaczyć. [...] Bo, według mnie, są światła żyjące i światła umarłe. Takie, co tylko świecą, i takie, co pamiętają. Co odpychają i zapraszają. Co patrzą i nie poznają. Co wszystko im jedno, komu świecą, i takie, które wiedzą komu. Co niechby świeciły najjaśniej, a ślepe są. I takie, co ledwo się tlą, a widzą aż po koniec życia. Przebiją się przez każdy mrok. Najciemniejsza ciemność nie podda im się. Nie ma dla nich granic, czasu, przestrzeni. Są w stanie przywołać najdawniejszą pamięć, choćby roztrwonioną czy nawet gdy człowiek został z niej wydziedziczony. (Traktat o łuskaniu fasoli)

Pojawia się smużka światła i przywoływanie pamięci. I tak już będzie jak w kalejdoskopie: słowa, muzyka, obraz, światło - wyłaniające się z mroku. Słowa wielkie:
Śmierć. Miłość. Groby. Dom. Różaniec. Ból. Ojciec. Przemijanie. Milczenie. Cisza. Mowa. Przeznaczenie...
Niski, przejmujący głos aktora łuska niespiesznie ziarenka życia. Słowa wybrane z prozy Mistrza przenoszą w Absolut. 

Utkaną ciszę trzeba przerwać oklaskami. Robimy miejsce następnej grupie. Oglądam wystawę. Tęsknie spoglądam na opuszczoną sofę, bukiety, krąg plotkujących pań. Zaglądam do zamkowej kawiarni, gdzie siedzą członkowie zespołu folklorystycznego. Pewnie zaśpiewali Pisarzowi Kamień na kamieniu. Pewnie słuchali wspomnień o Dwikozach, o tej małej ojczyźyźnie, co to zakorzeniła się w utworach: Mój skrawek nieba i ziemi, ale także mój wielki świat, z którego płyną ożywcze soki w moją pamięć, w moją wyobraźnię, w moją krew. Stąd się wziąłem i tu zawsze jestem. (cyt.ze strony Gimnazjum w Dwikozach). 

Opuszczam zamkowe mury z mocnym postanowieniem powrotu do powieści i wyłuskania cytatów, które tak zawładnęły moją wyobraźnią. Rzut oka na sandomierską panoramę, a tu przed wejściem na ławeczce... MISTRZ! Czekał na mnie! Siadam wzruszona, rozdygotana. Prośba o autograf i kilka zdań.
Na pytanie, czy nie żal było opuszczać królewskie miasto, słyszę stanowcze "nie".
- Dlaczego? Przecież w książkach pełno miłości do tych miejsc - dopytuję zdziwiona.
- Właśnie dlatego - odpowiedział.

Na koniec Mistrz wstał (!) i pocałował mnie(!) w rękę. Boże, pozwól mi nie zapomnieć.


Zanurzę się w powieściach znowu. W tym roku czeka kolejna. Niecierpliwie będę wyglądać.
Uwielbiam Autora, dużo przeczytałam, mam obszerne notki i z chęcią wrócę do tematu. Jestem wdzięczna losowi, że dane mi było przeżyć te chwile.



I niech nikt nie mówi, że Mistrz się nigdy nie uśmiecha!

niedziela, 7 sierpnia 2011

Chłop wlazł na drzewo, a pod drzewem dzieje się Polska

Dane mi było uczestniczyć w czymś wyjątkowym. W ramach projektu "Pielgrzymowanie teatralne - od drzewa do drzewa" Scena Polna Fundacji Kresy 2000 wystawiła sztukę "Drzewo" Wiesława Myśliwskiego. Na magię wieczoru złożyły się: miejsce ( znów mój ukochany Sandomierz!),  pora (spektakl nocny), plejada wspaniałych artystów, a przede wszystkim wielowarstwowy tekst niosący ważkie przesłania. Osią dramatu jest spór o drzewo, na które to wdrapał się stary Marcin Duda i broni go przed wycinką. Jako pierwsi nadchodzą budowniczowie autostrady wraz z inżynierem. Ale to nie traktat o ekologii. Zaraz potem pojawia się korowód barwnych postaci i zjaw tworzących swoiste misterium pamięci. Budzi się refleksja nad teraźniejszością i historią, nad dwoistością świata i udziale w nim żywych i umarłych, nad stanem naszej pamięci. Bo drzewo pamięta - było, jest i będzie, tkwi niczym symbol trwania i przemijania. Każdy  ma tam swoją gałązkę, która zatrzymuje nasze głosy. Siłę - z jaką przemawia tekst - potęguje unieważnienie teatralnej sceny. To spektakl plenerowy. Widzowie siedzą wokół monumentalnego dębu, a akcja dzieje się na i pod drzewem. Nastrój budują też odgłosy, gra świateł, snujące się mgły, a myśli wędrują do innych wielkich, chociażby Wyspiańskiego - gdy rozkołysze się dzwon i pojawi się słomiany snop, serce drży niczym wytrącone z chocholego tańca dźwiękiem złotego rogu.
Teatralna pielgrzymka z wysokości starych drzew trwa i też możecie w niej uczestniczyć. Najbliższe przedstawienie w okolicach Poznania.
Oryginalną pamiątką pozostawioną przez teatralną trupę jest kapliczka z Jezusem Frasobliwym mocowana po spektaklu do drzewa "grającego" tytułową rolę. Tylko leciutko mi żal, że nie pojawił się w takim momencie sam autor dramatu. Wszak Sandomierszczyzna to jego mała ojczyzna. W ostatniej chwili dowiedział się, że w tym samym dniu ma odebrać bardzo ważną nagrodę, która jedzie prosto z Paryża i być może otworzy jego prozie drogę do Europy, a może i świata. I niech się tak stanie.