Czy widzisz te gruzy na szczycie?
Tam wróg twój się kryje jak szczur.
Musicie, musicie, musicie
Za kark wziąć i strącić go z chmur. (...)
Słowa znanej pieśni spokoju mi nie dają. Spoglądam z klasztoru na Cmentarz Polskich Żołnierzy i myślę:
czy musieli?
Każdy Polak na dźwięk słów
Monte Cassino przywołuje z pamięci rzędy białych krzyży i nuci o czerwonych makach. Tymczasem warto zatrzymać się chwilę i zwiedzić klasztor. Założony przez św. Benedykta około 529 roku, przeżył na przestrzeni wieków bogatą historię świętości, kultury i sztuki. Po licznych kolejach dziejowych odradzał się na nowo. Tak było również po drugiej wojnie światowej, która monumentalne opactwo przemieniła w rumowisko. Jak do tego doszło? Wszak Niemcy szanowali neutralność opactwa, a strefa zdemilitaryzowana rozciągała się do 300 metrów. 15 lutego 1944 roku nadciągnęły setki ciężkich bombowców i używając bomb burzących, zamieniły szczyt w piekło ognia i płomieni. Nie zginął ani jeden Niemiec, bo ich tam nie było! Zbrodnia wojenna? Największa pomyłka w czasie drugiej wojny? Konieczność? - do dziś zastanawiają się historycy. A stos gruzów ułatwił Niemcom sytuację i okopali się, zyskując dogodny punkt strategiczny.
Komu zależało na zagładzie wiekowego klasztoru, zasłużonego dla rozwoju cywilizacji, słynnego na cały chrześcijański świat? (bombardowanie najstarszego na kontynencie klasztoru można obejrzeć na You Tube).
Później historia notuje nieudane próby zdobycia klasztoru, aż w maju wkraczają do akcji
żołnierze 2. Korpusu. Generał Anders miał 10 dni na podjęcie decyzji o wykorzystaniu polskich wojsk. Nie konsultował się z premierem ani Naczelnym Wodzem! Chciał, by o walczących Polakach usłyszał świat, by nie mówiono, że polski żołnierz czeka i boi się walczyć z Niemcami. A może marzył też o własnej sławie i odznaczeniach? Ruszyły przygotowania do bitwy. Generał zaniechał rozpoznania terenu (co spowodowało śmierć wielu żołnierzy), chcąc ukryć przed Niemcami obecność polskiego wojska. Czytam u Aleksandra Topolskiego ("Bez dachu" s.217):
Przyszła kolej na nas. Sprawy zaczęły nabierać tempa. Jedyne uczucie, jakie pamiętam z tamtego okresu, to duma, że zostaliśmy wybrani do takiego zadania - duma, że uznano Drugi Korpus za wystarczająco dobry, aby szukać teraz wsparcia właśnie jego żołnierzy. Byli jednak ludzie patrzący na nadciągające wydarzenia z innej perspektywy - sztabowcy, którzy słali depesze z rozkazami budowania szpitali polowych, stawiania punktów opatrunkowych i ewakuacji rannych. Przez nasze ręce przechodziły również zamówienia trumien i pól grzebalnych. Wszystko to obliczano na około pięciu tysięcy zabitych i rannych.

Co czuli wówczas ci chłopcy, którzy mieli świadomość, że będzie to marsz w jedną stronę? Ginęli z daleka od ojczystej ziemi, gdy los Polski w Teheranie i Jałcie został przypieczętowany. Z wojskowego punktu widzenia bitwa była niepotrzebna. Szturm polskich jednostek od 12 maja skończył się siedemnastego, a rankiem 18 maja żołnierze zawiesili biało-czerwoną flagę i zagrali krakowski hejnał. Dziś już wiadomo, że nie "zdobyli", ale "zajęli" Monte Cassino. Niemcy opuścili w nocy ruiny, bo po przerwaniu przez wojska francuskie linii Gustawa z obawy przed okrążeniem, przeszli na linię Hitlera.
Zostali na obcej ziemi. Już w 1944 roku towarzysze z pola walki opodatkowali swój żołd i własnymi rękami zaczęli ustawiać białe bryły trawertynu. Uroczyste otwarcie Cmentarza odbyło się już pierwszego września 1945 roku.
Dziś serce mocniej bije w tym miejscu. Mało zniczy, bo w upalnym słońcu wosk topi się bardzo szybko. Tu i tam zawieszone różańce, polskie chorągiewki...
Stoję wśród krzyży, czytam napisy, zapisuję w myślach wiek...
Modlę się i oddaję im hołd.
Wzrok nieustannie ucieka do tego, który chciał być ze swoimi żołnierzami do końca - generał
Władysław Anders. Niżej urna z prochami jego drugiej żony. Podczas uroczystości pięćdziesięciolecia bitwy żołnierze szerokim łukiem obchodzili generałową "młodszą". Czas napisać o przejmującej historii, która oburzyła londyńskich emigrantów.
Generał Władysław Anders to postać z pewnością ponadprzeciętna, ale i kontrowersyjna. Boję się, czy nie użyję argumentów sowieckiej propagandy, więc ograniczę się do omówienia książek. Nie zarzekam się, że do tematu wrócę, gdy zmienię kąt patrzenia. Teraz będę wierna przekonaniu, że człowiek jest jednostką integralną i na Andersa patrzę nie tylko jako na żołnierza, ale i człowieka.
Wymawiamy z czcią jego nazwisko, bo wywiódł "z domu niewoli"
tysiące Polaków. Jednak gdy gen. Sikorski szukał zwierzchnika tworzonych sił
wojskowych, myślał o gen. S.Hallerze, który jednak podzielił los oficerów w
Katyniu. Zatem traf sprawił, że dowództwo dostało się więzionemu na Łubiance
generałowi. Dbał o żołnierzy i oni kochali go z wzajemnością. Oprócz żołnierzy
do miejsc tworzenia polskiej jednostki trafiali cywile wyrwani z łagrów.
Tworzono polskie szkoły, pomocniczy korpus kobiet, teatr... Generał był w sile
wieku, miał magnetyczne spojrzenie... Wypatrzył Renatę Bogdańską (pseudonim
artystyczny)- artystkę rewiową - i zaprosił ją na kolację; zaczął się romans.
Oboje byli w związkach. Generał ostatni raz widział się z rodziną we Lwowie.
Ożenił się w 1923 roku z
Ireną Jordan-Krąkowską. Mieli dwoje dzieci -
Annę i Jerzego. W 1946 roku do Ankony dotarł najpierw syn Jerzy, a potem żona
Irena z córką, jej mężem i wnuczką. Sytuacja stała się dramatyczna. Wielu
oficerów miało "żony wojenne", ale na ogół odprawiali je. Zakochany
generał nie odmówił artystce, która była niemal w wieku jego córki. Co będzie dalej? Irena przyjmuje pracę daleko od Ankony, córka z mężem i wnuczką generała wyjeżdżają za granicę, podobnie postępuje Jurek. Syn już nigdy nie nawiąże kontaktu z ojcem; Anna po latach, co opisuje w swoim pamiętniku. Nadchodzi rok 1947 i Polacy wyjeżdżają do Wielkiej Brytanii. W 1948 roku Anders żeni się z Reną i teraz w Londynie mieszkają
dwie panie generałowe Ireny Anders. Ta pierwsza, starsza, odsuwa się w cień. Młodsza rodzi córkę - kolejną Annę (!). Teraz konia z rzędem temu, który wyszuka w sieci informacje na temat Ireny Anders!!! Nie pomaga nawet dopisanie nazwisk Jordan-Krąkowska. Niezmiennie wyskakuje Irena Anders młodsza, która wyparła starszą żonę. "Zastąpiona" to tytuł rozdziału w
Londyńczykach Ewy Winnickiej. I tak rzeczywiście jest. Zastąpiła druga Irena starszą Irenę, po śmierci generała stała się instytucją reprezentującą męża i to ona pochowana jest dziś na cmentarzu Monte Cassino. Czytam nekrologi po jej śmierci - wzór Polki, ikona emigracji... Ja nie chcę takiego wzoru! Ani to Polka (z wyboru - jak piszą biografowie, bo Rusinką była), ani ikona. Po szczegóły odsyłam do wskazanych pozycji.
Co z tym Andersem, o którym Wieczorkiewicz mówił, że był rosyjskim agentem; Stalin - "Anders? Anders eto głupyj kak kawaleryjskaja łoszad"; a Polacy, że był niczym Mojżesz...
Dla mnie był człowiekiem honoru do momentu, w którym napisał o pierwszej żonie:
Powiedz Renie, że pierwsza jest dla mnie Polska i Honor, a druga Ona [Anna Anders-Nowakowska,
Mój ojciec generał Anders,s. 94].
Obstaję przy integralności człowieka.