DOM Z PAPIERU



Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DKK. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą DKK. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 15 stycznia 2018

Świat rządzony i urządzony przez mężczyzn



WAWEL - jakie masz skojarzenia? Bo moje to: Kraków, wzgórze, zamek, skarb narodowy, królowie, duma, władza, Wisła, smok, turyści, majestat, dzwon Zygmunta… Tymczasem ktoś inny opisuje: „królewski gród, rozlany pod zamkowym wzgórzem w kształt potwora o siedmiu paszczach – bramach, ze strachu odebrało jej dech. Nie przywykła do takiej ilości głazów, kamieni i cegieł, piętrzących się ku niebu w bluźnierczej pysze…” Porównanie zamku do wieży Babel zniesmaczyło mnie, a tak widzi opisane miejsce Anna Brzezińska w najnowszej powieści „Córki Wawelu”. Biorąc tomiszcze do ręki (ponad 800 stron), cieszyłam się zapowiadaną podróżą w głąb wieków średnich, zanurzeniem w koloryt grodu Kraka. Jednak zamiast spaceru po ceglanych i kamiennych wspaniałościach krakowskich ulic, ugrzęzłam w rynsztoku.
Tysiące szczegółów...
Zanim znajdziemy się na Wawelu, poznajemy służbę. Dziewczyny nie mogły żyć bez nadzoru. Pracodawca miał nad nimi niemal nieograniczoną władzę. Karane były bez ograniczeń, a okrucieństwo uchodziło sprawcom na sucho. Służące były obciążone pracą, głodzone, nosiły łachmany, spały w nieogrzewanych pomieszczeniach, a przede wszystkim zostawały ofiarami przestępstw seksualnych. Nie sprzyjały im władze ani kościół. Tym światem rządzili mężczyźni. Ojciec mógł karać członków rodziny, a żona nie miała prawa odmówić mężowi ciała. Jej zbawieniem było rodzenie dzieci, choć miejsce porodu stawało się często grobowcem… W takim świecie przyszło żyć głównej bohaterce – Dosi. To pokraczne bękarciątko, karliczka, która cudem przeżywszy, dostaje się po kilku latach na dwór królewski, by towarzyszyć Jagiellonkom.  Zmieni się wiele? Otóż nie! Bo dalej jest mroczno, trwożnie, a korytarze, krużganki i podziemia wawelskie są równie nieprzyjazne, wypełnione zabobonami i okrutnymi opowieściami.
Autorka jest mediewistką i zamiast powieści zaserwowała czytelnikom eseje z elementami rekonstrukcji historycznej. Czerpała z kronik, dokumentów, z akt przestępczych, a luki wypełniała wyobraźnią. Fabuła jest tu podporządkowana konwencji utworu, a Dosia praktycznie niknie w wielości przywołanych wydarzeń i postaci. Lubię historię, jednak ta wersja jest nieprawdziwa, bo oświetla epokę jednostronnie. Ci wszechwładni, nieludzcy mężczyźni i te biedne kobiety pozbawione jakichkolwiek praw, uciemiężone… Myślałam chwilami, jakim cudem gatunek ludzki trwał! Chyba tylko dzięki gwałtom! Bo „miłość dopiero zostanie wynaleziona”. Feminizmem zalatuje!
Zmarnowałam mnóstwo cennego czasu, a na dodatek – rozsierdziłam się. Bo jakże inny ogląd wieków średnich daje choćby „cegła” znana wszystkim filologom! Zmieniają się domy, pojazdy, stroje, ale ludzie wciąż łakną uczuć, chcą się bawić i śmiać. Taką twarz średniowiecza pokazała nam Michałowska. Niewiele zmienia fakt, że Dosia przyszła na świat w 1526 roku, skoro i tak z Krakowa Brzezińska zrobiła ciemnogród.
Kolejna nietrafiona lektura przeczytana w ramach…

czwartek, 16 listopada 2017

UCIECZKA OD… CZY UCIECZKA DO…



Uciec z Prowansji? Czyste szaleństwo! Żeby choć do Toskanii, ale gdzie tam! Azymut Alaska! Jest runaway. Musi wędrować, by nie umrzeć z nudów.
„Być małą kobietką, to nie dla mnie” – mówi Lili. Boi się domów, ścian i szczęścia bogatych ludzi. Uciekinierka  z pokrytego pyłem miasteczka, gdzie wszystko jest nieruchome, przeistacza się z ziemianki w rybaka (rybaczkę?). Wkracza do krainy wypełnionej lodowatą wodą i niebezpieczeństwami. Wśród szorstkich mężczyzn próbuje być taką jak oni. Nadziewa na haki przynętę, łowi karbonelę, patroszy ryby, „maluje na czerwono” portowe miasteczka (czekam, aż zacznie sikać na stojąco). Wciąż stawia opór i nieustannie walczy z zimnem, zmęczeniem, przekracza granice ciała. „Aż do śmierci jestem niepokonana” – młodsza wersja Hemingwaya?
Nie jestem w stanie zrozumieć tego wyboru. Wokół rybie wnętrzności, zaschnięta krew, przyklejone wszędzie kawałki przynęty, śmierdzące haki… Do tego seks pod mostem po wypiciu skrzynki piwa z cuchnącym „wielkim marynarzem”. Turpizm w czystej postaci budzący we mnie odrazę. Od pierwszej strony niby już wszystko wiem, ale nie dowierzam i odwracam kolejne kartki. Bezskutecznie. Szukam tropów w biografii autorki, która dokonała takiego wyboru i dziesięć lat pływała na statkach rybackich. Uwiarygodniła to w powieści choćby słownictwem. Czytam: set, poler, bakista, sejner, taklowiec, przypon, okrężnica, bojrep… Jest tu wszystko oprócz odpowiedzi na pytanie: DLACZEGO? Powieść niesie drobiazgowy opis pracy rybaków, zaciekawia przez kilkadziesiąt stron, ale później wyłącznie nuży i czytam już  tylko w poszukiwaniu odpowiedzi. Nie znalazłam. Z kartek wyciekają smutki i szarości, ziąb i brzydota. W internetowych opiniach przeważają  motywy poszukiwania siebie, ucieczki od lądu i przeszłości,  determinacji i walki, apoteoza wolności… Nieprzekonujące. Nie ujął mnie fenomen wyboru i zamiany  piękna w brzydotę,  ciepła w zimno,  bezpieczeństwa w igranie z życiem… Nie uwiodła mnie opisana wyprawa na koniec świata w poszukiwaniu nie wiadomo czego. Ta próba mojego powrotu w aktualny obieg czytelniczy skończyła się fiaskiem. Jak daleko odeszłam wybraną literacką tropą! Jakże inni autorzy wywołują zaciekawienie i wypieki podczas czytania! A przecież miałam nadzieję na dobre czytanie, bo kilka nagród literackich, pozytywne opinie... Ech...
Książkę przeczytałam w ramach Dyskusyjnego Klubu Książki:

sobota, 12 października 2013

Środowisko go nie lubi, czytelnicy owszem

O kim mowa? Dziś w roli głównej Sławomir Koper. Tym razem nie musiałam jechać na spotkanie na targi do Krakowa, bo pisarz i historyk w jednej osobie zawitał na Podkarpacie. Z przyjemnością przycupnęłam w kąciku, popatrzyłam, posłuchałam...

Nigdy nie pracował w wyuczonym zawodzie, ale to zawód teraz na niego pracuje. Zwany historykiem dnia codziennego, przybliża przeszłość i nadaje jej człowieczy wymiar. Wszyscy wystraszeni szkolnym serwowaniem historii, znajdą w jego książkach to, za czym tęsknili: brak dat (!), mnóstwo anegdot ożywiających narrację, odrobinę pikanterii oraz multum wydarzeń i nazwisk, które - o dziwo! - łączą się w logiczną całość. A niewiele brakowało, żeby zniechęcić się do pisania, gdy pierwsze powieści po opiniach wydawców poszły do szuflady. Były wśród nich - ta o Mickiewiczu, Ukrainie, Chorwacji... W końcu zadziałała recepta na bestseller: dobry wstęp, hit w środku oraz świetne zakończenie z odrobiną niedosytu. Czytelnicy kupili.
Pytaniom nie było końca. Panie (tak! znowu same panie) pytały o poszukiwanie materiałów, czas pisania, konflikty z historykami. Tych ostatnich rażą chociażby skoki po epokach, na co pisarz odpowiada spokojnie, że ma ambicje popularyzatorskie, a nie naukowe. W końcu pytanie o najnowszy wytwór. Będzie nim Alkohol i muzy. Wódka w życiu polskich artystów - książka wydana tym razem nie przez Bellonę, a Czerwone i Czarne. Będzie się działo, bo już trwa spór chociażby z Kirą Gałczyńską, która neguje alkoholizm ojca i twierdzi, że miał jedynie słabą głowę. Albo z Joanną Siedlecką, która z kolei ma inne zdanie na temat Iredyńskiego. Sączą się, niczym krople przedniej nalewki, anegdoty o Gałczyńskim, któremu zdarzyło się dwa dni pić z kompanem w grobowcu; zamarzył też o kąpieli w wannie premiera, więc zapukał do drzwi Cyrankiewicza... Nie nadaje się pan Koper na hagiografa, oj nie.

A tak prezentuje się moja "Koperkowa" półka. Wygląda to tak, że całą gębą jestem fanem autora. No, nie całkiem. Lubię sięgnąć po te lektury w wolnych chwilach, ale też zaglądam do bibliografii i szukam dalej. Smutno mi, gdy w Dwudziestoleciu pełno Piłsudskiego, a Dmowski gdzieś na uboczu. Podobnie Lwów wspomniany jest jako miasto rodzinne Hemara i Lema, ale Herberta już nie. Takich ważkich wyborów dużo. Już miałam zamiar nie kupować kolejnej książki, ale przecież ... kto nie lubi czytać o słabościach innych?



sobota, 18 maja 2013

Najpierw kryminał, a potem będę wielki

Jak powiedział, tak zrobił.
Zygmunt Miłoszewski postanowił zerwać z trupami i prezentuje nową powieść Bezcenny. Thriller ukaże się w czerwcu. Początek niby u Dana Browna. W 1939 roku w Polsce wisiały obok siebie dwa najcenniejsze obrazy - Dama z gronostajem Leonarda da Vinci i Portret młodzieńca pędzla Rafaela. Po tym drugim w krakowskim muzeum została pusta rama, która czeka na wypełnienie. To zadanie przypada w udziale dr Zofii Lorentz. Dzieło zostało odnalezione, ale legalnie odzyskać go nie można...  Kupuję! Spodobał mi się pomysł, by poruszyć sprawę grabieży polskich dzieł sztuki przez nazistów. Oczywiście nie omieszkałam doprecyzować, czy tu chodzi o Niemców;)

Uwielbiam dygresje, podobnie jak autor.  Teraz siedzę i szukam informacji - kim był hrabia Ignacy Korwin - Milewski? Już wiem, że to zwariowany litewski arystokrata, bogacz, koneser, mecenas kultury. Wprawdzie uwalniał malarzy od troski o chleb, ale potrafił jednego z nich wezwać z Paryża, by ten machnął pędzlem i poprawił końskie pęciny. By móc podziwiać galerię polskiego malarstwa (z naciskiem na szkołę monachijską), kupił wyspę na Adriatyku - Santa Catarina - wybudował pałac i tam prezentował dzieła Gierymskiego, Chełmońskiego, Matejki, Pankiewicza, Wyczółkowskiego,  Malczewskiego... Miał intuicję! Już wiem, że muszę przeczytać pamiętniki Stefanii Serafińskiej, bo tam o relacjach hrabiego z Matejką. Szukam też tomu z nowej serii o Panu Samochodziku, bo Niemirski opisał tę wyspę w europejskiej przygodzie... Koniec dygresji.

Spotkanie z pisarzem nie mogło obyć się bez pytań o Szackiego. Przystojny bohater Ziarna prawdy wprawdzie opuścił Sandomierz [moja recenzja tu], ale echa wizyty - a jakże! - są. Z przyjemnością wysłuchałam historii o obrażeniu się sandomierzan za nazwanie królewskiego grodu małym miasteczkiem czy o przepraszaniu pani sprzątającej za to, że w świat poszły słowa o brudnym oknie synagogi, gdzie zawiązuje się akcja. Pomijając, że autor zostawił bohatera na noc w archiwum, co jest niedopuszczalne i niezgodne z przepisami. Cóż tam kryminalna dramaturgia, jeśli na spotkaniu pojawia się pani prokurator w czerwonej sukience, czarnych kozaczkach i wszyscy wiedzą, że uprawiała seks z Szackim! No ale prokurator Sandomierz opuścił i w trzeciej części poznamy jego perypetie w Olsztynie. To ciekawe miasto (choć - według pisarza - zarządzane przez skorumpowaną władzę), bo tożsamość Ziem Odzyskanych warta jest opisania. Też czekam na kolejny tom, choć Szacki już spacyfikowany i ... seksu będzie mniej;)

Spotkanie dobiega końca, jeszcze tylko dedykacja...
I garść refleksji. Spodziewałam się tłumu młodych czytelników, tymczasem średnia wieku to 60+. Co czytają faceci w mojej miejscowości? Czy wypisywanie na forach wciąż o psich kupkach na trawnikach i o tym, co u proboszcza na plebanii, to już szczyt ich możliwości? Dla kogo pisze Miłoszewski? Czy naprawdę tylko dla emerytek?
Wobec braku dyskutantów mogłam zaanektować  gościa i pytaniom nie było końca: o ulubionych autorów (był Dehnel, a jakże!), o sandomierskie szlaki literackie, o (nie)rozłączność dzieła i autora...

Uczciłam Tydzień Bibliotek jak trzeba.

sobota, 17 listopada 2012

Świat na wyciągnięcie ręki

Ja to też jestem trochę taki Janosik. Aparatem fotograficznym i długopisem kradnę cudowne widoki i piękne chwile i potem rozdaję tym biedakom, którzy gdyby wyjechali na miesiąc, to padłaby im firma. - opowiada Leszek Szczasny. Z przyjemnością wzięłam część łupów, ciesząc się ogromnie, że i w moje strony zawędrował ten globtroter, pasjonat, indywidualista. Spotkanie bardzo potrzebne, żeby wytrącić mnie z jesiennej chandry i przypomnieć, że gdzieś świeci słońce i czeka świat.
Bohater spotkania obdarzył nas gawędą snutą na tle multimedialnej prezentacji. W roli głównej wystąpiła Turcja. Kraj bardzo przyjazny Polsce. Relacja z podróży nietypowa, bo zazwyczaj pan Leszek  (leszek po węgiersku znaczy podglądanie, więc jeździ, podpatruje, zagląda pod wszelkie podszewki...) omija metropolie. Tym razem zatrzymał się w Stambule i ukazał nam kolorową rzeczywistość jedynego na świecie miasta położonego na dwóch kontynentach. W praktyce oznacza to np. codzienną jazdę do pracy z Europy do Azji. I taki to kraj - Turcja - zawieszony między europejskością a orientem. Piękne zdjęcia to kolejna pasja podróżnika. Uchwycone szczegóły, codzienność. Kto ciekaw, może obejrzeć na stronie www.leszekszczasny.blogspot.com . Gdy słuchałam, oglądałam, trudno mi było uwierzyć, że to efekty niskobudżetowych wypraw. Minimalizowanie plecaka, dobra mapa, "język w gębie" (politolog) i aparat wystarczą, żeby spełnić marzenia. Przywieziony z wyprawy materiał pisany i fotograficzny stał się impulsem do napisania pierwszej książki. 
Pochłonęłam i będę wracać. Esencjonalny styl pisania, przekonujący. Autor nie miętosi słów "przepiękne", "fantastyczne", a pewnie mógłby. Wyleczony z "pałacowania" (zwiedzania zabytków), nie czuje się marionetką aparatury turystycznej, ale niezależnym obywatelem świata. Brak towarzysza podróży pozwala mu na dialogowanie z kartką, a przede wszystkim na otwarcie się na przypadkowych ludzi. Zezwala też na wybór drogi przez intuicję. Z książką poznaję Ukrainę tęskniącą za lepszym światem, Hiszpanię niechętną autostopowiczom, Grecję, która chce być nazywana Helladą. Dostaję też rzetelny, subiektywny raport bałkański. To niefolderowe oblicza krajów. Tak można pisać tylko wtedy, gdy zwiedza się inaczej. Czyli jak? Marszruty i autostop. Spanie "na dziko" - w grocie, pod balkonem, w lasku, przy ścianie meczetu... A przed zaśnięciem na niezależnym legowisku, spektakl TV NIEBO i zapis w notesie: Cały świat i ja pod jednym drzewem! Największe zmartwienie? Żeby stopy się z butami dogadały. I maksyma autora: Nie chwytaj rzeczywistości - zachwycaj się nią!     W trakcie spotkania autor opowiadał również o pobycie w Mauretanii, więc o afrykańskich penetracjach będzie kolejna książka. Czekam!

Teraz dla tych, którzy lubią, gdy wyglądam spod nicka. Do blogowej zabawy zaprosiła mnie Beata, kochająca Firmina:) Dziękuję i spróbuję krótko odpowiedzieć na pytania.

Niektórzy ludzie sądzą, że można robić wszystko, bo żyje się tylko raz i dlatego trzeba łapać każdą okazję. Natomiast ja uważam, że właśnie dlatego, iż żyje się tylko raz, nie można robić wielu rzeczy, na przykład zawstydzających lub niegodnych, bo już nie będzie się miało drugiego życia, aby to naprawić” (Waldemar Łysiak).  Jakie jest Twoje credo życiowe?
Łysiak ma zawsze rację. Moja krótsza wersja: Bądź dobry, mimo wszystko.

Co Cię ostatnio bardzo ubawiło?
Sporo  ostatnio namieszałam w życiu, więc gdy do klasy nagle bez pukania weszli uzbrojeni, umundurowani dwaj panowie, bez wahania podałam ręce ... do skucia. W końcu okazało się, że przyszli dać dzieciom odblaski;)

21 listopada obchodzimy Światowy Dzień Życzliwości. Czy i jak zamierzasz ten dzień uczcić?-
Postaram się nie zwracać uwagi na zrzędzenie R.

Jaka jest Twoja ulubiona anegdotka?
Biskup przyjeżdża do szkoły specjalnej. Pyta dzieci, kim chciałyby zostać w przyszłości. Nagle Jasio:
- Ja to chciałbym na biskupa.
- No ale to trzeba do takiej specjalnej szkoły chodzić...
- No i chodzę.

Książka, którą powinno znać każde dziecko polskie
"Elementarz małego Polaka. Historia dla najmłodszych" J.J.Szarek, Wyd. Rafael

Jakich słów nadużywasz?
Ja, mnie, moja...

Życie jest zbyt krótkie, żeby… czytać kiepskie książki i pić marne wino.

Odpowiedz Woodemu Allenowi: „Co zro­bisz, gdy ktoś ci przys­ta­wi nóż do szyi, a ty aku­rat dos­ta­niesz czkawki? "
Proszę o coś do picia.

Idealny czytelnik to taki, który... myśli.

Moje ulubione miejsce w Polsce to…  moja gawra; alternatywnie - bieszczadzkie połoniny.

Jakie są Twoje najlepsze sposoby na jesienną chandrę? 
Grzaniec, książka, muzyka.


wtorek, 27 marca 2012

Tu panuje kult reportażu

Jacek Hugo - Bader w Rzeszowie

Reporter rozmawia z generałem demilitaryzowanej armii rosyjskiej:
- A u nas jest powiedzenie: głupi jak ruski generał.
- Dlaczego? - pyta zdziwiony generał.
- No bo was nie lubiliśmy - odpowiada dziennikarz.
- A dlaczego?
- Bo się was baliśmy?
- Dlaczego?! - z coraz większym uniesieniem wykrzykuje rozmówca.
- Bo byliście naszymi okupantami!
- !!!
- To dlaczego wasz czołg stał trzy kilometry od mojego domu?
- Walczyliśmy o pokój! - wykrzykuje  zdumiony generał.

I tak próbowaliśmy dociec, co jest istotą rosyjskiej duszy.
Wróciłam późno, zmęczona okrutnie, ale w takim samym stopniu szczęśliwa. Jacek Hugo - Bader zaczął spotkanie tradycyjną pieriestrojką - zmianą ustawienia mebli, by zniwelować dystans z publicznością. Cały czas bezpośredni kontakt, żywe reagowanie na pytania, humor, zero nadęcia i 200% człowieka w człowieku. Bohater spotkania uprawia najfajniejszy zawód świata, który pozwala mu ciągle być kimś innym. Ma pomysłów na dwa życia. Ubóstwia reportaż uczestniczący, gdy przytula się do tematów i swoich bohaterów. Uwielbia Ruskich. Nie ukrywa, że w Rosji o temat wyjątkowo łatwo. Wystarczy wylądować w dowolnym miejscu i spytać pierwszą napotkaną starszą osobę:
- Jak przetrwałeś tamte czasy?
I już opowieść gotowa.  Nauczył się tego kraju, gdzie panuje niewiarygodna zdolność do zapominania. W Magadanie pomnik upamiętniający ofiary łagrów znajduje się na peryferiach miasta, a w centrum - całkiem niedawno - postawiono pomnik Bierzina - absolutnego władcy Kołymy.
- Za co ich pan zatem uwielbia? - pyta czytelniczka.
- Za dziecinne zdziwienie - odpowiada reporter.
Gdyby Rosjanie wymazali swoją historię, niewiele by im zostało. Tak jak nie lubią Gorbaczowa, bo zabrał im trzy filary propagandy, stanowiące ich siłę: dumę z potężnej armii, loty kosmiczne i osiągnięcia sportowców.
Pozostaje mi czytanie i walka ze stereotypami. Choćby ten o morzu wódki. Dlaczego wodka jest wpisana w rozmowy? Musisz wypić, gdy chcesz się dodrapać do rozmówcy, dojść do bolesnych miejsc, w których rozpoczyna się pamięć. Działa jak znieczulenie, gdy szukasz w człowieku tajemnicy. I tego, co najciekawsze. Stąd może wzięło się porównanie wspomnianej rosyjskiej duszy do mordy spaniela (zawsze smutnej).
Dotychczasowe teksty Hugo-Badera zdają się być nasycone tematem . O czym zamierza pisać w przyszłości? I tu niespodzianka dla czytelników. Pojawią się dwie książki o Polsce, potem o Białorusi i Ukrainie. Tematów rasowy dziennikarz nie zdradza.


Przyszłam wcześniej i udało mi się chwilę porozmawiać z bohaterem spotkania. Pamiątkowe dedykacje? Oczywiście.

sobota, 11 lutego 2012

Zima jest porą lalek

Zima jest porą lalek. Zamknięci w czterech ścianach naszych domów, zmarznięci, okutani w szale, chowamy się do środka siebie. Zagrypieni, bladzi i bezbronni - stajemy się lalkopodobni. [s.157]

Oto Roma Ligocka. Nie ukrywam, że do tej pory książki autorki obchodziłam szerokim łukiem. Nie dlatego, że złe, nie. Uważam, że holocaust ma ogromną obudowę literacką i czuję jej przesyt.  Gdyby tak w lustrzanym odbiciu znaleźć cierpienia Polaków pod okupacją, rzezie na Wołyniu czy prawdziwe losy zaplutych karłów reakcji, byłabym szczęśliwa, że dziejowej sprawiedliwości stało się zadość.

Ale jest spotkanie DKK i jest książka Czułość i obojętność. Przeczytałam z ciekawością. Kolejne rozdziały to odpowiedzi na pytania znane z kwestionariusza Prousta. Zwyczajne i niezwykłe, przybliżające nas do autora i nie. Ulubiona potrawa? Fiołki czy róże? Kolor? Zaleta i wada? Co lubisz u kobiety? Co u mężczyzny? Jak chciałbyś umrzeć?... Niektóre teksty były wcześniej drukowane w miesięczniku Pani, inne powstały dla potrzeb niniejszego wydania. Jaki obraz autorki się wyłania?
Wydaje mi się, że to kobieta nadzwyczaj wrażliwa i samotna. Podejmuje z czytelnikiem grę słowami. Rozplątuje poplątane odpowiedzi, rozmawiając sama ze sobą. Przywołuje we wspomnieniach postacie, których nie ocaliła od zapomnienia w poprzednich książkach. Pokazuje nam swoje różne oblicza. Raz jest lalkomaniakiem, raz siostrą miłosierdzia opiekującą się odchodzącym gejem, by potem stać się mamą gotującą wspaniały polsko-żydowski rosół, a innym razem hodowcą białych róż. Zawsze jednak jest człowiekiem. Chwilami bardzo nieszczęśliwym. Jako pisarka porusza się swobodnie na pograniczu literatury i życia, zdając sobie sprawę z tego, że w momencie zniknięcia literatury zostanie tylko bełkot. Ach, być Anną Kareniną lub Nataszą Rostową! (dlaczego nieszczęśliwą? - myślę). Uchyla rąbka rozmigotanego życia (jakie piękne określenie!), gdzie niedookreślona rzeczywistość zanurza się w marzeniach. Kim być? Może drzewem, które nie tęskni, ma korzenie, nie daje się łatwo przesadzić ani ściąć? Czasem chowa się w spokojny, niezniszczalny i przewidywalny świat Agaty Christie. Innym razem zaraża się ludzkimi zmartwieniami i marnuje czas na bezużyteczne użeranie się z losem. Wszak empatia w dzisiejszych czasach to wada czy zaleta?
Niestety, zakrada się i codzienność. Rozdzialiki przemawiają z nierówną siłą. Np. Podsłuchanych rozmów mogłoby nie być. Niczego nie wnoszą, są podane innym językiem. Podsumowując - to udana próba literacka - a wartość książki podnoszą subtelne szkice postaci rozsypane wśród tekstów. Roma Ligocka jako malarka też bardzo mi się podoba.

I oto dlaczego biorę udział w spotkaniach Dyskusyjnego Klubu Książki. Moje czytelnicze wybory wpychają mnie w utarte koleiny, a książki "zadane" - jak nazywam te klubowe - pozwalają sięgnąć po inną literaturę i poznać autorów, których bym sama nie wybrała. Robi się ciekawiej i bardziej kolorowo w moim literackim światku.

Lektury tygodnia

Oto jak spędziłam tydzień.
Przebudzenie A. de Mello czytam wielokrotnie, by inaczej popatrzeć na spotkanych ludzi i zdarzenia z ich udziałem. Otrząsnąć się, wzmocnić, bronić się. Trzeba mi było tu i teraz.

Noce i dnie mojego życia J.Antczaka - jakże się rozczarowałam! Reżyser zaczął wspomnienia od łódzkiej filmówki, prześlizgnął się po filmowych Nocach i dniach, potem opisał perypetie wyjazdowe. Barańskiej tam prawie nie ma. Są za to laudacje na miarę Oskarów - dla aktorów i filmowców. Są próby rozgrywek w środowisku. Oj, szkoda. A przecież Barbara Niechcic to ja. Najpierw pensja i marzenia. Potem zamążpójście. Wieś, dzieci, praca, zero kultury i kontaktów towarzyskich. Histeryczne duszności i płacz rozrywajacy piersi. Mężowe chcenia i jej niechcenia. Wieczna tęsknota za miłością, a tu trzeba ziemniaki obierać. Troska o dzieci, byt i uciekające życie. I samotność. Miłość, a może bezmiłość? Taki piękny film, a główna aktorka potraktowana marginalnie! W jakim stopniu utożsamiała się z rolą? Czy wygrała tą rolą pozycję w świecie czy dostała się do szufladki? Czy żałuje wyjazdu z Polski? Tysiąc pytań bez odpowiedzi...

Miłosz. Biografia A.Franaszka - cegła z biblioteki. Mnóstwo zdziwień! Bałam się, że to będzie laurka wystawiona z okazji Roku Miłosza, jednak chylę głowę - za  ogrom pracy autora i styl pisania - podziwiam. Księgę  kupić muszę, by popracować nad nią z ołówkiem w ręku i poświęcić jej więcej czasu. Wtedy będę w stanie napisać recenzję. Oto dlaczego nie cierpię bibliotek.

Czułość i obojętność, Roma Ligocka - Wydawnictwo Literackie, Kraków 2009
Wszystkie cytaty pochodzą z tej książki. Zdjęcie autorki wykonane na Targach Książki w Krakowie (2011).