Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jajka. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą jajka. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 22 lutego 2016

shakshuka


Zapraszam Was dziś w podróż do Tunezji, a może do Izraela... w każdym razie na śniadanie które w wolnym tłumaczeniu oznacza nie mniej, nie więcej, co 'wielki bałagan'. Shakshuka to po prostu sadzone jajka, tyle, że zamiast smażone na rozgrzanym tłuszczu, wbijane są w pyszny, gęsty pomidorowy sos. Macie ochotę?



 Bazę stanowią pomidory. Bardzo je lubię, najlepiej świeże i najlepiej późno letnie. Nasze, krajowe. Malinowe i bawołki chyba najbardziej. Rzadko spotykam osobę, która ich nie lubi. Poza sezonem ratuję się słojami z własnymi przetworami, albo puszkami. Moim ostatnim odkryciem były puszki z pomidorkami cherry, kupione podczas tygodnia włoskiego w Lidlu. Ze skórkami, całe, cudnie smakujące kulki. Na nich właśnie przygotowałam shakshukę. Śniadanie smakowało nam tak, że już czekam na sezon pomidorowy, by przygotować ją na bazie świeżych pomidorów z ryneczku. Jeśli macie chęć na miłe, ciepłe, odmienne od coniedzielnej jajecznicy śniadanie, polecam Wam shakshukę. Sprawdzi się również jako danie na wczesną kolację lub jako lek na kaca. 

Przepis na shakshukę pochodzi
 z bloga ChilliBite.pl,
z moimi drobnymi modyfikacjami


- 1 łyżka oliwy z oliwek,
- 1/2 łyżeczki kuminu,
- 1/4 czerwonej papryki,
- 1 szalotka (u mnie pół czerwonej cebuli),
- 1 ząbek czosnku
- 1 duży pomidor malinowy lub bawole serce (użyłam puszkę pomidorków cherry),
- sól morska i świeżo mielony pieprz do smaku
- 2 łyżki grubo siekanej natki pietruszki
- kilka listków bazylii,
- 4 jajka,


Na rozgrzaną oliwę wrzuciłam pokrojoną drobno cebulę, przeciśnięty przez praskę czosnek i kumin. Gdy wszystko ładnie się połączyło, dodałam pokrojoną drobno paprykę. Po kilku minutach dodałam pomidory z puszki, oprószając całość solą i pieprzem. Gotowałam około 5 minut by sos trochę odparował. W gęstym już sosie zrobiłam cztery wgłębienia w które wbiłam jajka. przyprawiłam je solą i pieprzem. Zmniejszyłam płomień i przykryłam przykrywką na 4 minuty, by żółtka pozostały płynne. Przed podaniem posypujemy obficie natką i listkami bazylii.




Danie to przygotowałam wspólnie z innymi blogerkami, w ramach weekendowego Wypiekania. Ich posty ukazały się znacznie wcześniej, ja w blogowanie wdrażam się na nowo powolutku. Mam nadzieję, że mi wybaczą ;)

Gosia z bloga Smaki Alzacji
Iza z bloga Smaczna Pyza
Wiosenka z bloga Eksplozja Smaku
Dorota z bloga Moje małe czarowanie
Agata z bloga Kulinarne przygody Gatity 
Monika z bloga Z chaty na końcu wsi
Bernadeta z bloga Prawo do gotowania z pasją
Magda z bloga Kulinarna piniata
Laura z bloga Cafe Babilon

Smacznego, pa.



wtorek, 23 lipca 2013

sałatka nicejska

W dni takie gorące jak dzisiejszy, moimi ulubionymi posiłkami są proste, szybkie w przygotowaniu sałatki. Na bazie młodych listków, czy to sałaty czy szpinaku, nie ważne. Ważne, by nie trzeba było nic podgrzewać, gotować. No ok... jajka - ale tu maszynka do gotowania odwaliła całą czarną robotę za mnie, ja mogłam cieszyć się konsystencją wspaniałych pomidorów paprykowych które kupiłam dziś na rynku. Coś pięknego. Ich smak, kształt i aromat oddaje wszystko to, za czym wkrótce będę tęsknić. Dlatego jedzmy pomidory, póki na nie czas.

Sałatka nicejska ma dwie odsłony. Albo klasyczną, albo jak to ładnie powiedziano - turystyczną. Znaczy się pod publiczność, pod turystów znaczy się. Ta właśnie wersja zawiera ziemniaki i zieloną fasolkę. Klasyczna z kolei bób i paprykę. U mnie jest moja własna wersja, choć taka czy inna, nicejska sałatka jest jedną z tych klasycznych, tych, które w Waszej kuchni raz, czy też wiele razy, ale muszą zagościć, no po prostu nie może ich zabraknąć, jeśli tylko macie takiego 'fizia' na tle smaków jak ja. I nie tylko ja. Bo dzisiejszą sałatkę przygotowałam wspólnie z 


Wszystkich serdecznie pozdrawiam, a na blogi moich przyjaciół zapraszam gorąco, może to ich wersje przypadną Wam do gustu.


składniki

- listki młodej sałaty (u mnie masłowa, same najmłodsze listki),
- około 5 pomidorów paprykowych,
- 2 jajka,
- 1 czerwona cebula,
- garść czarnych oliwek,
- tuńczyk w sosie własnym (duże kawałki, nie sałatkowa papka),
- kilka kaparów,
- ulubiony dressing do sałaty, ja tym razem polałam jedynie oliwą rozmarynową własnego autorstwa

Jajka gotujemy na twardo, studzimy. Sałatę myjemy, rwiemy na kawałki. Pomidory i cebulę kroimy w plasterki. Ja wybrałam opcję plastrów, ponieważ moje pomidory są podłużne. Jeśli użyjesz okrągłych, pokrój je na uśmiechy, będzie sympatycznie :)

Na sałacie układamy jajko i pomidora, następnie tuńczyka, cebulę, a na końcu oliwki i kapary. Całość lekko skrapiamy oliwą lub dressingiem (oby nie z paczki!!!) i zajadamy.

Smacznego. Pa.

piątek, 17 maja 2013

pierogi leniwe z ricottą

Nie wiem czy istnieje coś lepszego niż widok pałaszującego pierożki faceta. Zderzenie miękkich, jasnych aniołeczków z typowo męsko owłosionym, pełnym testosteronu i pieczątką na ramieniu macho. Lubię to, że macho docenia ręcznie kulane kluseczki taplające się w złotej bułce, maśle i cynamonie. Fakt, sama zjadłam jedynie kilka sztuk, ale gotuję leniwe pierogi tak rzadko, że nie ma chyba ilości której małżowinek by nie pochłonął. Dodatkowo te z ricotty są tak delikatne, że musicie je podać swoim najbliższym. Rozpływają się w ustach, nie mają ani cienia kwaskowego smaku jaki daje nasz rodzimy twaróg i są lekkie jak chmurka za sprawą ubitych białek. Polecam, niezależnie czy podacie je komuś wyjątkowemu, czy zaplanujecie na romantyczny wieczór w kapciach sam na sam z Ryanem Goslingiem w jednej z jego ról. Są tego warte. Po prostu.

składniki

- 500g ricotty (kubeczki 2x 250g)
-  2 jajka,
- około szklanki mąki pszennej,
- pół szklanki cukru,
- szczypta soli

oraz
- 2 łyżki masła,
- kopiasta łyżka bułki tartej,
- szczypta cynamonu i cukier do podania

Ser, żółtka i cukier mieszamy dokładnie razem. Następnie delikatnie dodajemy przesianą mąkę oraz ubite z solą na nie do końca sztywną pianę z białek.  Pianę stopniowo, po łyżce dodajemy do masy. Następnie masę na pierogi przekładamy na oprószoną mąką stolnicę i przy użyciu jak najmniejszej ilości mąki formujemy wałeczki które kroimy na ukośne kluski - jak kopytka. Gotujemy partiami we wrzątku do momentu aż wypłyną na powierzchnię.

Na małej  patelni rumienimy suchą bułkę tartą - najbezpieczniej na małym ogniu. Dodajemy masło i razem topimy. Pierogi podajemy z bułką i masłem, posypane cynamonem i cukrem kryształem.

Smacznego. Pa.

czwartek, 9 maja 2013

najlepsza babka pomarańczowa od żony Gordona

Znacie smak babki cytrynowej? Różni się od zwykłej,  tej piaskowej, prawda? Jest taka wilgotna, aż chciałoby się powiedzieć, że soczysta. Zwykła, ta kupiona w folii babka zdarza się smakować jak nadgryziona plaża. Sucho rozsypuje się po podniebieniu sprawiając, że rozpaczliwie szukamy herbaty by czym prędzej pozbyć się jej z ust. No takie przynajmniej moje zdanie, może gdzieś na świecie czeka na mnie zupełnie inna babka piaskowa. Tylko, że jeśli czeka, jest zaprzeczeniem swojej nazwy... 
Nie wiem czy to za sprawą cytrusów czy z uwagi na ilość masła, ale ta babka okazała się po prostu idealna. Smakowała nam bardzo, a nuta pomarańczy (choć jestem anty skórkowa, przyznaję szczerze) jest bardzo delikatna, nie dominuje w wypieku, ustępując za to miejsca najlepszemu w świecie masłu. Pychotka. Przepis w oryginalnej wersji zawiera sok i skórkę z cytryny, mi jednak ufiksował się dzień bardziej pomarańczowy i nie żałuję podmianki w przepisie. Wybór owocu pozostawiam Wam, może ktoś spróbuje z limonką?

Przepis pochodzi z przepisu żony Gordona Ramsaya, Tany Ramsay - choć kto wie, może i on maczał w tym paluchy? Nie, nie ma opcji, wypiek jest pozbawiony przekleństw i pikanterii, jest tak kobiecy, jak tylko maślany wypiek może być. Brawa dla kobiecych, sprawnych dłoni!

składniki

- 225g miękkiego masła,
- 225g cukru kryształu,
- 4 jajka,
- otarta skórka z 1 cytryny (u mnie z caluśkiej pomarańczy oraz jej sok),
- 225g mąki (z łyżeczką proszku do pieczenia)

na polewę
- sok z 1,5 cytryny (u mnie z 1 pomarańczy),
- 85g cukru

Masło ucieramy robotem na biało, następnie dodajemy cukier i dalej ubijamy. Następnie dodajemy powoli po jednym jajku, czekając aż masy się połączą, dopiero wtedy dodajemy kolejne. Następnie delikatnie mieszamy z przesianą mąką i dodajemy skórkę i sok. przekładamy do wysmarowanej masłem keksówki (u mnie jedna długa, ok 25cm). Pieczemy w temperaturze 180 stopni przez około 40, 50 minut, sprawdzając patyczkiem, czy środek ciasta jest upieczony. Nie powinien kleić się do niego. Na gorące jeszcze ciasto wylewamy sok wymieszany z cukrem. I tu moja mała uwaga, z syropu w życiu nie powstanie kucier, co najwyżej kryształki mocno wtopione w ciasto. Minus dla bbc za oszukane foto. Po zastygnięciu i wystudzeniu, pałaszujemy.

Smacznego. Pa.


czwartek, 2 maja 2013

barszcz zabielany z ziemniaczkami

Nie gotuję go zbyt często, zazwyczaj gdy zostanie większa reszta barszczu. Zostaje rzadko, bo go uwielbiamy i wypijamy do ostatnich kropli. Tym razem jednak szczęśliwie się złożyło i proszę. Oto jest. Wspaniały, przywodzący na myśl kuchnie babć, barów mlecznych lub szkolnych stołówek. Słodki, kwaśny, koniecznie z ziemniakami z cebulką, skwarkami lub jajkiem. Koniecznie z kwaśną śmietaną i pachnący majerankiem. Taki typowo polski smak. Barszcz którego resztę wykorzystałam ugotowała moja Mama. Dorzuciła masę suszonych buraków, które serdecznie Wam polecam, jeśli tylko dostaniecie jakieś dobre, bez chemii produkty. Te wiórki po ugotowaniu przeistaczają się w kostki buraków. Dodatkowo nadają zupie intensywniejszej barwy, gdy przypadkiem przegotujemy i tym samym odbierzemy barszczowi jego rubinowy kolor. Nie znam nikogo, kto nie lubiłby zabielanej wersji barszczu.

składniki

- około 500 ml barszczu z poprzedniego dnia,

przepis na barszcz znajdziecie tutaj 

- 2 łyżki kwaśnej śmietany,
- ewentualnie dodatkowy cukier, sól, ocet winny do smaku,
- łyżka mąki, dla tych, którzy wolą gęsty barszcz zabielany,

-2 duże ziemniaki,
- 1 mała cebula,
- kilka plastrów tłustej szynki, boczku lub innej wędliny,
- 2 jajka ugotowane na twardo,
- sól,
- natka pietruszki

jako rodowita pyrka dzielę się z Wami moim ziemniaczanym sercem
'my potato heart will go on'

Barszcz przecedzamy przez sito, dodając jedynie warzywa (chodzi o odcedzenie mięsa, grzybów, itd.) Podgrzewamy, doprowadzając niemal do wrzenia. Wtedy dodajemy kwaśną śmietanę (z ewentualną mąką) ogrzaną gorącym barszczem, dla wyrównania temperatur. Mieszamy, i skręcamy gaz. Zupę mamy gotową. Ziemniaki gotujemy w osolonej wodzie, po odcedzeniu dodajemy do nich mleko i dusimy na gładko. Okraszamy podsmażoną na złotą cebulką lub cebulką z wędliną. Podajemy razem, lub dodatkowo z jajkiem, i zupą posypujemy natką. Wedle uznania.

Smacznego. Pa.

sobota, 1 grudnia 2012

bezmięsne curry z jajkiem i 'życie pi'

Zastanawiałam się co ugotować, by było bezmięsnie, ale sycąco. Pomyślałam o jajkach i o czymś w hinduskim stylu, curry mile rozgrzewającym nasze brzuszki. Curry które powstało, było moim obrazem namalowanym od A do Z, przyznaję, że byłam całkiem dumna z efektów. Jedynym błędem jaki popełniłam, było zbyt długie 'moczenie' jajka w gorącym sosie, przez co jak widzicie lekko mi zieleniało z gorąca. Następnym razem wrzucę do sosu jajka na pół miękko, z nadzieją że środek żółtka pozostanie minimalnie płynny.  Kochamy z Marcinku takie dania, nie mogę się doczekać kiedy trafimy do hinduskiej knajpki z prawdziwego zdarzenia, by spróbować nowych smaków w cudzym wydaniu, by poszerzyć moje kulinarne horyzonty.

Wiecie? Bardzo żałuję, że w kinach ukazuje się tak niewiele ekranizacji książek które wywarły na mnie olbrzymie wrażenie. Może zbyt surrealistyczne fikcje Jonathana Carrola są zbyt ciężkie do nakręcenia, ale reszta? W końcu czytam nie tylko jego książki. Bardzo cieszę się, że wkrótce zobaczymy 'Życie Pi', pióraYanna Martela. To jedna z moich ulubionych książek, odbiła się w mojej wyobraźni niezwykłą ilością barw. W zwiastunach widziałam podobne kolory, tym bardziej czekam na film z olbrzymią nadzieją, że po raz pierwszy dorówna on książce. Nie wiem czy taka sytuacja jest w ogóle możliwa, już niedługo się przekonamy. A wszystkim tym, którzy książki jeszcze nie znają, polecam gorąco. Filozoficzna historia o chłopcu przemierzającym wody oceanu, z olbrzymim tygrysem na pokładzie łodzi. Nierealne, jednak jeśli lubicie takie nierzeczywiste klimaty, przeczytacie z zapartym tchem. Historia o strachu, woli życia, przyjaźni człowieka z wielkim dzikim kotem, słowem syrop z ludzkich emocji, słabych i mocnych stron. Może dziecko we mnie ukryte jest większe niż myślałam, bo baśniowe książki nigdy mi się nie nudzą. Być może faktycznie powinnam czytać 'Chłopów' i inne polskie dzieła, ale chyba jeszcze nie dorosłam. Sorry...




przepis na pyszne bezmięsne curry z jajkiem

- jajka, po 1 na osobę,
- żółta fasolka szparagowa,
- 1 cebula, 
- 2 ząbki czosnku,
- 4 dojrzałe pomidory (na obecną porę roku lepiej wybrać pomidory w puszce),
- ulubiony ryż,
- 2 kuleczki ziela angielskiego,
- liście curry, (suszone)
- klarowane masło,
- 1 łyżeczka  kuminu, kolendry, kurkumy, chilli, sól.

 Dodałam jeszcze łyżeczkę curry, myślę jednak, że w tych smakach można dowolnie eksperymentować z ulubionymi przyprawami. Wypróbowałam też z garam masalą...

Ryż gotujemy wg przepisu na opakowaniu, z solą i zielem angielskim. Cebulę i czosnek rozdrabniamy malakserem, by uzyskać efekt tartej papki. Na klarowanym maśle chwilę smażymy przyprawy, bez liści. Dorzucamy cebulę i czosnek, smażymy około 5 minut. Następnie dorzucamy fasolkę, trochę wody i gotujemy na pół twardo. Teraz dodajemy pomidory i gotujemy do zredukowania. Do gorącego sosu, już po skręceniu ognia wkładamy na 5 minut jajka, by ich wierzchnia warstwa białka zmieniła kolor i smak. Podajemy z kolendrą lub natką i ryżem.

Smacznego. Pa.


środa, 12 września 2012

sałata z fioletowym kalafiorem i Michael Cunningham

Ta książka długo czekała, bym o niej napisała. Czekała na odpowiedni przepis i odpowiedni czas. Czytaliście 'Godziny'? Tak na prawdę, to dopiero one przyniosły sławę autorowi, a 'Dom na krańcu świata' był  jego debiutem, moim zdaniem bardzo dobrym debiutem. Jak każda godna uwagi powieść, tak i ta jest wielowymiarowa, zależnie od wrażliwości czytelnika uwypukla inne sprawy jako najistotniejsze. Porusza niełatwe kwestie mniejszości seksualnych i robi to jednocześnie subtelnie i szorstko. Zrozumienie? Tak, jak najbardziej jest czytelne, także tolerancja. Jednak co powiedzieć o bohaterze, który nienawidzi swojego partnera i brzydzi się tym, że choruje na AIDS? Może po prostu w ten sposób autor ukazuje nam nasze ułomności, nie kreuje wyidealizowanych postaci? Jonathana i Bobbiego poznajemy w ich najlepszych czasach dzieciństwa. Nierozłączni przyjaciele z różnych domów, borykający się z innymi problemami. Zakochani w sobie czy też nie, przeżywają z sobą pierwsze namiętne chwile, by następnie na jakiś czas zniknąć ze swego życia i pojawić się w nim w dorosłym życiu, jako inni ludzie.

Piszę o książce dziś, bo tak jak bohaterowie nie wiem czy ten dom na krańcu świata wreszcie stoi przed moimi oczami, czy muszę jeszcze wędrować, by znaleźć swoje miejsce. Jestem w o tyle lepszej sytuacji, że wiem kim jestem, nie muszę szukać siebie. Oni ta drogę przebywają na oczach czytelnika, drogę która nie jest ani prosta ani gładka. No i wreszcie moja sałatka. Kalafior w niej jest inny, choć smakuje prawie identycznie jak tradycyjny. Ma tylko inny kolor. Zwyczajny, nie zwyczajny, tak jak bohaterowie mierzący się z własną seksualnością, akceptacją w oczach środowiska jak i własnych. A akceptacja samego siebie bywa trudniejsza niż zapewnienia tysięcy oczu o tym, że wszystko z nami ok...



Nie wiem czy swoimi własnymi przemyśleniami, a nie recenzja zachęcę kogokolwiek do lektury, jednak jest to jedna z ciekawszych współczesnych, nienagłośnionych powieści jakie miałam w rękach. Na prawdę polecam.


składniki

- główka fioletowego kalafiora,
- sałata (dodałam strzępiastą, bo taką Mama kupiła) :)
- jajko na twardo,
- czerwona cebula,
- pierś z kurczaka
- 2 łyżki oliwy,
- ulubione zioła,
- płatki chilli, 
- kilka kropli soku z cytryny,
- szczypta cukru, soli i pieprzu

Kalafior myjemy, dzielimy na różyczki, gotujemy w osolonym wrzątku ze szczyptą cukru. Pierś z kurczaka przecinamy na dwie płaskie części. Marynujemy w ziołach, przyprawach i oliwie (łyżkę marynaty zachowujemy przed marynowaniem), smażymy z obu stron na złoty kolor. Sałatę płuczemy, układamy na  talerzu, dodajemy kalafior, jajko, kurczaka pokrojonego w cienki paski, cebulę w piórkach (ilość zależna od Waszych upodobań) i skrapiamy oliwą z przyprawami. 

Smacznego, pa

niedziela, 9 września 2012

kedgeree z wędzonym łososiem

Cóż za weekend. Śpiewam na głos w domu, by nie było aż tak rażąco cicho... Marcinq we Francji, rodzice w Karpaczu SPAmują, a Fuks, (nasz poznański labrador) zbyt wylewny  nie jest... Gotuję co mi się podoba, tradycyjnie bez mięsa, bo mięsożerca wyjechał. Dzisiejsze danie zajęło drugie miejsce w konkursie organizowanym przez PODRAVKĘ na blogu Filozofia smaku, bardzo dziękuję :) i pierwsze miejsce na naszym stole odnośnie ulubionych dań ryżowych. Smakuje szczególnie wtedy, gdy łosoś przyjedzie wprost znad morza, a ja wiem, że został dobrze uwędzony. W połączeniu z curry, ryżem i jajkiem smakuje na prawdę wybornie, musicie spróbować. Kedgeree jest daniem australijskim, zawsze zawiera wędzoną rybę, od Was zależy jaką użyjecie, jajka ugotowane na twardo, ryż i curry. Skropione cytryną jest po prostu przepyszne. Jeśli jesteście fanami włoskiego risotta, ta wariacja ryżowa z pewnością trafi do Waszego menu. 

Zostawiam Was z przepisem, uciekam na spacer, kto wie, może to ostatnia taka piękna niedziela tego lata...


składniki

- 200g wędzonego łososia,
- szklanka białego ryżu, ja wybrałam parboiled,
- 2 jajka ugotowane na twardo (najlepiej w lekko miękkim środkiem żółtka),
 - pęczek dymki, (choć w oryginale występuje natka)
- 1 mała cebula,
- sok z połowy cytryny,
- łyżeczka curry,
- sól i świeżo mielony pieprz,
-olej roślinny

Cebulę kroimy w drobną kostkę i szklimy na niewielkiej ilości oleju roślinnego. Dosypujemy curry i mieszamy do uzyskania cebulowej, żółtej papki. Następnie dorzucamy wypłukany, moczony przez około
godzinę ryż i mieszamy. Zalewamy szklanką wody i mieszamy aż do wchłonięcia, podobnie jak w przypadku włoskiego risotta. Gdy ryż będzie miękki dorzucamy większość łososia, zachowując niewielką część. Mieszamy, dodajemy dymkę. Przyprawiamy, skrapiamy sokiem z cytryny,  tuż przed podaniem dodajemy resztę łososia oraz jajko ugotowane na średnio twardo, uważając, by nie przegotować.

Smacznego, pa.

środa, 4 kwietnia 2012

die kartoffelsalat

Kolejna odsłona wyraźnego smaku. A na dodatek niezwykle ekonomiczna i wykonana z dostępnych pod ręką składników. Pyszna, choć nie z lekkich listków sałat. W śród sałatek jest raczej poczwarką niż motylem. Cięższa, ale nie szkodzi. Dla mnie jedna z ulubionych. Jadłam gotową z niemieckich marketów, jadłam domową u Cioci Beaty (Ciociu, dziękuję za przepis!) na przyjęciu urodzinowym kuzyna. Domowa jest zdecydowanie lepsza. Zresztą jak wszystko, to oczywiste. Mimo, że mogłoby się zdawać, że brakuje jej kolorków, to mi przypomina wiosnę i wystawianie buzi do słonka na postojach w Bawarii, kiedy to jechaliśmy na deski. Jodłowanie, szorty, kapelusze, szarotki. Piękne. Piękno nie zawsze musi być eteryczne i w rozmiarze xs.

składniki (przepis od cioci, od siebie dodałam jajka)

- 3 średniej wielkości ziemniaki,
- 1 średnia cebula,
- 2 jajka,
- szczypiorek

sos

-majonez i jogurt w proporcji 1:1,
- ocet jabłkowy,
- sól, pieprz, cukier puder

Ziemniaki gotujemy w osolonym wrzątku (u mnie już w plastrach, by szybciej...), jaja gotujemy na twardo, studzimy. Cebule kroimy w bardzo cienkie półksiężyce. Mieszamy składniki na sos, przyprawy wedle uznania i smaku, dodając około 2 łyżeczek octu jabłkowego. Jajka kroimy na księżyce, mieszamy z ziemniakami, cebulą i sosem. Odstawiamy, by smaki się 'przegryzły', podajemy ze szczypiorkiem.

Smacznego. Pa.

W czasie przygotowania sałatki polecam moją ulubioną
(właściwie jedyną...) niemiecką kapelę.


sobota, 4 lutego 2012

pastitsio

Po ostatnim ziemniaku z sosem tzatziki apetyt na grecką kuchnię mnie nie opuszcza. Dostałam w prezencie od kuzynów greckie migdały, z których niedługo skomponuję jakieś aromatyczne łakocie. Pamiętam też, gdy kiedyś prezentem kulinarnym przywiezionym z Grecji była.... cebula - zabawne, ale jak ona smakowała... jestem fanką czerwonej cebuli za jej słodycz, jednak tamta smakowała o niebo lepiej niż dostępne u nas gatunki.

Przepis na tradycyjne greckie zapiekanki znajdziecie w książce z serii Kulinarne Podróże, wydanej przez Rzeczpospolitą. Moja wersja jest lekko odchudzona, bo próbowałam troszkę uszczuplić beszamel, jednak jak widać na zdjęciu efekt jest średni. Albo nawet bardzo średni, dlatego podaję przepis zgodnie z książką. Zajadam i marzę o wakacjach, pocieszając się faktem, że biało niebieskie domki są tzw. chwytem marketingowym, a Ateny są słabiej rozwinięte od naszych wielkich miast. Opowieści o braku chodników i wszędobylskich śmieciach lekko poprawiła mój humor, jednak nadal chcę do lata. Expressem!

Jeżeli planujecie podać pastitsio na kolację dla gości,
proponuję przygotować ja wcześniej, później odgrzać i dopiero kroić.
W innym wypadku będzie wyglądać właśnie tak...


składniki

- 250g makaronu,
- 2 lekko ubite jajka,
- 3/4 szklanki tartego parmezanu,
- 2 łyżki pokruszonego pieczywa,

- 2 łyzki oliwy,
- 2 posiekane cebule,
- 750g wołowiny (u mnie wieprzowina, akurat miałam...)
- 1 puszka pomidorów,
- 1/3 szklanki przecieru pomidorowego,
- 1/2 szklanki wody,
- 1/4 szklanki białego wina,
- 1 kostka bulionu wołowego (pominęłam oczywiście....)
- 1/2 łyżeczki mielonego cynamonu (dodałam znacznie więcej)
- 1 lekko ubite jajko,

- 90g masła,
1/2 szklanki mąki pszennej,
- 3 1/2 szklanki mleka,
- 1 szklanka tartego parmezanu,
- 2 żółtka

Rozgrzej piekarnik do 180 stopni. Nasmaruj płytki naczynie żaroodporne, Przygotuj sos mięsny. Ugotuj al dente makaron, odcedź i ułóż w formie wymieszany z serem i jajami. Dociśnij makaron, pokryj warstwą sosu mięsnego. Następnie pokryj warstwą sosu serowego. Posyp kruszonym pieczywem. Piecz w piekarniku około godzinę. Przed podaniem lekko przestudź.

Smacznego. Pa.



poniedziałek, 16 stycznia 2012

smażony ryż z pieczarkami i Kazuo Ishiguro

Zazwyczaj mówimy, że film nie jest w stanie dorównać książce, na podstawie której został nakręcony. No i najczęściej mamy rację, chyba wszyscy się ze mną godzą. Ale jest jeden taki zestaw, który i w na ekranie i w wersji papierowej w dłoni, bardzo mnie poruszył. Chodzi mi o...

'Nie opuszczaj mnie' Kazuo Ishiguro

i wcale nie było tak, że najpierw widziałam film, dzięki czemu nie rozczarowałam się ekranizacją. Najpierw była książka. Na którą szczerze mówiąc trafiłam szukając czegoś zupełnie innego. Liczyłam, że znajdę kolejny opis klimatycznych miast Japonii. I co? Okazało się, że w książkach autora wychowanego w Wielkiej Brytanii, bardziej wyczuwalny jest aromat popołudniowej herbatki, niż kwiatu kwitnącej wiśni. Nie żałuję, jestem oczarowana tym, co ukazał. Nie chcę pisać o czym dokładnie mówi książka i apeluję - nie szukajcie recenzji na forach książkowych, bo zepsujecie sobie cały sens czytania książki. Od siebie powiem tylko, że to historia dzieci żyjących w przedziwnej szkole z internatem, z której nikt nigdy nie wychodzi, a tajemnicza kobieta która je odwiedza zdaje się unikać ich wzroku i dotyku jak ognia, jakby się ich bała. Dzieci dorastają, borykają się z typowymi dla swojego wieku problemami i dodatkowo szukają odpowiedzi na pytanie dlaczego ich życie musi wyglądać właśnie TAK. Myślę, że sztuką było ukazanie tego, co bardziej pasuje do roku 2134 niż do dnia dzisiejszego.



Co do filmu, role Carey Mulligan i Keiry Knightley wspaniale ukazały to, co działo się w psychice jednej i drugiej bohaterki. Nie jest może najlżejszy, ale dodający kolejny wymiar do naszych głów. Polecam, jednocześnie zapraszając na wegetariański, smażony ryż.

składniki

- 2 szklanki ugotowanego wczesniej ryżu - danie doskonale pochłania nadwyżki powstałe w wyniku przesypamnia się ziaren do garnka,
- 2 jajka,
- pół szklanki mrożonego groszku,
- dymka - mniej więcej dwie długie cebulki,
- 5 pieczarek,
- sos rybny,
- słodki sos chili,
- kilka kropli oleju arachidowego

Jajka mącimy z kilkoma kroplami sosu rybnego. Kroimy pieczarki i lekko prażymy na suchym woku. Kroimy dymkę ukośnie. Pieczarki odwracamy i nadal chwilę prażymy. Ściągamy i wlewamy olej na woka. Mocno rozgrzewamy, wlewamy jajka. Gdy od spodu się zetną (około minuty) Dorzucamy dymkę, groszek i ryż. Mieszamy energicznie, dodajemy pieczarki i sos chili. Gotowe. Szybciej się nie da!

Smacznego. Pa.

czwartek, 13 października 2011

muffiny z malinami i białą czekoladą


Są dni, kiedy bez cienia wątpliwości pieczemy coś dla siebie. Nie krążą wtedy po głowie myśli czy IM, JEMU, JEJ będzie smakowało, tylko - dodam więcej czekolady, bo tak właśnie lubię! Ja! I takich dni życzę dziś sobie i Wam jaknajwięcej. By kuchnia była miejscem w którym tworzymy również z myślą o sobie. Ja taki dzień miałam wczoraj, by dziś cieszyć się tymi przepysznymi muffinami. Smakują najlepiej gdy wystygną, wtedy czekolada znów z płynnej staje się stała i cieszy jeszcze bardziej. Śmiem twierdzić, że lepszych jeszcze nie upiekłam. W ramach 'treat yourself' zrobiłam nawet coś więcej. Wyczyściłam do połysku piekarnik. Często używany, chwilami patrzył jakoś tak krzywo zza pochlapanej szybki, więc poprawiłam sobie i jemu humor. Miło było dziś rano z kubkiem gorącej kawy siedzieć w kuchni i uśmiechać się do swojego odbicia w czystej szybce. Zapraszam dziś wszystkich na muffiny. Miłego dnia!


składniki na 12 muffinek

- szklanka mąki,
- pół szklanki cukru
- mleko + jajko + łyżka jogurtu naturalnego + 3 łyżki roztopionego masła
(tak by całość dała szklankę płynu)
- tabliczka białej czekolady,
- 200g malin
- łyżeczka (płaska) proszku do pieczenia i druga sody oczyszczonej


Suche składniki, łącznie z pokruszoną na drobne kawałki (kosteczna na4) czekoladą mieszamy, dodajemy mokre składniki, na końcu delikatnie dodajemy maliny. Wypełniemy papilotki (piękne słowo...) masą i pieczemy około 25 minut w temperaturze 180 stopni.

Smacznego. Pa.

sobota, 24 września 2011

sałatka na pożegnanie lata

Jesień. Jak na razie piękna i słoneczna, sucha i kolorowa. I oby długo taka pozostała... Ostatnio zimy dają mi tak w kość, że na prawdę potrzebuję pięknej jesieni, by te czapy śniegu z ubiegłych lat nie czaiły się w moim umyśle jak najstraszniejszy potwór.

I teraz zmieniając temat, opowiem o serku. W sklepie często na niego trafiałam, ale nikt nie potrafił mi powiedzieć co to właściwie jest. Biała kulka w folii, opisana mianem Capri, serek typu włoskiego. Do tego sympatycznie uśmiechająca się krówka na opakowaniu. Czy to mozzarella? Nie. Twaróg? Nie. To proszę pani jak on smakuje? Nie wiem, dobry. (!!!!!) W końcu kupiłam. I już wiem. Konsystencja zbliżona do mozzarelli, ale w smaku kwaskowy, jak nasz twaróg. Do sałatki idealny. Pomidorowej, z wygrzanych czerwonych kul, za którymi będę tęsknić. Adio pomidory....


niniejszym informuję,
że z powodu nadejszłej jesieni i braku najlepszych pomidorów,
powracam do mojej ukochanej używki
ketchupu


składniki

- 4 najpiękniejsze pomidory, (z ryneczku, nie z marketu)
- 3 jajka ugotowane na twardo,
- serek Capri typu włoskiego (maja różną gramaturę, proponuję wybrać duży),
- kilka łyżek majonezu (w Poznaniu Pegaz, tutaj Pomorski),
- pęczek szczypiorku (gruby sprawdza się najlepiej),
- sól i pieprz


Pomidory nacinamy na krzyż i zlewamy wrzątkiem. Jajka kroimy w dużą kostkę, ser także. Do miski wkładamy jajka. Smarujemy lekko majonezem. Dodajemy połowę pomidorów. Posypujemy sola, pieprzem. Nakładamy ser, smarujemy majonezem. Znów pomidory, przyprawy i sporo szczypiorku. Pomidory, szczególnie te bardzo soczyste warto osączyć na sitku, by sałatka nie pływała.

Smacznego. Pa.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...