Pokazywanie postów oznaczonych etykietą curry. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą curry. Pokaż wszystkie posty

środa, 29 maja 2013

migdałowo kokosowa korma z krewetkami

Czy można zaprzyjaźnić się w krewetką? Jeśli ona tak patrzy... i patrzy... a my myślimy jedynie o tym, by ją zjeść. Nie można. Trzeba za to wytłumaczyć sobie, że krewetka patrzy na nas nie okiem, tylko zielem angielskim. I wtedy idzie jakoś łatwiej. Koniec bajek, czas na konkrety. 

Wiecie jak uzyskać bardziej krewetkowy smak czegokolwiek, co postanowiliście ugotować? Nie wyrzucajcie głów i pancerzy. Zalejcie je wodą, dodajcie soli i pozwólcie całej krewetkowej kwintesencji przejść do wywaru. Wtedy dopiero możecie pozbyć się bezużytecznych części krewetki. Ja na takim właśnie wywarze przygotowałam tą oto kormę i muszę powiedzieć, że była dobra. Krewetkowa, łagodna, idealnie migdałowo kokosowa, indyjska. Łagodna, bo taka właśnie korma być powinna, z resztą zbyt ostry smak jakoś kłóci mi się ze smakiem krewetek. Danie jest kolejnym, powstałym z dodatkiem sosu Pataks, tym razem padło na ten, na którym uczyłam się i darzę go sporym sentymentem. Gdy jeszcze w Anglii postanowiłam zapoznać się z orientalnymi smakami, sos Korma by Pataks był pierwszym, który wprowadził mnie w świat indyjskich smaków. Świadomie wybrałam najpierw łagodny, delikanty smak, by później zaryzykować mocniejszych, ostrzejszych sosów. Polecam każdemu nowicjuszowi, jak i laikowi nieznającemu smaków wschodu. Nie masz czasu by samodzielnie przygotować sos? Użyj całego słoiczka, przekonaj się o jego bardzo wysokiej jakości i przyzwoitym składzie.

składniki

- 500g krewetek (u mnie 8/12),
- 200ml wywaru ugotowanego na główkach i pancerzach krewetek,
- 1 średnia, żółta cebula,
- 2 ząbki czosnku,
- puszka mleka kokosowego,
- 4 łyżki sosu Korma firmy Pataks (ewentualnie łagodne przyprawy kuchni indyjskiej i jogurt naturalny),
- 3 łyżki płatki migdałów,
- łyżka wiórków kokosowych + 2 łyżeczki
- 3 łyżki oleju roślinnego,
- sól i pieprz



Krewetki obieramy urywając im bestialsko (żart...) główki, a pancerze zdejmujemy rozcinając nożyczkami od strony urwanej główki, do przedostatniego segmentu. Rozdzielamy mięso z ogonkiem od pancerza. Płuczemy, wyciągamy strunę jelita. Pancerze i główki zalewamy 200ml wody, solimy i gotujemy na wolnym ogniu około 10 minut. Odcedzamy i zachowujemy płyn. 

Ryż gotujemy w osolonej wodzie, dodając niewielką część mleka kokosowego z puszki, oraz 2 łyżeczki wiórków kokosowych.

Cebulę i czosnek bardzo drobno kroimy lub traktujemy malakserem. Wrzucamy na rozgrzany olej i szklimy. Wlewamy płyn krewetkowy i doprawiamy przyprawami, bądź po zagotowaniu dodajemy sos Pataks. Gdy sos zacznie gęstnieć, dodajemy mleko kokosowe, płatki migdałów oraz wiórki. Doprawiamy do smaku, pamiętając, że część soli przejdzie zaraz do krewetek. Wrzucamy krewetki na 4-5 minut do gorącego sosu, trzymając danie cały czas na niewielkim ogniu.Podajemy z ryżem oraz dekorujemy migdałami.

czwartek, 23 maja 2013

ostra tikka masala z cieciorką i batatami z dodatkiem sosu Pataks

Dziś będzie wyjątkowo ostro. A to za sprawą niepozornie wyglądającej, jednak niesamowicie temperamentnej papryczki. Oj dała nam popalić, dała. Ale spokojnie, nie tak, żeby ciężko było zjeść, jednak ręka którą kroiłam tego dnia składniki nosiła ostry smak na palcach przez kolejne trzy dni. I daję słowo, myłam ręce wielokrotnie. Podobno sok z cytryny pomaga, dowiedziałam się niestety po fakcie. 

Wracając do dania łączy ono smaki cudownych, mało popularnych w naszej rodzimej kuchni smaków razem z aromatycznym sosem pełnym przypraw i ostrością małej, wspomnianej wcześniej Scotch Bonnet. Do przygotowania sosu i marynowania kurczaka użyłam produktu gotowego, który mogę polecić wszystkim, dla których skomponowanie własnego zawiesistego sosu z nutami orientu to jeszcze za wysokie schody. Sama, gdy poznawałam smaki kuchni indyjskiej kupowałam sosy Pataks, by w przyszłości wiedzieć w którą stronę mam iść, by komponować własne dania. Jeśli nie boisz się sosów ze słoiczka, poza tym masz wenę, by dodać własne składniki, kup. Przekonaj się, że po Pataksie nie ma ani zgagi ani niestrawności. 


składniki

- 1 podwójna pierś z kurczaka,
- puszka cieciorki,
- 2 słodkie ziemniaki,
- 1 żółta cebula,
- 1/4 papryczki chili ( Scotch Bonnet)
- słoik sosu Pataks Tikka Masala,
- puszka mleczka kokosowego,
- ryż basmati,
- garść kolendry,
- sól i pieorz do smaku,
- szczypta kurkumy,
- olej roślinny (rzepakowy)

Ryż gotujemy w słonej wodzie na sypko. Kurczaka kroimy w paseczki lub kostkę i marynujemy w połowie zawartości słoika sosu tikka masala, dodając szczyptę kurkumy (u mnie jeśli chodzi o kurkumę szczypty są pokaźne). Mięso odkładamy do lodówki na około godzinę. Ziemniaki obieramy, kroimy w sporą kostkę. Cebulę również. Cieciorkę odcedzamy na sitku. Na oleju smażymy najpierw zamarynowane mięso. Gdy białko się zetnie, zdejmujemy mięso z patelni, dzięki temu w późniejszym gotowaniu będzie soczyste. Dolewamy oleju i szklimy cebulę. Dodajemy ziemniaki i mieszamy przez około minutę by lekko się przesmażyły. Zalewamy mleczkiem kokosowym i resztą sosu Tikka Masala. Teraz dodajemy chili pokrojone drobno, uwaga na palce!!! Najlepiej zrobić to w rękawiczkach. Dorzucamy mięso i cieciorkę. Po około 5 minutach gotowania na małym ogniu próbujemy i solimy wedle uznania. Ja nie soliłam już wcale. Danie podajemy z ryżem i listkami kolendry.

Dziękuję firmie Pataks za udostępnienie produktu.
Smacznego, Pa.

poniedziałek, 4 marca 2013

duńska sałatka śledziowa

Śledziówy autorstwa mojej Mamy nie przebije nic. O tym jak ziele angielskie z ziemniakiem i śledziem wspaniale komponuje się w sałatce wspominałam tutaj, przy okazji jednego z ubiegłych dni kobiet, który w końcu mamy i teraz coraz bliżej. Wiosna w powietrzu, a z jej okazji mocne postanowienie. Będziemy jeść więcej ryb.  Śledzi także.

W poszukiwaniu nowych smaków skusiłam się na połączenie śledzia z curry, a to właśnie znajdziecie w duńskiej sałatce. Dzięki wyprawom morskim orientalne przyprawy Duńczycy mieli już w XIX wieku, także można uznać, że mimo wschodniego akcentu, sałatka ta jest typowo duńskim smakiem. Polecam wszystkim zjadaczom curry, słodkich jabłek i tym, którzy gustują w słodko słonych połączeniach. Sałatka godna uwagi, sporo w niej chrupie, a skoro chrupko, to wiosennie. Po długiej i śnieżnej zimie czyż to nie jest wspaniałe? Każdy promień słonka grzejący mi plecy gdy wędruję po targu warzywnym już mnie cieszy. Teraz czekam na nowalijki.

sobota, 1 grudnia 2012

bezmięsne curry z jajkiem i 'życie pi'

Zastanawiałam się co ugotować, by było bezmięsnie, ale sycąco. Pomyślałam o jajkach i o czymś w hinduskim stylu, curry mile rozgrzewającym nasze brzuszki. Curry które powstało, było moim obrazem namalowanym od A do Z, przyznaję, że byłam całkiem dumna z efektów. Jedynym błędem jaki popełniłam, było zbyt długie 'moczenie' jajka w gorącym sosie, przez co jak widzicie lekko mi zieleniało z gorąca. Następnym razem wrzucę do sosu jajka na pół miękko, z nadzieją że środek żółtka pozostanie minimalnie płynny.  Kochamy z Marcinku takie dania, nie mogę się doczekać kiedy trafimy do hinduskiej knajpki z prawdziwego zdarzenia, by spróbować nowych smaków w cudzym wydaniu, by poszerzyć moje kulinarne horyzonty.

Wiecie? Bardzo żałuję, że w kinach ukazuje się tak niewiele ekranizacji książek które wywarły na mnie olbrzymie wrażenie. Może zbyt surrealistyczne fikcje Jonathana Carrola są zbyt ciężkie do nakręcenia, ale reszta? W końcu czytam nie tylko jego książki. Bardzo cieszę się, że wkrótce zobaczymy 'Życie Pi', pióraYanna Martela. To jedna z moich ulubionych książek, odbiła się w mojej wyobraźni niezwykłą ilością barw. W zwiastunach widziałam podobne kolory, tym bardziej czekam na film z olbrzymią nadzieją, że po raz pierwszy dorówna on książce. Nie wiem czy taka sytuacja jest w ogóle możliwa, już niedługo się przekonamy. A wszystkim tym, którzy książki jeszcze nie znają, polecam gorąco. Filozoficzna historia o chłopcu przemierzającym wody oceanu, z olbrzymim tygrysem na pokładzie łodzi. Nierealne, jednak jeśli lubicie takie nierzeczywiste klimaty, przeczytacie z zapartym tchem. Historia o strachu, woli życia, przyjaźni człowieka z wielkim dzikim kotem, słowem syrop z ludzkich emocji, słabych i mocnych stron. Może dziecko we mnie ukryte jest większe niż myślałam, bo baśniowe książki nigdy mi się nie nudzą. Być może faktycznie powinnam czytać 'Chłopów' i inne polskie dzieła, ale chyba jeszcze nie dorosłam. Sorry...




przepis na pyszne bezmięsne curry z jajkiem

- jajka, po 1 na osobę,
- żółta fasolka szparagowa,
- 1 cebula, 
- 2 ząbki czosnku,
- 4 dojrzałe pomidory (na obecną porę roku lepiej wybrać pomidory w puszce),
- ulubiony ryż,
- 2 kuleczki ziela angielskiego,
- liście curry, (suszone)
- klarowane masło,
- 1 łyżeczka  kuminu, kolendry, kurkumy, chilli, sól.

 Dodałam jeszcze łyżeczkę curry, myślę jednak, że w tych smakach można dowolnie eksperymentować z ulubionymi przyprawami. Wypróbowałam też z garam masalą...

Ryż gotujemy wg przepisu na opakowaniu, z solą i zielem angielskim. Cebulę i czosnek rozdrabniamy malakserem, by uzyskać efekt tartej papki. Na klarowanym maśle chwilę smażymy przyprawy, bez liści. Dorzucamy cebulę i czosnek, smażymy około 5 minut. Następnie dorzucamy fasolkę, trochę wody i gotujemy na pół twardo. Teraz dodajemy pomidory i gotujemy do zredukowania. Do gorącego sosu, już po skręceniu ognia wkładamy na 5 minut jajka, by ich wierzchnia warstwa białka zmieniła kolor i smak. Podajemy z kolendrą lub natką i ryżem.

Smacznego. Pa.


niedziela, 9 września 2012

kedgeree z wędzonym łososiem

Cóż za weekend. Śpiewam na głos w domu, by nie było aż tak rażąco cicho... Marcinq we Francji, rodzice w Karpaczu SPAmują, a Fuks, (nasz poznański labrador) zbyt wylewny  nie jest... Gotuję co mi się podoba, tradycyjnie bez mięsa, bo mięsożerca wyjechał. Dzisiejsze danie zajęło drugie miejsce w konkursie organizowanym przez PODRAVKĘ na blogu Filozofia smaku, bardzo dziękuję :) i pierwsze miejsce na naszym stole odnośnie ulubionych dań ryżowych. Smakuje szczególnie wtedy, gdy łosoś przyjedzie wprost znad morza, a ja wiem, że został dobrze uwędzony. W połączeniu z curry, ryżem i jajkiem smakuje na prawdę wybornie, musicie spróbować. Kedgeree jest daniem australijskim, zawsze zawiera wędzoną rybę, od Was zależy jaką użyjecie, jajka ugotowane na twardo, ryż i curry. Skropione cytryną jest po prostu przepyszne. Jeśli jesteście fanami włoskiego risotta, ta wariacja ryżowa z pewnością trafi do Waszego menu. 

Zostawiam Was z przepisem, uciekam na spacer, kto wie, może to ostatnia taka piękna niedziela tego lata...


składniki

- 200g wędzonego łososia,
- szklanka białego ryżu, ja wybrałam parboiled,
- 2 jajka ugotowane na twardo (najlepiej w lekko miękkim środkiem żółtka),
 - pęczek dymki, (choć w oryginale występuje natka)
- 1 mała cebula,
- sok z połowy cytryny,
- łyżeczka curry,
- sól i świeżo mielony pieprz,
-olej roślinny

Cebulę kroimy w drobną kostkę i szklimy na niewielkiej ilości oleju roślinnego. Dosypujemy curry i mieszamy do uzyskania cebulowej, żółtej papki. Następnie dorzucamy wypłukany, moczony przez około
godzinę ryż i mieszamy. Zalewamy szklanką wody i mieszamy aż do wchłonięcia, podobnie jak w przypadku włoskiego risotta. Gdy ryż będzie miękki dorzucamy większość łososia, zachowując niewielką część. Mieszamy, dodajemy dymkę. Przyprawiamy, skrapiamy sokiem z cytryny,  tuż przed podaniem dodajemy resztę łososia oraz jajko ugotowane na średnio twardo, uważając, by nie przegotować.

Smacznego, pa.

środa, 22 sierpnia 2012

łagodne chińskie curry z wieprzowiną

Jestem przekonana, że rozgrzewające, korzenne przyprawy zbawiennie wpływają na nasze układy trawienne. Nie wiem, czy to prawda, czy tylko przekonanie na nas działa, ale faktycznie, aromatyczny, pełen przypraw obiad łagodzi nasze dziwne stany. To curry powstało w dniu, gdy Małżowinek z deka się pochorował. Nie było ani trochę ostre, by nie podrażnić jego poturbowanego żołądka i po zjedzeniu czuliśmy się jakby ktoś maścią dla niemowląt wysmarował nas od środka. Dziwne porównanie, wiem, może przynosić na myśl smak mydła w ustach, ale nie o to mi chodzi. Bynajmniej nie o smak. Kojąco i łagodnie, syto i ciepło. Oto jak w mojej opinii powinien działać obiad-balsam. 

Muszę przyznać, że na chińskie dania z dodatkiem curry zwykle - przeważnie w restauracjach - patrzyłam pobłażliwie. Postanowiłam sama spróbować, oddać nieco tej zarezerwowanej w mojej kuchni na dania hinduskie złotej magii. Wyszło bardzo dobrze, więc jeśli tak jak ja, macie mieszane uczucia do podobnych wariacji, spróbujcie. Będziecie miło zaskoczeni.

skladniki

- łopatka wieprzowa ok. 400g
- żółta papryka,
- marchew,
- pół szklanki mrożonego groszku,
- 2 pędy dymki,
- pełnoziarniste noodle (ja użyłam Blue Dragon, jednak wybór jest dowolny),

- łyżeczka łagodnego curry,
- sos rybny,
- mała łyżeczka octu ryżowego,
- mielona kolendra,
- szczypta mielonego imbiru,
- łyżeczka cukru,
- szczypta soli,
- łyżka mąki kukurydzianej

Mięso myjemy, osuszamy, kroimy na bardzo cienkie plasterki/paseczki. Podobnie traktujemy marchewkę i paprykę. Dymkę kroimy w słupki. Ze składników na marynatę tworzymy bazę do sosu. Obtaczamy w nim mięso, smażymy na rozgrzanym woku. Mięso zdejmujemy z ognia, na jego sokach i tłuszczu smażymy przez 4-5 minut marchew i paprykę. Dodajemy mięso, groszek, zagęszczamy mąką kukurydzianą rozrobioną z wodą. Łączymy z makaronem przygotowanym według instrukcji na opakowaniu, dorzucamy dymkę. Mieszamy energicznie. Zjadamy ze smakiem, bo inaczej chyba się nie uda :)

Smacznego. Pa.

wtorek, 28 lutego 2012

czerwone tajskie curry z krewetkami

Zamilkłam. Egzaminy, poszukiwanie szczęścia w czekających mnie zmianach i cała reszta innych spraw spowodowała, że diabeł nakrył ogonkiem moje kulinarne szczęście. A jak postanowił odkryć to tylko na tyle, bym miała chęć piec i gotować, zrobić kilka zdjęć i trach - zapomnieć. I dziś wracam, dzieląc się z Wami smakami z przepięknej Tajlandii. Rozsmakowałam się w jej aromatach dzięki produktom Blue Dragon. I choć przedtem tajskie smaki były dla mnie ni chińskie ni hinduskie, teraz zgrabniej się między nimi poruszam i polecam na wprowadzenie troszkę wyraźnego koloru i smaku w nasz przedwiosenny (tragiczny...) klimat.

Wiem, wiem, sosy ze słoika dla części z nas są złem. Dla mnie nie aż takim strasznym. Nie toleruję kostek rosołowych i kosteczek udających cztery pęczki natki, ale są półprodukty których używam i nie mam zamiaru przejść na żywieniowy mormonizm. Jem ketchup (oby miał swoje procenty pomidorowe), pije wodę z sokiem malinowym którego sama nie przygotowuję no i wiele wiele innych. Sos Blue Dragon wykorzystany do tego przepisu użyłam jako marynaty do krewetek. Cały wystarczył mi na dwa razy. Podlałam mleczkiem kokosowym, które muszę przyznać jest równie dobre co moje ulubione, dlatego warte polecenia. Nie zawsze półprodukty są naszpikowane chemią. No choć biorąc pod uwagę fakt, że jest nią naszpikowana każda jedna dostępna w większym sklepie marchewka.....

składniki

- 500g dużych krewetek,
- sos czerwone curry Blue Dragon,
- 2 słodkie ziemniaki,
- szklanka mrożonego groszku,
- 1cm imbiru,
- puszka krojonych pomidorów (u mnie własne zaprawy),
- puszka mleczka kokosowego Blue Dragon,
- kilka kropli sosu rybnego Blue Dragon,
- limonka

Krewetki zamarynowałam w 4 łyżkach sosu curry, przyprawiłam sosem rybnym i odstawiłam do lodówki na 1h. Na woku podsmażyłam imbir, wrzuciłam ziemniaki pokrojone w kostkę, podlałam wodą. Gdy zmiękły wlałam pomidory i dodałam groszek. Sos przełożyłam do miski, a na tym samym woku podsmażyłam krewetki. Zajęło im to około 5-6 minut. Dodałam sos, wymieszałam i dodałam pół puszki mleczka kokosowego i sok z połowy limonki. Podałam z ryżem i wodą z limonką.

Smacznego. Pa.

Dziękuję firmie Blue Dragon za udostępnienie wspaniałej jakości produktów.

poniedziałek, 23 stycznia 2012

curry z papają Gordona Ramsaya

Dziś mam pustkę. Nie tylko w głowie ale w całej sobie. Dziwny stan. Nie lubię takich dni, bo czuję się wtedy jakby wyprana w pralce, ale bez płynu do zmiękczania tkanin. Ani smutna ani wesoła. Po prostu obserwuję wszystko, z tą małą różnicą, że jestem bardziej schowana w środek własnych oczodołów. Dziwne. Wiem. Ale nie umiem opisać lepiej tego stanu...

Znam tylko jeden sposób by pokonać to przedziwne zniekształcenie rzeczywistości. Wspominanie miłych chwil na prawdę pomaga. A miłe było i to bardzo spotkanie z Obee i Szaną. Lody, mocna kawa i rozmowy o tylu ciekawych sprawach. Poprzez kuchnię, przepisy i smaki, po kino i radio. Czas bardzo dobry, taki który musi się powtórzyć, tym bardziej, że muszę oddać pożyczoną książkę. Cudną, pełną moich ulubionych smaków i aromatów - wielką ucieczkę Gordona Ramsaya - przepisy zebrane podczas pobytu w Indiach. Niesamowita, pełna kolorowych zdjęć, łapałam się na tym, że wąchałam strony licząc na wdychanie zapachu Indyjskich ulic. Gotowanie zaczęłam od curry z papają, którą dostałam od Mamy. I co? Jakby to ująć... śmieszny owoc, smakował jak marchewka z rosołu. Delikatnie, słodko, spróbujcie jeśli curry jest tym, czego w styczniu potrzebujecie najbardziej. Ja potrzebuję.



przepis z 'Great Escape' Gordona Ramsaya (dziękuję Obee za pożyczenie książki......)

- 500-600g udek z kurcząt (u mnie filet...)
- 1 łyżka kurkumy,
- 1 łyżka soli morskiej i mielonego czarnego pieprzu,
- 2 łyżki gorczycy,
- olej roślinny,
- 2 średnie cebule drobno posiekane,
- 3cm imbiru, tarte ( u mnie mielony z paczki...),
- 3 ząbki czosnku,
- 1 zielone chili (opcjonalnie),
- 1 twarda posiekana papaja,
- sok z limonki,
- posiekana kolendra

Mięso pokrój i wymieszaj z kurkumą i przypraw solą i pieprzem. Odstaw. Rozgrzej olej na patelni o grubym dnie, dodaj cebule, imbir, czosnek, (chilli jeśli dodajesz) i smaż przez 4-5 minut. Mieszaj od czasu do czasu, aż cebula zmięknie. Dodaj kawałki kurczaka i dobrze wymieszaj. Gdy mięso się zetnie dodaj trochę wody i papaję. Zagotuj. Skręć gaz i gotuj na małym ogniu jeszcze przez 15-20 minut. Będzie gotowe, gdy mięso będzie miękkie a sos zgęstnieje. Na koniec polej sokiem z limonki , posyp kolendrą i serwuj z ryżem.

Smacznego. Pa.


środa, 4 stycznia 2012

curry z wątróbki

Dzielimy się na tych pro i anty wątróbkowych. Ja jestem zdecydowanie po tej pierwszej stronie. Z maleńkim wyjątkiem - nie ma mowy o jedzeniu tej wieprzowej. W Anglii kupowałam jagnięcą, w Polsce pozostaje drobiowa. Z kaczki, kurczaka, indyka, ale zawsze drobiowa. Z jabłkami i w ziołach z winem już była, teraz miałam ochotę na coś zupełnie innego. Anemia często mnie odwiedza i o poziomie żelaza muszę od czasu do czasu pomyśleć, więc robiąc zakupy pamiętałam by kupić wątróbkę. A przepis znalazłam na Jutjubie. Czasem potrafi być równie dobrym źródłem inspiracji co magazyny czy portale kulinarne. Niesamowite ile ludzi gotując, mieszając, krojąc, miksując daje radę jeszcze to nakręcić. Ja miałabym paluchy w sosie, czoło w papryce, kuchnia byłaby w stanie ciężkim a miejsca na statyw z kamerą w ogóle by nie było. Więc....szacun dla kręcących. Olu - pozdrawiam!

składniki na obiad dla 2 osób

- 500g wątróbki drobiowej,
- 1 czerwona cebula,
- 1 ząbek czosnku,
- sok z cytryny (4 łyżki),
- kolendra

- papryka chili ( w proszku),
- kurkuma,
- kolendra mielona,
- garam masala,
- czarny pieprz,
- laska cynamonu
- sól do smaku

- olej do smażenia (polecam rzepakowy),
- ryż ugotowany na sypko z w kulkami ziela angielskiego

Wątróbkę oczyszczamy i kroimy na mniejsze kawałki. Marynujemy w przyprawach (poza solą) - ilość wszystkich około łyżeczki (poza pieprzem), jednak dodajmy wedle uznania, czosnek przeciśnięty przez praskę i sok z cytryny.

Rozgrzewamy patelnię. Wlewamy olej i smażymy zamarynowaną wątróbkę. Gdy się zarumieni przykrywamy, zmniejszamy ogień i dusimy do miękkości. Odstawiamy.

Na tej samej patelni, na kolejnej porcji oleju podsmażamy laskę cynamonu. Po 4 minutach dorzucamy cebulkę pokrojoną w piórka. Mieszamy, dodajemy te same przyprawy co do mięsa. Podlewamy filiżanką wody i dusimy 5 minut. Gdy odparuje większość wody dodajemy wątróbkę. Mieszamy i dusimy jeszcze chwilę pod przykryciem, solimy. Podajemy z ryżem i kolendrą.

Smacznego. Pa.

niedziela, 11 grudnia 2011

kurczak po cejlońsku by Titli Nihaan


Po ostatniej przygodzie ze zbyt ostrym, chińskim curry, miałam ochotę na łagodne, choć nadal orientalne smaki. Przeglądając Titli's Busy Kitchen, trafiłam na tego właśnie kurczaka. Ucieszyłam się tym bardziej, że paczka liści curry czekała na swój debiut w mojej kuchni. Niedaleko stacji PKS w Poznaniu znajduje się wspaniały chiński market. Ale nie taki pachnący tandetnym klejem, pełen zabawek które bardziej niż do zabawy nadają się do oglądania. Ten market ma w swojej ofercie wiele spożywczych nowinek, istny raj dla miłośników orientalnego gotowania. Sporo różnej maści sosów i marynat, makaronów ryżowych i jajecznych, prażynek, a także przypraw. Moim pierwszym zakupem były właśnie suszone liście curry, jednak przy kolejnej okazji z pewnością kupię inne ciekawe składniki.
O mojej sympatii do Titli chyba nie muszę przypominać. Uwielbiam jej przepisy, szczególnie te z hinduskimi korzeniami. Polecam jej krótkie filmiki nie tylko po to by gotować, ale też by zarazić się pozytywna energią i nacieszyć się brytyjskim akcentem. Przepis bardzo prosty, a smak kurczaka wyjątkowo pyszny. Polecam wielbicielom kuchni hinduskiej oraz tym, którzy dopiero oswajają się z orientalnymi smakami. Łagodne curry, w sam raz na obiad lub przyjęcie organizowane w hinduskim duchu. Kropka Bindi na czoło i miseczki z różnymi curry, to jest to...


składniki (podaję dokładnie za autorką)

- 450g piersi z kurczaka,
- 1 tarta cebula,
- 200ml mleka kokosowego,
- 1 łyżka pasty czosnkowo-imbirowej (lub tarty imbir i przeciśnięty przez praskę czosnek),
- garść suszonych liści curry,
- 1 suszona chilli (miałam tylko płatki...)
- łyżeczka gorczycy,
- pół łyżeczki soli,

Na rozgrzanej patelni z 2 łyżkami Ghi lub oleju roślinnego 3 minuty smażymy cebulę, gorczycę, sól, chilli i pastę. Dodajemy kurczaka i smażymy do zbrązowienia mięsa. Następnie dodajemy mleko kokosowe i liście curry. Dusimy pod przykryciem około 20 minut. Mieszamy i podajemy z ryżem.

Smacznego. Pa.

poniedziałek, 3 października 2011

curry z dynią i chili

Moje dotychczasowe doświadczenie z dynią jest... niewielkie. Nie żadne, bo przecież jadłam i na przykład marynowana bardzo mi smakowała, jednak sama jeszcze nie poddawałam jej żadnym obróbkom. Kupiłam mały, nieśmiały kawałek tego cudnego warzywa. W domu długo patrzyłam i patrzyłam, aż w końcu stwierdziłam, że zacznę od zupy z pieczonej dyni! I w tym momencie skończyło się rumakowanie. Zupę? Z takiego chuderlaka? Nie mogło się udać, chyba że mieliśmy się tylko nawąchać. W lodówce miałam jeszcze filet z indyka, a mleko kokosowe i płatki chili mam w kuchni zawsze. Dlatego moje dyniowe kucharzenie uwieńczyło przepyszne, niebywale rozgrzewające curry.



moje ulubione mleko kokosowe. niesamowite, jak inne od tych 'przeciętnych'


składniki

- plaster (około 5cm) dyni,
- 1 cebula,
- filet z indyka,
- puszka mleka kokosowego,
- płatki chili,
- łyżeczka cukru,
- kurkuma, curry, kolędra,
- sól i pieprz do smaku

Dynię opruszamy solą i pieprzem. Wstawiamy do piekarnika z opcją grilla na 25 minut. W międzyczasie obsmażamy indyka, również opruszonego przyprawami. Dynię łyżeczką oddzielamy od skórki, umieszczamy razem z cebulą w blenderze. Miksujemy na gładką masę. Do mięsa dodajemy wschodnie przyprawy i po kilku minutach mieszania dodajemy masę dyniową. Dodajemy mleko kokosowe, cukier, chili i gotujemy przez 10 minut. Podajemy z ryżem.

Smacznego. Pa.

piątek, 2 września 2011

indyk bhuna

proszę nie regulować odbiorników
ten sos na prawdę tak wygląda

Pierwsza hinduska potrawa, którą przygotowałam na bazie pomidorów. Tak, pomidorów :) ! Było już z brzoskwiniami i mango, z kalafiorem i szpinakiem. Było z naszymi zwyczajnymi, rodzimymi ziemniakami, ale pomidorów w zakładce india jeszcze nie było. Szczerze przyznaję, że sama ich zbytnio nie łączyłam z wschodnimi smakami. I byłam w błędzie. Danie bhuna, można wyczarować ze składników kupionych w najbliższym sklepie spożywczym, i nie musi to być wcale Alma czy Piotr i Paweł. W typowo osiedlowym, rodem z 'Misia' też się da. Polecam, sos zachwyca smakiem, udaje się zawsze i smakuje jak z prawdziwego hinduskiego lokalu (napisałabym domu, ale nie byłam, więc co się będę wyrywać...) Po zmiksowaniu, jeszcze na surowo dość mocno szczypie w oczy, ale da się wytrzymać, słowo honoru.


składniki

- 1 filet piersi z indyka,
- 3 duże dojrzałe pomidory,
- 2 średnie cebule,
- 2 ząbki czosnku,
- śmietanka kokosowa (ewentualnie zwykła, kremowa)
- 1 łyżeczka octu,

- łyżka kuminu,
- łyżeczka kurkumy,
- curry,
- łyżeczka mielonej kolendry,
- opcjonalnie inne ulubione hinduskie przyprawy
- sól i pieprz


Indyka pokrojonego w kostkę smażymy na rozgrzanym oleju roślinnym. Gdy się zarumieni, przekłądamy do miseczki. Następnie Pomidory bez skórki oraz obrane cebule razem z czosnkiem blenrujemy na gładki sos. Na patelni na tłuszcz wsypujemy przyprawy, po 2 minutach dolewamy sos. Zagotowujemy. Dodajemy łyżeczkę octu. Po 5 minutach dodajemy 2 łyżki śmietanki. Dodajemy mięso, gotujemy około 5 minut, podajemy z ryżem.

Smacznego. Pa.


czwartek, 11 sierpnia 2011

feministyczne, warzywne curry

O tym, czy obiad będzie mięsny czy nie, decyduje osoba rządząca w kuchni - w tym momencie ja. Czasem, choćby się waliło i paliło i choć z piorunami burze, to nie zjem mięsa i już. Nie jestem weganką, ani wegetarianką. Nie mam żadnych ideologii, moim hasłem przewodnim jest 'jem na co mam ochote, bo widocznie moje ciało tego potzrebuje, ale nie pozwalam mu folgować, bo w końcu jestem tym, co jem a jestem zdecydowanie czymś więcej niż papierem toaletowym'. Tego dnia, gdy przygotowałam curry, spodziewałam się wiercenia dziury w talerzu w poszukiwaniu mięsiwa. Spodziewałam się, że usłyszę, że co prawda najlepsze co może być to indyjska kuchnia, oraz wiele ALE, po którym pojawiłyby się najdziwniejszej maści argumenty. Poprzez to, że prawdziwy mężczyzna.... i że odkąd ludzkość.... no i że kiedy cały dzień jest się na niewielu kaloriach to.... a tu wyobraźcie sobie,

.............................................................................

cisza. Ani słowa, ani chwilowego merdania w talerzu. Jadłam, delektowałam się tym curry takim, jakie chciałam je jeść i obserwowałam. Usłyszałam po chwili - zostało coś jeszcze? Rozumiecie? Że niby dokładka? Ha! Ale bez mięsa? Wychodzi na to, że się da! I czasami gotując pod siebie, czysto feministycznie, można dojść do wniosku, że pytania 'na co masz ochotę?' są bezsensowne. Ba! Wręcz nie na miejscu. Przecież obydwoje nie jemy brukselki, ja pamiętam i szanuję to, że on nie lubi dużej ilości suszonych ziół. Pytając z pewnością nie usłyszałabym o warzywnym curry. Albo co gorsza usłyszałabym o daniu na które ani nie miałabym czasu ani chęci. Ah, co lektura Gretkowskiej robi z nami kobiatemi.

składniki

- 2 słodkie ziemniaki,
- 1 mały kalafior,
- 200g świeżego szpinaku,
- 1 mała cebula,
- 150g gęstego jogurtu naturalnego,
- ulubione przyprawy kuchni indyjskiej
(kumin, kurkuma, chili, imbir, mieszanku curry i masali)
- sól do smaku
- olej roślinny (u mnie zawsze rzepakowy)


Cebulę pokrojoną w kostkę zeszkliłam na oleju. Ziemniak w kostkę gotował się z różyczkami kalafiora w osolonej wodzie (około 10min.) Odcedzone warzywa dodałam do cebuli, dodałam czosnek i szpinak. Na końcu, gdy szpinak się udusił, dodałam jogurt wymieszany z przyprawami. Dosoliłam do smaku.

Smacznego. Pa.

wtorek, 14 czerwca 2011

korma z kurczaka

Bywają dni, kiedy mimo wielkiej ochoty na kuchnie indyjską nie mamy chęci na ostre dania. I bywają też takie, gdy w sklepie nie ma mleka kokosowego, którym zwykle hojnie zalewamy nasze curry. I co wtedy? Wtedy zaczyna się kopanie. W sieci, w książkach, na blogach znajomych. Tym razem z pomocą pobiegła mi Maggie (wdzięczna jestem niezmiernie), która przypomniała mi o kormie. No tak. Przyprawy są, jogurt naturalny dzięki Bogu dowieźli, więc nic, tylko się brać do gotowania. Wspaniale jest jeść danie, które mimo że wyszło ze słowiańskich rąk, mimo, że zawiera zwyczajne składniki, smakuje jak to z indyjskich knajpek. Aż bierze ochota by stać boso na wypełnionej zapachami i muzyką ulicy, mimo że brudnej i zaśmieconej to jednak urokliwej. No i jeść dłońmi tak, by nie oblizywać palcy.

A skoro już o muzyce mowa, wraz z przebojem Aerosmith - Taste Of India, przepis dołącza do muzycznej akcji z bloga Magdy.



składniki

- pierś z kurczaka,
- duży jogurt naturalny,
- 1 duża cebula,
- 1 ząbek czosnku,
- 2 łyżki migdałów (miałam płatki)
- 2 łyżki oleju roślinnego,

- kumin,
- kurkuma,
- kolendra,
- imbir,
(proporcje dowolne, mniej więcej po łyżeczce z każdej)

- ryż,
- 2 kólki ziela angielskiego,
- liść laurowy

Cebulę, czosnek i migdały zmieliłam w procesorze. Następnie podsmażyłam na oleju. Dodałam przyprawy i 3 minuty smażyłam. Zdjęłam z ognia, wyjęłam i na tej samej patelni podsmażyłąm opruszonego solą kurczaka uprzednio pokrojonego w kostkę. Gdy byłjuż rumiany dodałam pastę i jogurt. Gotowałam około 10 minut. W razie potrzeby można do jogurtu dodać łyżkę mąki. Podałam z ryżem ugotowanym w osolonej wodzie z dodatkiem liści i ziela.

Smacznego. Pa.

czwartek, 10 marca 2011

Smaki życia 6 - keralskie curry

Widok morza nocą, księżyc rzucający delikatne błyski na tulące się fale. I teraz! To ten moment, zakochani na Titanicu rozkładają ramiona, by przez chwilę stać się najbardziej romantyczną parą wszech czasów. Ah, Hanka mogłaby oglądać tą scenę bez końca. Gdy zadzwonił domofon, niechętnie wykopała się spod koca, poprawiła porannik i ruszyła do drzwi.
- Halo, czy ktoś zamawiał promienie słońca? - głos Olgi brzmiał jak zawsze radośnie. Hanka otwierając schowała się za drzwiami.
- O ludu, zrobiłaś napad na fabrykę celulozy? – rzuciła Olga widząc wielką stertę chusteczek.
 - Niestety, po powrocie z Warszawy został mi tylko katar i podłe samopoczucie.
- No właśnie widzę, wyglądasz… a zresztą. Ładuj się pod koc, ciocia Olga się tobą zaopiekuje. – Gdy przyjaciółka poszła do kuchni, by zaparzyć herbatę, Hanka odprowadziła ją wzrokiem. Wyglądała fantastycznie. Jej rude włosy mieniły się złotymi kosmykami, a czerwona nitka na opalonym nadgarstku pięknie kontrastowała z opalenizną. Przez moment Hanka wyobraziła sobie że też jedzie w podróż życia, do Indii. Jednak teraz, z oczami jak szparki i cieknącym nosem, nie było to jej jedynym marzeniem. O wiele bardziej chciałaby po prostu dojść do siebie, wrócić do codziennych zajęć. Ciekawe jak radziły sobie dzieciaki z fundacji.
 – Masz tu herbatę z imbirem. Pij póki gorąca. I najlepiej nic nie mów. Oszczędzaj energię. Zresztą ja mam ci tak wiele do powiedzenia, że na dialog dziś nie czas. Mówię ci, Hanka. Przywiozłam tyle wspomnień. Kerala jest po prostu cudna. Mam dla ciebie te ich przyprawy, pomyślałam, że dla kogo jak dla kogo, ale dla ciebie będzie to najlepszy prezent. – Hanka uśmiechnęła się, szczęśliwa, że Olga pamiętała. A pamiętała zawsze. Znały się od dziecka. Razem udzielały się w fundacji Mały Miś. To Olga potrafiła sprawić, że w Hance choć na moment rosło poczucie własnej wartości. – Cicho, nie dziękuj mi nawet, to ja powinnam ci dziękować za to że mnie namówiłaś. Ta wyprawa zmieniła moje życie. Poznałam tylu wspaniałych ludzi. No ale skończę już może, porozmawiamy jak nabierzesz sił. Wiesz, blada to ty jesteś zawsze, ale teraz to jesteś na wpół przeźroczysta. No poza tym nosem. Rodzina u której mieszkałam nauczyła mnie robić cudne curry. Dość ostre, może postawi Cię na nogi.- W momencie gdy Olga kierowała swe kroki do kuchni, ktoś zapukał do drzwi. Jednak jedno spojrzenie na Hankę i wiedziała, że musi zastąpić gospodynię.

- O, witam. Sorry, pomyliłem piętra. No nic. Miłego.
- Nie, czekaj. Ty do Hanki? Ja tu tylko odźwierna. Olga.- podała Wiktorowi rekę. - Miło mi. Wiktor rzucił jej spojrzenie znad szkieł czarnych okularów. Olga jednym gestem zaprosiła go do środka. - Nie, dzięki, idę na zakupy, a psikanie Hani jest tak głośne, że domyśliłem się, że pewnie potrzebuje wsparcia. Haniu? - Jednak Hanka wychylając się zza oparcia sofy tylko migami pokazała, że jest 'po niej'. Olga, pierwszy raz widząc sąsiada przyjaciółki, uśmiechając się zapewniła, że zadba o jej powrót do zdrowia. Zamykając drzwi za Wiktorem, odwróciła się prędko do Hanki, a jej oczy zdawały się krzyczeć 'kto to?'. Odwijając się z dzierganego kolorowego szala Hanka wyszeptała tylko

- To jedna z tych nielicznych osób która nazywa mnie Hanią. Nie Hanką.
- Uuu, czuję miętę. No nic. Obiecałam panu 'nielicznemu', że o ciebie zadbam, uciekam do kuchni. A ty postaraj się zasnąć.

Hanka miała nieskładne sny, dziejące się na raz w przedziwnych odległych od siebie miejscach, to z pewnością przez gorączkę. Obudziło ją uczucie niezwykle błogie. To Olga głaskała jej buzię.
- Halo, śpiąc a królewno, czas coś przekąsić. Co prawda kucharka ze mnie żadna, ale to w końcu danie z samej Kerali.
- Dzięki. O nie. Moje gardło, czuję się paskudnie - Hanka usiadła wygodnie a w jej dłonie trafił talerz z niezwykle aromatycznym daniem.
- Smacznego. Nic nie mów, tylko jedz. Na swoją obronę mam to, że i tak teraz nie czujesz smaków jak należy. - Jednak curry wykonane przez Olgę było na prawdę dobre. Słodkawe, kwaskowe, ostre. Wszystkie smaki które miały szansę sprawić, by Hanka poczuła się lepiej były w nim obecne.
- Gdy spałaś Janek dzwonił, pytał o jutrzejszy dzień, ale będąc w takim stanie nie ma mowy, byś poszła do pracy. A już tym bardziej do fundacji. Damy radę bez Ciebie. To znaczy będziemy się starać.- Hanka tak bardzo chciała szybko wrócić do formy, jednak faktycznie. Jutro z pewnością zostanie w domu. Może obejrzy 'Titanica' po raz kolejny?


przepis na keralskie curry

- filet piersi z kurczaka,
- 1 cebula,
- 1 mango,
- puszka mleczka kokosowego,
- łyżeczka garam masali,
- łyżeczka curry,
- łyżeczka kuminu,
- sól i pieprz
- ryż ugotowany na sypko z dodatkiem liści laurowych i ziela angielskiego.

Na rozgrzanej patelni podsmaż drobno pokrojoną cebulę. Następnie dodaj przyprawy i mieszaj do uzyskania pasty. Dodaj pokrojonego fileta. Gdy kurczak się podsmaży, dolej mleczko kokosowe. Gdy zacznie się gotować, dodaj pokrojone w kostkę mango. Przypraw sola i pieprzem do smaku. Podawaj z ryżem.


Już wkrótce ciąg dalszy opowieści na blogu Smaczny Dom (LINK) ...zapraszamy

poniedziałek, 7 marca 2011

szybki pilaf z chili i rodzynkami


Danie z serii niewyglądających, jednak uważam, że wielkim błędem byłoby nie podzielić się tym przepisem. Pewnego dnia, bez pomysłu na obiad, ale po lekturze indyjskiej książki kucharskiej, połączyłam to co miałam w głowie i lodówce, razem z tym co wyczytałam. Zwykle tak bywa, że dania które powstają nieoczekiwanie, odnoszą wielki sukces i goszczą w naszych jadłospisach już na stałę. Wtedy wyszedł taki oto pilaf. A może pilaw? Uprośćmy. Powstało takie oto danie z ryżem, które raczej do włoskiego risotto ma daleko. Jestem pewna że teraz będę do niego wracać, tymbardziej, że to niesamowicie wdzięczne danie. Możemy je modyfikować wedle uznania. Mam kalafior? Super. Nie mam? No nic. Groszek i marchew też się nadadzą. Sztuka modyfikacji przepisu według własnych potrzeb, jak się okazuje jest umiejętnością którą niekażdy posiada. Może do X Factora się nie nadaję, ale żonglerka kuchenna wychodzi mi całkiem nieźle.


składniki

- 4 podudzia z kurczaka, (lub resztki z pieczonego kurczaka z poprzedniego dnia),
- mała cebula,
- mały kalafior,
- ryż (użyłam arborio, jednak długoziarnisty będzie równie odpowiedni),
- garść rodzynek,
- chili w płatkach,
- ząbek czosnku,
- łyżka garam masali,
- łyżeczka kurkumy,
- łyżeczka kuminu,
- garść rodzynek,
- łyżka jogurtu naturalnego,
- sól i pieprz do smaku

Opłukany ryż gotujemy przez 10 minut w osolonej wodzie. Rodzynki zalewamy wrzątkiem. Mięso przyprawione wybranymi przyprawami smażymy na rumiano. Odkładamy do ostygnięcia. Podzielony na różyczki kalafior gotujemy na pół miękko.
Na tłuszczu po kurczaku podsmażamy cebulę, dodajemy mięco, przyprawy, czosnek i smażymy około 10 minut. Dodajemy ryż, ewentualnie podlewamy i gotujemy do miękkości. Na koniec dodajemy kalafior i odcedzone rodzynki i chili. Dla uzyskania jednolitego dania dodajemy łyżkę jogurtu i delikatnie mieszamy. Podajemy z natką lub kolędrą.

Smacznego. Pa.

wtorek, 12 października 2010

curry z brzoskwiniami


Gdy postanowiłam założyć bloga, to danie miało znaleść się na nim jako pierwsze. Sprawiło, że mój współlokator uzależnił się od curry. Nie jest tak ostre jak niektóre dania serwowane w indyjskich restauracjach, za to wspaniale wypełnia mieszkanie iście wschodnim aromatem. Najchętniej jedlibyśmy je codziennie. Albo chociaż co drugi dzień. W internetowych sklepach z przyprawami można dostać cudowne produkty, które znacznie odbiegają od tych dostępnych w naszych marketach. Ich curry, nawet to łagodne (o medium i ostrym nie wspominając) jest wystarczająco ostre, i zarazem na tyle delikatne, by nie podpalić naszych delikatnych, słowiańskich podniebień. Próbujcie. Polecam ja, i współlokator tu za moim ramieniem.....

skłądniki

- pierś kurczaka,
- puszka brzoskwiń w syropie,
- śmietanka 18%,
- curry,
- kurkuma,
- sól,
- ryż,
- ziele angielskie

Nacięte piersi posoliłam i obsmażyłam na rumiano. Gdy się zarumieniły dolałam do nich cały syrop z brzoskwiń. Gdy się zagotował, dorzuciłam pokrojone w plastry owoce. Gotowałam przez pół godziny. W czasie gdy syrop stawał się coraz gęstszy, do pięciu łyżek śmietanki dodałam łyżkę curry i szczyptę kurkumy. Gotową mieszankę dodałam do rondla z kurczakiem. Gdy sos jest zbyt rzadki, zagęszczam go najzwyklej w świecie, mąką. Smacznego. Pa.

By ryż nabrał orientalnego aromatu, wystarczy dorzucić do niego na początku gotowania dwa ziarna ziela angielskiego. Podpatrzyłam ten trik w programie kulinarnym poświęconym Indiom.

poniedziałek, 30 sierpnia 2010

Nigellowe curry z mango i krewetkami



Uwielbiam curry, dlatego chętnie podejmuję nowe dania z nim w roli głównej. Ta potrawa pochodzi z książki ‘Nigella gotuje’. Ciekawe połączenie smaków. Ma babka smykałkę. Moja wersja nie zawiera identycznych składników, bo niestety nie wszystko jest dostępne….. Myślę sobie jednak, że oryginał smakuje podobnie. Mango, krewetki, mleko kokosowe, curry – smaki słodki i ostry to moje ulubione połączenie. I do tego ten orientalny aromat….Nie jestem fanką palących jak na przykład piri piri składników, jednak gdy łączę je ze słodyczą owoców, mam wrażenie że mogę zjeść nawet niebywale ostre potrawy. Polecam, danie zachwyci miłośników kuchni orientalnej.


Składniki

- 250g krewetek koktajlowych,
- 2 duże ziemniaki,
- 2 duże marchewki,
- 1 cebula,
- 1 mango,
- puszka mleka kokosowego,
- łyżka curry
- łyżeczka kurkumy,
- natka pietruszki.

Na rozgrzaną oliwę wrzuć czubatą łyżkę curry oraz kurkumę, mieszaj często, do momentu w którym utworzy się pasta. Dodaj pokrojoną w grubą kostkę cebulę. Gdy cebula się zeszkli, zalej ją mlekiem kokosowym (uwaga, w puszce tworzy się gęsta warstwa, pod którą mleko jest bardzo rzadkie), dodaj soli do smaku. Następnie pokrój ziemniaki i marchew w grubą kostkę, gotuj do miękkości. Dziesięć minut przed końcem gotowania dorzuć krewetki i obrane, pokrojone w kostkę mango. Sosu nie trzeba zagęszczać, zajmie się tym skrobia z ziemniaków. Przed podaniem posyp natką. Najlepiej smakuje z pitami, lub ryżem. I pewnie jedzone palcami, choć nie próbowałam…… Smacznego. Pa.

Aby nadać ryżowi wyjątkowy orientalny charakter, ugotuj go w osolonej wodzie z liściem laurowym i kilkoma ziarnami ziela angielskiego (podpatrzyłam w programie poświęconym Indiom w Globtrotterze na Travelu – swoją drogą, świetny program !!! )
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...