Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pielęgnacja rąk. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Pielęgnacja rąk. Pokaż wszystkie posty

poniedziałek, 27 marca 2017

Pielęgnacja ciała i rąk spod znaku Indigo

Cześć! Lakiery hybrydowe Indigo są znane przynajmniej z nazwy chyba wszystkim miłośniczkom tego rodzaju manicure. Do pewnego czasu sama kojarzyłam tę markę wyłącznie z hybrydami, nie mając pojęcia, że w ich asortymencie można znaleźć także produkty do pielęgnacji ciała oraz perfumy. Oświeciło mnie w momencie, kiedy przypadkiem przeczytałam o nich na kilku blogach i okazało się, że są to podobno całkiem dobrej jakości kosmetyki, dlatego też bardzo ucieszyłam się, że dzięki swojej obecności na ostatnim Spotkaniu Zaprzyjaźnionych Blogerek będę miała możliwość ich przetestowania.

W paczce znalazły się:
1) balsam do ciała - 100 ml
2) krem do rąk w podręcznej wersji - 30 ml
3) próbka perfum Bella Vita - 2 ml (przypomina mi zapach Emporio Armani Diamond)
4) baza, top oraz lakier do wykonania zwykłego manicure
5) zapach do samochodu
6) smycz na klucze
7) firmowy katalog



Jeśli chodzi o balsam do ciała Indigolicious to przyznam, ze jego z całej gromadki byłam najbardziej ciekawa. Uwielbiam testować nieznane mi produkty i sprawdzać, czy się z nimi polubię, dlatego też nie czekałam długo, tylko nałożyłam go od razu po wieczornej kąpieli.



To, co bardzo pozytywnie zaskoczyło mnie już na wstępie to intensywny, perfumowany zapach, który stosunkowo rzadko zdarza się w balsamach. Pod tym względem spokojnie mógłby konkurować z balsamami marki Bath & Body Works. Jest on dość mocny, otulający, nieco cięższy, aczkolwiek słodki i przyjemny dla nosa, jednak bardzo trudny do opisania. Pachnie po prostu jak dobrej jakości damskie perfumy i długo utrzymuje się na ciele (nałożony wieczorem, rankiem jest jeszcze delikatnie wyczuwalny).

Konsystencja super - kremowa, bardzo łatwo rozprowadzająca się i szybko wchłaniająca. Po użyciu balsamu moja skóra otrzymuje wystarczającą dla niej dawkę nawilżenia, chociaż dla skóry suchej i bardzo suchej efekt może okazać się trochę za delikatny.

Higieniczna pompka dozuje małą ilość produktu, ale moim zdaniem jest to in plus, bo dzięki temu mamy większą kontrolę nad tym, ile kosmetyku będziemy chcieli użyć, bo nie wiem jak Wy, ale ja często mam ten problem, że w takich standardowych tubkach zazwyczaj wyciskam za dużo i przez to później sporo się marnuje, a tutaj ten kłopot mam z głowy. Do tego poręczne, małe opakowanie idealnie sprawdzi się na wyjazd nie zajmując wiele miejsca w walizce, czy plecaku. Cena balsamu to 19 zł za 100 ml.


______________________________________________________________________________________

Kolejny kosmetyk, to krem do rąk Pop Sugar. Chociaż kremów tego typu za bardzo nie lubię i używam tylko wedle potrzeby, to tutaj zostałam skuszona przeuroczym opakowaniem oraz oczywiście zapachem, gdyż byłam ciekawa, czy okaże się równie interesujący, jak zapach balsamu.



Opakowanie jest przesłodkie, przypomina mi trochę rybkę i ma tą zaletę, że nie dość, że również posiada pompkę, to dzięki spłaszczonemu kształtowi, zmieści się do niemal każdej torebki. Jest śliczne, bo choć niby zwykłe, ma to "coś" w sobie :).

Jeśli chodzi o sam krem to hmm... niby jest fajny, niby się wchłania, ale to co mnie irytuje, to dość długo utrzymujący się film, dlatego lubię nakładać go wieczorami przed snem, kiedy wiem, że nic już nie będę dotykać. Niestety po użyciu w ciągu dnia, mam ciągłe wrażenie tłustych rąk, przez co mając go na dłoniach nawet paręnaście minut od nałożenia, nie lubię pisać na telefonie, czy laptopie, bo później odkrywam brzydkie ślady odbitych palców.

Jednak zapach to ponownie coś, czym ten kosmetyk wygrywa. Podobnie jak w przypadku balsamu jest perfumowany, słodki, intensywny i trochę kojarzy mi się z cukierkami. Brawa dla Indigo za stworzenie tak ciekawych kompozycji zapachowych w swoich produktach! Cena kremu to 9,50 zł za 30 ml.

______________________________________________________________________________________

W paczce otrzymałyśmy także bazę, top oraz lakier do wykonania standardowego manicure. Robiąc sobie krótką przerwę od hybryd postanowiłam użyć tego zestawu i byłam pod wrażeniem, zwłaszcza głębi tej pięknej czerwieni, gdyż znakomicie pokryła płytkę już przy pierwszej warstwie, przy drugiej wzmacniając jedynie kolor oraz błysku jaki dał top. Mimo zalet, zetaw i tak najpewniej powędruje do mojej Mamy albo Siostry, gdyż po stosowaniu hybryd przez 1,5 roku, niestety nie potrafię ponownie przestawić się na zwykły mani i chyba z biegiem czasu straciłam do niego cierpliwość, dlatego mimo iż byłam zadowolona z efektu uzyskanego na moich dłoniach, to jednak słaba trwałość jaką ma każdy zwykły lakier bez względu na markę sprawia, że szkoda mi poświęcać na to mojego czasu i w czasie przerwy od hybryd wolę nosić po prostu niepomalowane paznokcie.



Napiszcie mi proszę, czy miałyście już do czynienia z pielęgnacją Indigo, a jeśli tak, to jakie są Wasze wrażenia względem ich. Też polubiłyście zapachy tych produktów tak mocno jak ja, czy wręcz przeciwnie, wolicie mało pachnące albo bezzapachowe kosmetyki? Jak zwykle czekam na Wasze opinie w komentarzach :).

niedziela, 27 września 2015

The Secret Soap Store - pierwsze spotkanie

Witajcie! Jakiś czas temu miałam możliwość wypróbowania kosmetyków marki The Secret Soap Store. Nie ukrywam, że byłam nimi bardzo zainteresowana, dlatego z ogromnym zaciekawieniem podeszłam do testów. Jesteście ciekawi, czy marka przekonała mnie do siebie?

Jako pierwszy w ruch poszedł peeling, o boskim zapachu świeżego arbuza. Niestety na opakowaniu, które otrzymałam (i które najprawdopodobniej było testowe), nie podano żadnych informacji odnośnie składu, co przyznam nie do końca mi się podoba, ponieważ uważam, że taka informacja powinna być absolutną koniecznością i przy tym nieodłącznym elementem całości. Jak bowiem mamy określić, co nakładamy na nasze ciało i czy aby na pewno nam to nie zaszkodzi? Niestety coraz więcej osób jest alergikami i to o nich należałoby przede wszystkim myśleć najpierw.

Pomijając jednak ten mały falstart, sam kosmetyk znajdował się w plastikowym opakowaniu, zabezpieczonym aluminiową membraną, dzięki czemu miałam pewność, że nikt przede mną nie zaglądał do środka.




Konsystencję peelingu określiłabym jako przyjemnie musową, dość rzadką, z obecnością czarnych pestek, które są tu raczej dodatkiem. Wyczułam również obecność prawdopodobnie parafiny, jednak okazała się być ona nie na tyle mocno stężona, żeby oblepiać po kąpieli wannę, czego szczerze nie cierpię w tego rodzaju produktach. Także zaczęło się nieźle :). Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym nie pokusiła się na skosztowanie, czy peeling jest cukrowy, czy solny i niestety, moje kubeczki smakowe wyczuły przede wszystkim sól (z odrobiną cukru), ale ponownie nie na tyle mocną, by uprzykrzać mi tym samym życie, bo jak wiecie, moja skóra nie lubi się z peelingami solnymi, zwłaszcza po depilacji. W tym przypadku jednak, stosując peeling właśnie po depilacji, odczuwałam zaledwie delikatne pieczenie, które praktycznie wcale mi nie przeszkadzało, a przyjemny zapach arbuza uprzyjemniał aplikację.





Teraz czas na działanie. W przypadku tego kosmetyku, jest ono w 100% na plus! Peeling niesamowicie wygładził mi ciało, zostawiając skórę tak jedwabistą, a przy tym nie oblepioną żadnym świństwem, że z miejsca zakochałam się w efekcie jaki daje. Zbędne okazało się być nawet późniejsze nakładanie balsamu :). Ścieralność określiłabym na poziomie średnim i jest ona ok, choć kto czyta mnie regularnie wie, że dla mnie im mocniejszy i bardziej szorstki peeling, tym lepiej. Kiedyś ktoś zażartował nawet, że pewnie nie zadowoliłabym się nawet sproszkowanym pumeksem o najmocniejszym stopniu gradacji, bo na bank okazałby się zbyt delikatny i chyba coś w tym jest, choć temu peelingowi pod owym względem nie mam wiele do zarzucenia, to jednak gdyby ścierał mocniej, byłabym jeszcze bardziej zadowolona :). Podsumowując wszystkie zalety i wady - produkt ten mogę Wam spokojnie polecić, bo jest fajny, robi co ma robić i przyjemnie pachnie, a do tego cudownie nawilża. Niestety nie mam pojęcia co do jego ceny, ale myślę, że nie powinien być specjalnie drogi (mam przynajmniej taką nadzieję), dlatego jeśli gdzieś przypadkiem na niego traficie i przy tym nie przeszkadza Wam obecność w składzie soli, to serdecznie Wam go polecam.

Edit: Po długich poszukiwaniach, znalazłam skład! Wydaje mi się, że jest przeciętny i gdzie ten cukier z pierwszego miejsca ja się pytam?! :)

Sucrose, Glycine Soja (Soybean), Oil, Caprylic/CapricTrygliceride, Silica, Polysorbate 20, Persea Gratissima (Avocado) Oil, Macadamia Ternifolia Seed Oil, Olea Europaea (Olive) Fruit Oil, Argania Spinosa Kernel Oil, Simmondsia Chinensis (Jojoba) Seed Oil, Parfum, Tocopheryl Acetate, MIPA Laureth Sulfate, Laureth-4, Cocamide DEA, Aqua Glycerin, Nigella Sativa Seed, Citrullus Vulgaris (Watermelon) Fruit Extract, Betaine, Urea, Potassium Lactate, Sodium Polyglutamate, Hydrolyzed, Sclerotium Gum, Phenoxyethanol, Benzoic Acid, Dehydroacetic Acid, CI14700, CI14720.

______________________________________________________________________________________

Drugi kosmetyk, który miałam przyjemność wypróbować, to mydełko również o zapachu arbuza, jednak ponownie, bez podania żadnego składu, czy jakiejkolwiek informacji na jego temat :(. Zatem tutaj będzie krótko i zwięźle.




Napiszę wprost. Mydło, jak to mydło, po prostu myje i funkcję tę spełnia bardzo dobrze. Fantastycznie się pieni, jednak czarne pestki ponownie są najprawdopodobniej jedynie dla urozmaicenia designu. Jeśli chodzi o inne właściwości poza samym myciem, to ja ich nie zauważam. Nadmienię w tym miejscu, że używam go tylko do mycia rąk i nie stosuję na całe ciało. Nie zauważyłam żadnego przesuszenia swoich dłoni, tudzież w drugą stronę - nawilżenia. Po użyciu mydła zapach nie utrzymuje się na dłoniach, a nawet tuż po zwilżeniu, sama kostka pachnie dużo słabiej, niż na początku, zanim zaczęłam jej używać. Ogólnie szału nie ma. Moim zdaniem można go wypróbować, ale nie sądzę, że się z nim jakoś specjalnie polubicie, bo jest zbyt zwyczajne, by można było wymagać od niego czegoś więcej. Niestety ponownie nie podam Wam informacji co do ceny, bo nie znalazłam nic na ten temat w Internecie.

Znacie markę The Secret Soap Store? Lubicie ich kosmetyki? Ja przyznam, że póki co jestem średnio przekonana, ale ciekawi mnie więcej produktów. Na koniec mam jeszcze do Was prośbę, jeśli ktoś znalazł przypadkiem skład, któregoś z powyższych kosmetyków, to bardzo proszę o wklejenie go w komentarzu do postu, gdyż być może być to przydatne dla innych dziewczyn. Buziaki :*

środa, 30 lipca 2014

Pachnące zaproszenie od Organique / dziś są moooooje urodziny! :D

Cześć moi Kochani! Parę dni temu napisała do mnie przedstawicielka Organique z propozycją udziału w uroczystym otwarciu pierwszego stoiska firmowego tej marki w moim mieście. Podałam swoje dane, celem otrzymania pisemnego zaproszenia, jednak jakież było moje zaskoczenie (pozytywne rzecz jasna!), gdy oprócz samego świstka papieru, dostałam także sympatyczny upominek, zapakowany w przepiękne pudełko.

A oto paczuszka i jej zawartość:



Zaproszenie oraz bon rabatowy -20%



Co tam kotku skrywasz w środku? :D




 Lecąc od góry, od lewej:
1) Wosk do kominka o zapachu mango i liczi (piękny zapach, całe pudełko nim pachniało)
2) Przeróżne próbki
3) Ręcznie skręcane mydełko - pomarańcza i chilli
4) Cukrowa pianka peelingująca do ciała (będzie recenzja, jak ją trochę potestuję)



Ze swojej strony bardzo dziękuję marce Organique za zaproszenie mnie na event oraz urocze upominki, które bardzo przyjemnie rozpoczęły mój przedwczorajszy dzień w pracy :))). Koleżanki blogerki, do zobaczenia na miejscu! Cieszę się, że znowu Was zobaczę :D


Teraz z innej beczki, dzisiaj obchodzę swoje 27 urodziny i wiecie co? O dziwo wcale nie przeraża mnie myśl, że już niedaleko 3 z przodu, chociaż chętnie zatrzymałabym się w przedziale 20-24, bo to były chyba jak na razie najlepsze i zarazem najbardziej szalone lata mojego życia :D.

Żałuję, że nie mogę osobiście, ale chociaż wirtualnie częstuję każdego kto tu zagląda i mnie podczytuje kawałkiem tortu, wraz z lampką szampana/winka. Wypijcie za moje zdrówko ;).



Ściskam Was mocno, buziory :*

piątek, 10 stycznia 2014

Pierniczkowa uczta od Farmony

Czeeeść! Fanką słodyczy jestem od dziecka, chociaż kompletnie tego po mnie nie widać przy moich 46 kg wagi, to jednak zawsze kiedy nadarza się okazja ugryźć coś słodkiego, nigdy się nie waham ;). Słodycze uwielbiam do tego stopnia, że chętnie sięgam również po kosmetyki, które apetycznie i słodko pachną, choć przyznam, że ciężko na naszym rynku znaleźć takie, bez domieszki chemii drażniącej mój czuły zmysł powonienia.

A jednak Farmonie, od której dostałam przedświąteczny prezent w postaci kilku przecudownie pachnących kosmetyków, ta sztuka się w większej części udała. Zaraz opowiem Wam coś więcej w tym temacie, jednak najpierw raz jeszcze pokażę co otrzymałam:



W paczce znalazłam waniliowy krem do rąk oraz peeling i balsam o zapachu pierniczków z lukrem mmmm. Chyba nie muszę wspominać po co sięgnęłam w pierwszej kolejności ;).

Już tego samego dnia w ruch poszedł najpierw peeling. On pachnie najpiękniej, z całego zestawu, czysto piernikowo, aż ma ochotę się go skosztować, co też zrobiłam (zawsze sprawdzam językiem, czy aby peeling cukrowy, jest na pewno cukrowym, a nie solnym) i... tutaj przyszło małe rozczarowanie, ponieważ peeling okazał się być słony w smaku, więc do końca w pełni cukrowy nie jest. Jednak na szczęście nie podrażnił w żaden sposób mojej skóry i co najważniejsze, o czym wspominałam przy okazji recenzji scrubu od BingoSpa, nie jest sypki, tylko ma postać zbitej pasty, która świetnie rozprowadza się na ciele i nie odpada podczas aplikacji. Drobinki są średnio ostre, więc dla mnie efekt ścierania mógłby być mocniejszy, bo lubię mocne zdzieraki zarówno do ciała, jak  i twarzy. Jedyne co mi się w nim nie podoba to parafina na pierwszym miejscu w składzie, ponieważ osobiście nie cierpię czuć tłustej powłoki na ciele, jednak nie odbieram tego w kategorii dużej wady, ponieważ zaraz po użyciu peelingu, w ruch idzie gąbka i żel, którą ową parafinę ładnie ściąga. Ogólnie się z nim polubiłam głównie z uwagi na cudowny, otulający zapach w sam raz na zimę i całkiem przyjemne, złuszczające  działanie :).

Skład: Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Sucrose, Sodium Chloride, PEG-40 Hydrogenated Castor Oil, Petrolatum, Caprylic/Capric Triglyceride, Silica, Propylene Glycol, Zingiber Officinalis (Ginger) Root Extract, Mel Extract, Saccharum Officinarum (Sugar Cane), Inulin Lauryl Carbamate, Phenoxyethanol, Ethylhexylglycerin, BHA, Parfum (Fragrance), Benzyl Alcohol, Eugenol, Cinnamal, Caramel Colour E150d, CI 16255, CI 19140.




Tuż po porządnym wypeelingowaniu ciała podczas kąpieli, nałożyłam balsam z tej samej linii, również o zapachu pierniczkowym. Konsystencja jest przyjemna, balsam dobrze rozprowadza się i wchłania, ale trwa to dość długo, ponieważ jest treściwy. Ma on też wadę w postaci pozostawiania na skórze delikatnie brązowego koloru, przez co obawiam się, że może barwić jasne spodnie, których ja akurat zimą nie noszę. Na mojej skórze zmienia lekko zapach na bardziej chemiczny, przez co mniej go polubiłam niż peeling, ale mimo delikatnej zmiany zapachu jest on wciąż w miarę przyjemny i długo się utrzymujący. Nawilżenie jest na dość wysokim poziomie, skóra po jego użyciu jest ukojona, miękka i przyjemna w dotyku. Po dłuższym stosowaniu efekt jest wciąż wyczuwalny.

Skład: Aqua (Water), Ethylhexyl Stearate, Paraffinum Liquidum (Mineral Oil), Butyrospermum Parkii (Shea) Butter, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Glycerin, Petrolatum, Glyceryl Stearate, Cetyl Alcohol, Dimethicone, Parfum (Fragrance), Sodium Acrylate/Sodium Acryloyldimethyltaurate Copolymer, Isohexadecane, Polysorbate 80, Propylene Glycol, Zingiber Officinalis (Ginger) Root Extract, Mel Extract, Inulin, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, Disodium EDTA, 2-Bromo-2-Nitropropane-1,3-Diol, BHA, Benzyl Alcohol, Cinnamal, Coumarin, Eugenol, Limonene, E150c, CI 16255.




Na koniec zostawiłam krem do rąk o zapachu wanilii i indyjskich daktyli, z którym polubiłam się ciut mniej, niż z poprzednimi kosmetykami, chociaż działanie jest całkiem przyjemne. Kremik szybciutko się wchłania i ładnie nawilża dłonie, nie pozostawiając nieprzyjemnego, tłustego filmu na skórze. Niestety efekt jest doraźny i nie ma tu mowy o długofalowym działaniu. Zapach jest, jak dla mnie niespecjalnie przyjemny, ponieważ wyczuwam w nim ową wanilię za którą nie przepadam, do tego dość mocno chemiczną, a daktyli nie czuję wcale. Konsystencja jest dość gęsta, jak na krem do rąk, ale mimo to bez problemu się rozprowadza i tym samym wchłania. Mimo to, jednak nie jest to mój ulubieniec w tej kategorii.

Skład: Aqua (water), Paraffinum liquidum (mineral oil), Petrolatum, Glycerin, Cetearyl alcohol, Ceteareth-20, Ethylhexyl stearate, Propylene glycol, Butyrospermum parkii (shea) butter, Cera alba (beeswax), Cocos nucifera (coconut) oil, Temaryndus indica (temarind) extract, Dimethicone, Cyclopentasiloxane, Cyclohexasiloxane, Gliceryl stearate, Vanilla planifolia fruit extract, Helianthus annuus (sunflower) seed oil, Peg-60 hydrogenated castor oil, Panthenol, Inulin lauryl carbamate, Xanthan gum, Disodium edta, Phenoxyethanol, Methylparaben, Ethylparaben, 2-bromo-2-nitropropane-1,3-diol, Parfum (fragrance), BHA.



Podsumowując: Myślę, że są to przyjemne kosmetyki, które fajnie sprawdzą się w okresie zimowym. Żaden z nich nie jest pozbawiony wad, ale jednak przewaga zalet jest większa, dlatego spokojnie mogę Wam je polecić. Cena nie jest wygórowana, ponieważ za cały zestaw zapłacimy ok 25 zł, a z dostępnością również nie ma problemów, ponieważ kosmetyki Farmony znajdziemy w niemal każdej popularnej drogerii oraz na stronie firmowego sklepu klikając TUTAJ.

Ps. Współpraca z marką Farmona, która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne. 


A już w następnej notce podzielę się z Wami moimi pracami rysunkowymi, na które kilka z Was niecierpliwie czeka :). Nowe zdjęcia są, więc mogę Wam pokazać, co tam ostatnio zdarzyło mi się tworzyć :).

poniedziałek, 20 maja 2013

2-fazowy peeling do rąk

Cześć! Jak wiecie lubię gadżety kosmetyczne, róże w żelu, kremie, musie itp. nie stanowią już dla mnie zagadki, podobnie jak np. rajstopy w spray'u, czy fixy do utrwalania makijażu. Uwielbiam wszelakie nowinki kosmetyczne, dlatego też ogromnie ucieszyłam się z możliwości przetestowania peelingu solnego do rąk, który otrzymałam kawał czasu temu, jeszcze na zeszłorocznym spotkaniu śląskich blogerek.



Ujmując w skrócie, peeling ten składa się z warstwy olejnej, natłuszczającej dłonie i soli, która świetnie (i mocno!!!) ściąga martwy naskórek. Po prostu mieszamy obie warstwy potrząsając opakowaniem, nakładamy na dłonie i masujemy, jak w przypadku mycia rąk, a następnie spłukujemy ciepła wodą.



Co prawda producent nie zaleca używania mydła podczas spłukiwania, jednak dla mnie jest to nieodzowny element, ponieważ po samym spłukaniu wodą, mam wrażenie, że moje dłonie są zbyt lepkie, jakbym wysmarowała je masłem, co nie jest dla mnie komfortowe. Po dokładnym umyciu rąk mydłem, zawsze nakładam krem i dopiero wtedy czuję, że moje dłonie otrzymały wspaniały zabieg upiększający, niczym w prawdziwym SPA. Po użyciu peelingu ręce są wyjątkowo miłe w dotyku, znakomicie nawilżone i wygładzone. Zapach produktu jest moim zdaniem bardzo delikatny, ledwo wyczuwalny, ale przede wszystkim przyjemny - coś a'la połączenie mydła i cytryny. Jest to moim zdaniem rewelacyjny kosmetyk, który zdecydowanie poprawia kondycję skóry dłoni, jednak nie zalecałabym używania go w przypadku mocno przesuszonego naskórka, ponieważ z uwagi na zawartość soli może podrażniać.

A Wy znacie ten peeling? A może macie inne również godne polecenia?

Kosmetyk ten kosztuje w granicach 5-8 zł do dostania np. w Tesco oraz innych marketach, chyba w Naturze również, ale nie jestem pewna. Niby takie nic, a potrafi umilić dzień i sprawić, że ma się poczucie, iż zrobiło się coś dobrego dla tak zapomnianej części ciała, jaką często są dłonie :)

Ps. Na koniec wczorajsze, późnowieczorne zdjęcie "surykatki" (ach, ta dumna mina :D):

piątek, 29 marca 2013

Bestsellerowe miniaturki L'Occitane + życzenia :)

Hej, hej! Na wstępie pragnę Was poinformować, że odzyskałam przyjaciela!!! Sytuacja się wyjaśniła, to co zaplątałam, odkręciłam i w każdym razie nasza relacja powraca do stanu poprzedniego. Oj, nawet nie macie pojęcia jak mi ulżyło, bo 2 dni chodziłam niemal, jak struta - bolała mnie głowa, źle się czułam, nie chciało mi się jeść i non stop płakałam przez to co się stało, ale od wczorajszego wieczora jest już na szczęście ok. Dziękuję Wam za te wszystkie budujące słowa pokrzepienia, dało mi to dużo siły, na prawdę! :***

Przechodząc do tematu postu, dzisiaj czas na podsumowanie miniaturek, które otrzymałam od firmy L'Occitane. Co do przebiegu całej akcji, myślę, że już wszystko zostało powiedziane, dlatego ja skupię się już tylko na recenzjach, chociaż właściwie nie będą to pełne, obszerne recenzje, a raczej pierwsze wrażenia po stosowaniu produktów.



ŻEL POD PRYSZNIC WERBENA - testowałam 50 ml; 250 ml/59zł.


Niestety jest to kosmetyk, z którym najmniej się polubiłam, głównie ze względu na zapach. Nie cierpię cytrusowych aromatów, które przypominają mi czyścik, albo płyn do mycia naczyń, a niestety ten właśnie tak mi się kojarzy :( Zawartość opakowania pozwoliła mi na zaledwie 4-krotne jego użycie i cóż - żel, jak żel, chociaż  dość słabo się pieni, to jednak myje całkiem fajnie i na szczęście (w moim wypadku) nie pozostawia zapachu na skórze. Cena za pełnowymiarowe opakowanie uważam, że jest mocno wygórowana, dlatego też z tej prostej przyczyny i zapachu który mi nie odpowiada - ja się na pewno nie skuszę.

____________________________________________________________________________________


NAWILŻAJĄCE MYDŁO SHEA (WERSJA MLECZNA) - testowałam 50g; 250g/32zł.


Mydełko to bardzo pozytywnie mnie zaskoczyło. Pachnie przepięknie! Jak to już wiele blogerek pisało - można by je włożyć nawet do szafy i na pewno ubrania przesiąknęły by jego zapachem. Mydło jest bardzo śliskie i rewelacyjnie się pieni wydobywając przy tym swój aromat. Nie przesusza skóry, nie ściąga jej, nie podrażnia i nie uczula, jednak specjalnego nawilżenia również nie zauważyłam, ale nie tego oczekuję od mydełka. Ono ma tylko dobrze myć, ładnie pachnieć i nie wywoływać niechcianych reakcji. Używanie go jest prawdziwą przyjemnością!

____________________________________________________________________________________


DROGOCENNY KREM NA NOC IMMORTELLE - testowałam 15 ml, 50 ml/249zł.


Jest to kosmetyk, który wraz z kremem do rąk podbił moje serducho! Miniaturka starczyła mi na 3 tygodnie co wieczornego smarowania całej buźki i jeszcze w słoiczku mam ok 1/4 opakowania, zatem wychodzi na to, że kremik jest bardzo wydajny. Posiada gęstą, treściwą konsystencję, jednak mimo to bardzo dobrze się wchłania i nie pozostawia tłustej warstwy na skórze. Buzia po jego użyciu jest wypoczęta, napięta i silnie wygładzona. Bardzo dobrze nawilża oraz ładnie pachnie, choć przyznam, że do zapachu musiałam się przyzwyczaić, ponieważ jest dość ciężki i ziołowy, więc na pewno nie każdemu będzie odpowiadał. Podczas jego używania nie zauważyłam żadnego wysypu niespodzianek, czy jakiegokolwiek, choćby najdrobniejszego pogorszenia mojej cery. Jestem zdecydowanie przekonana, że warto postawić na ten krem, bo jest skuteczny i przede wszystkim działa! Jeszcze nie wiem, czy skuszę się na pełnowymiarowe opakowanie, ponieważ cena jak dla mnie jest dość wysoka :(

____________________________________________________________________________________


KREM DO RĄK MASŁO SHEA - testowałam 10ml; 30ml/29,90zł.


Jak wspomniałam wyżej - rewelacyjny produkt. Sztandarowy kosmetyk marki, który w 100% spełnia swoje zadanie, czyli chroni dłonie przed czynnikami atmosferycznymi, silnie nawilża, wygładza, a przy tym ekspresowo się wchłania nie pozostawiając tłustej warstwy na skórze. Do tego ten zapach - piękny i wyrazisty, taki nieco mydełkowy, choć na początku mi się nie podobał, ale po kilku użyciach się do niego przekonałam. Tak się polubiłam z tym kosmetykiem, że aż kupiłam sobie pełnowymiarowe opakowanie, bo wiem, że podobnie jak próbka pójdzie mi w zawrotnym tempie, a kremów do rąk u mnie nigdy dość:) Zdecydowanie polecam!

____________________________________________________________________________________


WODA TOALETOWA PIVOINE FLORA - testowałam 5ml; 75ml/169zł.



Zapach bardzo świeży, kwiatowy, przypadł mi do gustu od początku :) Jednak należy on do tego rodzaju aromatów, które albo się uwielbia, albo za nimi nie przepada. Niestety jego wadą jest fakt, że jest nietrwały, kiedy się nim skropię, pachnę bardzo intensywnie, tylko po to by za ok 2h nie było już nic czuć. Moim zdaniem jest on na tyle uniwersalny, że nada się zarówno dla młodej dziewczyny, jak i starszej kobiety. Pomimo, że zapach piwonii należy do jednego z moich ulubionych, raczej nie skuszę się na pełnowymiarową buteleczkę, bo za tą kwotę uważam, ze można znaleźć zapach znacznie trwalszy.

To by było tyle na dziś. Ciekawa jestem, jak Wam przypadły do gustu kosmetyki L'Occitane i chętnie poczytam o tym na Waszych blogach.

Ps. Współpraca z marką L'Occitane,  która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

Na koniec chciałam Wam życzyć wspaniałych, radosnych i kolorowych Świąt Wielkiej Nocy, aby brzuszki były pełne, a zbędne kalorie poszły w te partie co trzeba ;) No i oczywiście, jak najobfitszego Śmigusa Dyngusa, który mam nadzieję, zapewni Wam pomyślność na cały rok! Wszystkiego co naj Kochane!

My widzimy się ponownie gdzieś w okolicach poniedziałku - wtorku, ponieważ nie jestem pewna, czy wcześniej uda mi się coś naskrobać. Pozdrawiam Was ciepło! :*

poniedziałek, 4 marca 2013

Przegląd paczek :)

Hej Słoneczka! Dzisiaj od rana mam dobry humor. Głównym powodem jest fakt, że pomału, pomału ale coraz bliżej nam do wiosny. Pogoda nas rozpieszcza, bo zarówno przedwczoraj, jak i dzisiaj jest przepiękna! Wczoraj było trochę gorzej, ale za to umiliłam sobie czas spędzając go z moimi dziadkami do których pojechałam w odwiedziny i przyjaciółkami z tej samej miejscowości (Wiola, Iwona - wiem, że tu zaglądacie, buziaki dla Was :*). Poza tym również wczoraj zrobiłam swoje pierwsze 200 km samochodem już jako kierowca i było super!!! Teraz tylko trzeba zbierać kasę na zakup swojego wozu :P. Dzisiaj natomiast odwiedził mnie Pan listek z paczkami, na które czekałam z wielką niecierpliwością.

Pierwsza jest od L'Occitane, czyżby zajączek zawitał w tym roku wcześniej?



Nieśmiałe zerknięcie do środka...



 ... a tam miniatury samych kultowych produktów marki! Jestem oczarowana zapachami i w ogóle całą uroczą paczuszką - coś pięknego! :D



Kolejną paczkę otrzymałam od Lux Style, czyli zestaw 5 maseczek Acne Killer (jak widać, jedna od razu poszła w ruch), jestem niezmiernie ciekawa, czy sprawdzą się u mnie:



A kilka dni temu od Agencji Werner i Wspólnicy otrzymałam kosmetyki marki Farmona, czyli sorbet do mycia ciała i mus do jego nawilżania o zapachu kokosowo bananowym :)



Ze wszystkich paczek jestem ogromnie zadowolona, a już jutro zapraszam Was na recenzję kolagenu do ciała od marki BingoSpa :) Pozdrowionka, ja mykam na spacer.

sobota, 15 grudnia 2012

BingoSpa: Mandarynkowa kąpiel do skórek i paznokci

Cześć Dziewczyny! Dzisiaj opowiem Wam co nie co o produkcie, jaki otrzymałam od BingoSpa. Przyznam, że mandarynkowej kąpieli byłam bardzo ciekawa z uwagi na to, jak sprawdzi się na moich twardych, dość opornych skórkach. Producent zaleca używanie kąpieli w celu zmiękczenia skórek przed przystąpieniem do manicure.

Mandarynkową kąpiel otrzymujemy w 300 gramowym, plastikowym słoiczku, z plastikową membraną w środku do ściągania, a następnie przykrywania proszku, aby nam się nie wysypał.



Wstępna postać kąpieli mandarynkowej to właśnie proszek, który kolejno trzeba rozrobić z wodą, aby powstał roztwór w którym przez 5 minut należy moczyć opuszki palców. Zapach jest piękny, bardzo przypomina prawdziwy zapach mandarynek i tak właśnie powinien pachnieć każdy kosmetyk, który ma przypominać aromat tego owocu.



Stosowanie i skład:



Moja ocena 0-10 to 7

Stosowanie tego preparatu to sama przyjemność. Zapach mandarynek jest relaksujący, a moczenie paluszków daje poczucie, że robię coś dobrego dla moich pazurków. Skórki są łatwiejsze w usunięciu, aczkolwiek w moim wypadku wygląda to tak, że palce muszę trzymać w kąpieli nieco dłużej, niż zaleca producent ponieważ, jak wspomniałam wyżej - skórki mam oporne i bez walki nie chcą się poddać :). Niestety poza przyjemnością stosowania, ładnym zapachem i faktycznym zmiękczaniem skórek, nie zauważyłam, żeby preparat wzmacniał paznokcie, czy w inny istotny sposób wpływał na ich kondycję. Zdrowy wygląd i wspaniały połysk o którym zapewnia producent w moim wypadku nie ma zastosowania, bo zarówno przed, jak i po kąpielach moje paznokcie wyglądają tak samo. Mimo to polecam Wam ten produkt, gdyż jest ciekawym, kosmetycznym gadżetem, a przy tym jeśli ktoś ma problem ze skórkami, może faktycznie pomóc w ich ujarzmieniu.

Cena jest przyjemna, bo 300 gr proszku kosztuje 14 zł, do dostania oczywiście na stronie sklepiku BingoSpa.

Ps. Współpraca z marką BingoSpa, która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

sobota, 24 listopada 2012

BingoSpa: Balsam kokosowy do dłoni

Cześć i czołem! Kiedy czytacie tego posta, ja pewnie szykuję się pomału do jutrzejszego wyjazdu na wioskę. Poza tym podzielę się z Wami odrobiną życia prywatnego - otóż wreszcie udało mi się znaleźć pracę! Co prawda na razie tylko na 1/4 etatu, jednak po 3 miesiącach w zależności od tego, czy osoba zastępowana przejdzie do innej firmy, może udałoby mi się zostać na cały etat, jednak to się dopiero okaże. Cieszę się bardzo, bo zawsze jakiś dodatkowy grosz do portfela wpadnie, a wiadomo jak dzisiaj ciężko jest z pracą.

Dzisiaj przygotowałam dla Was recenzję kosmetyku, z którym przyznam wiązałam duże nadzieje. Otrzymałam go od marki BingoSpa w ramach współpracy. Jak się sprawdził? O tym niżej...


Co mówi producent (zaczerpnięte ze strony BingoSpa):

"Balsam kokosowy BingoSpa do dłoni posiada przyjemną, lekką konsystencję i zniewalający kokosowy zapach. Dokładnie nawilża i głęboko odżywia skórę, wzmacnia jej warstwę lipidową. Sprawia, że skóra dłoni na długo zachowa gładkość i delikatność.
Balsam BingoSpa wchłania się szybko i równomiernie, wzmacnia osłonę lipidową skóry , ogranicza utratę wody własnej z naskórka. Chroni skórę dłoni przed negatywnym wpływem detergentów i innych czynników środowiskowych podrażniających i wysuszających skórę."
Balsam zamknięty jest, jak widać w odkręcanym, przyjemnym słoiczku, z prostą, acz miłą dla oka szatą graficzną, jednak dla mnie jest to totalnie niepraktycznym rozwiązaniem, ponieważ zdecydowanie bardziej preferuję wygodne i przede wszystkim higieniczne tubki (wyobrażacie sobie np po przejeździe komunikacją miejską, gdzie grasują miliardy bakterii, pchać później ręce do słoiczka w celu ich nakremowania?! Bleee...).

Konsystencja jest bardzo przyjemna, gładka, przypomina mi konsystencje lodów zaraz po ich nałożeniu do kubeczka :). Balsam rewelacyjnie się wchłania i nie pozostawia tłustego filmu. Długo utrzymuje się na skórze i faktycznie pięknie nawilża dłonie oraz zapobiega ich przesuszeniu. Nałożony na noc, wykazuje działanie jeszcze następnego dnia rano. Dłonie są miękkie i bardzo miłe w dotyku.




Zapach, jak dla mnie jest mocno dyskusyjny. W opakowaniu piękny, określiłabym go jako rafaello, czyli taki kokosowo - migdałowy, natomiast po nakremowaniu rąk niestety zmienia swój aromat na chemiczny i dla mojego wyczulonego nosa, niestety bardzo nieprzyjemny, aczkolwiek po kilku tygodniach stosowania zauważyłam, że już się do niego przyzwyczaiłam i teraz już tak mocno mi nie przeszkadza.

Moja ocena 0-10 to 7

7 wędruje za przystępną cenę (10 zł na stronie BingoSpa), wysoką skuteczność, konsystencję, dobre wchłanianie i przede wszystkim to, że ręce są później wyraźnie wygładzone oraz ekstra nawilżone, czyli po prostu balsam działa i spełnia swoje podstawowe funkcje. Punkty odjęłam natomiast za nieporęczne i niehigieniczne opakowanie oraz zapach, który mnie irytuje.

A Wy znacie już produkty BingoSpa? Lubicie je? Ja od poniedziałku zabieram się za dalsze testowanie kąpieli mandarynkowej i maski ze 100% olejem winogronowym- recenzje wkrótce ;).

Ps. Współpraca z marką BingoSpa, która przesłała mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.

wtorek, 23 października 2012

Nowa współpraca

Hej Dziewczyny :) Rany, ale mamy beznadziejną pogodę za oknem :( Właśnie wróciłam od dentysty z rutynowego przeglądu ząbków i po drodze zmokłam okropnie (a byłam zaledwie po drugiej stronie ulicy). Niech już przychodzi ta zima i nie siąpi tak okropnie, bo zdecydowanie bardziej wolę śnieg, niż deszcz i tą typowo angielską pogodę...

Wczoraj odebrałam pierwszą paczkę w ramach nowo nawiązanej współpracy z BingoSpa. Dostałam łącznie trzy produkty do testów. Dwa, które mogłam sama wybrać z listy przesłanej przed Bingo i trzeci, jako niespodzianka. Oczywiście od razu musiałam każdy z nich przetestować i już wiem, że dwa z nich szczególnie przyciągnęły moją uwagę, jednak zobaczymy jak będzie dalej, bo po jednym razie to można powiedzieć praktycznie tyle co nic ;)




Recenzje wkrótce, który kosmetyk ma iść na pierwszy ogień? ;)

Wczoraj oglądałam po raz pierwszy film o Agacie Mróz, "Nad Życie". W kilku momentach wzruszyłam się nieźle. Gra aktorska była na najwyższym poziomie i mówię tu o trzech głównych postaciach, czyli Agacie (Olga Bołądź), Jacku (Michał Żebrowski) i doktor Bieleckiej (Danuta Stenka). Po prostu majstersztyk! Historia została opowiedziana ciekawie, bez wchodzenia w denerwujący, zbyt wzniosły patos, czego w niektórych filmach wprost nie znoszę. Jest to obraz z przekazem, z którego na pewno każdy coś wyciągnie dla siebie. Ja na pewno jeszcze nie raz do niego wrócę i Wam też polecam go obejrzeć, a wcześniej zaopatrzyć się w paczkę chusteczek :)

Ok, zmykam do codziennych obowiązków - pranie przede mną, sprzątanie i wypadałoby coś ugotować (gotowanie dla jednej osoby to najgorsza rzecz na świecie). Buziaki :*

czwartek, 2 sierpnia 2012

Pielęgnacja, pielęgnacja... - uwaga, długi post :)

Dzisiaj przedstawię Wam dwa kosmetyki z którymi w ostatnim czasie bardzo się polubiłam. W sumie błąd - ja polubiłam się z jednym, a moja mama z drugim.

Nie wiem jak Wy, ale ja sporadycznie używam kremów do rąk, głównie ze względu na klimat w jakim mieszkamy. Wiosną, latem i jesienią jest to niemal całkowicie zbędny dla mnie kosmetyk, ponieważ na ogół nie mam problemu z przesuszoną skórą dłoni (chociaż ostatnio różnie z tym bywa). Natomiast kiedy przychodzi zima, ooooo tak, wtedy zdecydowanie staje się potrzebny, gdyż moje wrażliwe łapki mocno cierpią w tym czasie. Do tej pory moim faworytem było Kozie Mleko z Ziaji, jednak od kilkunastu dni ma ogromną konkurencję w postaci tego oto kremiku:


Oto co pisze producent:


Krem ten otrzymałam do testów od Biogalerii, celem wyrażenia swojej opinii. Jak już otrzymałam, to mówię - poużywam trochę i zobaczymy jak się sprawdzi, no i moje drogie powiem Wam, że przepadłam bez reszty :)

Moja ocena 0-10 to 10

Krem ten ma nadawać miękkość naszym dłoniom (w końcu jest przeznaczony dla dłoni suchych), sprawiać, że będą na nowo odżywione i wzmocnione oraz ochronione przed szkodliwym działaniem czynników zewnętrznych. Jak już wspomniałam, nie jestem posiadaczką problematycznych dłoni, jednak po stosowaniu kremu i tak odczuwam wyraźną różnicę, mianowicie faktycznie są zdecydowanie gładsze i przede wszystkim krem ten nie pozostawia na nich tłustej warstwy! Ręce nie kleją się i nie mamy wrażenia jakbyśmy przed chwilą włożyły je do oleju. Oczywiście, jeśli nałożymy go za dużo, wtedy będzie to wyczuwalne, jak w każdym kremie, jednak przy kropce wielkości dwóch ziarenek grochu nie ma prawa się się to zdarzyć. Dzięki temu również, krem staje się bardzo wydajny! Poza tym PRZEPIĘKNIE pachnie!!! Nie wiem, jak określić ten zapach, ale jest on przede wszystkim świeży i pachnie po prostu czystością. Często kładę sobie ten krem na dłonie tylko po to, by go po prostu sobie powdychać :) Jak dla mnie może on spokojnie stanąć przy kózce z Ziaji, gdyż od niedawna oba te kremy są moimi zdecydowanymi faworytami i jeszcze póki co lepszych nie znalazłam :)



Kolejnym produktem, który miała tym razem przyjemność testować moja mama, jako posiadaczka skóry suchej, to krem AA Naturalna Stymulacja, krem przeciwzmarszczkowo wygładzający na dzień do cery suchej i normalnej:


Co pisze producent:


Kremik zamknięty jest w małym, bardzo poręcznym ze względu na kształt słoiczku:


Oto opinia mojej mamy:

" Krem ma bardzo przyjemną konsystencję, bardzo łatwo rozprowadza się na twarzy i wklepuje. Ma miły zapach oraz rzeczywiście świetnie wygładza cerę zwłaszcza po myciu w twardej wodzie. Skóra jest faktycznie zdecydowanie bardziej wygładzona i tym samym bardziej sprężysta. Wygląda na zdrowszą. Wszelkie podrażnienia również zostały zredukowane. Po użyciu kremu cera nie świeciła się, krem bardzo dobrze się wchłaniał i nie powodował przetłuszczania cery. Krem nadaje się również pod makijaż, gdyż dość dobrze się na nim trzyma. Zmarszczki, które już są, zostały może minimalnie zredukowane, jednak nie był to mocno widoczny efekt. Gdybym miała polecić poleciłabym głównie Paniom w przedziale wiekowym zawartym na opakowaniu."

Ocena mamy 0-10 to 9

Jeśli nie macie pomysłu na prezent dla kogoś starszego, myślę, że taki krem będzie fajnym rozwiązaniem. Moja mama go bardzo polubiła i stwierdziła, że jeszcze nie raz go na pewno kupi.

Ps. Współpraca z drogerią Biogaleria, która przesłał mi produkty do testów w żaden sposób nie wpływa na moją subiektywną opinię wyrażoną w poście. Zawarłam tu jedynie swoje przemyślenia, Wasze zdanie może oczywiście być odmienne.
Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...