Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inspiracje. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Inspiracje. Pokaż wszystkie posty

niedziela, 29 października 2017

Halloweenowe inspiracje - Arachne (manicure hybrydowy krok po kroku)

Cześć! Dziś mam przyjemność pokazać Wam proste, choć misterne w wykonaniu zdobienie, jakie przygotowałam na zbliżające się wielkimi krokami Halloween. Bo chociaż Halloween osobiście nie obchodzę z racji wieku, przekonań itp. to jednak uznałam, że subtelny detal na pazurkach jeszcze nikomu nie zaszkodził, a może akurat posłuży komuś za inspirację zwłaszcza, że wzór jest naprawdę łatwy, nawet jeśli nie mamy specjalistycznych narzędzi do profesjonalnego mani, ponieważ w tym wypadku potrzebny nam będzie jedynie w miarę precyzyjny pędzelek do wyrysowania pająka.

Moją inspiracją była Arachne - mistrzyni tkania i haftu, która w mitologii greckiej po pojedynku z Ateną, za jej sprawą powróciła do życia w postaci pająka.



Co będzie nam potrzebne (wszystkie produkty poza pędzelkiem i cleanerem, które użyłam są marki Semilac):
* cleaner
* baza
* ciemny lakier np. Night In Venice lub inny
* biały lakier Strong White
* pyłek Semi Flash Metallic
* standardowy top
* top No Wipe
* w miarę precyzyjny pędzelek do zdobień (im bardziej - tym lepiej)
* pacynka do cieni (opcjonalnie)



Instrukcja krok po kroku:
Przygotowania zaczęłam standardowo od odtłuszczenia płytki cleanerem, nałożenia bazy (1) i 2-krotnego pomalowania płytki lakierem Night In Venice (2). Jeśli chodzi o krok 2, możecie nałożyć jakikolwiek inny, ciemny lakier np. czarny lub bordo. Wszystkie paznokcie, oprócz tego na którym ma być wykonane zdobienie pokryłam standardowym topem (3). Paznokieć na którym ma być wykonane zdobienie przemyłam cleanerem, aby pozbyć się lepkiej warstwy dyspersyjnej (4). Następnie sięgnęłam po mój jedyny jaki posiadam, średnio precyzyjny pędzelek do wykonywania zdobień, przypominający pędzel do eyelinera tylko minimalnie twardszy i białym lakierem Strong White zaczęłam rysować kształt pajączka (5). Nie przejmujcie się, jeśli po jednej warstwie spod białego lakieru wciąż przebija ciemniejszy, bo za chwilę i tak będziemy przykrywać pająka pyłkiem metalicznym/lustrzanym Semi Flash, więc nie ma to znaczenia, a biały lakier służy jedynie po to, abyśmy wiedziały, gdzie nałożyć top No Wipe, który za chwilę będzie nam potrzebny. Po utwardzeniu wzoru w lampie, ten sam pędzelek, którym rysowałam pajączka delikatnie zamoczyłam w topie No Wipe i pokryłam nim pająka, którego przed chwilą narysowałam białym lakierem (6). Później sięgnęłam po pyłek Semi Flash i pacynką do cieni wtarłam go w paznokieć, choć można też palcem (7). W tym momencie pyłek powinien osiąść tylko na miejscach które pokryłyśmy topem No Wipe. Jeśli końcowy efekt nam się podoba, paznokieć możemy pomalować standardowym topem, utwardzić w lampie i gotowe!

Co ważne!
Koniecznie pamiętajcie, by po każdym kroku (poza 4 i 7) utwardzać paznokcie pod lampą!

Końcowy efekt prezentuje się u mnie następująco, choć zdjęcia nawet w połowie nie oddają lustrzanego blasku pająka.





Na prawej ręce postanowiłam, że pajączek pojawi się na kciuku. W końcu pająki szybko się przemieszczają ;). Taaak, rysowałam go lewą ręka, jednak skoro mnie się udało (a totalnie nie mam zdolności do rysowania czegokolwiek na tak małych powierzchniach jak paznokcie i to w dodatku lewą łapą), to i Wam się uda!




A tak pazurki wyglądają w sztucznym świetle:



Zdaję sobie sprawę, że do idealnego rezultatu jeszcze daleka droga, ale ja jestem całkiem zadowolona z tego jak mi to wyszło tym bardziej, że do dyspozycji miałam tylko lichy pędzel.

Dajcie znać co myślicie o tym zdobieniu i jakie są Wasze plany na Halloween, o ile je obchodzicie. Ja pewni zrobię moją ukochaną zupę dyniową i być może dyniowe babeczki :).

Ps. Wbijajcie na Instagram, tam na pewno pojawi się więcej halloweenowych inspiracji, nie tylko paznokciowych ;).

czwartek, 15 grudnia 2016

Moje sposoby na relaks

Cześć! Dawno już nie pisałam postu innego, niż standardowa recenzja, dlatego dziś postanowiłam to nadrobić :D. Wiadomo nie od wczoraj, że odpoczynek i regeneracja organizmu są niezaprzeczalnie kluczową kwestią jeśli chodzi o nasze zdrowie i dobre samopoczucie. Wiem też jednak, że niestety w dobie ciągłego pośpiechu, natłoku zajęć i obowiązków, dla niektórych relaks to niemalże obco brzmiące słowo (oj znam takie osoby), ale uwierzcie - na prawdę warto w ciągu tygodnia wygospodarować chociaż kilka/kilkanaście godzin, w których będziemy mogli po prostu poleniuchować w najdogodniejszy dla nas sposób, zajmując się tylko tym, co sprawia nam przyjemność, przy okazji ładując akumulatory.

Jeśli o mnie chodzi, mam kilka ulubionych form odpoczynku i na tą chwilę nie potrafię zdecydować, która z nich przeważa nad resztą. To, że uwielbiam czytać książki moi stali czytelnicy z pewnością wiedzą. Teraz, kiedy mamy jesień, a już za chwilę zimę, w czasie wolnym uwielbiam wgramolić się pod koc z książką, herbatą i kotami obok, załączając jakiś przyjemny zapach w tle. Zapachy odgrywają w moim życiu dużą rolę, mam bardzo wrażliwy zmysł węchu, dlatego kiedy chcę się zrelaksować, wybieram aromaty, które przyjemnie mi się kojarzą i nie przytłaczają.

Pamiętacie jak niedawno w poście na Halloween (KLIK) wspominałam, że oprócz dwóch zapachów tematycznych, wybranych specjalnie pod to Święto, dobrałam sobie także kilka innych? Oto one:



Jak tylko trafiły w moje łapki, nie mogłam się doczekać kiedy je odpalę! Od razu nadmienię, że jako pierwsze poszły w ruch nieznane mi dotąd świeczka Aqua i wosk Spa Day (już sama nazwa jest jakże sugestywna ;)) marki Kringle Candle, które to wywarły na mnie piorunujące wrażenie! Oba zapachy są niesamowicie świeże, odprężające i zdecydowanie wpasowujące się w mój gust. Mogę je wąchać bez końca i nie mam dość, co w moim przypadku jest raczej rzadkością. Razem z dobrą książką i pyszną herbatką wprawiły mnie w tak dobry nastrój, że nawet się nie zorientowałam, kiedy przeleciało kilka godzin i niezapowiedzianie zagościł wieczór.



Wieczory to ta część dnia, którą lubię zdecydowanie najbardziej. Kiedy jestem typowo po domowemu, w dresie, bez makijażu, czasem lubię nałożyć sobie jakąś maseczkę i załączyć film lub obejrzeć ulubione kanały na YouTube. Wtedy też zazwyczaj ponownie odpalam jakiś zapach, choć w tym przypadku stawiam na te, które są raczej otulające, nie za mocne i skutecznie pozwalają wyciszyć się przed snem. Ze wspomnianej paczki, takimi zapachami stały się dla mnie 3, czyli: Serengeti Sunset, Winter Glow i Olive & Thyme. Każdy z nich na swój sposób delikatny jak to świeczka, ale i wyjątkowy, choć nie aż tak jak propozycje Kringle Candle, które mnie oczarowały i sprawiły, że chcę więcej. Niestety ze stajni Yankee Candle tym razem Black Coconut jako jedyny najmniej przypadł mi do gustu (okazał się zbyt duszący), więc oddałam go Siostrze, która lubi cięższe zapachy.





Jakie mam jeszcze inne sposoby na relaks? Z pewnością jest to muzyka! Ostatnio namiętnie słucham kilku utworów, a zwłaszcza mojego ukochanego "Lost On You" - LP, który to chyba nie znudzi mi się nigdy. Z innych w ostatnim czasie oczarowała mnie Marina w duecie z Jamesem Arthurem i ich "Let Me Love The Lonley", a także młodziutka Birdy oraz jej magiczne "Strange Birds". Każda z tych piosenek jest mi w jakiś sposób bliska i chociaż nie należą one do najweselszych, ostatnio właśnie takie działają na mnie najmocniej i paradoksalnie przy nich najlepiej odpoczywam.

Kolejnym sposobem jest dla mnie rysowanie, o którym już niegdyś wspominałam w TYM, TYM i TYM wpisie. Na prawdę nie ma nic przyjemniejszego, niż muzyka w tle, kartka papieru i kilka ołówków różnej miękkości. Podczas rysowania najskuteczniej zapominam o problemach, gdyż wykonując tę czynność, umysł jest stale skupiony na kreśleniu kresek, dlatego jeśli akurat macie jakieś zmartwienie lub kłopot - ten sposób serdecznie Wam polecam, bez względu na to, czy umiecie rysować, czy też nie.

Oczywiście nie mogłabym nie wspomnieć, że równie wspaniałą formą odprężenia są dla mnie wyjazdy na wieś pozwalające mi obcować z naturą, spotkania ze znajomymi, przyjaciółmi, wyjścia gdzieś na miasto, basen, do kina, na małe (lub często całkiem spore) zakupy oraz zabawa z moimi kotkami, która również sprawia mi ogrom radości. Po tak spędzonym czasie, ciężko nie mieć dobrego humoru i nie emanować pozytywną energią! :D

A jak sprawa wygląda u Was? W jakich okolicznościach najlepiej odpoczywacie? W ciszy i spokoju, czy raczej z kimś, w towarzystwie kogo dobrze się czujecie? Jak zwykle z wielką ciekawością czekam na Wasze komentarze! :)

sobota, 3 grudnia 2016

Pomysł na kosmetyczne prezenty dla (prawie) każdej kobiety

Witajcie! Jak papuga powtórzę za moimi koleżankami blogerkami/vlogerkami, że nie mam pojęcia jak to się stało, ale tak, mamy już grudzień! A jak grudzień to wiadomo, że za moment czeka nas szał świątecznych zakupów i niedalekich przygotowań do Świąt. Jeśli chodzi o prezenty jestem zdania, że aby uniknąć ogromnych kolejek i kupowania czegoś w pośpiechu, warto zawsze odpowiednio wcześniej przygotować strategię działania, tj. zastanowić się i przemyśleć, co w danym roku będziemy chcieli podarować konkretnej osobie, gdyż tak jak jak różni są ludzie, tak samo różne są ich oczekiwania oraz potrzeby.

Zatem co zrobić, by osoba obdarowana była na prawdę zadowolona z otrzymanego prezentu? Moim zdaniem warto inwestować w rzeczy dość uniwersalne, które wiemy, że raczej na pewno zostaną wykorzystane i sprawią przyjemność. Jeśli chodzi o kosmetyki (i akcesoria) postaram się przybliżyć temat poniżej.


PALETY CIENI

Nie każda kobieta lubi malować powieki cieniami. Jeśli jednak osoba, której chcemy sprawić prezent lubi podkreślać spojrzenie przy pomocy tych pyłków, myślę, że ciekawym prezentem będzie paletka w neutralnych, tzw. bezpiecznych kolorach, o ile nie znamy dobrze pod tym względem gustu danej osoby. Paleta neutrali sprawdzi się bowiem zawsze! Nie znam kobiety, która malując powieki, nie miałaby w swoich zasobach zarówno delikatnych, cielistych odcieni, jak i ciut mocniejszych brązów. To sprawdzony przepis na klasyczny makijaż w każdym wieku, zarówno dla nastolatki, dorosłej kobiety jak i starszej Pani - naturalny i ponadczasowy. Tutaj mogę polecić jedną z moich ukochanych palet, jaką jest w pełni matowa Naked Basic 2 marki Urban Decay (145 zł), która z uwagi na niewielki rozmiar i porządnie opakowanie, genialnie sprawdzi się również na wyjazdy, czy nawet do torebki.



Tańszym rozwiązaniem mogą być palety Makeup Revolution (ok. 40 zł), w których z uwagi na większą liczbę cieni, kolorystyka i wykończenia są już nieco bardziej zróżnicowane, ale wciąż na tyle uniwersalne, iż sądzę, że większość Pań powinna być zadowolona.




PERFUMOWANE BALSAMY DO CIAŁA

Na pewno teraz część z Was pomyślała "o nie, to na pewno nie jest bezpieczny prezent, w końcu mamy do czynienia z zapachami". Częściowo to racja, ponieważ zawsze może się zdarzyć, że nie trafimy w cudzy gust, aczkolwiek pamiętajmy, że perfumowane balsamy do ciała to nie są perfumy, które są intensywne i które czujemy na sobie cały dzień. Balsamy nawet jeśli są perfumowane, powinny być na tyle subtelne, by nie gryźć się z zapachami jakie nosimy na sobie na codzień. Jeśli jest inaczej, to dla mnie taki produkt nie jest wart uwagi. Na szczęście balsamy marki Bath & Body Works (ok. 45 zł), które miałam okazję stosować i które uwielbiam, mimo że zapachy mają obłędne oraz długo wyczuwalne na skórze, to jednak nigdy nie zdarzyło się, by weszły w nieprzyjemną interakcję z perfumami, dlatego tutaj pod względem prezentu uważam, że można zaryzykować.



Jeśli natomiast dokładnie wiemy, jakich perfum używa osoba, którą chcemy obdarować, warto zorientować się, czy z tej samej linii nie ma dostępnych np. żeli oraz właśnie balsamów (jeśli nie stacjonarnie to przez Internet), co bardzo często ma miejsce w w przypadku produkcji perfum  marek luksusowych jak np. Lancome, Armani, Versace, czy Hugo Boss i co podarowane w formie prezentu mogłoby stanowić świetne uzupełnienie ulubionego zapachu.


PĘDZLE DO MAKIJAŻU

Myślę, że jest to propozycja nie mająca zastosowania tylko i wyłącznie jeśli chodzi o Panie, które nigdy nie wykonują makijażu, gdyż w każdym innym przypadku pędzle będą świetnym pomysłem. Warto tu stawiać na marki znane i ogólnie lubiane, jak np. Hakuro, czy droższe Zoeva oraz modele, które będą w stanie spełniać kilka funkcji. Z pewnością przydadzą się też pędzle do podkładu, różu, czy nakładania cieni, bo jest to niezbędna podstawa każdego makijażu.



ROZŚWIETLACZE

Na fali popularności, rozświetlacze już od kilku sezonów robią prawdziwą furorę w kosmetycznym świecie i na prawdę nie ma się co dziwić temu trendowi. Osobiście nie znam kobiety, której subtelne rozświetlenie cery, czy spojrzenia nie dodawałoby uroku, dlatego moją kolejną propozycją na prezent jest kupno rozświetlacza, który z pewnością przyda się w kosmetyczce każdej Pani. Osobiście najmocniej polecam Mary Lou Manizer od The Balm (ok. 60-90 zł, zależy gdzie kupicie) oraz mój ostatni nabytek, czyli rozświetlacz z Sephory Wonderful Cushion (45 zł). Oba sprawdzają się wyśmienicie. Fajną propozycją, choć już droższą, może być również zakup rozświetlającego tria siostrzyczek, czyli Manizer Sisters, w którym znajdują się rozświetlacze - Mary Lou, Cindy Lou oraz Betty Lou (149 zł).


(źródło: grafika Google)


ZESTAWY DO PIELĘGNACJI TWARZY/CIAŁA

Myślę, że będzie to bardzo trafiona opcja, jeśli choć minimalnie orientujemy się jaki typ cery/skóry ma osoba obdarowywana. Zróżnicowanych wariantów dostępnych na rynku jest mnóstwo, aczkolwiek ja polecam zestawy polskiej marki Bielenda, która jest jedną z moich zdecydowanie ulubionych. Ostatnio pojawiła się najnowsza, różana seria, przeznaczona do cery wrażliwej, którą już niebawem postaram się Wam przybliżyć w osobnym wpisie, ale już teraz z pewnością same przyznajcie, że opakowania prezentują się ślicznie i zapakowane w urocze pudełeczko na pewno sprawią miłą niespodziankę :).



WOSKI/ŚWIECZKI ZAPACHOWE

Kolejna, ale zarazem ostatnia propozycja zapachowa tym razem dla osób, które lubią kiedy w domu ładnie pachnie. Zestaw wosków lub świeczek będzie idealny dla Pań, gustujących w tego typu gadżetach. Świeże, owocowe, kwiatowe, a może pobudzające, odprężające lub kojarzące się z czymś przyjemnym - wybór jest olbrzymi, więc jestem pewna, że dla każdego znajdzie się coś odpowiedniego. W przypadku wosków i świeczek polecam jednak stawiać na marki znane np. Yankee Candle, czy Kringle Candle, które większość zapachów mają rzeczywiście przyjemnych dla nosa, niż kupować kota w worku marki "noł nejm" i nie wiedzieć jaka niespodzianka czeka nas (a w zasadzie osobę obdarowaną) po odpaleniu kominka.




JAKICH KOSMETYKÓW NA PREZENT LEPIEJ NIE KUPOWAĆ

Podkładów, korektorów - ryzyko nietrafienia z odcieniem lub wykończeniem jest niemalże pewne, o ile nie wiemy dokładnie jakich produktów tego typu używa osoba obdarowywana.
Perfum - tych kupowanych w ciemno, bez wcześniejszego, porządnego rozeznania gustu.
Pomadek - tutaj ryzyko nietrafienia jest nieco mniejsze, niż w przypadku podkładów, czy korektorów, ale szminki to również na tyle indywidualna sprawa jeśli chodzi o dobór pasującego odcienia, że ja nie ryzykowałabym.
* Kosmetyków sugestywnych - antyperspiranty, dezodoranty do stóp, produkty do wybielania zębów, czy odświeżania oddechu moim zdaniem absolutnie nie powinny znaleźć się jako prezent pod choinkę, gdyż łatwo sobie wyobrazić myśli przechodzące przez głowę osoby otwierającej taką paczkę. Nie sądzę, że byłyby one miłe :P.

A czy Wy macie już przygotowane świąteczne prezenty dla bliskich? Na jakie podarunki najczęściej stawiacie? Ja jestem jeszcze przed zakupami, ale póki co czekam na wypłatę, bo poprzednia poszła już w niepamięć :(. Udanego weekendu Wam życzę! :*

środa, 9 listopada 2016

Lovely K Lips - matowa pomadka w płynie wraz z konturówką

Cześć! Ostatnio blogosfera oraz Youtube zwariowały na punkcie nowości od Lovely, czyli zestawu K Lips, zawierającego matową pomadkę oraz konturówkę. Już po samej nazwie jak i szacie graficznej łatwo się domyślić, że producent bardzo mocno inspirował się lip kitami produkowanymi przez markę Kylie Cosmetics, należącą do Kylie Jenner. Nie mam do końca zdania, jeśli chodzi o tego typu inspiracje. Z jednej strony nie ma tu mowy o chamskiej podróbce, której nie tolerowałabym w żadnym wypadku, ale z drugiej, ściąganie samego pomysłu też jest średnie, jednak z kolei patrząc pod jeszcze innym kątem, dostajemy za to bardzo dobrej jakości produkt w niskiej cenie. Biorąc to wszystko pod uwagę, moje odczucia w tej kwestii są mieszane i bardzo ciekawa jestem Waszych - napiszcie mi proszę w komentarzach. Przechodząc jednak do meritum.

Opakowanie z motywem przygryzionych ust, kartonowe, w którym znajdują się matowa pomadka i kolorystycznie dobrana konturówka. Wybrałam sobie odcień Sweety, czyli najjaśniejszy z dostępnych odcieni różu (który nomen omen wcale taki jasny nie jest). W ofercie mamy dostępnych 5 kolorów, z czego 3 są różowe, jeden w odcieniu mlecznej czekolady i jeden to taki beżowy, ciepły nudziak.






Zarówno konturówka jak i pomadka są rzeczywiście doskonale dobrane kolorystycznie. Na ręku wydaje się, że konturówka jest minimalnie jaśniejsza, ale na ustach idealnie zlewają się w całość, przez co nie widać jakiejkolwiek różnicy, czy przejść.



Konturówka to typowa kredka i jak kredka niestety pachnie. Nie jest to na pewno przyjemny zapach, ale mnie jakoś szczególnie nie przeszkadza. Jest miękka, mocno napigmentowana i bez najmniejszych problemów sunie po ustach, ładnie definiując ich kształt.

Jeśli z kolei chodzi o pomadkę, ma bardzo przyjemną, kremową formułę, która po chwili zastyga na całkowity, piekielnie długo utrzymujący się mat, stając się nie do ruszenia przez wiele godzin. Powiem Wam, że początkowo byłam w szoku, że produkt za 20 zł jest aż tak wytrzymały! Tuż po całkowitym zastygnięciu postanowiłam przeprowadzić mały test, gdyż akurat czekał na mnie obiad, ponieważ Mamusia przyrządziła moje ukochane pierogi :D. Uwierzcie mi, że pomadka wytrzymała zarówno picie, jak i jedzenie pierogów z okrasą. Nie mówię oczywiście, że wytrwała w idealnym stanie, ponieważ częściowo starła się od środka, ale to przejście od mojego naturalnego koloru ust do pomadki było na tyle niewielkie, że nawet bez poprawek spokojnie mogłabym wyjść do ludzi, nie martwiąc się przy tym dziwnymi spojrzeniami przechodniów ;).



Jeśli o mnie chodzi w 100% polecam Wam ten produkt, bo jest genialny, chociaż ma jeden mankament. Otóż właścicielki suchych ust muszą mieć na uwadze to, że pomadka niestety dość mocno je wysusza. Ja co prawda nie mam problemów z nadmiernym przesuszeniem ust, ale odkąd używałam jej kilkanaście razy pod rząd odnotowałam, że moje wargi dość mocno spierzchły i obecnie wymagają nawilżenia, więc robię od niej czasową przerwę. Niemniej polecam, polecam i jeszcze raz polecam! Jak dla mnie to hicior przebijający nawet moje ulubione, matowe pomadki z Golden Rose, o Bourjois nie wspominając :).




Dajcie mi koniecznie znać, czy macie już swoje K Lips, czy kusi Was ta oferta Lovely, a może macie pierwowzory prosto od Kylie i możecie zrobić porównanie? Jak zawsze z niecierpliwością czekam na Wasze opinie, buziaki :***.

środa, 26 października 2016

Jak pachnie Halloween

Cześć! Halloween - amerykańskie (choć nie tylko) święto, które w naszej kulturze wzbudza sporo kontrowersji, mam wrażenie, że z roku na rok jest coraz lepiej przyjmowane. Najhuczniej jest obchodzone oczywiście w Stanach Zjednoczonych oraz Kanadzie, ale też Wielkiej Brytanii i Irlandii, jednak z powodu swojej nietypowości, zwyczaje halloweenowe zaczęły przejmować również inne kraje, w tym Polska.

Osobiście nie obchodzę jakoś szczególnie tego dnia, przypadającego każdorazowo na 31 października. W dużej mierze wynika to z racji wieku, częściowo też z powodu osobistych przekonań, jednakże jest to zdecydowanie dzień, w którym mimo wszystko bardzo lubię akcentować jego swoistą "wyjątkowość". W tym roku, z tej okazji postanowiłam przyrządzić halloweenową zupę-krem z dyni (uwielbiaaam!), z domieszką pomarańczy i imbiru oraz sięgnąć po jakąś cięższą lekturę, upajając się przy okazji "strasznymi" zapachami, które dołączyłam do swojego ostatniego, woskowo-świeczkowego zamówienia.

Marka Yankee Candle wypuściła bowiem 3 zapachy dedykowane specjalnie świętu Halloween, czyli - Witches Brew (napar czarownicy), Candy Corn (słodka kukurydza/nie jestem pewna jak to przetłumaczyć) oraz Forbidden Apple (zaczarowane jabłko). Tych dwóch pierwszych byłam najbardziej ciekawa, ciężko było mi sobie wyobrazić ich zapach, dlatego zdecydowałam, że koniecznie muszą się znaleźć w moim zamówieniu, którego dokonałam na stronie Aromahome. Swoją drogą serdecznie polecam Wam ten sklep, gdyż nie dość, że wybór jest ogromny, a paczkę otrzymałam ekspresowo, bo już na drugi dzień, to do tego właścicielką jest przemiła Pani Ola, którą bardzo z tego miejsca pozdrawiam.





Jeśli będziecie mieli ochotę poczytać o innych zapachach, które wybrałam, opowiem Wam o nich tworząc kolejny post, jednak dziś skupmy się na tych dwóch, które są najbardziej szczególne :).



Zapewne podobnie jak i ja zastanawiacie się jak może pachnieć słodka kukurydza lub amerykańskie cukierki właśnie o tej nazwie. Niby każdy z nas zna smak kukurydzy, ale wyobrażenie sobie zapachu jest już znacznie cięższą kwestią, więc pozwólcie, że ją Wam nieco przybliżę.



Candy Corn jest przede wszystkim bardzo, ale to bardzo trudny do opisania. Zawiera w sobie maślaną słodycz, charakterystyczną dla cukierków np. Werthers Original, ale nie mdłą, połączoną jakby z delikatnymi nutami karmelu. Pomimo, że jest to wosk, nuty zapachowe wyczuwalne są dopiero po roztopieniu ok. 1/4 całości i dość długo utrzymują się w powietrzu. Na pewno jest to bardzo nietuzinkowy zapach, ale raczej nie spodoba się każdemu, choć ja ilekroć go wyczuwam w swoim otoczeniu i tak mam ochotę krzyknąć "trick or treat!" :D.


Skupmy się teraz na naparze czarownicy. Byłam szalenie ciekawa, czym mnie zaskoczy! Po odpaleniu świeczki nie musiałam czekać długo, by aromat wypełnił całe pomieszczenie. Nawet jak na świeczkę ma moc i to dużą!



Jest to zdecydowanie intensywny, wieczorowy i bardzo nastrojowy zapach. Wyczuwam w nim ziemię (tak, czarną ziemię jaką np. dajemy do kwiatów), połączoną jakby z tabaką oraz paczulą. To mocno kadzidłowa, ale zarazem baaardzo przyjemna dla mojego nosa kompozycja, od razu nadająca klimatu. Kiedy pierwszy raz powąchałam Witches Brew, z miejsca miałam skojarzenie z takim oto obrazkiem: idę sobie pod rękę z chłopakiem/przyjaciółką po mrocznym zamku, w którym wyraźnie czuć wilgoć nagich murów, ale palące się w korytarzu pochodnie roznoszą przyjemne ciepło przez co nie jest nam zimno. Każdy krok jest słyszalny i odbija się głuchym echem, roznosząc odgłos po pustych przestrzeniach. Gdzieś na murach widać zwisające pajęczyny oraz spacerujące sobie po nich pająki, duże, małe, wszelkiego rodzaju. Teraz pozostaje tylko czekać, aż za rogiem pojawi się jakaś Mroczna Dama, by nas wystraszyć i spowodować tym samym palpitacje serca :).



Moje plany na najbliższe Halloween już poznaliście. Dajcie mi koniecznie znać, jakie są Wasze pomysły na ten wieczór. Na przebieranej imprezie? W domu z książką, a może jakimś horrorem? Jestem ogromnie ciekawa jak zamierzacie spędzić zbliżające się wielkimi krokami święto duchów :).

Na hasło: BYCPIEKNA24 macie 15% zniżki na stronie www.aromahome.pl

sobota, 21 maja 2016

Moja przesyłka od Dresslink - warto, nie warto? Duuużo zdjęć!

Cześć! Uff, minęło już na prawdę sporo czasu od kiedy otrzymałam moją przesyłkę od marki Dresslink. Bardzo zależało mi, by większość rzeczy (poza letnią bluzką, na którą obecnie jest wciąż za chłodno) móc solidnie przetestować, zanim wydam osąd na ich temat i podzielę się z Wami tym, czy warto je zamawiać, czy też lepiej dać sobie spokój, a pieniądze przeznaczyć na coś innego. Jeśli jesteście zainteresowane, zapraszam poniżej :).

Jako pierwszy wpadł mi w oko przeuroczy sweterek z zimowym printem, który po prostu musiałam mieć, od kiedy zobaczyłam go na stronie, widząc wcześniej u Taylor Swift i na kanale TheKretka1. Niestety nie ma on wszytej metki, przez co nie jestem w stanie stwierdzić w 100% z jakiego materiału jest wykonany, ale na stronie jest podane, że to nylon, rayon i spandex, więc niby skład sztuczny, jednak mimo to w dotyku jest niesamowicie przyjemny i tak samo w noszeniu. Sweterek wygląda dokładnie tak jak na stronie, choć przy wzroście 172 cm ma lekko przykrótkie rękawy, jednak dla mnie nie jest to problem, bo wystarczy lekko je podwinąć i wtedy wygląda na prawdę spoko. Minusem może być też mocny, fabryczny zapach, który był wyczuwalny już w momencie otwarcia przesyłki, ale po dwóch praniach uległ na szczęście prawie całkowitemu wywietrzeniu. Biorąc pod uwagę całokształt, a już w szczególności chwytającego za serducho, biegnącego reniferka jestem całkowicie na tak! :D Kocham takie ubrania! *.*







Drugie wdzianko to prześliczna, bardzo prosta w wykonaniu, ale zarazem efektowna i dziewczęca bluzeczka, która będzie doskonale pasowała na lato np. do shortów. Na razie nie miałam okazji jej dłużej nosić, ale to co mnie zaskoczyło podczas przymiarek, to fakt, że byłam przekonana, iż jak to szyfon będzie bardzo cieniutka i tym samym prześwitująca, ale na szczęście okazało się, że prześwituje w umiarkowany sposób, więc biustonosz spod spodu nie wybija się na pierwszy plan, odwracając tym samym uwagę od całości za co ogromny plus! Tą bluzkę również bardzo Wam polecam :). Wygląda tak, jak na fotkach w necie, ale zwróćcie proszę uwagę, że chociaż na stronie jest ona określona jako one size, to de facto będzie pasowała jedynie na osoby o rozmiarze XS-S (nie naciąga się).







Następną rzeczą jaką zamówiłam jest naszyjnik - lisek. Podobnie, jak przy bluzkach wyżej, on również w żaden sposób nie odbiega od zdjęć widniejących na stronie, wykonany jest bardzo precyzyjnie, z dużą dbałością o szczegóły. Jego łańcuszek i pozłacane elementy są w odcieniu rose gold, przez co idealnie pasują do mojego ukochanego zegarka i innej biżuterii, którą posiadam. Długość 74 cm jest jak dla mnie w sam raz, bo po założeniu lisek znajduje się dokładnie pod biustem, czyli na takiej wysokości, na jakiej najczęściej noszę tego typu ozdoby. Co ciekawe, nieraz zdarzyło mi się widzieć w droższych, prywatnych butikach z elegancką odzieżą podobne wisiorki, których ceny wahały się od 30 do nawet 70 zł, gdzie tu płacimy dosłownie grosze, a jakość wcale nie ustępuje, więc moim zdaniem deal jak marzenie! :)






Ostatnią rzeczą, którą mam do pokazania jest pędzel, a w zasadzie pędzlo-szczotka, która szalenie mnie zaciekawiła z uwagi na to, że gdzie się nie obejrzę, ostatnio trafiam na ogrom filmików i postów właśnie o tym nowatorskim wynalazku. Podobne pędzle, zarówno większe, jak i mniejsze mają w swojej ofercie takie marki jak np. Artis, Mac, czy nasz rodzimy GlamBrush. Mnie niestety nie zadowala do końca aplikacja kosmetyków takim sposobem. Przez to, że włosie jest bardzo gęste i zbite, a główka stosunkowo mała, nakładając podkład łatwo pozostawić smugi, trzeba zatem być bardzo dokładnym, by perfekcyjnie rozprowadzić go na buzi, co jednak zajmuje ciut dłuższą chwilę i nie jest wskazane, zwłaszcza kiedy człowiek się spieszy. Nie da się nim także wklepać podkładu oraz nie wchodzi w grę roztarcie korektora pod oczami, gdyż w tym przypadku mam wrażenie, że zbyt silnie naciągam skórę, która jest w tych okolicach bardzo delikatna. Do konturowania pędzlo-szczotka również nie do końca się sprawdza, ponieważ tu z kolei mam odczucie, że ciągle muszę dokładać produktu, by był on w jakikolwiek sposób widoczny, co nie przekłada się na szybkość całego procesu, ani wydajność kosmetyku, także mimo szczerych chęci, moim zdaniem ten pędzel jest raczej ciekawostką, którą można sobie sprawić w celu przetestowania, ale na pewno nie jest niezbędnikiem bez którego nie da się żyć.





Ciekawa jestem co myślicie o moim zamówieniu, jakie inne rzeczy mogłybyście jeszcze polecić i które z nich są Waszymi przysłowiowymi "czarnymi końmi"? Ja poniekąd czaję się na kombinezon i bluzkę w sowy, o których wspominałam Wam w poprzedniej dresslinkowej notce, więc jeśli Waszymi kliknięciami w powyższe (i poniższe) linki sprawicie, że marka zdecyduje się kontynuować ze mną współpracę, to jak tylko będzie możliwość, z pewnością zamówię te ubrania i napiszę później jak się spisują, także jeśli możecie, z góry dziękuję Wam za kliknięcia, bo niestety jest to jedyny warunek, by przedłużyć tę formę partnerstwa z marką :*. Dodatkowo zostawiam dwa linki, gdzie można przejrzeć rzeczy, których koszt wynosi już od 1 centa (KLIK) oraz drugi, na rzeczy z darmową dostawą (KLIK). Buziaki i wspaniałego, ciepłego weekendu! :*


Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...