Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dawne. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą dawne. Pokaż wszystkie posty

sobota, 28 grudnia 2019

Wymieranie




wieś pokryta samotnością
wykręca życie z życia
jak wilgoć z pościeli
nie śmieje się nie kwili
godziny skreśla w tygodnie
wymierania


052015

sobota, 21 stycznia 2017

Powiedz

 
by Ando Fuchs

powiedz
jak głęboka jest ta rzeka

przepływająca przez ciało
dzieląc na moje twoje
powiedz
ile wody jest na dnie
co dzień staczasz się
wpadasz w nigdy znowu zawsze
mylisz jawę ze snem
powiedz
ile jeszcze takich dni
nim pokażesz 

co w tobie jest twojego 
a co z przepitych ławek
z kolorów pustych butelek

poniedziałek, 8 grudnia 2014

Grudzień

Znów tak szybko minął czas. Grudzień jest i zaraz się skończy. A ja znów stoję w miejscu. Rok minął jak nie rok. Pamiętam moje zeszłoroczne dylematy odnośnie zakupu prezentów dla bliskich, a tu pojawią się kolejne. Świeższe, teraźniejsze.  Minął rok. Znów zima. Znów mróz. Znów zapach choinek. Kolorowe miasta uzbrojone w namiastki gwiazd. Znów minął rok...
Czas podsumowania i analiz. Czas życzeń i zapomnień. Czas przebaczenia i miłości. Dla niektórych czas żałoby i tęsknoty.

Jest późno. Zamiast spać, by być wypoczętą i przygotowaną na jutrzejszy gorący czas w pracy, siedzę, myślę i piję kompot z agrestu. Zapach agrestu przywołuje na myśl wspomnienia z dzieciństwa. Coroczne zbieranie agrestu z mało gościnnych krzewów. Dla niektórych nieszczęśników  zwieńczone ciałem w czerwone zygzaki. Zielone piłeczki pękające z trzaskiem pod naciskiem zębów. Żółty agrest był najlepszy. Miękki i słodki. Kiedyś wolałam żółty, dziś zjadam jedynie te z kompotu i szczerze mówiąc nawet nie skupiam się nad ich rodzajem. Z czasem obojętniejemy na wszystko. Stajemy się maszynami ukierunkowanymi na realizowanie jakiegoś bliżej nieokreślonego planu. Gubimy siebie między godzinami i kolejnymi kartkami kalendarza.

Nie lubię grudnia. Najszybciej mijający miesiąc w roku. Wbrew logice i matematyce. Mikołaj, Święta, Sylwester. W grudniu kończy się rok. W grudniu co rok się starzeję. W grudniu kończy się jesień, zaczyna zima. W grudniu krótkie dni, melancholie i tęsknoty. W grudniu zimne noce, szybkie zmierzchy. W grudniu ci samotni są bardziej samotni, ci szczęśliwi są bardziej szczęśliwi. Wszystko jest bardziej. 

Marzy mi się spokojny grudzień.  Cały grudzień, a nie tylko Święta bez pracy i pogoni za zakupami. Z dala od zgiełku miast i nienawiści. Gdzie nic nie muszę.  W zaciszu ciepłego domu z zapachem świerku i pomarańczy. Wśród przyjaciół i rodziny.  Z tobą...

22.12.2009

czwartek, 30 października 2014

Tyk-tak

Dzisiejsza noc minęła szybko, a raczej jej fragment, który poświęciłam na odpoczynek bogów.  To pierwsza noc od paru tygodni, może miesięcy, w której był sen. Sen był jeden, nieprzerwany przez bezsenną ciszę i trwał szczęśliwie aż do poranka. Spać nie znaczy śnić. By śnić nie trzeba spać. A ja spałam. Spałam i śniłam.  Zasługę owego stanu rzeczy i umysłu można by z pewnością przypisać spożytym procentom. Wczoraj w rodzinie podwójne urodziny. Trzydzieste. Sześćdziesiąte siódme.  Śmiech, radości, alkohol, prezenty. Różne prezenty, różne radości, inne myślenie o życiu. Dla każdego z nich urodziny i kolejny przeżyty rok oznacza co innego. I kolejny rozpoczęty przyniesie co innego. Mimo wieku, płci, marzeń czas jednakowo nieuchronny dla wszystkich. Mija. Przemija. Znika. Zmienia nas. Jednych niszczy, drugim pozwala się odradzać, zmieniać, żyć. Walczyć z iluzja, iluzją żyć.  Statystyki, zegary, kalendarze – wytwory ludzkich umysłów bezlitośnie nas ścigają, wyliczając nam czas od do.  Od narodzin do śmierci. Od dzieciństwa do dorosłości. Od młodości do starości. Od miłości do jej kresu. Od bycia razem do smutnej samotności. Od radości  do smutku. Od-do. Od-do. Jak zgubne tyk-tak, tyk-tak wystukiwane przez zegary. Tyk-tak. Zegar, czas, życie, my. Tyk-tak. Tyk-tak. Radość, uśmiech, ty. Tyk tak. Smutek, pustka, żal. Tyk-tak. Wino, łzy, piękne sny. Ty. Jeszcze łyk. Łyk-łyk-łyk. Niech tej nocy bezsenność będzie inna...

11.10.2009

sobota, 26 kwietnia 2014

Waniliowo

lody włoskie kręcone jak karuzela
wabią swoim smakiem
kuszą zimną wanilią
jabłkiem brzoskwinią

kojarzą się z dziecięcym latem
z małej budki niewidoczna pani
wystawiała pachnące wafelki
wypełnione warkoczami smaku

czarodziejskie okienko prosto z bajki
czy w budce były tylko dłonie i lody?
topiące się w słońcu przyjemności
kapały i brudziły szczęściem nasze sukienki

kiedyś miały zapach szczęścia
i beztroskiej nieświadomości
dziś pachną tylko waniliowo
brudzą chwile melancholią 



1682010

sobota, 1 marca 2014

Biała nić

Piękne jest dziś niebo w kolorze pastelowego błękitu. Gdzieniegdzie rozdmuchane mleczne kłębki toną w odgłosach przelatujących samolotów. Piękne. 

Jak kiedyś... Zamknąć na chwilę oczy, wrócić do czasów dziecięcych. Poczuć na twarzy tamten wiatr, tamto słońce. Zapomnieć jak krótkie bywa życie. Żyć marzeniem nieskończoności. Nie znać się na godzinach. Odszukać dawnego siebie...   

Białe motki zlewają się w niebo, okradając go z niebieskiego pigmentu. Za późno. Nie zdążyłam... 


221109

wtorek, 18 lutego 2014

Bez jutra

powieki jak firanki 
przepuszczają słońce
rzęsy jak drzewa
szumią na wietrze  
dłońmi dotykam nieba
 
otwieram oczy
tracę wszystko
spadam 
 
w oknach nie ma szyb
za kartonem zaszło słońce



2692009

wtorek, 20 sierpnia 2013

W zawieszeniu

strugam drzewa 
ostrzem obłędu i tajemnicy
w głowie
a pod palcami zwyczajność

podsiadam czas w fotelu bujanym 
splatam rozplatam warkocze 
przez okna horyzontu 
wypatruję twego głosu 

z braku słów wyrzucam ciszę
wygładzam fałd obrusu
kolejny raz i kolejny
zasypiam bez snów




18012011

sobota, 4 maja 2013

Maj


na miłą sobotę 
chłód oceanu
z nieba spadają
jego cząstki
szumią niebiesko
zielonym majem





852010

wtorek, 5 marca 2013

poniedziałek, 4 marca 2013

czwartek, 31 stycznia 2013

Umieram

Umieram
Umieram w pięknym dniu
W pięknej sukience
We włosy wplątany piękny kwiat

Umieram
Umieram nieukładnie i niegrzecznie
Cichaczem kradnę z oczu blask
Nie mażąc uśmiechu

Umieram
W pięknym słońcu
W dłoniach tęsknoty dzban
Ja tu a ty tam




8812

sobota, 1 grudnia 2012

W aurę szpetną

czarna kawa
cynamon
pierniki
ciepło już w dłonie  
oblepione palce lukrem
słodko ciągną się do siebie
nad dachami
dżdżu kokony
wszędzie wilgoć i chłód
pod stopami chmury
depczę kałuże
wszystkie
w którejś z nich
utonęło dziś słońce




171009

poniedziałek, 12 listopada 2012

Wiatrem lotu

Otwórz okno
a ja wlecę nim do ciebie
Ukradnę chwilę
rozpoznam myśli
dotknę twego snu
Nie zamykaj okna
bo roztrzaskam się na szybie
Jak nędzna ćma
frunę do światła twoich dłoni
Szelestem wiatru
wykradnę dotyk
złożę ciepło na poduszce
położę rzęsą na twoim policzku
czerwienią dotknę ust
i cicho się przyśnię...
Nie zamykaj okna...


181209

sobota, 20 października 2012

Wymknę się

Wymknę się. Zostawię za sobą świat z papieru. Znajdę ścieżkę wiszących kwiatów. Zamknę w dłoniach zapach szczęścia. Wspomnienia ozłacają naszą przyszłość. Przyprawa przeszłości doprawia nam to, co dziś i to co jutro. A pamięć ludzka  jak najlepsza pakowaczka zamyka w małych pudełkach kuleczki uśmiechu i radości. Wyplata nasze serca obecnością nieobecnych przy nas już osób.  Podsyca nasze tęsknoty. Rozjusza nasze myśli...
Widzę plac zabaw wygrzany słońcem i rozbujany  zabawami dzieci. Widzę małą dziewczynkę z nogami chudymi jak patyki, która w obu dłoniach trzyma ogromne kromy chleba z dżemem. Wszędzie z nimi biega i śmieje się. Wyszarpuje zębami duże kawały świeżego chleba i z pełnymi ustami woła coś do grupki dzieci. Mały przywódca. Przywódca zabaw i gier. Dziś się już nie uśmiecha. Każdego dnia 8 godzin spędza w nienawidzonej pracy. Usta wykrzywione w grymasie niezadowolenia i braku szczęścia. Narzeka na pracę. Narzeka na rodzinę. Narzeka na to co ma, wciąż oglądając się za tym, czego jeszcze nie ma. Drogę z i do pracy spędza w autobusie w pozycji „nie podchodź”. Głowę obraca w stronę „o nic nie pytaj”. Nie obchodzą ją ci, co nic nie mają, a tylko ci, co  mają dużo i więcej od niej. Wtedy jej łatwiej się narzeka, bo nie dbając i nie martwiąc się o kłopoty innych. Wciąż przywódca. Według niej przywódca pecha nieposiadania i braku szczęścia. Według mnie  przywódca w posiadaniu i obojętności.
Zielona łąka pełna złotych mleczy. Soczyste barwy i wszędzie pełno słońca. Na kocu w kratę dziewczyna o włosach jasnego orzecha. Zamknięta w milczeniu pochłania dźwięki dochodzące z przenośnego magnetofonu  mieszające się ze śpiewem ptaków. Niepewna teraźniejszości marzy o lepszej przyszłości. Otoczona cierpieniem własnym i swoich bliskich.  Dziś ciemnowłosa i wciąż niepewna. Po studiach, których sobie wymarzyła, szuka pracy, która pozwoliłaby jej być potrzebną, która przybliżyłaby ją do innych i  Boga, choć mnie wydaje się, że bliżej już nie może być. Po drodze wolontariat w domach dziecka i w świetlicach środowiskowych. Chętna w pomocy osobom niepełnosprawnym i opuszczonym dzieciom.  Planuje wspólne życie od lipca z ukochanym jej A. Zmięta przez brak pracy, nie potrafi do końca cieszyć się ze swojego szczęścia. Zła na swoje niezadowolenie, zapomina, że dziś jest tylko jedno. Pełna nadziei na zmiany, które uparcie nie nadchodzą. Przyjdą. Są. Na policzkach czuje wiatr jej pomyślności. Pomyślność już jest, musi tylko uświadomić sobie jej dotyk.
Piękny sobotni poranek. Na niebie biała chmura w kształcie delfina. W oczy razi jasność słońca. Może w końcu przybędzie wiosna i napełni moje płuca chęcią oddychania. W głośnikach muzyka pełna pięknych dźwięków skrzypiec. W głowie niespokojne myśli zlepione drżącym sam na sam.
Wszystko się  zmienia i przemija. Zmieniam się i ja. Jaka ja byłam kiedyś? Jaka jestem dziś? No jaka? Przemijam i kiedyś zniknę. Zostaną po mnie słowa i rozkoszne milczenie. Bo milczenie to,  jakby w bibule pozostawione słowa... Wymknę się z czasu... Wymknę się brakiem słowa...


jeszcze raz dla D. bo jest też o niej, a nigdy tego nie czytała... 

(200310)