Post rychło w czas ;-) Dzisiaj u mnie świeci słońce, ale jest dość zimno. Tym samym może niech to będzie wspomnienie lata z prezentacją kosmetyków po które dość często sięgałam podczas wakacji. Tak, przyznaję się oficjalnie, że jestem fanką opalenizny! Nie należę do grona osób bladych i dobrze mi z tym. Jednocześnie nie przesadzam w drugą stronę i nie jestem mahoniową skwarką ;-)
Przez cały rok korzystam z dobrodziejstw balsamów brązujących. Długo szukałam swojego ideału, aż w końcu trafiłam na Balsam brązująco-ujędrniający od Lirene. Według mnie jest idealny, ale musiało minąć trochę czasu zanim polubiłam go tak całkowicie. Używam wyłącznie wersji przeznaczonej do ciemnej karnacji. Balsam bardzo łatwo się wsmarowuje, przepięknie pachnie kawą oraz zostawia skórę przyjemnie nawilżoną. Nie ujędrnia ;-) Efekt opalenizny można stopniować, kolor jest naturalny i trwały. Wystarczy tylko pamiętać o regularnym peelingu całego ciała i nie ma opcji, żeby pojawiły się jakieś plamy albo zacieki. Posiadam także samoopalacz w sprayu Sun Ozon z drogerii Rossmann. Ten produkt też gości u mnie na stałe, ale ostatnio coś się z nim stało złego... Kiedyś używałam go wyłącznie do twarzy. Teraz niestety przestał się sprawdzać w tej roli, bo strasznie nierównomiernie się rozprowadza i schodzi brzydkimi plamami. Stosuję go do ciała i wtedy już działa dobrze. Oczywiście zapach jest typowy dla samoopalaczy, ale to wiadomo...
Mariza pod względem kosmetycznych jest mi słabo znana, ale ten Olejek przyspieszający opalanie towarzyszy mi od ponad roku. Jest świetny! Stosuję go głównie na plaży. Bardzo ładnie pachnie kokosami i przyjemnie natłuszcza ciało. No i najważniejsze - przede wszystkim działa! Faktycznie, w szybkim tempie zyskuję brązową opaleniznę bez żadnych zaczerwienień. Zeszłej zimy testowałam ten olejek na solarium, kiedy wybrałam się kilka razy w celu poprawy humoru :-) Tutaj także się sprawdził i skutecznie ochronił skórę przed nadmiernym poparzeniem i zaczerwienieniem.
Sopot Sun od Ziaji stosuję przez cały rok. Jest to tłusty krem ze SPF 30, który chroni skórę. Nakładam na usta przed każdym wyjściem na dwór. Ważne, żeby była to cienka warstwa, bo w przeciwnym razie usta dostają fioletowej poświaty. Kosmetyk ten stosuję także na znamiona, kiedy opalam się na plaży, czy kiedy byłam na solarium. Raz będąc na solarium posmarowałam swoje znamię dość niedbale i potem w tym miejscu skóra była zdecydowanie jaśniejsza. Krem Eva Sun docelowo miał być moim filtrem do twarzy, ale niestety rozczarował mnie. Dla mnie jest zbyt tłusty, powoduje świecenie i szybko daje uczucie brudnej buzi. Nie mniej, jest to dobry krem z wysokim filtrem, ale akurat na mojej buzi się nie sprawdził, dlatego nakładałam go głównie na dekolt i ramiona.
Po opalaniu używałam lotionu Sun Ozon z drogerii Rossmann. Kosztował grosze w cenie regularnej, ale jest mało wydajny. Z lotionem nie ma nic wspólnego. W kontakcie ze skórą zamienia się w taki lekki bezbarwny żel i ekspresowo się rozsmarowuje oraz wchłania. Nie ma działania chłodzącego, ale mimo wszystko dawał sporą ulgę przy spieczonej skórze. Olejek z Yves Rocher to mój hit lata. Przepięknie i bardzo intensywnie pachnie. Kojarzy mi się z egzotycznymi krajami i kadzidłami. Zapach ciężki i bardzo trwały, jednak idealnie oddający klimat gorącej letniej nocy. Właściwości nawilżające i natłuszczające także na wysokim poziomie. Na pewno będę go stale kupować :-)