Wieczorem wzielo mnie na planowanie roznych nieprzyjemnych czynnosci, ktore musze w chalupie i obejsciu koniecznie zrobic :( No i wyszlo mi, ze bez skrocenia czasu milo przesypianego, to nie wyrobie sie nawet przez rok.
Postanowilam zaprzyjaznic sie z budzikiem i zaczac sterowac moim zyciem (czasem?).
Nastawilam go na 6.00! i nawet sie obudzilam, nawet wstalam, umylam sie i ubralam.
Wypilam pierwsza kawe i zrobilam śniadanie, i zjadlam....
Zadanie pierwsze: zrobic szybko zakupy, i potem dzialac w obszarze szeroko pojetego sprzatania.
Jak pomyslalam, tak zrobilam.... ale tylko ze 20 pierwszych krokow za brame, do auta.
Auto okazalo sie cale zamarzniete, bo wczoraj bylo wilgotno i padalo, a w nocy przyszedl malutki mrozik.... nie mialam ochoty na skrobanie wszystkich szyb i szukanie odmrazacza do zamkow!
Odwrocilam sie na piecie, wrocilam do cieplego domu i zrobilam druga kawe.
Zakupy zrobie jak sie autko samo odmrozi, a porzadki moga poczekac do jutra :))))))))))))
A taki byl ladny przymrozony poranek o 9.00