Spodnie uszyte z popeliny (tak było w sklepie napisane) ale materiał jest sztuczny, nierozciągliwy (jeśli się rozciąga to w minimalnym stopniu), kolor ciemny szary. Szyłem jaśniejszymi nićmi, aby było widać ściegi. Spodnie w założeniu miały mieć charakter uniwersalny, czyli takie, które można na co dzień założyć.
Przednie kieszenie są wsuwane z boku a nie od góry jak w dżinsach. Tylne zrobiłem z wypustkami, aby poćwiczyć szycie tego rodzaju kieszeni. Poza tym żadnych ekstrawagancji.
Trochę mi krwi napsuły, bo krocze prułem chyba z 4-5 razy. Na koniec założyłem pierwowzór i układają się niemalże tak samo. Oczywiście pasek też prułem 3 razy. Z zamkiem zero problemu. I nie chciało mi się guzika robić, to zamontowałem haftkę.
Spodnie cudem ocalały. Już prawie kończyłem szycie, skracałem nogawki. Podwinąłem jak trzeba, wyrównałem nogawki i zaprasowałem sobie, coby łatwiej taśmę w nogawkę było przyszyć. Przyłożyłem żelazko do nogawki i wypaliło mi dziurę o średnicy 2 cm! Szczęście w nieszczęściu, że zaprasowywałem od spodu, to znaczy włożyłem żelazko w nogawkę i od wewnątrz na podwinięciu jest dziura. Ale dziurę zakryłem taśmą. Tak więc nic nie widać, spodnie nadają się do noszenia. Czekam na cieplejsze dni, bo gaci termojądrowych (czytaj: kalesony) pod te portki nie zmieszczę ;)
Teraz mi spodni wystarczy, do kwietnia nie powstaną żadne męskie portki (chyba, że ktoś będzie chciał, aby mu uszyć). Chyba, że szorty o których wspominałem, ale to nie spodnie.
A teraz zdjęcia:
Widok ogólny od przodu
jak mam spuszczoną głowę, to spodnie lepiej się układają o_O
Tradycyjnie od tyłu
Spodnie luzem
jak widać karczek i pasek mają podszycie z innego materiału)
Tylna kieszeń z wypustką
No i nadal mi się marzy porządny kurs kroju i szycia. Ech...