Jak to Tinki z Tinkusiowego dziergania niedawno napisała, : "Jaka jest Oshima każdy wie... :)", a jeśli jeszcze nie wie, to powinien się prędziutko dowiedzieć. Nie dość, że jest to sweter niebywale uroczy, ma coś w sobie z klasycznego i sportowego, cieplutkiego golfa, to jeszcze te mikro detale, które dodają mu niebywałego smaczku. Moja jest piękna, bo w całości wydziergana w rączkach, na co prawda mniejszych niż zalecane drutkach, bo powstała z cieńszej niż zalecana w przepisie włóczki, którą z Waszą niezastąpioną pomocą uważyłam, jak ta sroczka kaszkę, w tych postach: klik i klik.
O samym wzorze mogę tylko w samych superlatywach. Czytelny i baaaaaardzo obszerny, jasny i klarowny, ale niestety wymaga częstego przerzucania karteczek w poszukiwaniu rozmiaru drutów (pisała już o tym Tinki w swoim poście o Oshimie). Poza tym, żadnych zastrzeżeń nie mam. I chyba nawet muszę go dodatkowo pochwalić za to, że absolutnie każda technika wykorzystana we wzorze posiada bardzo dokładny opis tego w jaki sposób ją wykonać. Sporo się dzięki temu swetrowi nauczyłam, jak choćby dla mnie do tej pory kompletnie niezrozumiałej metody włoskiej igłowej zamykania oczek, zwanej też stębnowaniem. To może trochę niepoważne albo co najmniej dziwne, ale w tym przypadku opis w języku angielskim zamieszczony w przepisie był dla mnie bardziej czytelny i zrozumiały niż nie jeden tutorial z załączonymi zdjęciami w moim języku ojczystym. Bo czy nie można napisać książki o dziewiarstwie bez tych górnolotnych i technicznych określeń, tak po prostu dla laika? A gdyby tak powstała książka: dziewiarskie techniki for Dummies? (właśnie sprawdziłam... wiecie, że wydawnictwo publikujące całą serię "for Dummies" wypuściło już 7 różnych części o dziewiarstwie???? znaczy dziewiarstwo nie taki łatwy temat ;) )
A jako zupełną ciekawostkę powiem Wam, że ta właśnie metoda nabierania oczek, tzw włoska, lub Tubular cast-on, jest metodą którą się stosuje na maszynie dziewiarskiej dwupłytowej. Wiedzieliście o tym?
Za brak ludzia w sweterku przepraszam, ale Fotograf Rodzinny na delegacji, ale jak tylko wróci i pogoda nam dopiszę na pewno dokładniej obfocimy i wtedy w całej okazałości pokażę Wam co z tej mojej mieszanki kolorystycznej za Oshimka wyszła.
Zmieniając temat na bardziej przyziemny, dosłownie i w przenośni - zabrałam się za wyzwanie dziewiarskie, jakiego u mnie jeszcze nie było. Co prawda już kiedyś pisałam Wam o tkaniu na maszynie dziewiarskiej (klik), powstał wtedy (wstyd się przyznać, no ale...) do tej pory nieukończony otulaczo-szyjo-grzej... albo raczej mały chodniczek prostokątny. Już wtedy jasne dla mnie stało się, że maszyna dziewiarska powinna sobie poradzić również z dużo grubszą niż zalecana wełna podczas tkania. No a ponieważ u mnie testy bez praktycznego wykorzystania to nie są prawdziwe testy, dzieje się aktualnie Dywanik, albo raczej salonowy podstolnik (bo wymiary docelowe mają być kapkę większe od mojego kawowego stolika, czyli ok 160cm X 160cm). Co z tego wyjdzie, nie wiem... :) Jak każdy test ten również może okazać się totalnym niewypałem, co nie zmienia faktu, że zabawę miałam dzisiaj przednią. Jest już pierwsze pół dywaniku i trochę drugiej połowy, poniżej zamieszczam kilka zdjęć od tzw dziewiarskiej kuchni:
A Wam podoba się taki dywanik?