Pokazywanie postów oznaczonych etykietą entrelac. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą entrelac. Pokaż wszystkie posty

środa, 2 kwietnia 2014

Wiatraczek nad Prypecią


"Dla dziewczynek coś kolorowego" pisał w liście Antoni Czechow.
Jak wiedział. Dziewczynki lubią podziwiać groszowe pierścionki z czerwonymi, zielonymi, niebieskimi oczkami, kolorowe piłeczki na gumce, korale. Zawsze z odpustu przynosiłam celuloidowy wiatraczek.
Teraz już nie chodzę na odpusty, a wiatraczek mam na drutach. Po polsku co prawda nazywa się bardziej prozaicznie, bo sweter z koła.




Robię go z czterdziestki Arelan (40% wełny i 60% akrylu), którą kupiłam jakiś czas temu na kocyk. Myśl o kocyku jednak mi przeszła bezboleśnie. Włóczka miła w dotyku, równa nitka, ale kolory ma niestety dziwne - źle się komponują. Skoro jednak zaczęłam, to skończę mam nadzieję. Najwyżej sweter potraktuję jako wprawkę i będzie "do lasu".
W drodze na pociechę jest Justa z Warmii w kolorach brąz i rudy i te kolory zapowiadają się faktycznie ładnie.
Sweter z koła zaczynałam według przepisu pani Doroty najpierw na cienkich drutach skarpetkowych, potem przerabiałam grubszymi aż przesiadłam się na okrągłe szóstki.Nitkę wiążę magicznym supełkiem, jaka fantastyczna metoda. Jest jeszcze bardziej fantastyczna, której nauczyła mnie koleżanka, córka prawdziwej dziewiarki z miasta Łodzi, ale tę metodę jeszcze muszę przećwiczyć.

A skoro środowe czytanie z dzierganiem, to wiatraczek jest nad Prypecią:

 

Co za świat! Puszcza, rzeka, pałac z oficynami, panny apteczkowe, słodkie szafki w sypialni. Liczne salony, podchodzenie cietrzewi i polowanie na niedźwiedzia. Dopiero zaczęłam i bardzo dobrze się czyta te wspomnienia spisane szczerze i ze swadą.

Entrelac skończony, za nic nie chce się sfotografować w całości, kolory płowieją i blakną, ale na żywo jest lekki, ciepły i delikatnie cieniowany. Idealny na chłodne poranki.




Dziękuje za miłe komentarze i życzę słonecznej środy!

środa, 26 marca 2014

Mitenki na ziarnku grochu


 Zawsze kiedy dziergam mitenki i nastaje moment kciuka i  mam w rękach cztery druty skarpetkowe, marker, drut z żyłką oraz samą mitenkę, obiecuję sobie, że już nigdy więcej mitenek:


Co zwykle okazuje się być nieprawdą, w związku z tym kolejna środa wspólnego dziergania i czytania zastała mnie w mitenkowych próbach i bajkach.
Mitenki będą w odcieniach szarości dla koleżanki z pracy, a baśnie przywiozłam z mojej wycieczki weekendowej do stolicy. Ilustrował je Marcin Szancer jeden z lepszych ilustratorów dla dzieci.


Baśnie są oczywiście autorstwa Andersena, ja lubię jego baśnie, chociaż niektórzy mają po nich traumy czy lęki. W ogóle lubię baśnie, lubiłam od zawsze. Zanim nauczyłam się czytać, zamęczałam babcię o ich opowiadanie, aż opowiedziała wszystkie.
- To zmyślaj. Zmyślaj ale opowiadaj.
W baśniach jest właśnie jakieś nienasycenie, można słuchać i słuchać, jak to był król, była królewna i smok i Baba Jaga. Jest strasznie, jest ciemno, jest groźnie i wszystko się dobrze kończy.
Najbardziej lubię bajki magiczne, lubię powtarzające się motywy, lubię to zaskoczenie, kiedy nieoczekiwanie niedźwiedź z obciętą głową okazuje się być po prostu norweską wersją wróżki z Kopciuszka.

A do Warszawy jechałam pociągiem. W pięć minut zapakowałam dwie bluzki, parasolkę i krem, za to dwa dni namyślałam się z jaką jechać robótką. Na tapecie mam chustę entrelac, która jest prosta, nie wymaga schematu, co jest plusem w podróży i chustę Echo flowers, której bez schematu nie da się robić, co jest oczywistym minusem. Ale Esmeralda jest duża i bardzo grzejąca, niezbyt wygodna w podróży, padło więc na poręczną Echo w kolorze surowym. Najpierw kupiłam kuferek podróżny robótkowy, który poza nieco obciachowym imidżem ma same zalety. Jest pojemny, stabilny, obszerny, lekki i szeroko się otwiera. Robótka w nim ma warunki pierwszej klasy:


Chusta w kolorze wrzosu została w domu, ma się ku końcowi, zostało jeszcze tylko sześć kwadratów. I zapewniam, że to nie ja sprowadziłam mrozy z powrotem, bo tylko raz (może dwa) żałowałam, ze kończę ją w czas wiosenny i przeleży do następnego zimowego sezonu.


















Dziękuję wszystkim bardzo bardzo za miłe komentarze. Miłego dnia! :)

środa, 19 marca 2014

Lata z kwadratami

Czyli wspólne środowe dzierganie z czytaniem.
Na drutach dalej różowe wrzosy, kwadratów przybywa, Entrelac okazał się nie taki straszny jak się malował. Dodatkowo zakładam kwadraty markerami oraz śliczną agrafką chińską wydzielam oczko do wspólnego przerabiania. Bardzo się wtedy prosto robi, nie trzeba się namyślać.
W słuchawkach natomiast "Najpiękniejsze lata" Józefa Hena. Spodziewałam się sielskiego dzieciństwa, jakichś może ogrodów, pierwszych książek, ciastek w witrynie cukierni, a tu okazało się, że najpiękniejsze lata przypadły na wojnę, ucieczkę z Warszawy i tułaczkę w tamtych gorących bardzo czasach na Ukrainę.
Bardzo pięknie pisze Hen, szkoda mi trochę że sam czyta - głos ma niezbyt melodyjny, dykcję w ogóle fatalną, jednak czasami jakby zapominał, że czyta i ma się wtedy wrażenie, że słucha jego wspomnień snutych gdzieś na ganku jakiegoś biednego domku, do jedzenia tylko chleb i kartofle ze słoniną.



Siedzę więc na poduszce w drobne kwiatki, ciepła Esmeralda grzeje mi kolana, na drutach śmigają oczka a ja słucham jak Hen jeździł po marmoladę do Lwowa, jak w tamtych okropnych czasach kupował antologię poezji polskiej za prawie wszystkie pieniądze, jak złapało go NKWD i jak jadł w kółko jagły i z głowy pisał referat o czasach klasycznych, jak orał nocą na traktorze a za traktorem trop w trop szedł głodny wilk i czekał aż Hen spadnie.
Wspomnienia z werwą, bardzo barwne, żywe, sugestywne i z humorem. Mimo wszystko. Tamta nieludzka ziemia nie odbiega tak bardzo od naszej, mówi Hen. I wszędzie człowiek jakoś się musi odnaleźć.
Miłego dnia!

niedziela, 16 marca 2014

Dzień Entrelaca

 "-Wie pan, ile lat jeszcze będą mnie czytali? Siedem."
Powiedział Czechow do Iwana Bunina, kiedy w księżycową noc siedzieli na ławeczce w Oriandzie niedaleko Jałty i patrzyli na morze. Czechow wydłubywał końcem laski drobne kamyczki i na szczęście nie miał racji.
W Czechowie można się zakochać równie mocno jak w jego opowiadaniach. W opowiadaniach jest prawda, jest poezja i jest rozgwieżdżone niebo nad stepem. Co za tępa kretynka - powiedziałby na to Bunin, gdybym była krytykiem literackim, szczęśliwie nim nie jestem. Sam Czechow był szlachetny, prostolinijny i miał cudowne poczucie humoru. Kochał kwiaty. I kochał Moskwę.
Książka "O Czechowie" nie jest właściwie książką - są to zebrane przez Bunina materiały do książki. Fragmenty wspomnień innych, jego uwagi, jego wspomnienia. Ale mnie to wcale nie przeszkadza. Nie przeszkadzają mi powtórzenia, lakoniczność, szorstkość tych notatek.
Znowu czytam o pięknej miłości Czechowa do Awiłowej. "A może by Pani podjechała do mnie z dworca napić się kawy? Jeśli będzie pani z dziećmi, to proszę zabrać je ze sobą. Kawa z buleczkami i śmietanką; dostaniecie nawet szynkę."

Tak, warto czytać Czechowa, jest w nim samo życie. Zakładam go Florą. Bo kochał kwiaty.


Na drutach Esmeralda czyli mój pierwszy entrelac. Zawzięłam się, nastawiłam bojowo, uzbroiłam w markery i całą niedzielę dziergałam. Od rana do wieczora z małą przerwą na obiad. Przyznam szczerze, że po tylu godzinach dziergania trochę się kręci w głowie i w oczach ma się różne pętelki.
Padłam w poduszki, a w poniedziałek zmierzyłam to, co zwisło z drutów w dużych ilościach trójkątów rozbiegowych i pierwszych kwadratów. Okazało się, że w wirze walki zaczęłam chustę ponad trzy metrową. Nie było rady, jeszcze przed wyjściem do pracy sprułam wszystko do suchej nitki.
Ale już wiedziałam, że umiem. Nabrałam mniej liczne oczka jeszcze raz i teraz mam bardzo wrzosowo na drutach.


Jest tak wrzosowo, że będę potrzebowała odmiany i z tą myślą pobiegłam do wiadomo jakiego sklepu.   Za moje zasługi na niwie zakupów, dostałam nawet torbę. Magic jest taka milusia, że jeszcze nad otwartym kartonem udziergałam próbkę.


 Idę robić następny kwadrat. :)
 

środa, 5 marca 2014

Robótkowe seraje

"Gdy Grzegorz wnosił zapalone już lampy, najczęściej czytałem głośno, siedząc w głębokim fotelu, zas moja Najmilsza siedziała z drugiej strony pod lampą z wykwintną robótką w ręku"
A. Kieniewicz, Nad Prypecią dawno temu...

Takie śliczne fragmenty można znaleźć w "Zakątku pamięci". Albo przepis na serajowe kadzidła w papierkach. Przy czym owe kadzidła nie z sera rodem, jak w pierwszej chwili myślałam, ale z seraju, co czyni ich zapach znacznie bardziej przyjemnym na pewno.
Taka to właśnie książeczka ów Zakątek - nie wybitna może, ale miła i ciekawa zwłaszcza dla entuzjastów tamtych czasów, kiedy to w kuchniach był trzon - bo na żadnej płycie się tak dobrze nie ugotuje jak na otwartym ogniu, mówiła pani Nakwaska, ówczesna Perfekcyjna Pani Domu, obok jadalni był kredens, a cukier siedział w apteczce zamknięty na klucz.


W roli mojej wykwintnej robótki plan na sweter z Nepalu Drops. Ma być prosty z ryżem ewentualnie ścieg francuski, ale na razie szukam inspiracji.
Do klimatów dworskich zakładka frywolitkowa nabyta drogą kupna, szydełko i frywolitki to nie moje dziedziny póki co. :)




A poniżej mój pierwszy entrelac, rozmiar pięć centymetrów, robiony w ramach przygotowań do entrelaca prawdziwego. Nawet wyszedł kwadrat, trzeba się dobrze przyjrzeć. Coś jest jednak nie tak z rozmiarem drutów, dziewczyny dziergają na czwórkach, a mnie się trójki wydają za grube do Delihta. Dzisiaj po pracy dalsze próby.


Miłego dnia!