12 września 2014

Haruki Murakami - Na południe od granicy, na zachód od słońca

Jest to nazwa książki, która ostatnio przeczytałam. Pomyślałam, że osoby kreatywne tez czytaja książki i może im będzie ciekawie poczytać recenzję i sięgnąć po tę pozycję. przynajmniej mnie się bardzo spodobała. Więc co jakiś czas będę dzieliła sie swoją opinią o tej czy owej książce.
Nie pomyślcie, że porzucam robótki, ale chyba właśnie mam teraz trudny okres w swoim życiu. Do robótek potrzebuję ciszy i światła dziennego, a ostatnio nie mogę się wyciszyć w ciągu dnia. Brakuje mi tych leniwych popołudni gdy mogę wtulić się w fotel przy oknie z kubkiem ciepłej herbaty i wziąść robótkę do ręki. Każdego dnia coś wypada, czasami muszę do miasta, czasami mam krzątaniny po domu, a dzisiaj, na przykład, gotowałam konfitury. Więc wieczorem biorę książkę do ręki i pogrążam się w świat stworzony przez pisarzy. Chyba po to, żeby oderwać się od swego.
Otóż: To było moje pierwsze spotkanie z twórczością Murakami i zostałam dobrego zdania o nim. Napewno sięgnę po więcej książek tego pisarza.
Historia mężczyzny, jego miłości, a raczej wyidealizowanej miłości do dziewczyny, z którą zapoznał się w dzieciństwie, kiedy obydwoje byli w wieku 12-stu lat. Ich drogi rozeszły się, a jej obraz został w jego sercu na zawsze. W ciągu następnych 25 lat każdą spotkaną dziewczynę, kobietę porównywał do niej. Ale nie tylko pierwsza miłość wywarła na nim głębokie uczucie, były też dwie inne kobiety. Jedną z nich była właśnie jego żona, którą bardzo szanował, kochał, ale bez tej szalonej namiętności. Jednak po 25 latach spotyka swoją pierwszą miłość, która wprowadza chaos w jego życie. On sam się gubi, a jego rodzina przechodzi przez cieżką próbę. Z kim zostanie? Czy odnajdzie wewnętrzny spokój?....
Temat można by było nazwać banalny, lecz opisany w bardzo ciekawy, szczegółowy i emocjonalny sposób z dodatkiem scen erotycznych. Ukazane jest głąb ludzkich emocji, uczuć, dno samej duszy. Miejscami rozpoznawałam samą siebie, chociaż bohaterem jest mężczyzna.
Powieść jest także pouczająca. Mamy wielkie pole do namysłu nad zachowaniem bohatera, nad końcówką książki, ale także nad swoimi wyborami i ich konsenkwencjami.


Właśnie zaczęłam czytać jeszcze jedną książkę tego autora: Sputnik Sweetheart, myślę, że już za kilka dni dowiedziecie się o czym jest. 

Także czekam na każdy zdanie o autorze i jego twórczości

Pozdrawiam

11 sierpnia 2014

Jak wam pomysł okładki na zeszyt i propozycja na "cukierka" ?

W sobotę usiadłam do maszynki i uszyłam planowaną okładkę, nareszcie! Obrazek z różą opisywałam poprzednio, do którego nie mogłam znależć odpowiedniej ramki, więc poszłam poszperać w pudełkach z materiałami. O dziwo, znalazłam odcienie różu, chociaż róż nie należy do moich ulubionych kolorów. Pózniej, hafcik, materiał i zeszyt długo jeszcze leżeli u mnie na kuchni w oczekiwaniu (nie wiem na co) na nastrój, odpowiednią pogodę, no nie wiem. Ale fakt, że nareszcie mam.



Oto takie dzieło. Na samym początku postanowiłam przyszyć obrazek, więc zygzag. Chociaż i sprawdziłam pierwsze kroki na pomocniczym skrawku materiału, a jednak maszynka po długim czasie nie pracy nawaliła mi zygzag wprost na okładce. Nie chciałam pruć w obawie o ślady dziur, więc róża oraz różowy materiał zostali przyszyci podwójnym zygzakiem.
Tło materiału w różyczki jest właściwie bardziej kremowe, a kanwa biała, ale myslę, że to nie przeszkadza.


Mam jeszcze oto taki kawałek materiału, który właśnie kupiłam z myślą o okładce na zeszyt, notatnik. Jak myślicie, czy ktoś byłby chetny na takie coś? Żeby to tak wyhaftować imię lub inicjał, a może sentencję i przyszyć do okładki?

Czekam na wasze propozycje i lecę haftować metryczkę, która już od dłuższego czasu czeka na mnie.

Pozdrawiam

22 lipca 2014

Ślubna metryczka rusza z miejsca

Pamiętacie pytałam się o wzorek metryczki. Otóż tylko jedna osóbka, Mysia, przysłała mi dwa bardzo ładne wzorki metryczek. Szkoda tylko, że ze mnie gapa i zobaczyłam je po tym jak już się zdecydowałam na ten wzorek:


A znalazłam go u siebie w Rico Design gazetce. Kopałam się w kanwach i natknęłam się na nią. Najpierw nie byłam przekonana co do wzorku, ale póżniej jakoś przypadł mi do serca. Chociaż początek haftowania szedł mi jak po grudzie, aż tu w niedzielę usiadłam i odwaliłam dobry kawał. Aha przedtem miałam dylemat kanwa czy płótno evenweave. Zdecydowałam się na kanwę, żeby móc haftować bez tamborka (nie lubię go) i w końcu mieć robótkę sztywną. Tymbardziej, że styl wzorku pasuje do kanwy.


Chociaż to tylko 1/4 serduszka, ale już coś. Nadpis z imionami i datą będzie u dołu serduszka. 
Niestety do haftowania jak i do czytania nie zasiadam  codziennie, moja duża rodzinka nie pozwala mi na to :). Haftuję najczęściej po południu, jeżeli nie mam nic pilnego, a czytam wieczoremi przed snem, jeżeli dzieciaki nie rozrabiają za mocno. 

Teraz trochę o czytaniu. 
Ostatnio przeczytałam dwa wydania kieszonkowe, raczej powiedziałabym jedne i półtora. 

Pierwsza książka to:


Czyta ją się szybko, mile. Przeczytałam w kilka wieczorów, chociaż czasami miałam nie całe 20 min. Nie powiem, że mocno poruszyła mnie, ale może być. W końcu nie jest najgorsza. Osobom lubiącym coś krótkiego, łatwego - polecam.

Nastepną pozycję niestety odłożyłam w połowie. Niestety, bo,  po pierwsze,  nie lubię odkładać książek, takie uczucie jakby coś się robiło i nie skończyło do końca. Po drugie żal mi czasu, który straciłam na tą książkę i mam do niej mieszanie uczucia: 


Bardzo atrakcyjny tytuł książki, ale sama książka nie przekonała mnie. Opowiada o kobiecie, która była pozostawiona przez kochającego męża 7lat temu z małą, trzech letnią córeczką. Książka zaczyna się ukazaniem codziennego życia jej i dorastającej córki, a pózniej w akcję wchodzi zjawiający się nieskąd mąż i ojciec dziewczynki. Ale jak dla mnie ta książka wydała sie bez uczuciowa. Być może aktorka póbowała poruszyć dość ważny temat relacji rodziców i dzieci w tak trudnej, skomplikowanej sytuacji, ale ja poczułam, że brak mi serca w tym całym opowiadaniu i znudziłam się. Więc oddałam ją z powrotem (kolezanka pożyczyła mi je). 

Natomiast zerknęłam do książki Zafona "Cień Wiatru" i już omal się nie popłakałam,a przeczytałam dopiero kartkę. Na razie nie wiem czy następna lektura będzie Zafona czy inna, ale powiodło mi się, że odnalazłam dziewczynę, która sprzedaje swoje przeczytane książki. Wspomnę, że mieszkam w Irlandii i nie jest tak tanio i łatwo o polską lekturę. 

Na dzisiaj to już wszystko. Dzisiaj nie haftowałam po południu, bo udałam się na miasto po nicie (mam plan uszycia okładki z haftowanym obrazkiem) i wieczorem nic nie czytałam, bo jak widzicie pisałam post :)

Zobaczymy co mnie czeka jutro :)


07 lipca 2014

Różyczki skończone ...

ale nie obramowane


Wspominałam już, że miałam utknięcie na bacstitchach, a tu w sobote moi mężczyzni poszli na popołudniową drzemkę i nie chciałam walić garnkami, więc usiadłam sobie w swoim foteliku, i raz dwa, i skończone. Powiem, że wcale nie zajęło mi to dużo czasu. Teraz mam w planach zakup białej ramki w wywijaski i obramowanie. Zobaczymy jak to będzie wyglądać.

A dzisiaj zasiadłam do ślubnej metryczki. Co prawda nie postawiłam ani jednego krzyżyka, ale odkroiłam potrzebny kawał kanwy, zabiezpieczyłam brzegi i sprawdziłam zasoby posiadających mulinek. Do wyhaftowania obrazku potrzeba mi 10 kolorków, a posiadam tylko 3. Więc już jutro udam się do lokalnej pasmanterii. Chociaż online można kupić dwa razy taniej, ale pomyślałam, że tym razem kupię na miejscu. A jeszcze mi mazak zmywalny gdzieś się zapodział, ale pamiętam , że już był prawie na skończeniu i znowóż u nas w miasteczku takiego nie ma, tylko ołówek krawiecki zmywalny. Trudno.... Mam nadzieję szybko ujrzycie moje pierwsze postępy. 

Tu jeszcze się podzielę moimi konserwami. 


Osobiście nie przepadam za konserwami, może mi nie być. Mój mężulek lubi je i to dla niego robiłam i jeszcze mam spore plany na te lato. Zapytacie czemu nie mogę kupić? Mogę, ale wlaśnie te swoje domowe robione przypominają mi prawdziwy urok domu, rodziny. Mam cichą nadzieję, że te domowe lepiej smakują. Niestety warzywa nie są z ogródka, a nabyte w markecie. Właśnie mieliśmy super promocję na paprykę, a teraz na pomidory. Więc w szybkim czasie konserwowane pomidory.

A w niedzielę mieliśmy ciasto z białą czekolada i jagodami (wiśniami).


Jeszcze nawet ciut zostało :). Tu właśnie znika mój czas: rodzina i dom. 

Chciałam się jeszcze podzielić niespodzianką jaką otrzymałam od Ewy (świat amalii) w dniu swoich urodzin. Ewa zawsze o mnie pamięta i przysyła to co lubię - gazetki :)


Dziękuję, Ci bardzo kochana !



Także zaczęłam powracać do czytania. O tyle, że ten powrót był niezbyt udany. Zaczęłam czytać właśnie tą książkę i przebrnęłam zaledwie przez 100 str z 300 ilość i oddałam ją spowrotem. Jakoś mi nie poszło, czy to zamało akcji czy coś, Jakaś taka pasywna.. Może żle zrobiłam, że zrezygnowałam, może wartało poczytać dalej. Trudno...

Macie jakieś fajne propozycje lektury realistycznej, może nawet z nutką filosoficzną? Albo po prostu coś fajnego, poznawczego?


28 czerwca 2014

Poszukuję wzorku ślubnej metryczki

Właśnie wczoraj dowiedziałam się, że dawna koleżanka wychodzi za mąż i zachciało mi się wysłać skromny upomink dla niej. Myślę, że metryczka jest właściwym upominkiem na tą okazję. No, a że czasu nie mam za wiele to poszukuję prostego wzorku, niezbyt trudnego i czaso chłonnego. Tu w necie znałazłam kilka fajnych obrazków, może ktoś ma wzorki do któregoś? Albo posiadacie inne miłe wzorki? Bardzo chętnie skorzystam z wszelkiej pomocy. Może ktoś ma namiary do jakiegoś chomiczka?





Na waszą pomoc czekam na maila: agneta999 małpka gmail.com

Moja różyczka marudnie mi idzie. Powiedziałabym bardzo. Opuściła mnie wena twórcza, a dopadły bóle głowy. Już od trzech dni boli mnie głowa i zamiast żyć istnieję :(  Żeby nie czuć się taką beznadziejną zaczęłam czytać: "Ogród Kamili" Katarzyny Michalek.


Zostały mi backstitche, ale chyba nadal nie jestem ich wielką miłośniczką, że mi robótka utknęła właśnie przy ich robieniu :)

03 czerwca 2014

Powracam do robótek

Wczoraj zaszalałam ciut i kupiłam gazetkę. Ostatnio długi czas nie kupuwałam gazetek do krzyżykowania, bo szkoda kasy kiedy tyle wzorów ma się w zbiorach i tyle gazetek kiedyś tam nabytych. Myślę, że nie tylko ja mam takie podejście do tego. A ta gazetka zainspirowała mnie pięknym dodatkiem i kilkoma ładnymi wzorkami.


Bardzo milutki hafcik z pandami, który można kiedyś tam użyć jako metryczkę ślubną, obrazek z plażowymi domkami, które mam w planach wyszyć i panienka w żołtej sukience w gronie wijących się kwiatów w stylu Art Nouveau (tyle, że mi dół sukienki nie podaba się i wolałabym zmienic, ale to kawał roboty, więc nie jestem pewna kiedy zabiorę się, ale uwielbiam ten styl).

Natomiast wczoraj zmęczona wtuliłam się w fotel przy oknie (przy haftowaniu muszę mieć dzienne światło) i postawiłam pierwsze krzyżyki. Chciało mi się czegoś malutkiego, ślicznego bez szukania tkanin i nici; bo za te dwa lata przerwy z krzyżykiem zasoby kanw, nić i wzorów są tam gdzieś, pozasuwane w szafie i tak się nie chce na razie je wyciagać.


Tyle krzyżyków powstało wczoraj, a dzisiaj nic nie doszło, bo bardzo aktywnie minął dzień z dziećmi. Mam nadzieję jutro ruszę z miejsca i w końcu tygodnia będzie wynik.

Na razie nie robię żadnych podsumowań z tych dwóch lat nauki, ale jestem pewna, że nie żaluję tego i jestem zadowolona z siebie, ale na razie muszę zrobić przerwę. Mam trójke malutkich dzieci i muszę zostać z nimi, dać im swój czas i ciepło. Lata dzieciństwa tak szybko mijają! A moja kariera zaczeka :) Podąrzam za głosem swego serca....

Lato w Irlandii zapowiada się nie najlepiej, przynajmniej w naszych stronach, więc łapiemy pogodę i wykorzystujemy na całego. Ale jeżeli będzie sporo deszczowych dni to sporo krzyżyków przybędzie, oj sporo :).

Natomiast kiedy powrócę do robienia kartek nie wiem. Tam inna historia z nabyciem maszynki do drukowania różnych dodatków do kartek, bo według moich obliczeń w kupno dziurkaczy nie warto inwestować. Dziurkacze są drogie i mam je przysyłać, a to dodatkowy koszt, natomiast wzorki do tej elektronicznej maszynki kosztują prawie co centy i można mieć je setki. A dziurkacz jeden drugi nabyć i tyle.

Dziękuję za uwagę i wytrwałość, kto przeczytał do końca, i życzę sporo kreatywnej weny, i słonka dookoła!

28 marca 2014

Lubicie żonkile?

Lubię sporo różnych kwiatów, a żonkile są jedne z nich. Tylko zazwyczaj nazywam na nie narcyzy. Tak to już mam :)


  Dzisiaj wszystkie miasta Irlandii były usypane żonkilami  i nasze miasto nie było wyjątkiem. (Szkoda, że nie mam zdjęcia). Ale mam zdjęcie swoich narcyzów, ile udało mi się kupic za dzisiejszy dzień, bo jutro już ich nie będzie. Ciut kupiłam w szkole, dobrą częśc na mieście, a jak wróciłam do domu zostałam jaskrowo żółte na parapecie - mężulek zadbał. A powód był taki, że w Irlandii corocznie w końcu marca lub na początku kwietnia organizuje się dzień żonkilów, który jest symbolem IrishCancerSociety. W ten dzień wszędzie się sprzedaje te kwiaty, a pieniądze otrzymane za sprzedaż są przekazywane na konto wyżej upomnianej organizacji pomagającej ludziom walczącymi z nowotworem.  Naprzykład kwiatki sprzedawane u nas w szkole były wyhodowane przez nauczycielkę i niektórych studentów na działce szkolnej. Natomiast te które były na mieście, nie znam ich pochodzenia. Tego roku to był pierwszy raz kiedy kupiłam te kwiatki i to aż tyle, bo zazwyczaj miałam swoje w ogródku i szkoda mi było kupować ścięte. Natomiast ostatniej jesieni musiałam wybrać z ziemi swe cybulki przy domu, bo maż zarządził posadzić truskawki i kwiatków zostało mi bardzo mało. Z tego powodu kupiłam taki spory bukiet i postanowiłam, że w następnym roku będę miała sporo róznego rodzaju narcyzów posadzonych przez samą siebie. Chciałabym sama zgłosić się do wolantariuszy tej organizacji, bo moim zdaniem cel takich organizacji jest bardzo szlachetny i warty uwagi,  szkoda, że w tym systemie nie jest tak wszystko idealnie jak by się chciało :( .

16 marca 2014

Zapisałam się na SAL.


Komu wciąż mało zabaw Salowych zapraszam: tutaj

Skusił mnie wzorek,bo tu kolor kanwy i niteczek można przecież bardzo łatwo dobrac na swój gust i efekt końcowy otrzymać inny niż na obrazku, to fakt :)
Drugie co mnie skłoniło do zapisania się  to czas startu, bo właśnie od maju bedę wolniejsza czasowo, zobaczymy może nawet od wakacji Wielkanocnych (jeżeli uda się zaliczyć zaliczki do wakacji). 

Jak na razie moje życie nadal w tempie, rozrywam się między nauką i rodziną. Mąż sporo pomaga, ale czasami i on ma trudne chwile. No cóż, nikt nie mówił, że posiadanie trójkę malych dzieci i żonę łaknącą wiedzy będzie łatwe. Ale nie żałuję. Gdyby była okazja poszłabym jeszcze raz, tylko może coś nie coś zrobiłam inaczej. Takie to żyie...



19 stycznia 2014

Trochę szycia

Na wakcjach zimowych (które już minęły dwa tygodnie temu) szyłam pościel dla dzieci. Pewnie, byłam ambitna i planowałam uszyć w ciagu kilku dni wakacji, a pózniej coś jeszcze poczynić z robótek, ale niestety... Na początku nie czułam się najlepiej, zdrowie nie dopisywało mi, a pózniej przysiąść do maszynki miałam niezbyt sporo czasu, więc moje szycie rozciągnęło się aż na dwa tygodnie.Przyznam, że nie żałuję, bo przynajmniej trochę wypoczęłam, spędziłam czas z dziecmi, z rodziną. Pogoda zupełnie nie dopisywała, ale udało nam się wypaść kilka razy na zewnątrz na spacer. Ale jednak jak nie jak, ale posciel przed końcem wakacji powstała. I to jest ważne.
Bo historia jest taka, że moja mama przed przyjazdem do nas zapytała mnie się wprost co ma kupić dla wnuków i odp: mamo, nic nie trzeba, mojej mamie nie pasowała. Po namyśle zamówiłam bawełniany materiał na uszycie pościeli dla chłopaków. Mama była zadowolona, że otrzymała odp, ja natomiast, że otrzymam fajny materiał i moi krasnalki będą mieli bawełnianą pościel. Bo zauważyłam, że tańsza pościel jest mieszaniną bawełny i tworzywa nie naturalnego i czegoś takiego nie kupuję. Natomiast dobrej jakości pościel jest super droga, przeważnie z różnymi pięknymi rysunkami dla dzieci. No i tak się już stało, że mama nam przywiozła 4 kawałki materiału (chociaż dzieci mam 3 :) ) A mama była z wizytą w pażdzierniku, no i ten materiał leżał leżał, wieć postanowiłam, że wartałoby już zabrać się za niego, samy czas.


Tutaj widać 4 różne gatunki, chociaż wszystkie są bawełna, jednak na dotyk trochę się różnią 
no i wiadomo rysunkami też.




Ta pościel jest dla najstarszego synka.
Rysunek mnie się bardzo podoba, bardzo świeże jaskrawe kolory. Zobaczymy jak będzie wyglądać po praniu, mam nadzieję, że nie wyblaknie. Tu na jednym zdjęciu widać, że jest poszyta z części, no cóż miałam robić jak kawał materiału, który otrzymaliśmy wynosił: 2x2 metry. Więc jedna strona jest cała, a druga poszyta z kawałków. Z tegoż powodu otwór jest pośrodku i ma duże guziki. 
Powiem, że to i było powodem dlaczego szycie szło mi dłużej niż przypuszczałam. Zszywanie i mierzenie kawałków jest czasochłonne.



Następna pościel dla drugiego synka. Bardzo uwielbia Puchatka, więc specjalnie dla niego Puchatek i koledzy. Tutaj też musiałam jedną stronę poszewki zszywać z kawałków, żeby otrzymać jedną całość i tak samo wszyłam większe guziki, niż zazwyczaj bywają.






A to poszewka dla najmniejszego krasnalka. Tutaj już nie musiałam zszywać z kawałków i było raz dwa i poszyte. Wszyłam otóż takie żelazne zapinacze. Niby przy używaniu nie musieliby przeszkadzać. Ale to chyba był pierwszy i jedeny raz gdy użyłam je. Jakoś nie przemawiają do mnie.


A to ostatni komplekcik z miękkiej flaneli. Też jest dla najmniejszego synka. Tego też nie musiałam zszywać z kawałków jak widzicie. Taka trochę jak wór na kołdrę się zakłada (znowóż użyłam tu większych guziczków jako dekoracji) i powstały trzy proste poszewki na poduszkę. Każda z innym kolorem guziczków.

Więc dziękujęmy bardzo dla babci za materiał.

To tyle szycia na dzisiaj. 
Ale najważniejsze, że nauczyłam się robić dziurki na guziki za pomocą maszyny. Jakoś długi czas wahałam się, ale jaka pościel bez guzików... Więc nie było wymówki i musiałam. A jak musiałam, to już wszędzie gdzie brakowało zrobiłam dziurki. Więc w najbliższym czasie musze zrobić zdjęcia i pokazać podusie, które były stworzone bardzo dawno temu, ale brakowało im dziurek (nawet guziki byli kupione). 

Jeżeli dobrnęliście do końca tekstu, dziękuję bardzo :)

I życzę wszystkim miłego dnia/wieczoru i sporo twórczej weny.







04 stycznia 2014

Świąteczne karteczki 2013

Tego rocznych karteczek świątecznych nie było dużo, aż 4 sztuki! Mam na myśli robionych własnoręcznie. 
Chociaż papierów i innych drobiazgów miałam zakupionych o wiele więcej, niestety zabrakło mi czasu na wykorzystanie tego wszystkiego. A jeszcze mam stosik z zeszłego roku... Ale pocieszam siebie, że papier nie jedzenie, nie stuchnie do następnych świąt, a w następnym roku napewno skorzystam :)  Uważam, że jak są piękne papiery, to można je wykorzystać w następne święta, a to i kilka lat pózniej.  Przyznam, że lubię kupować nowe kolekcje papierów, ale nie mam bzika na modzie i chętnie nabywam papiery zeszłych sezonów, najważniejsze żeby mi się osobiście podobały. 

Karteczki były 4, ale jedno zdjęcie z dwoma innymi gdzieś mi się zapodziewało.
Ale były bardzo bardzo podobne do tych:

Papiery: Fizzy Moon - Contemporary Christmas
(Decoupage and Paper Pad 8x8)

Przyznaję, że nie ma tu nic nadzwyczajnego w tych karteczkach. Ale tak mi tęskno było do karteczkowania, że wybrałam szybszy wariant - obrazek 3D. Chciałam choć ciut włożyć serduszka w nie, a nie po prostu kupić w sklepie. Tymbardziej serce boli kupować karteczki, kiedy samemu ma się z czego je zrobić. Nie wiem, taki miałam nastrój i karteczki powstały w kolorych innych niż zwyczajnie jesteśmy przyzwyczajeni kojarzyć święta Bożego Narodzenia i Nowego Roku.




03 stycznia 2014

Witajcie w 2014 roku!

Kochani, życzę dla każdego wszystkiego najlepszego. 
Jak najwięcej zdrowia, słonka (nie tylko na niebie, ale i w serduchu),
a także sporo czasu i weny dla osób kreatywnych. 


Jak ten czas leci, prawda?
Już 2014-sty rok!
Jak zawsze na początku każdego roku, tak i teraz niezwyczajnie jest 
pisać datę - 2014 zamiast 2013 :).
Ale....cóż kolejny rok kalendarzowy, kolejne postanowienia i nadzieje na lepsze.
Tak chyba u każdego.
Ja sobie postanowiłam, że muszę być bardziej optymistyczna, 
a także zacząć bardziej dbać o swoje zdrowie (he he he o sylwetkę też).
No i mam nadzieję, że w drugiej połowie roku, gdzieś tak od czerwca 
zwolnie tempo i odetchnę od terażniejszego chaotycznego życia i stale nie nadążaniem w niczym i nigdzie.
A to powoduje jeszcze większy stres i bóle głowy, a te następnie marnują mi dzień albo kilka :(
i tak w kółko....
Moim marzeniem na wszystkie Nowe Roki byłoby: życie bez stresu :):):)

Trochę odświeżyłam stroniczkę.
Nastrój nazwałabym irlandzką zimą, bo właśnie nie mamy śniegu, 
jest szaro-buro, ale i zielono, i czasami bardzo niebiesko,
więc bardzo mi pasował taki dobiór kolorów.
W przeciwieństwie od poprzednich sówek na zdjęciu,
ta kompozycja jest bardzo spokojna, statyczna.
To chyba wakacje na mnie tak podziałały :) 
Te sówki nie projektowałam sama.
Wiecie jak zrobiłam?
Kupiłam digi papiery na etsy,
otworzyłam photoshop i tam powklejałam te sówki, drzewki itp....

A wy jakie macie postanowienia na ten rok?
Może i ja coś wypożyczę, skorzystam.