W Nowy Rok weszłam.... luksusowo i śpiewająco. Wiadomo bowiem, jaki początek, taki cały rok.
I chociaż, tak naprawdę, nie przepadam za luksusem... ale jeśli ów, może przyczynić się do ulatwienia życia, to wtedy nawet ja, bardzo go lubię.
Mój luksus to... ogrzewanie gazowe!
I pewnie zapytacie, a cóż to za luksus?! To przecież normalka, prawie wszyscy tak dziś mają. Tak, to prawda, ja mieszkając w mieście też tak miałam i to nie było nic nadzwyczajnego. Ale tutaj na wsi, gdy przez lata trud palenia dawał się porządnie we znaki, to każda, nawet najdrobniejsza lub najbardziej oczywista rzecz, ułatwiająca życie staje się luksusem.
Tak też było, gdy nie miałam wody, a gdy się pojawiła była prawdziwym luksusem. A gdy założyłam centralne ogrzewanie, po tym, jak ogrzewałam dom starą westfalką, to i to wydało mi się szczytem marzeń.
Ale z czasem doszlam do wniosku, że takie palenie w piecu c.o. to bardzo uciążliwa sprawa, przynajmniej jak dla mnie, gdy wszystko musiałam sama zrobić. Pocięcie drewna, porąbanie go, poukładanie to kawał pracy, której coraz trudniej było mi podołać, zatrudniałam ludzi, co wiązało się oczywiście z kosztami, a zakup gotowego już drewna opałowego, to też koszty wcale nie mniejsze.
A opału i tak nigdy mi nie starczało, mimo, że paliłam jedynie przez część dnia, więc trudno się dziwić, że miałam zimno.Gdy nastawały mrozy, dokupywałam węgiel i nim paliłam, czego szczerze nienawidziłam. Wszędzie wtedy był ten srtraszny pył i smród. A moje ściany siwe po każdej zimie. Byłam palaczem we własnym domu, bo przecież trzeba było to wszystko nawieżć, a potem palić i podtrzymywać ogień. I każdej zimy przyrzekałam sobie, że to już odstatni raz, że muszę z tym coś zrobić, że dłużej nie dam rady.
Tylko co? Tego nie wiedziałam.
I wtedy przypadkowo, choć w życiu nie ma przypadków, od pewnej "przypadkowo"napotkanej osoby, dowiedziałam się, iż pomimo, że w mojej wsi nie ma gazu i nigdy go nie będzie, to mogę go założyć, korzystając przy tym z dotacji, które są bardzo korzystne, jako że gaz jest dużo bardziej ekologiczny nawet od drewna, nie mówiąc już o węglu. I ten aspekt przeważył.
I tak więc zaczęłam wprowadzać to całe przedsięwzięcie w czyn, Trwało to miesiące, ale udało się wszystko pomyślnie załatwić i cała sprawa mogła ruszyć jeszcze tej zimy, a ciepła grudniowa aura sprzyjała pracom.
I tak oto, mam ogrzewanie gazowe, w co nawet, mnie samej, trudno jest uwierzyć!
I wciąż, zaglądam do mojej kotłowni, gdzie wisi sobie elegancki piecyk z cudownym, magicznym guziczkiem... który wystarczy jedynie przekręcić, a nawet nie, bo wszystko jest zaprogramowane, a więc bez ruszenia palcem... po domu rozchodzi się miłe ciepło !

A ja zamiast pchać resztkami sił, po brzegi wyładowaną opałem taczkę, po oblodzonej drodze z obory do kotłowni, rozpalać, a potem przesiadywać w kurtce w domu... siedzę sobie wygodnie w fotelu, nie musząc nic robić i rozkoszuję się cudownym ciepłem.
A jeśli zapragnę żywego ognia to mam kominek i moją ukochaną kuchnię kaflową. Bo bez ognia,nie wyobrażam już sobie życia.
I myślę, że koszty palenia gazem będą takie same, jak palenie drewnem czy węglem.
A jaka wygoda i czysto w domu. Tak, to prawdziwy luksus.
Pamiętam, jak cierpiałam zimno. Jak na początku mojej przygody ze stuletnią chatą, gdy zamieszkałam w ruinie, w której jedynie wiatr hulał po pustych pokojach, a ja topiłam lód na wodę, bo i wody nie było. Grzałam wtedy starą westfalką, a gdy rano wstawałam, na oknach wisiały sople lodu. Mówilam sobie wtedy... Boże, jakie ja mam wspaniałe życie... bo każdego dnia muszę walić głową w mur i myśleć... jak tu doczekać wieczora... jak tu kolejny dzień przeżyć?!
I przeżyłam, nie tylko kolejny, ale i setki następnych, bo okazało się, że człowiek może wszystko!
A potem było już tylko lepiej. Bo jak wytrzyma się to najgorsze i odbije się od dna, to może już być tylko lepiej.
I tak było. A ja stałam się pokorna, pokorniutka taka.
I zaczęłam doceniać wszystko, wszystko to, co dla innych było tak oczywiste.
Bardzo lubię wspominać tą historię, bo ona uzmysławia mi, za ile rzeczy mogę być wdzięczna.

Dziś jestem pewna, że to moja stuletnia chata, zadbała o to, abym wciąż szła pod wiatr, abym zmagała się... może chcąc mi pokazać, że to co trudne, najlepsze dla człowieka?
Taka Droga.
Każdy ma swoją.
Moja jest wlaśnie taka.
Stuletnia chata mi ją wyznaczyła i wciąż popycha do przodu...!

I to, że weszłam w ten rok śpiewająco, to również sprawa zbiegu "przypadków". Jakaś poznana osoba, gdzieś tam... jakaś rozmowa... telefon nie wiadomo skąd.... i bach... zaczęłam śpiewać!
I w zasadzie, to nic wielkiego, ot takie tam śpiewanie w wiejskim chórku, ale dające sporo radości. A ja od zawsze chciałam śpiewać. Może więc, po remontowych zmaganiach, przyszedł czas na kreatywną stronę życia, tą, którą tak bardzo lubię, chociaż remonty w moim wydaniu... też bywały kreatywne?!
Skoro, tak śpiewająco ten rok się zaczął, to może to jakiś znak?
Może moja... Artystyczna Obora, mój pomysł na kreatywną emeryturę, pomału się zbliża?! I może to znów, tylko sprawa szeregu "przypadków", które tak niespodziewanie pojawiają się na drodze, wtedy, gdy bardzo czegoś chcemy i układają się jak puzzle w jedną całość?
Wciąż... mam głowę w chmurach.... i aż dziwne. Choć, tak często ręce mi opadają.... bo nie zawsze jest "różowo" i... i mówię sobie wtedy... "Dość!"
Ale...potem przychodzi nowy dzień.... nowy świt. I wszystko zaczyna się od nowa.

Taka Droga.
Każdy ma swoją.
A każda cenna, niepowtarzalna, wyjątkowa, tak jak i my sami.
Nasza własna.
Dużo dobra w Nowym Roku, Kochani
i wielu szczęśliwych dróg
Wasza Amelia
I chociaż, tak naprawdę, nie przepadam za luksusem... ale jeśli ów, może przyczynić się do ulatwienia życia, to wtedy nawet ja, bardzo go lubię.
Mój luksus to... ogrzewanie gazowe!
I pewnie zapytacie, a cóż to za luksus?! To przecież normalka, prawie wszyscy tak dziś mają. Tak, to prawda, ja mieszkając w mieście też tak miałam i to nie było nic nadzwyczajnego. Ale tutaj na wsi, gdy przez lata trud palenia dawał się porządnie we znaki, to każda, nawet najdrobniejsza lub najbardziej oczywista rzecz, ułatwiająca życie staje się luksusem.
Tak też było, gdy nie miałam wody, a gdy się pojawiła była prawdziwym luksusem. A gdy założyłam centralne ogrzewanie, po tym, jak ogrzewałam dom starą westfalką, to i to wydało mi się szczytem marzeń.
Ale z czasem doszlam do wniosku, że takie palenie w piecu c.o. to bardzo uciążliwa sprawa, przynajmniej jak dla mnie, gdy wszystko musiałam sama zrobić. Pocięcie drewna, porąbanie go, poukładanie to kawał pracy, której coraz trudniej było mi podołać, zatrudniałam ludzi, co wiązało się oczywiście z kosztami, a zakup gotowego już drewna opałowego, to też koszty wcale nie mniejsze.
A opału i tak nigdy mi nie starczało, mimo, że paliłam jedynie przez część dnia, więc trudno się dziwić, że miałam zimno.Gdy nastawały mrozy, dokupywałam węgiel i nim paliłam, czego szczerze nienawidziłam. Wszędzie wtedy był ten srtraszny pył i smród. A moje ściany siwe po każdej zimie. Byłam palaczem we własnym domu, bo przecież trzeba było to wszystko nawieżć, a potem palić i podtrzymywać ogień. I każdej zimy przyrzekałam sobie, że to już odstatni raz, że muszę z tym coś zrobić, że dłużej nie dam rady.
Tylko co? Tego nie wiedziałam.
I wtedy przypadkowo, choć w życiu nie ma przypadków, od pewnej "przypadkowo"napotkanej osoby, dowiedziałam się, iż pomimo, że w mojej wsi nie ma gazu i nigdy go nie będzie, to mogę go założyć, korzystając przy tym z dotacji, które są bardzo korzystne, jako że gaz jest dużo bardziej ekologiczny nawet od drewna, nie mówiąc już o węglu. I ten aspekt przeważył.
I tak więc zaczęłam wprowadzać to całe przedsięwzięcie w czyn, Trwało to miesiące, ale udało się wszystko pomyślnie załatwić i cała sprawa mogła ruszyć jeszcze tej zimy, a ciepła grudniowa aura sprzyjała pracom.
I tak oto, mam ogrzewanie gazowe, w co nawet, mnie samej, trudno jest uwierzyć!
I wciąż, zaglądam do mojej kotłowni, gdzie wisi sobie elegancki piecyk z cudownym, magicznym guziczkiem... który wystarczy jedynie przekręcić, a nawet nie, bo wszystko jest zaprogramowane, a więc bez ruszenia palcem... po domu rozchodzi się miłe ciepło !
A ja zamiast pchać resztkami sił, po brzegi wyładowaną opałem taczkę, po oblodzonej drodze z obory do kotłowni, rozpalać, a potem przesiadywać w kurtce w domu... siedzę sobie wygodnie w fotelu, nie musząc nic robić i rozkoszuję się cudownym ciepłem.
A jeśli zapragnę żywego ognia to mam kominek i moją ukochaną kuchnię kaflową. Bo bez ognia,nie wyobrażam już sobie życia.
I myślę, że koszty palenia gazem będą takie same, jak palenie drewnem czy węglem.
A jaka wygoda i czysto w domu. Tak, to prawdziwy luksus.
Pamiętam, jak cierpiałam zimno. Jak na początku mojej przygody ze stuletnią chatą, gdy zamieszkałam w ruinie, w której jedynie wiatr hulał po pustych pokojach, a ja topiłam lód na wodę, bo i wody nie było. Grzałam wtedy starą westfalką, a gdy rano wstawałam, na oknach wisiały sople lodu. Mówilam sobie wtedy... Boże, jakie ja mam wspaniałe życie... bo każdego dnia muszę walić głową w mur i myśleć... jak tu doczekać wieczora... jak tu kolejny dzień przeżyć?!
I przeżyłam, nie tylko kolejny, ale i setki następnych, bo okazało się, że człowiek może wszystko!
A potem było już tylko lepiej. Bo jak wytrzyma się to najgorsze i odbije się od dna, to może już być tylko lepiej.
I tak było. A ja stałam się pokorna, pokorniutka taka.
I zaczęłam doceniać wszystko, wszystko to, co dla innych było tak oczywiste.
Bardzo lubię wspominać tą historię, bo ona uzmysławia mi, za ile rzeczy mogę być wdzięczna.
Dziś jestem pewna, że to moja stuletnia chata, zadbała o to, abym wciąż szła pod wiatr, abym zmagała się... może chcąc mi pokazać, że to co trudne, najlepsze dla człowieka?
Taka Droga.
Każdy ma swoją.
Moja jest wlaśnie taka.
Stuletnia chata mi ją wyznaczyła i wciąż popycha do przodu...!
I to, że weszłam w ten rok śpiewająco, to również sprawa zbiegu "przypadków". Jakaś poznana osoba, gdzieś tam... jakaś rozmowa... telefon nie wiadomo skąd.... i bach... zaczęłam śpiewać!
I w zasadzie, to nic wielkiego, ot takie tam śpiewanie w wiejskim chórku, ale dające sporo radości. A ja od zawsze chciałam śpiewać. Może więc, po remontowych zmaganiach, przyszedł czas na kreatywną stronę życia, tą, którą tak bardzo lubię, chociaż remonty w moim wydaniu... też bywały kreatywne?!
Skoro, tak śpiewająco ten rok się zaczął, to może to jakiś znak?
Może moja... Artystyczna Obora, mój pomysł na kreatywną emeryturę, pomału się zbliża?! I może to znów, tylko sprawa szeregu "przypadków", które tak niespodziewanie pojawiają się na drodze, wtedy, gdy bardzo czegoś chcemy i układają się jak puzzle w jedną całość?
Wciąż... mam głowę w chmurach.... i aż dziwne. Choć, tak często ręce mi opadają.... bo nie zawsze jest "różowo" i... i mówię sobie wtedy... "Dość!"
Ale...potem przychodzi nowy dzień.... nowy świt. I wszystko zaczyna się od nowa.
Taka Droga.
Każdy ma swoją.
A każda cenna, niepowtarzalna, wyjątkowa, tak jak i my sami.
Nasza własna.
Dużo dobra w Nowym Roku, Kochani
i wielu szczęśliwych dróg
Wasza Amelia
Amelio, cudownie, że ciepły dom, na jaki musiałaś czekac tak długo. Pamietam, jak doskwierały ci zimy w Twoim Stuletnim. Teraz rzeczywiście czas na realizacje pasji w Artystycznej Oborze, chórze.
OdpowiedzUsuńArtystyczna obora to fajny pomysł i możesz też starac się o dotacje na taki cel.
Powodzenia!
Dzięki Owieczko za wsparcie wieloooooletnie!
UsuńA co do obory to po zalozenieu dachu, jest juz jakby gotowa, bo to wszystko ma być takie wlaśnie zgrzebne, bez tynków, bez podłóg,bez ogrzewania,bardzo proste, widziałam coś takiego na zdjeciach, jedynie jakaś koza do ogrzania... ale wszystko w swoim czasie, życia nie da się popchnąć, a co ma być to i tak będzie.
Doskonale rozumiem ten luksus. Napisałaś prawdę. Wcale nie jest tak różowo na wsi z głową pełną marzeń o starej chacie w zacisznej wsi... to ciężka praca i wiele niewygód ale jest ten zapał, przynajmniej na początku. Wydaje nam się, że jestesmy bohaterami i złapaliśmy szczęście za nogi, ale to mija i daj Boże aby te marzenia i szczęścia z braków wszystkiego nie odbiło się na zdrowiu :)
OdpowiedzUsuńBardzo CI dziękuję za ten prawdziwy post :)
Tylko ten, kto żyje tak jak my, kto poczuł ten trud potrafi to zrozumieć. To trudne życie, choć bywają momenty sczęścia zwłaszcza latem, gdy słońce świeci, ale zima to juz zupełnie inna bajka, gdy sniegi i mrozy, ile ja miałam takich chwil, że tylko uciekać stąd chciałam. Ale trwamy, my dzielne kobiety,siłaczki i wciąż dajemy radę!
UsuńMimo wszystko to bardzo budujące!
Wszystko rozchodzi się o fundusze, kiedy są to myślę, że taka przeprowadzka z remontem nie jest tak uciążliwa i jesli remont zmieści się do końca lata czy wczesnej jesieni, to noszenie wody w wiadrze staje się śmieszną przygodą w upalne lato jedynie. Ktoś inny słuchając takich opowieści mógłby powziąć mylne zdanie i podążając w tym kierunku ale o niewłaściwej porze roku lub z nie wystarczającą ilością gotówki nieźle się ździwić. Nie jestem miłośniczką takich atrakcji, raczej jestem mieszczuchem, ale mam świadomość, że takie życie z lekka utkane trudem codzienności leży ludzi z różnych niepotrzebnych dolegliwości współczesnego świata. Moja Śp Babcia, której dopiero na stare lata podciągnieto wodę, ubikacje i inne wygody, nie miała czasu i nie bardzo rozumiała problemy młodszych pokoleń, że ciągle czegoś nie mogą, tego ich/naszego zmęczenia, apatii, depresji etc i etc. Człowiek zajęty pracą codzienną nie ma tak naprawdę czasu na te pscyhologiczne dolegliwości współczesne i to jest chyba najmocniejszy atut stawienia czoła takiej... nazwijmy to - przygodzie ku przeszłości. Prawda?
Usuńleczy ludzi - miało być
UsuńI Tobie Amelio, wszystkiego co najlepsze! I niech Dobry Los czuwa nad Tobą i Twoimi planami i zamierzeniami! Również obserwowałam Twoje zmagania z Chatą, bo dość wcześnie trafiłam tutaj, choć nie komentowałam zbyt często. Pozdrawiam z Doliny Baryczy :) BDB
OdpowiedzUsuńBDB, dziękuję za zaglądanie, wiem jak to jest, ja tez zagladam, choć nie komentuję, leniwa bywam.
UsuńWszystkiego dobrego.
Ach, dobrze rozumiem te zmartwienia i trudy zwiazane z problemem ogrzewania domu. Też nieraz juz marzyło mi sie jakieś cudowne rozwiazanie w tej kwestii, bo fizycznie coraz ciężej jest człowiekowi podołać z gromadzeniem drewna i potem całą tą robotą z nim zwiazaną. Ale z tego co wiemy niestety koszty związane z gazowym ogrzewaniem przerastają nasze możliwosci. Przerosły też możliwosci kilkorga naszych znajomych, którzy spróbowali tej opcji i po kilku miesiacach złapali sie za głowę widząc ogromne rachunki za gaz.A przerażeni tymi sumami czym prędzej zrezygnowali z gazowego ogrzewania i wrócili do tradycyjnego - opartego na drewnie i węglu, które niestety jest tańsze niż gazowe. Bo okazuje się, iż co innego założenie gazowego ogrzewania a co innego eksploatacja.A ta eksploatacja trwa przecież w Polsce od października do kwietnia - a czasem nawet dłużej! Tym niemniej mam nadzieję, że w Twoim przypadku będzie inaczej i będziesz mogła cieszyc się tym nowym rodzajem ciepła domowego, uwolnić sie od tego kieratu drewniano-węglowego i spożytkować swą energię na inne rzeczy. Życzę Ci tego z całego serca, Amelio!:-)
OdpowiedzUsuńI jeszcze o śpiewaniu! Też to bardzo lubię, i w młodosci przez wiele lat spiewałam w szkolnych chórach, wiec nie dziwię się, że taką radoscia napełnia Cię możliwosc śpiewania w wiejskim chórze.Mam sąsiadkę, która spiewa w chórze koscielnym i to daje jej mnóstwo satysfakcji i pozwala sie spełniać.
Niech Ci sie darzy, droga Amelio! Niech Twa stuletnia chata daje Ci nadal siłe, natchnienie i motywacje do kreatywnego życia.Niech Twe pomysły się urzeczywistniają i przynoszą Ci szczęście!:-))***
Wiem Olu, rachunki będą pewnie duże,ale ja to przewidziałam i zostawiłam sobie kominek z płaszczem wodnym, którym będę grzała w cieplejszych miesiąch tych jesienno wiosennych, natomiast gaz to na mrozy, na niedomagania, wyjazdy i etci brak siły. Opał kosztował mnie mnie również dużo, jako że do wszystkiego musiałam nająć ludzi, a potem i tak dokupować węgiel, który jest drogi.A poza tym, to palenie już tak dało mi w kość, że nie wyobrażałam sobie kolejnej zimy, i kolejnych zmagań.
UsuńSama jestem ciekawa jak to będzie wyglądać z tym gazem. Zdam relację po zimie.
A chór super sprawa, kosciół też już był, ale nie tylko. Polecam gorąco, to wspaniała forma spędzania wolnego czasu i przebywania z innymi ludzmi.
Pozdrawiam serdecznie.
To dobrze, że masz alternatywę w postaci tego kominka z płaszczem wodnym. W domu mojego taty też tak to właśnie działa.
UsuńCiekawa będę Twojej relacji po zimie, po zakończonym sezonie grzewczym!:-)
Do kościelnego chóru się nie nadaję, ale czasem lubie z sąsiadami kolędy pospiewać!:-)
Dobrej i ciepłej niedzieli, Amelio!:-))
Jak to Rej pisał Zima jak w raju;))Zima co za pożytki i co za rozkoszy w sobie ma.
OdpowiedzUsuń" Ano izba ciepła, ano w kominie gore, ano potraweczek nadobnych nagotowano, ano grzaneczki w czaszy w rozkosznym piwie miasto karasków pływają!"
Ano.
Pozdrawiam,
"wsi radosna, wsi wesoła...."
UsuńTo piekne życie, choć trudne, ale nie zamieniłabym go na żadne inne.
pozdrawiam
Nie przeszłam Twojej drogi, ale wiem o czym piszesz.
OdpowiedzUsuńWystarczyło mi pomieszkać 80 dni w namiocie. A potem?, a potem radość, że jest sedes, że pstryczkiem elektryczkiem włącza się światło. że woda leci z kranu.
My mamy piec zwany zielonym smokiem, na pellet. Można do niego wrzucić jednorazowo 7 worków po 25 kg. Teraz dajemy radę, ale nie wiem jak to będzie kiedy przejdziemy na emeryturę (ja za 8 lat)
No właśnie, dlatego myśląc perspektywicznie postawiłam na gaz, żeby mieć alternatywę, gdy juz nie dam rady.
UsuńJak pisze Robert Frost:
OdpowiedzUsuń"Zdarzyło mi się niegdyś ujrzeć w lesie rano
Dwie drogi: pojechałem tą mniej uczęszczaną —
Reszta wzięła się z tego, że to ją wybrałem."
Dobrze Cię rozumiem choć ja tylko czasem i tylko przez kilka dni grzeję w chatcie samym drewnem. W dzień to nie jest problem ale nocą albo wstawanie co dwie godziny albo budzenie się w wystygłej izbie. Jak wtedy trudno wstać z ciepłej pościeli! Przed każdym wyjazdem przenoszę na taras zapas na tydzień by chciało mi się wracać, mając w oczach ten słuszny stos. Drewno zamawiam już porąbane ale to i tak jest tańsze niż ogrzewanie prądem.
A gaz masz ze zbiornika?
Tak ze zbiornika. Będę palić na przemian gazem i kominkiem. Zakupilam gazu tyle ile całoroczny opał mnie kosztuje, a więc zobaczę na ile to wystarczy. Ale jaki mam teraz luz i spokój, bo palenie w kominku nie da się porównac do palenia w piecu c.o.
UsuńJeśli nie ma stałego dopływu ciepła, nasza chatka wyziębia się do rana, no i wstaje się rankiem w taki chłód, rozpala w piecu, dopiero potem zaczyna miłe ciepło promieniować, bo któż dyżurowałby w nocy przy piecu:-) ale paliwo w postaci drewna musi być, tego nie można zaniedbać przed zimą; ogrzewanie gazowe to luksus, a jeszcze jak masz alternatywne podłączenie kominka z płaszczem wodnym, to wypas full, przecież są dni, że wystarczy zapalić tylko w kominku; napiszesz kiedyś, Amelio, jak to wygląda w zestawieniu po sezonie grzewczym, ale inwestycja warta swego, myślę; pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńMarysiu, tak jak piszesz wstawałam zawsze do zimnego. Teraz gdy wstaję jest cieplutko, w nocy ustawione na 18 stopni, a rano piec sam się włącza. W południe daje na min i potem palę w kominku, mam cały czas ciepłe grzejniki i goraca wodę. Tak dobrze jeszcze nie mialam. Jeśli zabraknie gazu lub kasy na niego, jest kominek, więc nie zginę. A w razie niedomagania, choroby jest gaz i nie muszę sie o nic martwić.
Usuńpo zimie napiszę, sama jestem ciekawa jak to będzie wygladać.pozdrawiam.
Tak, to jest zupełnie inne życie. Wiem, jak to jest palić w piecu, wstawać w zimny, ciemny ranek, schodzić do lodowatej piwnicy. Nosić drewno, czasem dosuszać na piecu. Mieć we włosach sadzę, a na rękach ciemne smugi.
OdpowiedzUsuńBardzo się cieszę, że masz teraz o wiele łatwiej, masz też więcej czasu na siedzenie w fotelu : )
Pozdrawiam serdecznie i wszystkiego dobrego w Nowym Roku.
Właśnie dokładnie tak jak napisałaś Łucjo i dlatego miałam tego serdecznie dosyć. Trzeba jesli to tylko możliwe ułatwiać sobie życie, a ja już odczuwam ten mój luksus no i mam czas na posiedzenie w fotelu, za czym bardzo już tęskniłam.
UsuńPozdrawiam serdecznie.
Jak ja tęskniłam za tym blogiem <3 jak miło tu wrócić i czytać wpisy :)
OdpowiedzUsuńDziekuję za tą miłą bardzo wzmiankę i ciesze się z odwiedzin.
Usuńzaczynam myśleć o założeniu centralnego ponieważ z roku na rok będzie ciężej dźwigać drwa do palenisk . Na razie jest wspaniale
OdpowiedzUsuńpozdrawiam z Podlasia - Dośka
Tak, tej ciężkiej pracy nie da się eniestety uniknąć,nawet przy centralnym.
UsuńWitaj
OdpowiedzUsuńosobiście palę drewnem i z każdego roku robię zestawienie wydatków... wychodzi mnie to bardzo tanio; drewno kupuję już porąbane na szczapy ok. 30 cm bo pieca nie mam dużego... większość moich znajomych posiada gazowe i... rachunki są wysokie ba nawet bardzo wysokie chyba, że będziesz oszczędzać... fakt faktem wygoda niesamowita
pozdrawiam i wszystkiego dobrego w nowym roku :)
Juz oszczędzam, bo palę na zmiany gazem kominkiem i kuchnią kaflową, gaz jest wtedy gdy totalne lenistwo mnie ogarnia, też o porankach, abym mogła sobie w ciepełku posiedzieć przy kawie... i etc.
UsuńPozdrawiam noworocznie.
Świetnie, że ciepło i be większego znoju. U nas węgiel i drewno. W sumie naszą kolubrynę trudno byłoby nagrzać gazem. Znaczy- nagrzalibyśmy, ale za wielkie pieniądze.
OdpowiedzUsuńpozdrówki!
Każdy ma swoją z góry wytyczoną drogę, przeznaczenia nie można zmienić, można próbować ale tak będzie jak jest zapisane :)
OdpowiedzUsuńBudowa domów Warszawa to usługi, z których warto skorzystać. Dzięki nim można w prosty sposób rozpocząć i zrealizować budowę własnego wymarzonego domu.
OdpowiedzUsuńbudowa domów warszawa