wtorek, 2 września 2014
Faszerowana pierś z kurczaka na pure z octem balsamicznym.
środa, 20 czerwca 2012
Skrzydełka słodko-pikantne
1kg skrzydełek z kurczaka
marynata:
4 łyżki sosu sojowego
4 łyżki syropu klonowego
½ łyżeczki sproszkowanego imbiru
1 płaska łyżka sproszkowanego chilli
1 łyżka oleju sezamowego
sok z połowy cytryny
wtorek, 31 maja 2011
Faszerowane baklażany i maślane boczniaki.
Jeśli określenie „żar się leje z nieba” odbierać dosłownie, to pasuje do dzisiejszego dnia jak ulał. I nie chodzi mi bynajmniej o wybuch wulkanu nad głową, czy sąsiadów z piętra wyżej rzucających niedopałki przez balkon, lecz o promienie słońca, które wydają się kapać mi na skórę i wypalać w niej maleńkie, niewidoczne, acz bolesne kropki. Nie mam więc najmniejszej ochoty wychodzić w to gorące miasto, szyderczo witające mnie spalinami wypełniającymi gorący zaduch. Jedno co mnie cieszy to fakt, że moją chęć skrywania się w chłodnym domu usprawiedliwia zapalenie ucha i bolący jak jasna cholera brzuch. Mogę sobie bezkarnie cierpieć w przyjemnym chłodzie.
No, ale jeść coś trzeba. Pozostaje tylko pytanie, co da się przełknąć w taki upał? Odpadają wszelkiego rodzaju mięsa, gorące zupy i zapychające potrawki. Chłodnik? Nie, to nie to. Sałatka? Na sałatkę Łasuch ma genialną odmowę – „Nie, bo ostatnio jak jedliśmy sałatkę, to było za dużo pomidorków koktajlowych i one były takie kwaśne, że mi się tak kwaśno zrobiło w brzuchu, że już przez jakiś czas nie chcę jeść, bo się zakwasiłem”. Nie pogadasz. Przechadzaliśmy się tak po sklepie, pomiędzy skrzynkami z warzywami i owocami, aż trafiliśmy na tackę ładnych boczniaków, które stały się w ostateczności dodatkiem do warzywnej wariacji, na którą mam przyjemność Was zaprosić.
Faszerowane bakłażany:
1 duży bakłażan
1 cebula
3 ząbki czosnku
1,5 papryki (u mnie pomarańczowa, ale weźcie tą, którą lubicie)
3 pomidory
2 młode marchewki
½ szklanki soku pomidorowego
łyżeczka ziół prowansalskich
łyżeczka suszonej bazylii
łyżeczka zmielonego chilli
Bakłażana przekroiłam na pół i każdą połówkę wydrążyłam, nie naruszając skórki, a miąższ ułożyłam na durszlaku i posoliłam, aby wyciągnąć zeń goryczkę. Gdy bakłażan puścił sok przepłukałam go ciepłą wodą i pokroiłam w drobną kostkę. To samo zrobiłam z obranymi pomidorami, marchewką, cebulą i papryką. Wszystkie warzywa włożyłam do garnka z grubym dnem, dodałam czosnek oraz przyprawy i dusiłam jakieś 10 minut. Wyłożyłam je do wydrążonych połówek bakłażana, ułożyłam w naczyniu do zapiekania i do nagrzanego piekarnika, aż skórki zmiękły, jakieś kolejne 10 minut.
Maślane boczniaki:
1 duża łyżka masła
2 łyżki oliwy
250 g opłukanych boczniaków
Masło rozpuściłam z olejem na dużej patelni, gdy zaczęło skwierczeć wrzuciłam na nie boczniaki i smażyłam aż stały się lekko brązowe. Dzięki temu były miękkie w środku i chrupiące na brzegach.
Bakłażany i boczniaki zjedliśmy z odrobiną młodych ziemniaczków, które delikatnie skropiliśmy sobie tłuszczem ze smażenia grzybów. Orzeźwiający i bardzo sycący kompromis pomiędzy sałatką a „zjedzmy coś konkretnego”.
niedziela, 8 maja 2011
Prosto i bezpiecznie. Typowy śląski obiad.
Oglądaliśmy ostatnio „Wino truskawkowe”, polsko-słowacką produkcję, kręconą w Beskidzie Niskim. Płakałam, śmiałam się, unosiłam i nie umiem o tym filmie zapomnieć. Absolutnie mnie zauroczył praktycznie pod każdym względem, ale najbardziej w moje serce uderzyła muzyka. Teraz gdy jej słucham przenoszę się zupełnie w inne miejsca, wędruję z wiatrem nad wzgórzami, tymi, nad którymi nawet kruki zawracają. Czuję się jakbym obejmowała trójkątny słup na Krzemieńcu i w jednej trzeciej mnie dzieje się trochę polskiej prostoty, ukraińskiej zaborczości i słowackiej pogoni za motylami. W przypływie kolejnych kilku wolnych chwil postaram się przenieść Was w smaki Beskidu jakie ja znam, słodkich jabłek, kwaśnych porzeczek, przypieczonych kaczek i wspomnianych już przeze mnie ostatnio ogórków z miodem. Ale nie dziś, nad tym muszę się mocno zastanowić, przygotować swoje serce na kolejną porcję czarów, którą poczęstuję Wasze kubki smakowe. Dziś jest czas na odrobinę gościnności, ciepła i kulinarnej rozpusty.
Dzisiaj twardo – kuchnia śląska, taka, jaką znam z własnego podwórka.
Rolady, szare kluski śląskie i modro kapusto to chyba Trójca Święta niedzielnych obiadów w mojej okolicy. I to taka, co się nigdy nie nudzi. Jednak tak, jak większość przepisów na domowe, sprawdzone jedzenie, ma ona wiele odsłon w zależności od tego czyje ręce, w czyjej kuchni ją poczynają. Podobno prawdziwe rolady śląskie robi się z wołowiny. Ja wołowiny nie lubię i jeść jej nie będę z różnych względów, ale wieprzowina już mnie urządza. W dodatku kluski nie są typowo śląskie, to taki wybryk mojej babci, dodający im twardości i tego szarego koloru. No i kapusto. Kapusto, jak kapusto. Kapuściano.
Modro kapusto:
…modro kapusto – 1 główka fioletowej kapusty
200g boczku wędzonego
1 cebula
2 liście laurowe
2 ziela angielskie
sól , pieprz i ocet do smaku
Kapustę należy poszatkować (ja trochę pokroiłam, trochę starłam na grubych oczkach tarki), boczek i cebulę pokroić w kostkę i przesmażyć najlepiej na smalcu i w wysokim garnku. Dodać kapustę, wymieszać i podląc wodą. Wrzucić listki laurowe oraz ziele angielskie. Jak wszystko zmięknie tak, że się będzie rozpływać w ustach przyprawić solą pieprzem i octem (wtedy fajnie zmienia kolor na fioletowo-buraczkowy). Wszystko.
Gumiklyjzy, czyli kluski. Ale szare:
½ szklanki mąki ziemniaczanej
1 jajko
Ziemniaki obrać, zostawić dwa lub trzy do starcia, a resztę ugotować i przecisnąć przez praskę. Surowe ziemniaki zetrzeć i odstawić na ścierce albo gazie (gaza jest lepsza, bo ściera później wygląda jak niedoprana pielucha) ażeby ściekł sok ziemiankowy. Pomieszać oba rodzaje ziemniaków, wyrównać w misce i podzielić na cztery części. Jedną cześć wyjąc i w jej miejsce nasypać mąki ziemniaczanej, przykry wyjętymi wcześniej ziemniakami i wbić jajko. Wszystko dobrze wymieszać rękami i formować kulki z lekką dziurką. Wrzucać na osolony wrzątek i po wypłynięciu gotować piec minut.
Roladki:
2 kawałki schabu albo szynki wieprzowej
2 łyżki musztardy
2 słupki boczku wędzonego
2 ćwiartki kiszonego ogórka
2 piórka cebuli
2 liście laurowe
2 ziela angielskie
kilka ziaren pieprzu
szklanka bulionu
łyżka kwaśnej śmietany
Mięso rozklepać jak najcieniej się da i posmarować musztardą, posolić i popieprzyc, układać z brzegu po słupku boczku, kawałku ogórka i cebuli, a następnie zwinąć i spiąć wykałaczkami. Przesmażyć na mocno rozgrzanym tłuszczu z każdej strony i podlać bulionem z liśćmi laurowymi, zielem angielskim i pieprzem. Przykryć i niech to sobie tak pyrka aż mięso zmięknie. Ja dałam jeszcze kawałek boczku i cebulki do bulionu, żeby miało wędzony smak. Jak to się już stanie należy wyciągnąć roladki i pozbierać szuwary z liści i ziarenek. Zdjąć z ognia dodać zahartowaną śmietanę, postawić na małym ogniu i mieszać do zagotowania, na koniec wrzucić mięso i podawać.
Wiem, że Ameryki nie odkryłam i nowoczesny super pomysł to nie jest, ale czasami wolę przypomnieć sobie sprawdzone, stare polskie przepisy, niż podróżować po smakach z cudzego, może i pięknego, ale wciąż obcego podwórka.
P.S. na deser zjedliśmy drożdżówkę z rabarbarem, ale pisać o niej to już by była przesada ;)
środa, 6 kwietnia 2011
Pierogi. Ruskie. Z mięsem. Z kapustą i grzybami.
240 pierogów. W trzech nadzieniach. Drugie samodzielne podejście i efekt nie chwaląc się bardzo dobry. Padam na nos.
Ciasto:
1,5 kg mąki pszennej
Kubek mleka
Kubek wody
¼ kostki masła (stopiona)
Wszystkie składniki muszą być w pokojowej temperaturze. Mąkę wyjmujemy nieco wcześniej i wysypujemy, aby swoje odstała i napulchniała. Mieszamy wszystko i wyrabiamy aż ciasto będzie miękkie ale nie kleiste. Dzielimy na 3 części, każdą rozwałkowujemy, wycinamy szklanką kółka, nakładamy kulkę z farszu i sklejamy.
Farsz I: ruskie
Kilogram ziemniaków
Pół kostki sera białego
Zeszklona cebulka
Ziemniaki gotujemy, odcedzamy, rozgniatamy i czekamy aż wystygną. Mieszamy z serem, cebulką, solą i pieprzem.
Farsz II: z mięsem
250g mięsa mielonego z indyka
Cebula
Patelnię rozgrzewamy z tluszczem, wrzucamy mięso i pokrojoną w kostkę cebulę. Smażymy i rozdrabniamy widelcem, przekładamy do miski i ucieramy na gładką masę z sola i pieprzem.
Farsz III: z kapustą i grzybami
Pół kilograma kapusty kiszonej
Garśc suszonych podgrzybków
Cebula (zeszklona)
Kapustę siekamy najdrobniej jak się da i zalewamy zimną wodą, gotujemy 20 minut. Grzyby w wysokim naczyniu zalewamy wrzątkiem, przykrywamy i odstawiamy. Odcedzamy kapustę i grzyby (które siekamy). Mieszamy razem i dodajemy sól i pieprz do smaku oraz zeszkloną cebulkę. Taki miks.
Dziś pójdę spać jako bardzo spełniony człowiek. Gotowanie to moja choroba psychiczna. Śniło mi się dzisiaj, że gotowałam na Glassboat w Bristolu. Boże, jak ja się nie chciałam budzić… :(
wtorek, 15 czerwca 2010
Krupnik, curry, grzanki czosnkowe i wyrazy nacechowane pejoratywnie...
Za brak wolnego czasu odpowiada sesja. Swoją drogą to przez nią prawie nic nie jem, więc nawet nie ma czego tutaj wrzucać. I nie żebym była wściekła na ten pieprzony wykwit niesprawiedliwości jakim jest uniwersytet przez małe „u”. I nie żebym życzyła doktor Teresce permanentnej sraczki przez co najmniej dwa lata, za tą „chamerę” jak w zwyczaju mawiać mają młodzi ludzie. Tak więc sesję przedłużono mi do września, jak i czterdziestu spośród pięćdziesięciu osób na moim roku, więc wakacje sobie muszę zaplanować w innym terminie i gówno (tak, nie kupę, nie fekalia – gówno) ich wszystkich obchodzi to, że niedopatrzenia dopuściła się pracownica zacnej uczelni, a nie Bogu ducha winni my. Brak mi słów, Najmilsi, aby opisać moje uczucia w sposób bardziej cywilizowany…
Z całej tej rozpaczy poryczałam sobie wczoraj trochę oglądając „Skazanego na śmierć” i jednocześnie powzdychałam do Wentwortha Millera, który ,jeśli Tomasz się rozmyśli, zostanie moim mężem – jestem tego pewna. No bo jeśli facet dobrowolnie wpakował się do jednego z najcięższych więzień w Stanach, jest to więcej niż pewne, że życie ze mną to byłaby dla niego kaszka z mlekiem. Właściwie to bohater, którego gra, się wpakował do pudła… ale myślę, ze sam Wentworth trochę tych cech po Scofieldzie przejął. To znaczy mam nadzieję.
Trzeci akapit, skoro już popełniam bzdurny tekst, poświęcę temu jak pogryzły mnie komary. Otóż bardzo. Wydaje mi się to być karą za nieprzestrzeganie słowiańskich zwyczajów i kąpanie się w jeziorze przed Kupałą, bo nadmienić należy iż te krwiożercze bestie pogryzły mnie właśnie nad jeziorem. Ba! Nawet wąż chciał mnie zaatakować! Znaczy się zaskroniec, ale wyglądał groźnie, co pozwoliło mi pokonać prędkość światła w wychodzeniu z wody… Skutkiem całości i mojego uczulenia na ukąszenia owadów, mam czterdzieści siedem ropiejących bąbli na samej prawej łydce, nie mówiąc już o reszcie ciała.
Teraz przejdę do rzeczy rzeczywistej, a propos wcześniej wspomnianej kaszki z mlekiem. Tylko, że tu bez mleka. W krupniku.
Krupnik z curry i grzankami czosnkowymi:
1 pęczek włoszczyzny (marchewka, pietruszka, seler)
1 cebula
taka sobie kosteczka wieprzowa, albo udko z kurczaka (osobiście preferuje kurczaka)
szklanka kaszy jęczmiennej
5 sporych ziemniaków obranych i pokrojonych w kostkę
sól i pieprz
2 łyżeczki zielonej pasty curry
2 ząbki czosnku
4 kromki czerstwego chleba
Włoszczyznę i mięso gotujemy aż zmiękną, a wywar będzie miał bladożółty kolor. Wtedy wyjmujemy „szuwary” i jeśli lubimy to kroimy je na małe kawałki z powrotem dodając do zupy (ja tak robię tylko z marchewką), cebulę kroimy w drobną kostkę i wraz z ziemniakami i kaszą wsypujemy do garnka z wywarem. Gotujemy to wszystko do zmięknięcia kaszy i ziemniaków, a gdy to się stanie doprawiamy sola, pieprzem, przeciśniętym przez praskę jednym ząbkiem czosnku i pastą curry. W tymże czasie w piekarniku pieczemy na rumiano kromki chleba, gdy stwardnieją nacieramy je z obu stron czosnkiem i kroimy w kosteczkę. Zupę miksujemy blenderem, tak aby nie miała ani jednej grudki i podgrzewamy. Przelewamy do talerza i posypujemy grzankami. Można zjeść, ale to nie przymus.
Morał dzisiejszej opowieści: Zachowaj radość życia – NIE IDŹ NA STUDIA!
niedziela, 9 maja 2010
Babka z kartofli wypiekana w piecu.
Pomimo wiosny, albo właśnie z jej powodu, tchnęły mnie wspomnienia. Dziwnie majowa nostalgia. Męczy mnie miasto, choć większość swojego życia spędziłam właśnie w nim. Może to przez dzisiejszy spacer po Stobrawskim Parku Krajobrazowym, może przez moją tęsknotę do tych, których nie ma. A może po prostu moje serce wie, gdzie jest moje miejsce, lepiej ode mnie… Namawiam Łasucha do wyprowadzki na zabitą dechami wiochę. I prawie namówiłam. Tylko musimy ukończyć studia, czyli jeszcze rok. Tęsknię za wieczornym zapachem wsi, trawy, strumieni (tak! strumienie pachną!), rumianku, bydła i wilgotnej ziemi. Tęsknie za prostotą, delektowaniem się życiem o zachodzie i spracowaniem rąk od świtu do zmierzchu. Beczkami kiszonych ogórków i kapusty, słojami zacukrzonych owoców, płóciennymi workami pełnymi suszonych grzybów… Wspominałam z mamą Walentyną babcine smakołyki z rodzinnego domu. I jej opowieści jak po wojnie sadziła cebulę do góry nogami, twardo nie przyznając się do swojego herbowego pochodzenia…
Ach, cóż Wam będę smęcić moi mili. Pochwalę się dzisiejszym kolacyjnym dziełem, zaczerpniętym z „Uniwersalnej książki kucharskiej” Maryi Ochorowicz-Monatowej, pozostałej po mojej babci, tej tatowej z kolei.
„Babka z kartofli wypiekana w piecu. Kartofle utrzeć z cebulą i masłem, nałożyć do rondelka wysmarowanego masłem i wysypanego bułką i wypiec w gorącym piecu przez dobre pół godziny, aby się z pod spodu i z boku zrumieniły na złoty kolor. Podając do mięsa wyrzucić tę babkę na salaterkę lub półmisek.”
Marya Ochorowicz-Monatowa, "Uniwersalna książka kucharska", Warszawa 1910
Od siebie dodałam jeszcze jajko, łyżkę mąki ziemniaczanej, sól i majeranek – bo lubię. Można zrobić ją zarówno z ugotowanych, jak i surowych ziemniaków, jednak przy tej drugiej opcji należy ja piec do momentu aż się zazłoci, jakieś 1,5 do 2 godzin w nagrzanym do 200 stopni piekarniku. Świetnie smakuje z kwaśną śmietaną, gulaszem, czy sosem z grzybów oraz jako dodatek do mięs. Idealne na nostalgiczne wieczory szyte wspomnieniami.